Dziś jest:
Poniedziałek, 9 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Witam, Chciałem opowiedzieć pewną historię do działu XXI PIĘTRO, która dotyczy osoby z mojej rodziny, która zmarła trzy lata temu. Była moją ciocią i bardzo było mi smutno, kiedy zmarła, choć dokładnie przewidziała swoją śmierć. Na dwa dni przed nią zadzwoniła do mojej mamy i powiedziała, że dokładnie dwa dni umrze, bo tak powiedziały jej duchy. I tu dochodzimy do jej daru. Moja ciocia widziała przez całe życie duchy, a nawet z nimi rozmawiała. Jej niezwykła umiejętność ujawniła się już wtedy, kiedy była dzieckiem. Jak 3-4 letnia dziewczynka zaczęła być odwiedzana przez duchy zmarłych ludzi. Opowiadała kiedyś, że początkowo brała ich za takich samych ludzi jak inni, a jedyna różnica była taka, że nie można ich było nigdy dotknąć, bo jedynie ręka przemierzała puste powietrze. Z czasem moja ciocia przestała o tym darze komukolwiek mówić, gdyż ludzie jej albo nie wierzyli, albo chcieli kierować na badania psychiatryczne. Jej starsza siostra dobrze wiedziała, że ciocia mówi prawdę, bo wielokrotnie miała okazję przekonać się o tym. W mojej rodzinie o niezwykłych umiejętnościach cioci było głośno, choć raczej traktowano ją jako niegroźną, choć bardzo dziwną osobę, bo mówiła na przykład to samo co wy, czyli że istnieje reinkarnacja i dusze ponownie wracają na Ziemię.
Szkoda, że już jej nie ma, bo być może udałoby się ją namówić do tego, żeby opowiedziała o swoim życiu. Jej umiejętność widzenia duchów potwierdzić może jej bliska rodzina, czyli mąż i córka. Wiem jednak, że bardzo boją się o tym mówić, bo jak kiedyś powiedział mi wujek - ludzie nie są na to gotowi. Mam nadzieję, że ta historia Wam się przyda. Jak chcecie, to możecie ją opublikować, tylko nie podawajcie moich danych.
Pozdrawiam
[…]
Witam,
Mam na imię[….], chciałabym częściowo podzielić się z Wami historią swojego "daru".
Odkąd pamiętam zawsze widziałam kolorowe poświaty wokół wszystkich żywych istot,
które mówiły mi o ich charakterze, zamiarach, stanie zdrowia itp. Mam też bardzo dobry kontakt ze zwierzętami, ponieważ od razu wiem jakie mają do mnie nastawienie. Nigdy też nie rozumiałam dlaczego jestem przez wszystkich ostrzegana przed obcymi zwierzakami. Wiedziałam jakie są i nie rozumiałam tej wszechobecnej nieufności - przecież wystarczy się skupić i od razu wiadomo z kim albo z czym ma się do czynienia. Była to dla mnie naturalnie towarzysząca rzecz - nie zdawałam sobie sprawy, że tylko ja to wszystko widzę.
Jako dziecko byłam badana pod kątem zdrowia psychicznego, wzroku, problemów ze skupieniem i innych. Wszyscy szukali przyczyny dlaczego takie rzeczy widzę - zakładano, że coś jest nie tak. Badania jednak niczego niepokojącego nie wykazały. Moja mama zainteresowana tym zjawiskiem trochę na ten temat poczytała. Dotarła do informacji o dzieciach indygo i aurach. Przekazywała mi ona wiedzę, którą sama zdobyła tłumacząc mi, że nie mogę oczekiwać od ludzi, żeby widzieli i rozumieli to co ja. Nigdy też nie czułam się kimś "dziwnym" - bardziej inni sprawiali takie wrażenie.
Z wiekiem zauważyłam, że nie mam tu swojego miejsca, nie pasuję do takiego świata i społeczeństwa. Mama wyczytała, że z wiekiem moje zdolności powinny zacząć zanikać, lecz jedynie od tamtej pory się nasiliły. Zamiast traktować to jako coś normalnego w życiu, zaczęło mi to przeszkadzać. W zupełnie losowych momentach widzenie aur jakby "włączało się" i wysysało ze mnie bardzo dużo energii, szczególnie w dużych skupiskach ludzi. Czasem w pomieszczeniach widziałam aury bez ciała, które czasem były dobre, czasem neutralne, a jeszcze innym razem wyraźnie złe, co napawało mnie lękiem i odbierało energię. Lata po stracie mojego ukochanego psa mój chłopak zasugerował mi żebym spróbowała go jakoś przywołać do siebie. Udało się - w moim pokoju pojawiła się złota aura, którą bez problemu rozpoznałam. Niestety nie udało się nawiązać "rozmowy" lub czegoś w tym rodzaju. Obecność to jedyne czego doświadczyłam.
Innego dnia, gdy pracowałam na stoisku, znikąd podszedł do mnie mężczyzna i powiedział, że wie że też to wszystko widzę i że mam wielki dar. Sprawdzał coś na mojej dłoni, niestety nie pamiętam co dokładnie tam zobaczył. Na moje nieszczęście pod wpływem szoku nie wpadłam na pomysł, by zapytać się kim jest, choćby po to by się z nim kiedyś skontaktować.
Wiem, że człowiek umiera, lecz jego aura wychodzi z ciała, które jest jedynie ziemskim opakowaniem. Aura żyje dalej, może doglądać swoich bliskich i być z nimi kiedy tego potrzebują lub gdy sama tego chce. Widzę też aury, które nie mogą zaznać spokoju i tkwią w miejscach z którymi wiążą się ich sprawy.
Uważam też, że widzenie tego typu zjawisk to rzecz wrodzona, a nie nabyta. Osobiście nie widzę w aurach podziału na czakry i nie wierzę w takie schematyczne i encyklopedyczne klasyfikowanie.
Chętnie dopowiem resztę w formie rozmowy telefonicznej lub internetowej - nie czuję się na siłach wszystkiego opisywać w mailach, bo treści wystarczyłoby na całą książkę.
Pozdrawiam :)
Poniżej film "WIDZIEĆ DUCHY" z Archiwum FN
czytaj dalej
Tę historię już dawno chciałem przesłać do archiwum Fundacji Nautilus, bo jest nieprawdopodobna, choć świadkowie to bardzo wiarygodni ludzie, gdyż pracują jako leśnicy. Wydarzyła się bardzo dawno, bo w połowie lat 90-tych. Niestety czytałem o tej relacji w gazecie i była tak poruszająca, że zapadła mi w pamięć i nie mogę o niej zapomnieć. Wraca do mnie to, co powiedzieli ci leśnicy, choć nie pamiętam, o jaki las chodziło, miejscowość itp.
Ale czas na samą historię. To był reportaż o gigantycznej nawałnicy połączonej prawdopodobnie z trąbą powietrzną, która dosłownie zmiotła całą połać lasu z powierzchni ziemi. To zagadkowe zjawisko natura prawie meteorologicznej powtarza się co kilka lat i wtedy zamiast lasu po przejściu takiego żywiołu zostaje tylko pas połamanych drzew i wystających gdzieniegdzie kikutów dawnych pięknych sosen, świerków itp. Totalny Armagedon – to jest jedyne słowo, które jakoś pasuje do opisu takiego zdarzenia.
W reportażu w tej gazecie była rozmowa z leśnikami, którzy opowiadali o tym, jak w ciągu jednego dnia na skutek apokaliptycznej nawałnicy dosłownie las zniknął z powierzchni ziemi. Ale nie to jest najciekawsze.
Leśnicy opowiedzieli dziennikarzowi coś, co wprawiło ich w bezgraniczne zdumienie, a co widzieli wieczorem na kilka godzin przed pojawieniem się kataklizmu. Odtworzę z pamięci to, co powiedział jeden z nich:
- Jechaliśmy samochodem wracając z patrolu, byliśmy akurat na leśnej drodze przecinającej ten obszar puszczy, który następnego dnia zniknął z powierzchni ziemi. Wjechaliśmy na taką dużą polanę i nagle zobaczyłem coś, czego nie zapomnę do końca życia. Na skraju lasu przy polanie zobaczyłem kilkadziesiąt różnych zwierząt stojących obok siebie. Były tam niedźwiedzie, żubry, wilki, sarny i jelenie, ale także mniejsze zwierzęta, jak lisy, zające czy jakieś ptaki. Widok był tak wstrząsający, że mój kolega patrząc na to zrobił znak krzyża i się przeżegnał, gdyż normalnie te zwierzęta nigdy nie przebywają w swoim pobliżu. A to wyglądało tak, jakby sam Bóg Ojciec wezwał wszystkie zwierzęta na zebranie, gdyż za kilka godzin ich świat przestanie istnieć. Kiedy zatrzymaliśmy samochód całe to zgromadzenie zauważyło nas, ale nie ruszali się, tylko nas w ciszy obserwowali. Miałem wrażenie, że widzimy z kolegą najbardziej niezwykły widok, którego ludzkie oczy nie powinny nigdy zobaczyć, gdyż jest on zastrzeżony do tajemnic innego świata, świata zwierząt. Po ok. minucie ruszyliśmy i powoli wyjechaliśmy z tej polany, gdyż nie powinniśmy się tam znaleźć w tamtej chwili. Następnego dnia taka podróż nie byłaby możliwa, gdyż ten las przestał istnieć. Moim zdaniem zwierzęta mają w sobie jakąś tajemnicę, której my ludzie nigdy ani nie pojmiemy, ani nie zgłębimy.
Tak mniej więcej brzmiała jego wypowiedź. Zapamiętałem ją bardzo dokładnie, więc śmiało można ją uznać za wiarygodny cytat.
Uznałem, że powinniście ją mieć w swoim archiwum, bo wiem, jak bardzo szanujecie zwierzęta, które nazywacie tak pięknie „młodszymi braćmi”. Znalazłem w sieci jedno takie niezwykłe zdjęcie z zagranicznych serwisów, które jakoś pokazuje, jak ta sytuacja mogła wyglądać. Pomijając obecność egzotycznej lamy można śmiało założyć, że taki widok musieli zobaczyć leśnicy. Zdjęcie załączam do wiadomości. Pozdrawiam całą załogę i dziękuję za Waszą pracę, dajecie nadzieję dla wielu, wielu ludzi. Ale o tym pewnie dobrze wiecie.
[dane do wiad. FN]
[...] Witam.
Kilka lat temu miałem sen z gatunku tych bardzo realistycznych. Dotychczas w moim ponad czterdziestoletnim życiu miałem trzy takie sny. Tylko je zapamiętałem.
We śnie leżę późnym wieczorem na ławce na skraju parku. To park w Warszawie przy którym się wychowałem. Patrzę w górę i widzę typowe nocne niebo w mieście. Zachmurzone jednolicie ciemno szare z pomarańczową poświatą od latarni ulicznych. Jednakże jest ono jakby przezroczyste. Można by to porównać do patrzenia na dno basenu przez lekko ruchomą wodę. Na różnych poziomach tego nieba porusza się mnóstwo obiektów. Jedne malutkie jak gwiazdy, inne niżej lecące i większe. Nie rozpoznaje żadnych konkretnych kształtów. Poza obiektami lecą w różnych kierunkach rejsowe samoloty pasażerskie. Całe niebo jest trójwymiarowe i pełne ruchu.
Patrzyłem na to kilka chwil, po czym spuściłem wzrok na ulicę i jadące samochody. W tym momencie ogarnęło mnie uczucie strachu i wielkiego niepokoju. Dopiero po przebudzeniu wyjaśniłem sobie to poczucie jako obawę przed tym co nas otacza, a czego nie widzimy i nie rejestrujemy naszymi zmysłami. Takie poczucie bezsilności i bycia całkowicie zależnym od czegoś nieznanego.
Porównałbym to do rośliny w doniczce całkowicie zależnej od człowieka i nie mającej świadomości tego. Tak samo człowiek całkowicie bezsilny, zależny od istot żyjących tu obok nas, ale na innym niedostępnym dla nas poziomie. Skoro znany nam świat działa na zasadzie łańcucha pokarmowego, czyli wszyscy wszystkich zjadają, może nad nami są istoty, żywiące się naszą energią, o których nie mamy pojęcia. Może wcale nie jesteśmy na samej górze tego łańcucha?
Pozdrawiam serdecznie.
[dane do wiad. FN] ... opis trafił na pocztę FN 15 stycznia 2021
Pięknie dziękujemy za wszystkie nadesłane do nas historie, które trafiają do Archiwum FN, ale także działu XXI PIĘTRO - TWOJA HISTORIA.
czytaj dalej
[...] Z jednego obiektu wyleciały trzy. Witam całą załogę FN. Oto moja przygoda z NOL,która się wydarzyła w 1989.Zobaczyłem ,,To" z moją,ówczesną , dziewczyną,a obecnie żoną.Któregoś ciepłego majowego Romantycznego wieczoru siedzieliśmy na schodach wpatrując się w gwiazdy.W pewnym momencie zobaczyliśmy coś na wysokości gwiazd co się poruszało.Pomyśleliśmy o nocnym locie samolotu.Jednak ów samolot zaczął się dziwnie zachowywać.
Zaczął lecieć zygzakiem,skakał jak piłeczka w górę i w dół,a także zaczął lecieć na wstecznym,do tyłu.Co ciekawe z tego obiektu nagle wyleciały trzy obiekty,które odleciały każdy w inną stronę ale były blisko obiektu z którego wyleciały.Moja pierwsza myśl to "Matka wypuściła swoje dzieci na dwór".
Dziewczyna przestraszyła się tego co zobaczyliśmy i nie chciała mnie puścić do domu, do którego miałem około 1,5 km.powiedziała do mnie może zawołać rodziców którzy spali, odpowiedziałem że nie i ruszyłem do domu.Idąc oglądałem się za siebie ,obiekt nie wiem który ,leciał za mną. Przybliżał się do mnie .Był moment gdy biegłem.Co ciekawe obiekt który był widziany na wysokości gwiazd ,przybliżając sie do mnie nie zmieniał wielkości.
Gdy dotarłem do domu stanąłem przed drzwiami na schodach ,obiekt zatrzymał się od strony południowej i patrzyliśmy na siebie około minuty po czym wystrzelił w górę z ogromną szybkością ,która była widoczna przez ułamek sekundy i zniknął.Od tej przygody rozegrało się wiele sytuacji innych dla mnie.Opowiem o nich innym razem. Pozdrawiam [...]. Proszę o zachowanie moich danych osobowych dla FN.
[opis przyszedł na pocztę FN 10 stycznia 2021]
Z poczty do FN.
29 grudnia 2020 nad Nowym Sączem jeden z naszych czytelników zauważył na niebie bardzo ciekawe zjawisko. Bardzo wysoko na jasnym, bezchmurnym niebie poruszały się dwie białe kule. Oba obiekty były w bliskiej odległości i na kolejnych zdjęciach wykonanych przez świadka obserwacji widać, że poruszają się zachowując taką samą pozycję. Autor zgłoszenia wykonał kilka zdjęć, które prezentujemy poniżej.
From: [...]
Sent: Monday, January 11, 2021 1:48 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Nowy Sącz 29 Grudnia 2020
Witam serdecznie zaobserwowane w Nowym Sączu. prosze niepublikowac moich danych osobowych .zezwalam na zamieszczenie w serwisie jeśli macie ochotę pozdrawiam.
Poniżej oryginalne zdjęcia przysłane przez autora obserwacji UFO.
czytaj dalej
Witam Państwa, Nazywam się […], mam 64 lata i mieszkam na Śląsku. Chciałem opowiedzieć do XXI piętra o tym, czego doświadczyłem jako 16 letni chłopak. To było lato. Razem z ojcem i młodszym bratem poszliśmy nad jezioro na miejską plażę, aby się wykąpać. Mój brat był jeszcze zbyt mały, aby wchodzić daleko do wody, więc bawił się na brzegu. Ja natomiast razem z jeszcze dwoma kolegami postanowiliśmy odpłynąć od brzegu, ale też niezbyt daleko, najwyżej 15-20 metrów. Pamiętam niewiele z samego momentu, kiedy zacząłem tonąć. W pewnym momencie zachłysnąłem się wodą i próbowałem odbić się od dna, ale tam był jakiś dół i nie dałem rady tego zrobić. Ja tego oczywiście nie pamiętam, ale ci koledzy kiedy zobaczyli, że nie wypływam, to narobili alarmu i ratownik wraz z moim ojcem wyciągnęli mnie z wody. Ale teraz wyjaśnię, dlaczego piszę do fundacji. W pewnym momencie zobaczyłem siebie, jak leżę na brzegu jeziora, a ten ratownik mnie reanimuje. Obraz był bardzo ostry, dosłownie super ostry. Ja byłem około 10 metrów nad ziemią i wiedziałem, że tam na dole jest moje ciało, ale czułem, że ja jestem tutaj gdzie jestem. Dziwnie to może brzmi, ale nie chciałem wcale wracać, było mi bardzo dobrze i nawet sobie myślałem, że cudownie, że mogę latać. Potem nagle zapadła ciemność i obudziłem się w szpitalu. Opowiadałem potem o tym ojcu i mamie, ale nie wierzyli, więc dałem sobie spokój. W tamtych czasach nikt nie słyszał o śmierci klinicznej, przynajmniej w moim środowisku, a ja na pewno coś takiego przeżyłem.
Od tego czasu nie boję się śmierci. Macie pełną rację, że śmierć nie jest końcem, lecz początkiem, a raczej końcem jakiegoś etapu życia. Potem jest się dalej, tyle że poza ciałem fizycznym.
Wszystkiego najlepszego w 2021 roku, pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
From: [...]
Sent: Wednesday, September 9, 2020 7:39 PM
To: FN
Subject: Wszystko zrozumiałem
Witam serdecznie
Na początku roku uczestniczyłem w wypadku samochodowych, zgodnie z informacją medyczną jak i rozmową z lekarzem w czasie wypadku ustały moje reakcje życiowe. Z wypisu szpitalnego można się dowiedzieć że na około 5 minut. Jak trwała walka o moje życie tu na ziemi ja znalazłem się hmm przyjmijmy umownie że w niebie, było to błyskawicznie jak za pstryknięciem palcami,. Zobaczyłem tam bardzo dużo jasnych punktów wielkości piłki do tenisa, była to czysta energia. Były to tzw duszę poruszały się cały czas jak atomy cały czas w ruchu, nie zauważyłem tam żadnej materi żadnych sal do nauki dusz czy niby okien aby duszę mogły sobie wybierać następne opakowania biologiczne. Słyszałem je co mówią ale tylko te co znajdowały się blisko mnie w odległości 2-3 metry. Były radosne bawiły się tym stanem w którym były. Ja sam będąc tam czułem się wspaniale, jedno co pamiętam dość mocno jest to że nie odczuwałem tęsknoty za rodzina, przyjaciółmi, znajomymi. Nagle obudziłem się w szpitalnej sali, również w błyskawicznym tempie pstryk i już. I zrozumiałem na wiele pytań które mnie trapiły znałem odpowiedź tak normalnie. A mianowicie każdy z nas posiada aurę chemiczną i duchową. Chemiczna jest stała ale duchowa już nie. Można określić że są trzy rodzaje aur.
Dobra, tzw zawieszona i zła. Aurę budujemy przez całe nasze życie będąc tu na ziemi. Przez nasze czyny postępowania to jak żyjemy buduję naszą aurę. Aura dobra to jak postępujemy zgodnie z hmm prawami kreacji 10 przykazaniami itp, aura zawieszona to jak niby jesteśmy dobrzy bo co niedzielę idziemy do kościoła ale w święta Bożego Narodzenia kupujemy 2 skrzynki wódki i zabijamy 10 karpi bo taka tradycja niby pracujemy ale w pogoni za materializmem aby kupić sobie coś niepotrzebnego, stabilne życie praca dom raz w roku wakacje kredyt mieszkaniowy wydaje nam się że tak trzeba żyć,. Aura zła to taki człowiek co ma klapki na oczach interesuje się tylko tu i teraz nie wierzy w pogoni za pieniądzem zrobi wszystko aby zaspokoić swoje materialne potrzeby jest złośliwy zawistny i za pieniądze sprzeda przyjaciela. Przykład Idąc sobie ulicą spotykamy inną osobę co posiada podobną aurę jak my, pierw nasze aury zaczynają się łączyć pasują do siebie przyciągają się. Po krótkiej rozmowie możemy zauważyć że mamy wiele wspólnego że mamy podobne poglądy interesują nas te same rzeczy podobne gusta muzyczne, kinowe, teatralne te same potrawy nam smakują mamy tzw wspólny język nawet jeśli chodzi o zapachy.
Rozmowa i przebywanie z tą osobą sprawia nam przyjemność pasujemy do siebie. Ludzie to pięknie nazwali miłość. Po pewnym okresie przychodzi czas na potomka, potomek otrzymuję jak by w pakiecie naszą aurę i teraz tam w niebie jest duszyczka co ma podobną aurę która pasuje, przyciąga się i automatycznie wchodzi w te opakowanie biologiczne. Tak samo się dzieje w przypadku pozostałych aur. Naszym zadaniem jest abyśmy wychowywali nasze dzieci dobrze pokazywali im dobrą drogę aby budowały pozytywną i dobrą aurę. Wydaje mi się że teraz to co się dzieje na świecie z wirusem i skutkami ekonomicznymi które powoduje to jest próbą, test. Nasza mama Gaja już dawno mogła się oczyścić z szarańczy która ją niszczy czyli z ludzi ale jest wiele osób które mają bardzo mocną i dobrą aurę planeta to czuję i tylko dla tego jeszcze tu jesteśmy bo jest nadzieja że ludzie mogą emanować pozytywną energię.
Teraz aury tzw zawieszone przechodzą test, całe ich poukładane życie się wywróciło i w którą stronę pójdą będą kreować negatywną aurę będą przechodzić na złą stronę. Tu na ziemi trwa wojna dobra ze złem wiele razy to słyszałem czytałem. Wyobrażałem sobie że my ludzie to oczywiście ci dobrzy że ci źli albo tu przylecą z kosmosu albo wyjdą z piekła. My wszyscy wtedy złapiemy za broń i będziemy walczyć hehe płytkie myślenie. Ale wojna trwa ale duchowa na aury na emanacje energii byle tych dobrych było więcej.
czytaj dalej
[...] Przy okazji wysłania zdjęć chciałbym podzielić się swoim przeżyciem, które miało miejsce 32 lata temu, a do tej pory nie mogę zapomnieć. Około godziny 23.00 położyłem się spać, po kilkunastu minutach uniosłem się i zobaczyłem pokój i siebie z góry, zacząłem unosić się coraz wyżej, przeszedłem przez sufit i tak coraz wyżej. Widziałem miasto z góry, potem województwo, Polskę, całą naszą planetą ziemię i tak oddalałem się od ziemi coraz dalej i dalej, aż dotarłem do takiego punktu, że jak bym dalej się cofnął to mógłbym już z powrotem nie wrócić.
Więc zacząłem wracać i ziemia zaczęła robić się coraz większa, aż dotarłem do swego ciała. Po wejściu w ciało wstałem z łóżka. W głowie miałem bardzo dziwne uczucie trudne do opisania. Poczułem, że odczuwam potrzebę zaspokojenia podstawowych zmysłów człowieka, jakbym je zatracił tj. węch, smak, wzrok, słuch, dotyk. Zapach powietrza był bardzo intensywny, dotykałem przedmiotów, dotykałem, stukałem w powierzchnię, żeby je poczuć, żeby usłyszeć. Włączyłem muzykę, słuchałem jak bym odzyskał słuch, patrzyłem jakbym odzyskał wzrok. Smak, jadłem co popadło tylko żeby doznać uczucia smaku. Obmywałem wodą twarz co było też dziwnym uczuciem.
Tego typu zaspakajanie zmysłów trwało przez około 1 godzinę z coraz mniejszym nasileniem. Wszedłem do pokoju rodzica, który oglądał wtedy film w telewizji, chciałem spróbować o wszystkim opowiedzieć, ale po kilku zdaniach odpuściłem (usłyszałem, że to sen i żebym obejrzał razem film, spróbowałem, ale nie mogłem usiedzieć). Po jakimś czasie położyłem się do łóżka. Zasnąłem (co nie było łatwe). Na drugi dzień spytałem się matki o to czy przychodziłem do jej pokoju i co mówiłem. Potwierdziła to co wcześniej napisałem i że grałem muzykę, stukałem, lałem wodę, jadłem itp. czego normalnie o tej porze nie robię. Nigdy więcej mi się to nie przydarzyło. Jak to nazwać ? Co to było ?
Pozdrawiam, [dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Witam. Od wielu lat z zainteresowaniem słucham [...] audycji. Mam 39 lat i chciałbym się podzielić moim wspomnieniem sprzed około 30 lat. Sytuacja absolutnie nieprawdopodobna a świadkami była cała moja rodzina. Nie jest to nic tak spektakularnego jak większość opowieści [...] nie mniej jednak prawdopodobieństwo, że to zdarzenie było przypadkowe jest na prawdę znikome. Otóż pewnego późnego wieczoru mój tata chcac nastawić budzik na rano do pracy zauważył, że wskazówki były zatrzymane.
Odruchowo spojrzał na zegar i ten zatrzymał się o dokładnie tej samej godzinie. Zdziwienie było tym większe, że ręczny zegarek też zatrzymał się i wskazywał również ta sama godzinę. Moja mama absolutnie nie jest osoba, która chciałaby w ten sposób zażartować a mój brat był jeszcze malutki. A teraz najciekawsze.
Kiedy tata podniósł zegarek, wszystkie trzy zaczęły chodzić! Po sprawdzeniu godziny w radiu, nasze zegary były około 20 minut opóźnione... To były czasy, kiedy nie było X-Files, zwykła wiejska rodzina, ani rodzice ani ja nie mieliśy pojęcia o takich tematach. Ponieważ sytuacja była tak nieprawdopodobna, tata wiele razy o tym wspominał rodzinie i znajomym i ja również. Proszę o anonimowość, dla [...] informacji nazywam się [...], mieszkam w UK, a do zdarzenia doszło w miejscowości [....] w Gorcach.
Pozdrawiam serdecznie.
[dane do wiad. FN]
From: [...]
Sent: Thursday, December 31, 2020 3:46 PM
To: Fundacja NAUTILUS
Subject: Rysunek syna
Szanowni Państwo,
Dziś mój 6,5 letni syn, fan serii Starożytni Kosmici, wykonał rysunek-kompilację różnych tematów. Postanowiłem podzielić się nim z Państwem. Gwoli wyjaśnienia.. ;) Górna część rysunku przedstawia pojazdy ufo lądujące w Strefie 51 a poniżej, po kolei - wydłużone czaszki, rysunki naskalne, tunel czasoprzestrzenny, inne zamieszkałe planety spoza układu słonecznego (100 km od nas ;-D, jak mówi, stąd liczba 100) oraz coś co przeleciało nas miastem..
Pozdrawiam i przy okazji życzę udanego 2021 roku!
załogant
[...]
From: [...]
Sent: Sunday, January 3, 2021 9:31 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Zegarmistrz Światła
Witam serdecznie,
czytając wczorajszy wpis z działu XXI piętro: " Odruchowo spojrzał na zegar, a ten zatrzymał się na tej samej godzinie " postanowiłam wysłać do Was to zdjęcie, chociaż nie przedstawia ono zjawiska nadprzyrodzonego ani UFO ( :) ) , ale wywołuje pewien sentyment, przynajmniej we mnie, za czymś co minęło i w dobie elektroniki chyba już jest nie do zobaczenia, ponieważ nie wiem czy jeszcze można spotkać takiego zegarmistrza-starszego Pana pośród starych zegarów pochłoniętego z pasją swoją pracą.
Pozdrawiam
Marika3-04
P.S. w razie publikacji można podpisać nickiem.
czytaj dalej
[...] Dzień dobry Słuchałam właśnie waszego streamu z 25.12 i tak sobie przypomniałam historię, którą usłyszałam w 2001r. od pewnego Węgra dotyczącą czerwonej świecącej kuli w mieszkaniu. Niestety Węgier ten bardzo słabo mówił po angielsku. Był to człowiek raczej skryty i o jego spotkaniach z ufo dowiedziałam się od jego kolegów. Pytając go o jego doświaczenia z tym związane nie bardzo chciał mi na początku cokolwiek mówić bo czuł, że osoby które znajdowały się wokół nas uważały to wszystko za bzdury.
Niemniej jednak dowiedziałam się, że wielokrotnie w jego domu na Węgrzech pojawiała się czerwona świecąca kula, z której coś wychodziło co było chyba istotą inteligentną. Zawsze ta kula wychodziła z rogu pokoju. Po tych spoktaniach ten człowiek zaczął działać jak magnes i metalowe pieniądze i inne elementy nie spadały z jego ciała. Powiedział mi również, że bardzo się tego bał i mówil żeby to więcej nie przylatywało i w końcu kontakt się zakończył. Mowił też ze to coś pomogło wyzdrowieć jego mamie z jakiejs choroby.
Pozdrawiam
[...]
[...] Kiedys naprawde z ciekawosci nawąchalem sie rozpuszczalnika - glupi bylem że az wstyd mi to pisać- jednak to co przezylem to... Cały pokoj zrobil sie na złoto. Wyszedł mężczyzna i choc twarzy nie widzialem bo ogarnelo mnie cos takiego iz tej osoby sie balem i mialem przed nia ogromny respekt to jej widok przypominal mi no osobę jaka sie pokazuje na obrazach i jest to Jezus. Pdszedl do mnie - jaka to byla moc ! jedna ogromna milość mądrośc bezpieczenstwo az sie rozplakalem taki byl cudowny. Podszedl jesze blizej i podniósł prawą reke ruszajac ja że zle robie. Potem ta postac weszla w moje cialo - to bylo przezycie no kosmiczne - bylem wszystkim - calym wszechswiatem i czulem wielka moc i milość - po minucie wyszla mi przez plecy i chciala odejsc - blagalem zeby zostal - chcialem go zlapac za ręke ale byla nie materialna - sciana zrbila sie wielkim swiatlem przez ktore przeszedl i juz nigdy go nie widzialem.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Witam. Mój sen o reinkarnacji. Mam pewnie jak każdy z nas swojego opiekuna duchowego (anioła stróża). Nawiązałem z nim kontakt 30 lat temu, chociaż już wcześniej przez pierwsze 30 lat mego życia wyczuwałem jego obecność. Nasze stosunki określiłbym jako szorstką przyjaźń. Podejrzewam nawet,że mój opiekun ma mnie serdecznie dość.
Kiedyś powiedziałem mu (a raczej zażądałem) żeby podczas snu wyjaśnił mi na czym polega reinkarnacja. I tej nocy miałem sen który doskonale zapamiętałem (co nie jest u mnie regułą). Treść snu: Jestem w szkole, jest jakiś egzamin końcowy, siedzę w drugim rzędzie ławek. Wywołują uczniów z pierwszego rzędu, uczniowie podchodzą i losują pytania, potem mają chwilę na przygotowanie się do odpowiedzi.
Dzień drugi, zostałem wywołany do egzaminu, losuje pytanie, jestem kompletnie nieprzygotowany, nie znam odpowiedzi na pytanie. Dostałem krótką chwilę na zastanowienie się. Myślę co ja tu robię, a może stąd uciec? Wychodzę ze szkoły,idę i po kilkunastu krokach wchodzę w błoto, idę dalej błoto sięga mi po kostki, idę dalej, błoto po kolana, powoli brnę dalej błoto po pas.Patrzę przed siebie, aż po horyzont nic tylko czarne błoto, patrzę w prawo błoto, patrzę w lewo błoto, oglądam się, w oddali widzę moją szkołę.Odwracam się i powoli wracam do szkoły.Nie mam innego wyjścia.
Pozdrawiam.
[...]
[...] Programowanie snu.
Było to kilka lat temu. W jakimś wydawnictwie przeczytałam, że można zaprogramować swój sen. Postanowiłam spróbować. Chciałam przenieść się w czasie o jedną dobę, aby móc sprawdzić wygrywające numery Lotto. Śpię i nagle znajduję się w w olbrzymim pawilonie handlowym z olbrzymią ilością regałów i półek. Podchodzę bliżej, a tam w takich maleńkich szklanych pojemniczkach są rośliny. Pomyślałam, że kupię jakieś nasiona na działkę, ale żądnych nasion nie ma tylko te sadzonki.
Spoglądam na ścianę, a tam wyświetla się 12 czerwca 2100 rok. Nagle rozlega się przeraźliwy sygnał i do tego pomieszczenia zbiera się masa ludzi, którzy się dziwnie mnie przyglądają. Ja przerażona wychodzę na zewnątrz. Nie wiem, gdzie jestem. Myślę, że muszę znaleźć przystanek komunikacji miejskiej albo szyld na budynku, to może zorientuję się gdzie jestem. Na zewnątrz jest pusto, nie ma śladu komunikacji, chodników, nie ma też żadnych drzew. Jedynie są budynki i pusta betonowa ulica. Budzę się wreszcie, a przecież ja chciałam tylko przenieść sie w czasie o jedną dobę.
Pozdrawiam!
[...]
czytaj dalej
Witam serdecznie.Nazywam się [...] , mam 24 lata. Od dawna ślędzę wszystko co związane jest z zjawiskami " nie z tej Ziemi".Byłem też wiernym słuchaczem audycji P.Roberta w radiu Zet.Jestem osobą pragmatyczną,konkretną ale i zafascynowaną sprawą UFO.Chciałbym opisać Wam co przytrafiło się mi ( oraz mojej koleżance [...] - 18 lat ) rok temu w miejscowości Nieporęt k. Warszawy.Jest to temat dla mnie ważny i chciałbym dowiedzieć się za Waszym pośrednictwem czy ktos widział wcześniej coś podobnego i co Wy jako Załoganci Nautilusa o tym sądzicie.
Wiem ,że od tego momentu mineło sporo czasu...Jako sceptyk schowałem ten "obraz" gdzieś w sobie, a życie codzienne stłumiło wszelkie chęci rozwiązania tego tematu.Ale tak jak wcześniej napisałem chciałbym po prostu zrozumieć to co widziałem gdyż nie daje mi to spokoju.Był to czerwiec zeszłego roku.Około godziny 23 - 24.Była ciepła i bezchmurna noc.Wraz z moja niedoszłą dziewczyną spacerowaliśmy po osiedlu Głogi w Nieporęcie w okolicach Kanału Królewskiego,i tam po spacerze usiedlismy sobie na brzegu Kanału by porozmawiac i odpocząć.
Zastrzegam ,że nie byliśmy pod wpływem alkoholu i innych używek.Często spoglądam w nocy na niebo,lubie ten widok.Tak i wtedy podczas rozmowy z koleżanką patrzyłem na gwiazdziste niebo.Widziałem Wielki Wóz i inne znane człowiekowi gwiazdozbiory ale kolor tych "gwiazd"bo tak chciałbym je nazywać zmieniał się bardzo szybko - to było takie pulsujące kolorowe światło.Koleżanka na moją prośbę zwróciła oczy na "gwiazdy"i odparła , że to naturalne zjawisko itp.
Ok z tym się mogę nawet zgodzić przy czym po dłuższej obserwacji te "gwiazdy"zaczeły się przemieszczać!!jakby zamieniać się ze sobą miejscami!poruszały się po prostych liniach - to pamiętam doskonale.Pierwsze skojarzenie w mojej głowie to jakby trwała jakaś bitwa gdzieś tam bo "gwiazdy"błyszczały zmieniały położenie migały i znikały.Wiem ,że to niedorzeczność ale takie miałem pierwsze skojarzenie.Basia również przyglądała się temu "zjawisku"dla Niej najbardziej ciekawy był fakt przemieszczania się tych "gwiazd".Przecież wiemy ,że nie powinny się poruszać!Jedna- jakiś meteoryt wchodzi w przestzeń Ziemii czy cokolwiek innego ale nie ponad 5! Nawet napisałem wiersz po tym zdarzeniu dla koleżanki cyt. "...a gwiazdy tańczyły nad naszymi głowami ..."Jeśli przypomnę sobię coś więcej na pewno dam Wam znać.Proszę o kontakt.
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
-----Original Message-----
From:
Sent: Thursday,[...]
To: FN
Subject: "Gwiezdne" pytanie
Witam,
Nie mam się do kogo zwrócić z tym pytaniem, dlatego pomylałem, że może Wy.. Pytam o nazwę gwiazdy, która oprócz Księżyca, jest najjaśniejszym punktem na nocnym niebie (północny zachód). Nie jest to przypadkiem Syriusz albo... Orion?.. Wcześniej nie zwracałem uwagi na ten obiekt i nie wiem czy jego wielkość wynika, że ów gwiazda jest tak blisko (a może się zbliża?!) czy jest tak wielka.. Mam chyba złudzenie, że jest coraz bliżej Ziemi.. Jeli wziąć pod uwagę Proroctwo Oriona czy problematykę planety X to można by snuć daleko idące myli..
Dziękuję z góry za odpowiedź.
Pozdrawiam, [...]
Kierując się datą obserwacji była to najprawdopodobniej Wenus. Tego dnia rzeczywiście była jakby powyżej Księżyca i świeciła jaśniej od najjaśniejszych gwiazd. Natomiast jeśli jasny punkt jest "pod Księżycem", to jest to najprawdopodobniej Jowisz.
-----Original Message-----
From: [...]
Sent: Friday [...]
To: nautilus
Subject: Pionowe tunele w ziemi
Witam!
Chciałbym dodać komentarz na temat owych tuneli, które podobno zostały przed tysiącami lat utworzone przez w sumie nie wiadomo kogo. Już jakiś czas temu spotkałem się z tym zjawiskiem i ilekroć czytałem na ten temat nigdy, ale to nigdy nie był on wiązany z UFO. Spotkałem się z wieloma legendami indiańskimi, które mówią o tym, że istnieje podziemny świat, w którym żyją ludzie. Mają własne miasta, rodziny itd. Pod naszą planetą jest niewyobrażalna sieć korytarzy i tuneli przebiegających również pod morzami i oceanami.Wiele plemion, które różnią się między sobą w takim stopniu jak np Japończycy i Polacy mają identyczne opowieści na ten temat). To są legendy; natomiast w Anglii w wieku XII w miejscowości Woolpit wydarzyła się historia, która została udokumentowana przez kronikarzy (historia w załączniku). W dzisiejszych czasach można znależć mnóstwo przykładów, kiedy to ktoś wpadł do tego rodzaju "tunelu", opowiadając póżniej o tym co mu się przytrafiło. Niestety opowieści te są tak niewyobrażalne, tak fantastyczne, że traktowane są z wielkim przymrużeniem oka. Przez
mój list chciałem państwu jednie naświetlić inny punkt widzenia. Możliwe, że i panśtwo słyszeli o tych legendach, aczkolwiek wykluczyli taką możliwość. Moim zdaniem wersja o podziemnym świecie jest bardziej prawdopodobna, tym bardziej, iż tematem zainteresowani byli naukowcy i odkryli nawet coś w rodzaju "przedsionka". Niestety dalsze poszukiwania w tym miejscu były niemożliwe z powodu zawalenia się całej konstrukcji.
Jeżeli państwo chcieliby uzyskać informacje na ten temat w znacznie szerszym kontekście, służę pomocą.
Pozdrawiam,
[...]
Sometime between the years 1135 A.D. and 1154 A.D., two strange children were found near Woolpit, England.
Workers were harvesting their fields when they heard frightened cries; investigating, they discovered two children, a boy and a girl, terrified and huddled near a pit. They were screaming in a unknown language, and their clothes were made of a strange looking, unknown material... but stranger still, the children's skin was green.
The two were taken to the home of a man named Richard de Calne, where the local populace attempted to take care of them... but the children refused to eat or drink anything that was offered until someone brought in some fresh bean stalks. The children eagerly grabbed these and opened the stalks; and when they saw these empty, they started to cry. When shown that the beans were in the pods instead, the children quickly ate their fill and ate nothing else for some time after.
Soon after they were found, the boy sickened and died; but the girl became healthy and hearty, eventually losing the green hue to her skin. When she learned the local language, what she told of her origins only deepened the mystery. She said that she and her brother had come from a land with no sun; the people there, all green, lived in a perpetual twilight. When she was asked how she had come to be found outside the pit, she could only say that she and her brother had heard bells, become entranced... then the two of them were in the pit and could see the light from the mouth of it.
Though the girl lived long after her discovery, eventually marrying a local man, she was never able to give any further help in solving the mystery of her and her brother's origins and odd arrival in Woolpit.
-----Original Message-----
From: [...]
Sent: [...]
To: nautilus
Subject:
Witam droga Fundacjo.
Nazywam sie Michał,mieszkam w Bydgoszczy i chciałbym opisać Wam pewną
sytuacja która miąła miejsce jakies 1,5 roku temu.Długo zastanawiałem
sie czy do Was napisać,czy to zdarzenie wogole nadajae sie do Waszego
archiwum,ale raz sie żyje jak to mówią :) Otóz całe zajście miało
miejsce około 2 w nocy,spałem spokojnie gdy nagle ze snu wyrwał mnie
potężny huk!,jakby coś wyleciałow powietrze lub jakby przed blokiem
spadła bomba.Byłem na tyle przerażony,ze dosłownie bałem sie podejsc do
okna gdyż byłem pewien ze za nim zobacze jakąś tragedie,byłem przekonany
ze to albo atak terrorystyczny albo wojna.Zlany potem i na nogach jak z
waty pobiegłem do pokoju matki która spała za ścianą i wyrwałem ją ze
snu pytajac czy to słyszała,a ona podniosła sie spokojnie i powiedziała
ze nic nie słyszała i że zazwyczaj ma miekki sen szybko by sie obudziła
gdyby coś takiego miało miejsce,jednakze byłem pewien tego co słyszałem
i byłem tak przerazony ze bałem sie zostac sam w pokoju[dodam ze miałem
wtedy z 19 lat i raczej nie bałem sie wszystkiego wkolo :) ).Po około 40
minutach uspokoiłem sie po szedłem spac,rano przemyslałem to wszystko i
wypytałem paru znajomych czy coś podobnego słyszeli ale kazdy
odpowiedział ze nie.Prosze sobie wyobrazić jak wielkie było moje
zdziwienie gdy po miesiącu jeden z moich kolegów który mieszka po
drugiej stronie miasta podczas rozmowy ze mną sam rozpoczął rozmowe od
tego ze miesiąc wczesniej słyszał ogromny huk w nocy ale wszyscy których
o to pytał mowili ze nic nie słyszeli!!!Do dzis mam zagadke co to mogło
byc,sprawdziłem dokładnie czy w okolicy nie było jakiejs eksplozji w
pobliskich zakładach lub na lotnisku ale nigdzie nic sie nie stało,zadna
lokalna gazeta o tym nie mówiła,jednakze oboje mimo ze oddaleni od
siebie słyszeliśmy to samo.Jestem ciekaw czy w Państwa archiwach
znajdują sie jakieś podobne relacje?Chciałbym zaznaczyc iz nie ejst to
zaden zart czy próba oszustwa gdyż nie miałbym z tego żadnych korzyści a
poza tym szanuje bardzo Państwa za Waszą świetną i ciekawą prace.Gdybym
tylko ja wtedy to słyszał to uznałbym ze to był sen ale niemożliwe jest
zebysmy oboje niezaleznie słyszeli coś czego nie było,o tej samej porze
tej samej nocy.
Mam pewna teorie jednakże wydaje mi sie ona małoprawdopodobna,ale
przyszła mi do głowy jako pierwsza.Otóż jak myslicie-czy mozliwe jest ze
stało sie cos co naprawde spowodowało ten huk [jakas
katasstrofa,wybuch],ale ktoś lub coś potrafiło wpłynąc na pamięć ludzi i
wymazać to lub sprawić ze nie słyszeli tego?Tylko w takim razie czemu my
to słyszeliśmy?Wiem ze ta teoria zapewne jest smieszna alenic innego nie
wyjaśnia mi tego co sie stało.
Pozdrawiam serdecznie i zycze wielu tak ciekawych artykułow jak
dotychczas.
Z pozdrowieniami Michał :)
czytaj dalej
Witajcie,
Mam na imię Wiktoria. Dziś przypadkiem trafiłam na waszą stronę, gdyż
szukałam w internecie informacji o zagubieniu, błądzeniu w... czasie,
przestrzeni, w jednym miejscu? Nie wiem jak to właściwie nazwać i tak
też trafiłam na waszą stronę. Moje poszukiwania na ten temat, są
spowodowane wczorajszym wydarzeniem, a dokładniej, z wczoraj na dziś.
Od wielu lat mieszkam za granicą w dużym mieście. Miasto to znam dość
dobrze a co lepsze, jeszcze lepiej znam teren, w którym to
"zabłądziłam"(?),gdyż przez kilka lat mieszkałam w tym rejonie miasta i
bardzo często przemierzałam dobrze znaną mi drogę, aż do dzisiejszej
nocy wydawało mi się, dobrze znaną. Nie potrafię tego jakoś ogarnąć
właściwie, dlatego postanowiłam napisać do Was, może Wy mi to jakoś
wytłumaczycie?
Otóż wczoraj umówiłam się z koleżanką u niej w domu na 20:00, do niej
dotarłam bez problemu, komunikacją miejską. Mieszka ona w kamienicy, na
uboczu, nie na obrzeżach miasta ale tak na uboczu trochę. Są tam pasma
kamienic, w nocy jest cicho i spokojnie.
Dawno się nie widziałyśmy, gdyż wyprowadziłam się w inny rejon miasta i
tak nie miałyśmy sposobności, żeby częściej się widywać. Więc
posiedziałyśmy, pogadałyśmy, zaznaczam, że nie piłyśmy żadnego alkoholu,
po prostu bajdurzyłyśmy sobie jak to kobiety. Rozmawiałyśmy sobie do
północy, no i w końcu postanowiłam się zbierać w drogę do domu, zanim
wyszłam od niej było ok. godziny 00:30, więc wiedziałam, że nie mogę
pojechać ani metrem, ani tramwajem, gdyż było już za późno, więc
pozostało mi jechać autobusem nocnym. Najbliższy przystanek autobusu
nocnego znajduje się jakieś 200 metrów od domu mojej koleżanki, więc
niedaleko, a tą drogę znam doskonale. Trzeba po prostu iść te 200 metrów
wzdłuż torów tramawajowych, a dojdzie się centralnie do przystanku
autobusu nocnego. No więc ruszyłam w drogę wzdłuż torów drogę oświecały
mi latarnie, więc i nie było ciemno, minęłam chyba ze dwóch
przechodniów... nie wiem, uszłam może jakieś kilkadziesiąt metrów,
pamiętam jeszcze, że mijałam knajpkę, którą znałam z widzenia.
Minęłam knajpkę i może z 10 metrów za knajpką, tuż na wprost dostrzegłam mgłę,
była dosłownie między jedną kamienicą a drugą (kamienice stoją po obu
stronach ulicy w ciągu) i spowijała ulicę z torami i chodnik wzdłuż
torów, którym to szłam tak, że nie było widać co jest dalej. Widok mgły
mnie nie zdziwił, bo było wilgotno, mżyło ale było ciepło. No głupia
musiałabym być, żeby przez mgłę zbaczać z drogi, więc szłam nadal wzdłuż
torów i weszłam w mgłę. Jak już w tej mgle byłam, miałam słabą
widoczność ale tory, chodnik i kamienice po bokach widziałam, trzymałam
się torów, wiedząc, że w ten sposób na 100% dotrę do celu. Jakież było
moje zdziwienie, gdy w pewnym momencie spostrzegłam, że jestem dokładnie
w tym samym miejscu, w którym mniej więcej weszłam w mgłę... własnym
oczom nie wierzyłam, poznałam mijaną niedawno kamienicę, przystanęłam i
zaczęłam patrzeć na budynki kamienic, świateł w oknach nie było,
zupełnie jakby ludzie na raz, dwa, trzy poszli spać, więc znów ruszyłam
do przodu wzdłuż torów i normalnie miałam wrażenie, że kręce się w koło,
mijałam znane mi kamienice i normalnie... to jakieś szalone ale w pewnym
momencie dostrzegałam na nowo kamienicę z samego początku. Ze strachu
omal mi serce nie wyskoczyło, więc postanowiłam zawrócić... moje
przerażenie nabrało jeszcze większego rozmiaru, gdy wracając mijałam w
koło jakby te same kamienice, w koło te same kamienice a przecież
powinnam minąć knajpkę a te kamienice ciągnęły się tak jakby w koło te
same, te same które mijałam w jedną i drugą stronę, powtarzały się
jakbym kręciła się w kółku.
Spanikowana na dobre postanowiłam zadzwonić
po taksówkę... jak zobaczyłam że nie mam zasięgu, wtedy już zaczęłam
płakać, w dodatku było już po drugiej w nocy. Spanikowana do kresu
wytrzymałości, zaczęłam wołać: "czy ktoś mógłby mi pomóc? Ludzie!
pomóżcie mi!". Zaczęłam biec wzdłuż torów w kierunku tego nieszczęsnego
przystanku, do którego trafić nie mogłam i w pewnym momencie wybiegłam z
mgły i zobaczyłam dalszą znajomą część drogi, jednak byłam tak
przerażona, że biegiem pokonałam jeszcze te chyba ze 100 metrów aż
trafiłam do przystanku. Na przystanku zobaczyłam jedną osobę, młodego
mężczyzne i wtedy odetchnęłam ale musiałam wyglądać strasznie, bo jak
już doleciałam do tego przystanku, byłam cała roztrzęsiona, tak, że jak
chciałam spojrzeć w telefon czy mam zasięg, to wypadł mi z rąk ale
zasięg był.
Mężczyzna ten pytał czy coś mi się stało, nie wiedziałam co
odpowiedzieć, bo przecież nie mogłam mu powiedzieć, że przez ponad 2,5
godziny biegałam w koło w jednym miejscu. Powiedziałam, że coś mnie po
drodze wystraszyło i po prostu trochę spanikowałam. Mimo, że dotarłam do
przystanku, zdecydowałam się mimo wszystko wrócić do domu taksówką.
Ja rozumiem, zabłądzić w lesie, na jakimś otwartym terenie, gdzie
wszystko jest podobne... ale przecież nie mogłam kręcić się w koło przy
torach, które ciągną się wprost, wzdłuż drogi do przystanku. To jakaś
paranoja normalnie. Do chwili obecnej jestem tym faktem tak przerażona,
że dziś na pewno nie ruszę się z domu a kiedykolwiek zobaczę przede mną
mgłę, choćbym miała nadrobić kilometry drogi na około, nigdy nie wejdę w
żadną mgłę. To było przerażające.
[dane do wiad. FN]
Witam! Piszę do Was, aby podzielić się z Wami moją dzisiejszą historią, która trochę mnie przeraziła. Czytałem wcześniej na Waszej stronie o tym, więc wiem, że jest to tzw. nocna zmora.
Dziwne jest to, że stało się to rano - ok.godziny 10, bo właśnie o tej porze wstaję do pracy. Leżę na łóżku, na brzuchu i śpię. Zacząłem nagle czuć jakby coś chodziło mi po nogach. Takie uczucie jakby kot mi chodził po nogach, ale czułem to na dwóch nogach, więc wiedziałem, że to nie kot (zresztą zwierząt w domu nie mamy). Ale jakoś specjalnie się tym nie przejąłem, bo przez chwilę pomyślałem, że to mój brat chce mnie obudzić do pracy. Ale otworzyłem oczy i tak leżę (głowę miałem zwróconą w stronę ściany) i nagle poczułem jakby dosłownie coś na mnie siadło. Aby złapałem płytki oddech i wydałem cichutki krzyk "eeech!" i nie mogłem już słowa wypuścić! I nie mogłem się ruszyć, choć bardzo chciałem! To nie było takie..hmmm...ludzkie...Bo jak człowiek siądzie Ci na plecy to co innego, tak czujesz niby to na skórze, a tutaj był duży nacisk, nie mogłem się ruszyć i oddychać. To trwało zaledwie ze 2-3 sekundy, bo szybko pomyślałem, że jak nie mogę się ruszyć to spróbuję ręką poruszyć. Wyjąłem szybko rękę z pod brzucha (bo cały czas leżałem na brzuchu) i pomachałem nią nad plecami i momentalnie ustąpiło...
[...]
Witam
Nazywam sie Dominika. Mam 27 lat. Mieszkam na stale za granica. Mialam wiele problemow rodzinnych dlatego zdecydowalam sie wyjechac z Polski. Moja rodzina nie utrzymuje ze mna zadnych kontaktow. Pochodze z bardzo katolickiej rodziny. W zeszlym roku rozstalam sie z mezem i rodzina nie zaakceptowala tego. Podczas mojego ostatniego pobytu w Polsce moja siostra powiedziala ze sie mnie boi,ze jak jestem w domu to czuje jakies zlo i w nocy zamyka sie na klucz. W sumie to cala rodzina byla przekonana ze jestem opetana. Zachowuje sie normalnie,jestem osoba spokojna ale raczej unikam towarzystwa ludzi. Problem zaczal sie po przyjezdzie do Belgii.
W nocy balam sie,czulam czyjas obecnosc,spalam z wlaczonym swiatlem i caly czas zle sny do tego wszystkiego jal sie w nocy budzilam to widzialam jakas dziwna mgle, cos obok mojego lozka,dziwne ksztalty, czasami jakby to byly osoby. Dalam sobie czas kilka miesiecy,ale to nie mijalo. W maju poszlam nawet do psychiatry bo myslalam ze moze to jakas choroba ale on stwierdzil ze jestm zdrowa a to to moze tylko emocje. Minal juz rok,ostatniej nocy znowu to widzialam.Tym razem jakby kwiaty byly nad moja glowa. Czuje ze to nie sa tylko moje emocje. To jest tak realne . Nikomu o tym nie mowilam, nie chce zeby brali mnie za wariatke. Chcialam sie tylko zapytac czy slyszeliscie o podobnych przypadkach?
[...]
czytaj dalej
[...] To zdarzyło się, gdy miałem może 17 lat. Wracałem od mojej ówczesnej dziewczyny, która mieszkała na sąsiedniej dzielnicy. Było jakoś przed północą. Nasze dzielnice oddzielała ruchliwa ulica, ale żeby do niej dotrzeć trzeba było przejść słabo oświetlonymi uliczkami. Gdy wyszedłem zza rogu jednej z nich zobaczyłem, że naprzeciwko mnie (może dwadzieścia metrów przed mną) stoi grupa jakichś 5, 6 łysych kolesi. Klasyczni dresiarze. Zauważyli mnie od razu, wymienili kilka zdań i zaczęli rechotać. Nie mogłem się cofnąć, bo wiedziałem, że to ich sprowokuje. Rozejrzałem się wokół, ale nie było żywego ducha. Zwolniłem kroku, jednak wiedziałem, że i tak idę na zderzenie czołowe. Pamiętam, że stali naprzeciwko mnie z szeroko rozstawionymi nogami, głowami opuszczonymi nisko. Ich intencje były aż nader jasne.
I wtedy zdarzyło się coś dziwnego.
Gdyby byłem mniej więcej dziesięć metrów przed nimi, z bocznej uliczki wyszedł jakiś wielki kształt. Spojrzałem kątem oka i zobaczyłem, że to pies. Pamiętam, że sapał głośno. Wtedy pomyślałem sobie – „No ładnie, jak oni mnie nie pobiją, to pogryzie mnie ten olbrzym”. Czekałem aż się na mnie rzuci, ale tak się nie stało. Pies zrównał się ze mną krokiem i człapał majestatycznie. Szliśmy niczym pan i jego właściciel. Dresiarze wyraźnie stracili rezon. Patrzyli na to na mnie, to na psa. W końcu rozstąpili się, a ja nie oglądając się za siebie przeszedłem dalej. Wtedy odważyłem się przyjrzeć mojemu towarzyszowi. A była to niezła bestia. Jak później sprawdziłem wyglądem przypominał Mastifa Hiszpańskiego. Tymczasem przede mną zamajaczyła już ruchliwa ulica i przystanek tramwajowy. Na horyzoncie zobaczyłem kilkoro ludzi. Byłem bezpieczny. Pies przeszedł ze mną jeszcze parę metrów, po czym jakby nigdy nic skręcił w boczną uliczkę, idąc tym samym majestatycznym krokiem. Po chwili zniknął w ciemności…
Od tego czasu często zastanawiam się, czy to mógł być mój Anioł Stróż.
UFO
[...] To działo się, gdy miałem może 14 lat. Okno mojego mieszkania w bloku wychodziło na park. Za parkiem była rzeka, a po drugiej stronie rzeki, hen daleko - cmentarz. W letnie noce, gdy nie mogłem zasnąć patrzyłem sobie przez okno, oparty o parapet. I właśnie wtedy dwa może trzy razy zobaczyłem na niebie (od strony rzeki) dziwne, jasne punkty. Było ich zawsze kilka. Mniej więcej pięć lub sześć. Najpierw były tak malutkie, że można było je pomylić z gwiazdami. Potem jednak rosły nieco i zaczynały poruszać się w dynamiczny sposób. Na przykład robiąc zygzaki, albo przesuwając się w szybkim tempie z góry w dół i odwrotnie. Po jakichś trzydziestu sekundach znikały nagle (jakby przyśpieszyły i odleciały). W tamtych czasach nie było telefonu z możliwością nagrywania, więc nie mogłem tego utrwalić. Zresztą szczerze mówiąc nie chciałem przepuścić ani chwili tego spektaklu. Minęło wiele lat i już nigdy potem czegoś takiego nie widziałem. Nie dbam o to, czy ktoś mi wierzy, czy nie. Wiem co widziałem. A piszę po to, żeby dać świadectwo prawdzie.
From: […]
Sent: Friday, December 18, 2020 12:03 AM
To: Fundacja
Subject: Dziwny dzwiek basowy we Wrocławiu
Witam, obudził mnie o 23:50 dziwny dźwięk we Wrocławiu, okolice legnicka/młodych techników. Basowy dźwięk raz głośno raz cicho
Witam!
Oglądając ostatnio serial Columbo, dostrzegłem jakieś latające w tym starym filmie obiekty na niebie. Wrzuciłem to na youtuba pod tym adresem:
czytaj dalej
[...[ Wiem, że lubicie różne historie związane ze zjawiskami paranormalnymi :-) Mam coś ciekawego dla Was - moją własną historię związaną z prawdziwym zdarzeniem. Byłam naoczym świadkiem :-) Był to jeden z tych pięknych wigilijnych wieczorów we wczesnych latach osiemdziesiątych. Chyba to był 1984 rok. Za oknami panowała prawdziwa śnieżnobiała zima z trzaskającym od mrozu śniegiem pod nogami.
Byłam wówczas kilkuletnią dziewczynką z warkoczykami i czerwonymi kokardami, bardzo ciekawą prezentów pod choinką.
Rodzina jeszcze nie zasiadła do stołu, bo jeszcze było za wcześnie, choć za oknem było już ciemno. Wszyscy krzątali się w kuchni przygotowując wigilijne specjały.
Jednocześnie bardzo brakowało nam mojego dziadka - cichego i skromnego seniora rodu. W 1982 roku oszedł on od nas na zawsze. Rodzice i babcia opowiadali mi, że po jego śmierci wciąż było słychać, jak po nocy ktoś chodzi po kuchni i przedpokoju. Jakby ktoś mył naczynia po północy. Ja niestety nie słyszałam tych hałasów, bo mam bardzo dobry sen.
Owego wigilijnego wieczoru postanowiłam zajrzeć do salonu, gdzie stała choinka. Był już ciemno, toteż zapaliłam małe swiatełko w pokoju. Szybkim susem skoczyłam pod choinkę, która była już delikatnie oświetlona przez kolorowe lampki choinkowe. Musiałam przecież sprawdzić, czy Gwiazdka przyniosła mi już prezenty :-)
Pod choinką było jeszcze pustko, więc postanowiłam popatrzeć na naszą piękne i dorodne drzewko. W pokoju pachniało igliwiem, a kolorowe bombeczki odbijały migotliwe światełka lampek.
Przypomniałam sobie starą opowieść o pewnej zabawce na choince. Był nim jakiś chłopaczek, który wspinał się po kolejnych piętrach drzewka i spotykał tam różne postacie - też zabawki na choinkę. Na najniższych partiach drzewka, które w bajce symbolizowało Drzewo życia, spotkał się z krasnalami i demonami. Opowiedziały mu swoją powieść, a on zrozumiawszy to - wspinał się kolejno na kolejne partie drzewka. Potem spotykał kolejne formy życia - śnieżnobiale bałwanki, jelonki, piękne baletnice z muślinowymi sukienkami - a na końcu - świętą Rodzinę i Gwiazdę na samej górze. Gwiazda miała symbolizować Boga i Swiatło Zycia. Dlatego do tej pory na mojej choince musi być gwiazda a nie szpic, a krasnale i demony zajmują dół drzewka :-) Tak samo było z moją choinką w latach osiemdziesiątych i późniejszych ;-)
NIe zważając na to, co dzieje się wokół mnie - z zachwytem patrzyłam na piękno i tajemnicę naszej choinki.
Nagle kątem oka spostrzegłam, że coś dziwnego stoi blisko mnie. Byłam przerażona, gdy ujrzałam jakąś postać z gęstem mgły. Nie mogłam uciec ani krzyknąć -byłam niczym sparaliżowana. Przez moment nic się nie działo. Postać ze mgły po prostu stała obok mnie. Nie mogłam w tej postaci nikogo rozpoznać. Miałam dziwne poczucie, że postać ta chce się ze mną skomunikować, ale chyba ma jakieś trudności.
Nagle pod moimi stopami pojawiło się pudełko obwiązane czerwoną kokardą. Pojawiło się po prostu z powietrza. Byłam zdezorientowana - nie wiedziałam co mam zrobić. Wyciągnełam ręcę po to pudełko, ale ono zniknęło. A potem znowu się pojawiło. Ja tylko stałam z wielkim wytrzeszczem oczu.
Po jakieś chwili dziwna postać ze mgły zaczęła wychodzić z domu przez ścianę. To był cały proces! Delikatnie postać ustawiła się przy ścianie, gdzie było okno i choinka. Bardzo wolno zaczęła ona przenikać przez ścianę. Nigdy tego nie zapomnę! Mglista postać niczym mgła przenikała mury i po prostu wyszła na zimowy ogród!
Nie wiem, jak ja, tak sparaliżowana, stałam w salonie z choinką. Moje materialistyczne spojrzenie na świat runęło i się potłukło w drobne kawałki. A więc - jest Coś czego nie jesteśmy w stanie zrozumieć ani pojąć!
Do tej pory nie wiem, kim była owa postać ze mgły. Po latach doszłam do wniosku, że to był mój nieżyjący dziadek. A może to wcale nie był mój dziadek...
Oczywiście powyższe wydarzenie zostało zakwalifikowane jako zabawna anegdota rodzinna. Przez wiele lat wyśmiewano się ze mnie i pukano się w czoło, jak to "małe dziecko spotkało św. Mikołaja pod choinką". W paczce była moja wymarzona lalka krakowianka, a była to lalka zakupiona przez moich rodziców, a strój dla niej był uszyty przez moją babcię.
Jednak po upływie wielu lat, jak byłam już dorosłą osobą, moja matka przyznała się, że gdy podkładała prezent pod choinkę to widziała coś dziwnego w rogu pokoju, w pobliżu okna. Jednak szybko wyszła z pokoju i nie roztrząsała tego, co ujrzała. Specjalnie przez tyle lat śmiała się z mojej opowieści, bo nie chciała, abym ja wierzyła w duchy i się nich bała. To było niby "dla mojego poczucia bezpieczeństwa".
Mam nadzieję, że kiedyś, możliwe, że po mojej śmierci, dowiem się, kto przyszedł do mnie w ten piękny i tajemniczy Wigilijny Wieczór...
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Sprawa niezwykłych wydarzeń towarzyszącym losowaniu wszelkich loterii i wygrywaniu pieniędzy 'odmieniających życie' pojawia się często w opisach czytelników, które potem trafiają do XXI PIĘTRA. Tym razem sprawa dotyczy publikacji, która pojawiła się tabloidzie Fakt. Jest jedna na tyle ciekawa, że znajdzie miejsce w Archiwum FN.
From: [...]
Sent: Sunday, December 13, 2020 11:50 PM
To: fundacja
Subject: historia pewnej wygranej
Witajcie,
Nieraz wspominacie o tym , czy można przewidzieć liczby w grach losowych. Oto historia, która się wydarzyła w Polsce 19 grudnia 1965roku.
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/lodz/mowia-o-nim-melon-z-lodzi-pan-stanislaw-trafil-szostke-w-totka-wszystko-przepuscil-w/vbj4l2y?utm_source=www.fakt.pl_viasg_fakt&
utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2
Pozdrowienia
[dane do wiad. FN]
SZOPKA W WATYKANIE NICZYM... ILUSTRACJA Z KSIĄŻKI 'MISJA' MICHAEL'A DESMARQUET'A
[...] Witam Załogę i mostek kapitański!
Na starcie chcę złożyć serdeczne życzenia Wesołych i Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia dla wszystkich członków Fundacji Nautilus i jej czytelników! Zdrowia, Zrozumienia i jeszcze raz MIŁOŚCI.
Nazbierały mi się dwie rzeczy do Was, więc znajdując chwilę wolnego czasu postanowiłem podesłać.
I. Zakładam, że wiecie już o sprawie, ale ze względu na brak informacji na stronie podsyłam temat Watykańskiej szopki 2020 oraz jej nawiązań oraz symbolik. W załączniku przesyłam screeny z internetu. Jak uważacie czy jest w tym jakiś celowy przekaz czy jest to tylko jakaś wizja artystyczna? Przyznam szczerze, że gdy tylko zobaczyłem całość instalacji to nie chciałem dowierzać czy to czasem nie Fake News. Całość wygląda tak jakby chciano nam powiedzieć, że z tymi narodzinami Zbawiciela to nie było do końca tak jak w Piśmie, a bardziej tak jak w książce Misja. Co o tym sądzicie? (Nie chcę tutaj obrażać niczyich uczuć religijnych to tylko teoria.) (linki do screenów:
(linki do screenów:
1 - https://telewizjarepublika.pl/watykan-przygotowania-do-swiat-bozego-narodzenia-inauguracja-szopki-i-zapalenie-lampek-na-choince-na-placu-sw-piotra-wideo-zdjecia,108023.html
2 - https://www.goniec.net/2020/12/11/szopka-w-watykanie-czy-szopka-z-watykanu/ )
II. Chciałem się podzielić pewnym doświadczeniem, którego doświadczyłem jakiś czas temu i jak już było po wszystkim i szok opadł trochę, to skojarzyło mi się, że podobne rzeczy opowiadał względem swoich doznań Krzysztof Jackowski.
Mianowicie po dłuższym spacerze wróciłem trochę zmęczony do domu i po wypiciu ciepłej herbaty postanowiłem się na chwilę położyć na kanapie i zrobienia małej drzemki. Tak sobie leżałem coraz bardziej zasypiając i nagle pojawił się krótki sen? Wizja? Przekaz? Zobaczyłem swoją ukochaną Babcię w kuchni, która już jest osobą w bardzo podeszłym wieku i którą opiekują się moi rodzice, bo już prawie nie chodzi i nie jest w stanie się sama sobą zaopiekować. Babcia stała w drzwiach swojej kuchni trzymając się ledwie na swojej lasce. W jednym momencie odrzuciła laskę i zauważyłem, że Babcia na twarzy zaczyna coraz bardziej młodnieć, a na koniec zaczęła podskakiwać zadowolona i z uśmiechem, jakby chciała mi pokazać jak cudownie się czuje. Całość snu trwała może kilka chwil i od razu się ocknąłem, bo sen wydał mi się kuriozalny. Powiedziałem o wszystkim żonie, która pracowała na komputerze. Minęło może 15 minut w trakcie, których poszedłem sobie zrobić kawę gdy dostałem wiadomość od siostry, że babcia zemdlała i jest u niej teraz pogotowie. Zamarłem. Byłem przerażony. Całość zajścia musiała dziać się dokładnie wtedy kiedy babcia mi się przyśniła. Bałem się jak nigdy, że to było swojego rodzaju pożegnanie... Na szczęście po około pół godziny dostałem kolejną informację, że babcia odzyskała przytomność i już jest wszystko dobrze, a ludzie z pogotowia dają jej tylko kroplówkę i mówią, że musiała się chyba odwodnić. Wydaję mi się, że Babcia podświadomie czuła, że to może być koniec i się chciała pożegnać. Dziwne jest to, że osobiście nigdy nie spotkałem się z sytuacją, że ktoś ma tego typu wizję, a potem jednak okazuje się, że wszystko będzie dobrze (I bardzo się z tego cieszę, że w tym wypadku tak było). Z Vlogów Krzysztofa Jackowskiego pamiętam, że miał podobny sen bodajże o jakimś człowieku ze swojego miasta, który był śmiertelnie chory i którego najpierw odwiedzał w domu, a następnie w szpitalu. Owy człowiek potem przyśnił mu się latając za oknem szkoły, w której sprzątała Mama Krzysztofa Jackowskiego.
Z Babcią nawet rozmawiałem o tej sytuacji gdy byłem niedawno ją odwiedzić, ale nic sobie takiego nie przypomina :)
Wszystkie dane osobowe do wiadomości tylko i wyłącznie Fundacji.
Jeżeli uznacie informacje za ciekawe możecie je oczywiście udostępnić na portalu.
Pozdrawiam
Załogant
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Witam FN, Chciałem wam opisać dziwne wydarzenie, które przytrafiło się mojemu ojcu wiele lat temu. On uważa tę historie za w ogóle najważniejszą w swoim życiu, bo potem wszystko jak mówi się zmieniło, poznał moją mamę, urodziłem się ja i nagle jego los się odmienił. Ale do rzeczy. W 1987 roku mój ojciec miał 24 lata i miał ogromny problem z alkoholem, jak wielu innych jego rówieśników. O mały włos nie został przez picie usunięty ze studiów i w żaden sposób nie był sobie w stanie sam poradzić z tym strasznym nałogiem. I wtedy przyśnił mu się sen, że leży w ciężkim stanie w szpitalu, a obok stoi jakaś ciemna postać w kapturze na głowie, która przypominała mnicha.
Kiedy rano się obudził był mocno tym snem wystraszony, bo był bardzo realny. Tego samego dnia musiał pojechać do rodziców, aby odebrać list. Według relacji ojca po wyjściu z pociągu ze stacji do domu babci było ok. 2 kilometrów, które postanowił pokonać skrótem i nie jechać autobusem. Rozpętała się potworna burza z piorunami, ale mimo tego ojciec trzymał się swojego pomysłu i szedł dalej. Przechodząc obok drzewa nagle usłyszał głos w głowie „nie umrzesz… jeszcze nie teraz” i wtedy przestał cokolwiek pamiętać, a obudził się w szpitalu na reanimacji. Okazało się, że w drzewo uderzył piorun, który poraził także mojego tatę. Jego buty były całkowicie spalone, podobnie część ubrania, co oznacza, że prawdopodobnie się zapalił. Na szczęcie kiedy był nieprzytomny padał deszcz i widocznie ogień na ojcu zagasił.
Po tym wydarzeniu bardzo się zmienił i całkowicie przestał pić alkohol. Przez pół roku się leczył, gdyż uderzenie pioruna była naprawdę potworne i do dziś w ogóle nie słyszy na jedno ucho. Mimo tego uważa to wydarzenie za dar od przeznaczenia. Dziwnie to może brzmi, ale pozornie taka tragedia miała sens. Do dziś także zastanawia się, kto powiedział te dziwne słowa. Słyszał je wyraźnie, jakby wewnątrz głowy, a potem już była ciemność i obudził się w szpitalu. Pomyślałem, że ta historia przyda się do waszego archiwum.
Jestem wiernym czytelnikiem serwisu, bardzo fajnie, że robicie to co robicie.
[dane do wiad. FN]
[KONTAKT] Pisze do Was, bo mam pewien "problem" - problem z interpretacja i zrozumieniem pewnego silnego uczucia/przeczucia.
Zacznę od ważnej sprawy - wydarzenia w moim życiu. Było to jakieś ok 15 lat temu - dokładny czas nie ma znaczenia. Otóż pewnego dnia miałem poważny wypadek samochodowy. Może nie czas i miejsce opisywać co się stało....ale podsumowując nie miałem realnie większych szans z niego wyjść bez szwanku a nawet była realna możliwość zakończenia tej karnacji na Ziemi. Ludzie ogladajacy auto zadawali sobie pytanie głośno czy 'ktoś przeżył?' - wiem bo stalem tuz obok nich i slyszalem to. A stalem bo....wydostałem się z auta bez większych problemów - wręcz gładko. Malo tego! - NIC MI SIE NIE STALO! - dosłownie NIC! No może nie licząc drobnego zadrapania na dloni od rozbitego szkła szyberdachu. Ale poza tym nic...robili mi badania USG RTG i NIC...zero uszczerbku...poza bólem niewielkim kilka dni po efekcie zblokowania pasów bezpieczeństwa w czasie kraksy.
I teraz co z tego wynikło...czemu o tym pisze.
Od tego momentu zaczęło chodzić za mną dziwne i silne uczucie ze to nie był mój czas...ze mam do wykonania cos bardzo ważnego w swoim życiu na Ziemi...i ze dotyczy to większej liczby osób…(nie wiem czy 5 czy 20 czy 2mln - ale czuje ze chodzi o jakąś liczbę innych ludzi).
I nie idzie tu o to ze czuje się lepszy od innych, wybrany etc. Bo tak nie jest. Jestem 'zwykły'....jedynie niezwykle jest to silne uczucie które jest we mnie i wraca co jakiś czas do mojej głowy i myśli z dużą siłą.
I tak np. wróciło teraz podczas czytania Waszego artykułu: "OBCE ISTOTY Z INNYCH PLANET PRZYBYWAJĄ NA ZIEMIĘ NIE TYLKO W POJAZDACH UFO, ALE TAKŻE W… LUDZKICH CIAŁACH" oraz "10 punktów!"...
Pytanie teraz mam do Was bo macie ogromna wiedze i doświadczenia w tych sprawach...….
Jak mam sprawdzić? zweryfikować o co chodzi w tym przeczuciu? czy jest prawdziwe czy tylko mi się wydaje lub ubzdurało? Jak zrozumieć co mam za "misje" jeśli takowa faktycznie została mi powierzona w chwili narodzin/wybrania planu na życie?
PS. Dodam ze wierze a wręcz jestem przekonany co do tego wszystkiego co piszecie. 10 punktów jest dla mnie jak cos co od zawsze wiem i czuje. Nie mam do tego żadnych wątpliwości.
Pozdrawiam serdecznie
Róbcie to co robicie nadal...z większa jeszcze siłą i zaangażowaniem no i z efektami - tak by więcej ludzi zrozumiało powagę Waszych tekstów, słów, tez i tego co dzieje się teraz na Ziemi.
[dane do wiad. FN]
Dziękujemy za wszystkie wiadomości i ciepłe słowa, które nadają sens naszej pracy. Odpowiadając na pytanie czytelnika – sprawy związane z przyszłością i przeznaczeniem są celowo zakryte przed naszymi oczami. Być może jasnowidz byłby w stanie przedrzeć się przez tę kurtynę tajemnicy, ale tego typu operacja jest poza zasięgiem załogi okrętu Nautilus.
czytaj dalej
[...] Witam FN, Pierwszy raz w życiu piszę list i do od razu do FN, ale tak bardzo jestem zaszokowany snem, jaki miałem tydzień temu. Pamiętam dosłownie każdy element tego snu, a dodam, że raczej sny miewam banalne i szybko je zapominam, jeśli w ogóle. Ale do rzeczy.
Sen miałem nad ranem, bo pamiętam, że się obudziłem, poszedłem do łazienki, wróciłem i wtedy miałem ten sen. Śniło mi się, że jestem w moim mieście, które jest zupełnie puste. Nie ma nikogo, żadnych ludzi, zwierząt, nic. Próbowałem znaleźć drogę do domu, ale tylko cały czas kręciłem się wokół rynku. I wtedy zobaczyłem, że połowa nieba stała się ciemna, a potem ta ciemność zaczęła obejmować wszystko. Wiedziałem, że to oznacza śmierć i cierpienie. Próbowałem uciec przed ta ciemnością, ale nie byłem w stanie. Kiedy wreszcie całe niebo stało się czarne nagle zorientowałem się, że jednak w takim półmroku widzę moje ręce, które spływały krwią. Upadłem na kolana i zacząłem błagać boga o litość. I się obudziłem dosłownie zlany potem. Powiedziałem o tym śnie mojej siostrze, ale ona to zbagatelizowała i zrzuciła na to, że wszyscy mamy stres przez koronawirusa. Ja jednak uważam, że to było coś więcej. Możecie ten sen opublikować, możecie go zachować dla siebie. Ja w każdym razie czułem, że musiałem jeszcze komuś to przekazać i FN wydała mi się najlepszym adresem.
Dziękuję.
[dane do wiad. FN]
[XXI PIĘTRO] Witajcie!
Ostatnio czytając z ciekawości różne przepowiednie na najbliższy czas trzykrotnie trafiłam na niemal identyczna kwestie poruszana kolejno przez Ojca Pio, Aloisa Irlmaiera, a niedawno również p. Jackowskiego. Dotyczy ona użycia w niedalekiej przyszłości broni (jeszcze nam nieznanej), najprawdopodobnie biologicznej, czy jakiegoś rodzaju gazu o niezwykłej sile, po której to uzyciu nie będzie można wychodzić, jej śmiertelność będzie niesamowicie ogromna. Przerazajace wizje trzech różnych osób, tak do siebie podobne, że może mówią o tym samym? Nie natrafiłam tu dotąd na ten temat, ale może juz tez zwrociliscie na to uwagę. Przytaczam wypowiedzi ww:
Krzysztof Jackowski mówił, że "ludzie będą bali się oddychac" i (o ile dobrze pamiętam) o użyciu przez agresorow gazu, przez który nie będziemy mogli wychodzić z domów.
Alois Ilmaier:
W czasie wojny nastąpi ciemność, która potrwa siedemdziesiąt dwie godziny. Podczas dnia będzie ciemno. Spadnie grad, będą strzelały błyskawice i grzmoty, trzęsienie ziemi wprawi w drgania naszą planetę. Proszę: nie wychodźcie z domu w tym czasie, oświetlajcie domy tylko świecami. Kto będzie wdychał pył na zewnątrz, dostanie skurczu i umrze. Zaciemnijcie okna i nie otwierajcie ich. Woda i żywność, która nie będzie szczelnie zamknięta, zostanie zatruta, również ta przechowywana w szklanych naczyniach.
Ojciec Pio:
Jezus powiedział]: Dobrze pozamykajcie i uszczelnijcie okna. Nie wyglądajcie na zewnątrz. Zapalcie poświęconą świecę, która wystarczy na wiele dni. Odmawiajcie modlitwy różańcowe i czytajcie duchowe książki. Przyjmujcie Duchową Komunię, a także rozpowszechniajcie uczynki miłości, które są nam tak potrzebne. Módlcie się z wyciągniętymi rękami lub padając na twarz, aby uratować wiele dusz. Nie wolno w tym czasie wychodzić na zewnątrz.
Pozdrawiam! Wierna czytelniczka.
Od: A.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.