Dziś jest:
Niedziela, 24 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[…] Jestem bardzo chory na nowotwór (?) i chciałbym przed śmiercią opowiedzieć co mnie spotkało przed wielu laty. Był to okres kiedy najpierw pojawiła się kometa chyba Kometa Halleya (miało to miejsce 9 lutego 1986 – przyp. FN), a później jakaś mniejsza ale też widoczna na bezchmurnym wieczornym niebie w kierunku północno-zachodnim patrząc z mojego dawnego mieszkania w Lesznie. Aby lepiej obserwować kometę poszedłem na strych i wybrałem odpowiednie okno.
W pewnej chwili kontem oka z kierunku zachodniego zauważyłem coś jasnego na niebie. Kiedy zwróciłem tam wzrok było już za późno a nade mną przeleciały dwa jasne pastelowe obiekty, w kolorach bladej tęczy, bez okienek, drzwi i świateł. Leciały równolegle ale jeden za drugim w niewielkiej odległości. Moment kiedy przeleciały nad moją głową wynosił ułamki sekund i nie zdążyłem się dokładniej przyjrzeć.
Najpierw osłupiałem, poczułem gęsią skórkę i jeżące się na ciele włosy a potem cofnąłem się w głąb strychu i pobiegłem do pokoju od strony wschodniej ale obiektów już nie zobaczyłem nawet w oddali. Musiały albo szybko się przemieszczać albo ja nie miałem wyczucia czasu przez doznany szok. Całe życie czekałem na coś takiego a kiedy mnie to spotkało wykrztusiłem na głos " niesamowite ".
Jestem zdrowy psychicznie, opowiedziałem o tym tylko żonie i córce gdyż nie chciałem aby patrzono na mnie jak na nawiedzonego ale teraz w obliczu śmierci jest mi to obojętne. […] Pozdrawiam wszystkich którzy to przeczytają.
[dane do wiad. FN] z Leszna
/wiadomość przyszła na pocztę FN 17 października 2020/
WIADOMOŚĆ Z OKRĘTU WWW.NAUTILUS.ORG.PL:
Od: [e-mail do wiad. FN]
Witam serdecznie,to tej pory byłam biernym obserwatorem ale chciałam zapytać, czy zetknęliście się kiedykolwiek z podobną relacją. Na początku Sierpnia wracałam z wakacji drogą S3 (nie byłam kierowcą)po prawej stronie na niebie zobaczyłam helikopter a właściwie jego szkielet gdyż obudowa była jakby z kryształu(nawet pomyślałam w tym momencie o czaszkach z Paracas). Zwlekałam z przekazaniem tej relacji gdyż mi samej trudno zrozumieć,co właściwie widziałam, pozdrawiam Was wszystkich serdecznie- robicie świetną robotę.
Temat: sen o orbach
Witam,
Jako, że niedawno zamieściliście opis snu pewnej kobiety, która skontaktowała się, poprzez sen, ze swoim zmarłym ojcem - ja chciałabym opisać swój sen, który był niezwykły w tym aspekcie, że ukazywał orby.
Mój sen przyśnił mi się kilka miesięcy po odejściu na zawsze ważnej dla mnie osoby.
Śniło mi się, że jestem w domu, gdzie spędziłam swoje dzieciństwo, a dokładnie - w pokoju dziecinnym. Miałam tam swoje ulubione miesce, za moim fotelem a zarazem pod półką z moimi lalkami. Tam często, jako dzieciak, urządzałam swoje "bazy". Śniło mi się, że tam właśnie jestem, i niczym piłeczka od ping-pongu podskakuję do góry. Jestem radosna niczym skowronek i odczuwam niezwykłą lekkość. Nieopodal mnie podskakuje inna kulka, srebrzysta, mieniąca się różnymi kolorami. Jestem nam bardzo wesoło. Czuję, że ta kulka jest szczęśliwa i odczuwa wielką wolność - od bycia w wielu rolach - żony, matki, babki itp. Dobrze nam razem i wesoło sobie podskakujemy, niczym dzieci na skakance.
Nagle zdaję sobie sprawę, że znam tą drugą Kulkę. Pytam się (wysyłając swoją myśl), czy my czasem się nie znamy. Kulka ta zachęca mnie, abym się do niej zbliżyła. Wskazuję, abym zajrzała lepiej w jej srebną powłokę. Dziwi mnie to, ale robię to, o co mnie prosi. Nagle część srebnej powłoki odsuwa się i widzę tam bardzo wyraźny obraz, niczym w telewizorze najlepszej jakości. To wszystko jest takie wielowymiarowe. Widzę tam jakiś las i uciekającą parę, ktrórą jest w latach młodości mój dziadek i babcia. II wojna światowa - uciekają przed Niemcami. Rozpoznaję ich, bo często oglądam albumy rodzinne. Naglę widzę "najazd kamery" na twarz mojej babci. Widzę ją wyraźnie! Naglę wykrzykuję - "To ty jesteś moją Babcią!" . Kula zabłysnęła swoim srebrzystym światłem jakby chciała potwierdzić moje słowa. Dopytuję się Kuli, czy czasem ma "w sobie" inne filmiki - z innych żyć. Ponoć ma tam w sobie inne filmiki...
W końcu pytam się, czy jeżeli umarli mają postać srebrzystej Kuli, to dlaczego ja też mam taką postać, skoro jeszcze nie umarłam. Niestety nie otrzymuję odpowiedzi. Czuję jakieś wibracje i bardzo szybko wpadam do swojego śpiącego ciała i sen mi się urywa...
Jako post scriptum mogę napisać, że wiele lat temu moja babcia opowiadała mi o swoim dawnym znajomym, który interesował się zjawiskami niewyjaśnionymi. U niego zaczęło się to od pewnej nocy, gdy wracał do domu, i przechodził blisko cmentarza. Na murze cmentarnym unosiła się święcąca Kulka. Bardzo zaintrygowało to tego mężczyznę i postanowił sprawdzić co to takiego. Niestety Kulka znikła w głębi ciemnego już wówczas cmentarza. Człowiek ten od tego zdarzenia zaczął zbierać różne ciekawe historie i je spisywał. Nie wiem co stało się potem z jego zebranymi historiami. A szkoda!
[dane do wiad. FN]
/opis snu dostaliśmy 17 października 2020/
czytaj dalej
[...] Witam, chciałabym się z Państwem podzielić moją historią i tematem snów. Odkąd pamiętam miałam bardzo barwne i realistyczne sny, czasem budziłam się z płaczem czasem się śmiałam z żartów opowiadanych przez sen i zawsze pamiętałam sny z najdrobniejszymi szczegółami , trzy lata temu umarł mój tata, długo zmagał się z różnymi chorobami i gdy wychodził do szpitala nie odprowadzilam go do drzwi a przez myśl przemknęło mi wtedy, że to może być ten ostatni raz, jednak i tak nie wstałam aby go wyprowadzić.
Faktycznie okazało się że Tata umiera i przetransportowano go do Poznania. Czekaliśmy tydzień na jego śmierć cały ten czas płakałam w dzień i w nocy pamiętam ten czas jak przez mgle mało spałam i można powiedzieć, że żyłam na autopilocie. Gdy jednak zadzwonił telefon z wiadomością że tata zmarł nie wiem poczułam jakby kamień spadł mi z serca i się uśmiechnęłam a później pocieszałam mojego męża, który płakał. Czułam się jak idiotka z uśmiechem na twarzy i przytulajaca płaczącego faceta. Zajęłam się przygotowaniami do pogrzebu i gdy nadszedł dzień pochówku poszliśmy przegnać się z tatą była tam też moja 4 letnia córka która bardzo była zżyta z tatą. Codziennie z nim zostawała. Włożyła mu do trumny różyczkę i zaczęła tak płakać i chcieć dziadka przytulić że moja koleżanka musiała ja zabrać na zewnątrz.
Po pogrzebie poszliśmy do znajomych na ogród i nie wracaliśmy spać do siebie a spaliśmy u nich w mieszkaniu. Spaliśmy całą trójką na jednym łóżku w nocy przyśnił mi się tata, wchodził po schodach do mieszkania mojej mamy, kiedy był nisko jego twarz wyglądała jak w trumnie miał lekki grymas po rurce do oddychania, oczy zamknięte i zimny wyraz twarzy wchodził powoli a z każdym stopniem wyglądał lepiej aż wreszcie wszedł na górę lekko się potknął i z ulgą przywitał się ze mną i bardzo mocno mnie przytulił.
Wyglądał wtedy tak zdrowo, jasno był zadowolony i powiedział, że ciężko było tutaj wejść, ale kazał tez przekazać mamie i bratu żeby tyle za nim nie płakali, że wszystko jest dobrze a on jest już po drugiej stronie i jest szczęśliwy. Nie chciałam żeby odchodził ale powiedział że jeszcze do mnie przyjdzie i nie może tu na długo być. Zniknął a ja się obudziłam i zaraz cały sen w środku nocy opowiedziałam mężowi. I wszystko było by normalne sen jak wiele w tym temacie. Zasnęliśmy oboje i obudziła nas córka po kilku godzinach.
" Mamusiu odwiedził mnie dziadek nie musimy się przejmować on jest zadowolony, wchodził po schodach do babci Ani wszedł do mieszkania i usiadł na krzesło, bardzo go przytuliłam a dziadek powiedział że włożyłam mu do trumny pięknego kwiatuszka i wtedy pokazałam mu te błyszczące kamyki z cmentarza, dziadek powiedział że są bardzo ładne" musicie Państwo wiedziec, że wtedy serce aż mi zamarło, nie wiem czy to był zwykły zbieg okoliczności że sceneria w naszych snach była aż tak podobna i to jak ona realistycznie o tym mówiła nie jako o śnie tylko że dziadek do niej przyszedł ją pocieszyć.
Obie po tym spotkaniu czulysmy się jakby zdjęto nam ogromny ciężar z serca. Nie wiem po jakim czasie, ale przyśnił mi się tata jeszcze kilka razy, kolejny sen był taki że znów tata przyszedł do mieszkania mojej mamy tym razem zapukał do drzwi a ja otwarlam zdziwiona i mówię do niego, że przecież on nie żyje a wtedy powiedział, że chce mi pokazać jak jest po śmierci. Wziął mnie za rękę i szliśmy przez miasto tak jakby o bardzo wczesnym poranku bo nie było nikogo na ulicach, skręciliśmy w ulicę która prowadziła na cmentarz i wtedy zamieniła się w długi korytarz.
Szliśmy tak trzymając się za dłonie i wtedy pytałam tatę o różne rzeczy jak on się czuje jak to jest umierać a on odpowiadał że samo umieranie nie jest wcale takie złe tylko to co zrobiliśmy na ziemi źle dla kogoś to właśnie tu z drugiej strony musimy poprawić. I wtedy pokazał mi przykład. Weszliśmy do jakiegoś pokoju normalny umeblowany pokój w ciepłych kolorach tata stał na środku tego pokoju rozejrzał się i powiedział " no Stasiu, faktycznie miałeś bardzo ładny pokój, bardzo mi się tu podoba" po czym chwycił mnie za rękę i poszliśmy tunelem z powrotem a on powiedzial, że złe słowa musimy tu tak jakby odkupić miłymi słowami, musimy powiedzieć coś miłego jeśli powiedzieliśmy kiedyś coś złego.
I dodał że mam żyć tak aby nie krzywdzić innych. Nie jestem osobą wierzącą chociaż byłam wychowywana w wierze. Myślę że sny to taki pośredni świat w którym na chwilę możemy być razem ze zmarlymi. Czasem nawet bardzo chciałam żeby tata do mnie przyszedł i prosiłam żeby mi się przyśnił, przychodzil, ale mówił że nie mogę go już tak męczyć i nie mogę go tak często o to prosić bo w końcu muszę dać mu odejsc.
Teraz nawet jak myślę o tacie nie proszę aby przychodził chociaż tęsknię za rozmowami z nim we śnie. Takich snów było więcej, ale to za dużo opowiadania na jeden wpis. Dodam tylko, że tata nie był jedyną zmarłą osoba, która do mnie przychodziła we śnie. Śnił mi się również mój zmarły dziadek i koleżanka każdy miał mi coś do przekazania jakby nie zdążyli powiedzieć tego za życia. Koleżanka również śniła mi się na klatce schodowej. To wszystko z mojej strony, mam nadzieję że to rzuci trochę inne światło na śmierc naszych bliskich. Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
Opis snu dostaliśmy 15 października 2020. Za wszystkie nadesłane historie do FN pięknie dziękujemy.
czytaj dalej
[...] Szanowna Fundacjo, Chciałem opisać do XXI pietra pewne wydarzenie, o którym do dziś opowiada się w mojej rodzinie, a czego świadkami był mój ojciec z bratem i ich trzeci kolega, kiedy byli nastolatkami. Było to wiele lat temu jak ustaliłem prawdopodobnie w 1980 roku. Mój ojciec miał 14 lat, a jego brat 13. Było lato, bardzo ciepłe dni sierpnia. Postanowili spędzić noc w starym, opuszczonym domu tuż pod lasem, a zainspirował ich do tego jakiś horror obejrzany w telewizji. Pomyśleli, że będzie fajnie zobaczyć ducha na żywo. Kupili świeczki, wzięli jakieś koce i poszli we trójkę dla zgrywy do tego domu. Nie miał okien, szyb, w dachu była dziura i oczywiście nikt w nim nie mieszkał od 12 lat, od kiedy zmarł ostatni z rodziny S., starszy i schorowany człowiek.
Kiedy tylko zapadła ciemność, nagle jak opisywał mój już dziś nieżyjący ojciec stało się przeraźliwie zimno, a potem wszyscy usłyszeli głos „Dzień dobry szanownym panom, nazywam się Jezus”. Głos był tak wyraźny, jakby ktoś był w pomieszczeniu, gdzie zrobili sobie legowisko do spania. Nie był przyjemny, a raczej charkliwy, mocny i męski głos. Oczywiście rzucili wszystko i natychmiast uciekli z tego domu. O tym, jak bardzo ich to całe wydarzenie wystraszyło może świadczyć to, że przez kilka dni bali się wrócić po koce, które przynieśli z domów do tej rudery i zostawili na podłodze. Nie wiem, czy kiedyś mieliście podobną historię, ale na wszelki wypadek postanowiłem ją wam opisać.
Pozdrawiam z Bydgoszczy
[dane do wiad. FN]
From: […]
Sent: Saturday, October 10, 2020 1:59 PM
To: FN
Subject: RING
RING
Długo zabierałam się do napisania tego listu mam nadzieje na jego publikacje.. Chciałabym w końcu przedstawić na łamach nautilusa drobne "wydarzenie" a właściwie dialog który odbyłam z "diabłem" 16 grudnia 2018 roku
Zjawił się nagle w nocy jako ciemna postać i powiedział mi wskazując ręką na siebie
"Czy wiesz kim ja jestem?" odrzekłam "NIE" a on na to "To ja - Lucyfer"
W dalszej części nastąpił jego monolog gdyż po 1 ja byłam zbyt zszokowana po drugie ON tylko mówił i nie odpowiadał
Twierdził jak bardzo pragnie stanąć NA RINGU z Jezusem Chrystusem powtórzył on to kilka razy "że musi stoczyć z nim walkę na ringu" , że chciałby z nim wygrać ale niestety on jest silniejszy... oraz wulgarnie wyraził swoje zdanie o Maryi stwierdzając że jest to k. która oddawała się współżyciu z rzymskim legionami.
Trwało to wszystko może 5, 10 minut po czym zniknął a ja nie wiedziałam co mam myśleć o tym wszystkim....
Pozdrawiam, […]
Dziękujemy za wszystkie relacje nadsyłane do działu XXI PIĘTRO – TWOJA HISTORIA. Prosimy pamiętać, że po ‘tamtej stronie’ nie jest samo dobro, ale bardzo dużo mętnych, czy nawet wręcz złych i złośliwych bytów, które bardzo chętnie lubią się podszywać pod różne znane postacie. Bez wstydu przedstawiają się przerażonym taką manifestacją ludzi jako „Napoleon, Hitler, Matka Boska czy choćby Jezus”, ale z prawdą ma to niewiele wspólnego. To jeden z powodów, dla których od zawsze odradzamy wszelkie zabawy w wywoływanie duchów. Kiedy coś się pojawi, to przeważnie nie jest to ten byt, który był przywoływany. Lepiej nie otwierać tych drzwi, bo chce przez nie chętnie przejść coś, co później jest bardzo trudno wygonić.
czytaj dalej
Szanowna Redakcjo!
Zacznę od tego, że odwiedzam Waszą stronę właściwie od początku jej istnienia. Z zainteresowaniem czytam większość artykułów i "listów do redakcji". Wiele z nich potwierdza moje postrzeganie rzeczywistości i niewyjaśnionych zjawisk jakie w niej zachodzą i tylko z niektórymi, oczywiście nielicznymi, ostro bym polemizował.
Zanim przejdę do sedna sprawy, z którą chciałbym się z Wami podzielić i poprosić o jakiekolwiek wyjaśnienie tego czego doświadczyłem, wspomnę od kogo zaraziłem się zainteresowaniem astronautyką , UFO i tematami związanymi z parapsychologią, reinkarnacją czy religiami w ogóle. Tak się szczęśliwie stało, że w latach 70-tych szwagrem moim został P. Andrzej Trepka z Wisły. Pisarz, dziennikarz i popularyzator nauki. Jeśli dobrze pamiętam był też wespół ze Stanisławem Lemem i Krzysztofem Boruniem założycielem Polskiego Towarzystwa Astronautycznego. Ta trójka była również prekursorami powojennej literatury SF. Artykuły o UFO, wtedy w Polsce powszechnie używano określenia - NOL-e (Niezidentyfikowane Obiekty Latające), Andrzej zaczął pisać już w latach 50- tych. W jego prywatnym archiwum widziałem kolekcję kilkuset artykułów opisujących sprawę NOL-i . Kilkadziesiąt z nich, tych wskazanych przez autora, przeczytałem osobiście. Przez te kilkadziesiąt lat, w czasie naszych corocznych urlopowych spotkań, wiedliśmy wielogodzinne dyskusje na te tematy. Głównie dotyczące zjawisk związanych z UFO, reinkarnacją czy ingerencją "obcych" w stworzenie istoty rzeczywiście myślącej ( poprzez zmiany w kodzie genetycznym przyspieszenie ewolucji człowieka). U niego miałem też dostęp do publikacji niedostępnych u nas w Polsce a poruszających te właśnie tematy, artykułów i szerszych publikacji francuskich i niemieckich. Wielokrotnie widziałem na nocnym niebie zjawiska, które trudno zrozumieć a tym bardziej zrozumiale wytłumaczyć. O tym też dyskutowaliśmy. Wielokrotnie Andrzej namawiał mnie bym to wszystko opisał i przesłał do Was lub do innych stowarzyszeń na co dzień zajmującymi tymi zjawiskami. Zawsze odmawiałem, twierdząc, że za mało wiem i za mało doświadczyłem by się tym z innymi dzielić.
Decyzję o tym by do Was napisać i podzielić się swoim niepokojem podjąłem po kilkumiesięcznych rozważaniach, pisać - nie pisać. Ostatecznie moje wątpliwości rozwiał wnuk.
A więc do rzeczy.
Już w latach mojej młodości zacząłem doświadczać czegoś, co w żaden sposób nie potrafiłem sobie racjonalnie wyjaśnić. Byłem młody, wysportowany radośnie i pozytywnie patrzący na świat ( to mi pozostało do dzisiaj), a jednak często, nagle ni stąd ni zowąd, bez żadnej konkretnej przyczyny ogarniał mnie wielki niepokój i przekonanie, że coś się nie ciekawego wydarzy. Niekiedy aż mnie skręcało, innym razem było to odczucie zdecydowanie łagodniejsze. I rzeczywiście w tych dniach miały miejsce różne zdarzenia, złe lub dobre. Próbowałem to sobie w jakiś sposób wyjaśnić, jednak nie potrafiłem. Gdy podjąłem pracę zawodową, zauważyłem, jak moi znacznie starsi współpracownicy często narzekali, że kiepsko się czują, są jakoś tak podekscytowani, podminowani czy czy wręcz przesadnie nerwowi. Wyjaśniali to
zmianami pogody. Wówczas wytłumaczyłem sobie, że widocznie ja, młody, odczuwam każdą zmianę pogody podobnie jak oni i przestałem na to zwracać uwagę.
Wiele lat później miały miejsca wydarzenia, które kazały mi zweryfikować to moje przekonanie o wpływie pogody. Opiszę te najważniejsze. Jedno z nich wydarzyło się na początku lat 90- tych na przełomie roku. Tuż przed gwiazdką wracałem samochodem z pracy do domu i dojeżdżając do krzyżówki usłyszałem głośny huk, zgrzyt gniecionego, rozrywanego metalu i brzęk sypiącego się szkła z rozbitego okna. To wszystko działo się z mojej lewej strony. Jak to mówią młodzieżowcy- dałem ostro po hamulcach, na moje szczęście nikt za mną nie jechał i spojrzałem na lewo- nic nawet jednego samochodu, zero pojazdów.
Przez kilkanaście dni doświadczałem tego prawie codziennie. I jeszcze jedno, w tym wszystkim chyba najważniejsze - pojawiło się we mnie takie wewnętrzne przekonanie, że mnie się nic nie stanie. Nie będę nawet draśnięty. Opowiedziałem o tym najpierw rodzinie a później znajomym, jednak gdy ci ostatni zaczęli spoglądać na mnie jak na wariata, przestałem wspominać o tym komukolwiek. Jakieś trzy tygodnie później, był już styczeń, jechałem do gdańska na spotkanie z inwestorem, z którym miałem podpisać umowę produkcyjną. Zima tamtego roku nie była zimą w całym tego słowa znaczeniu. Bardziej przypominała mokrą jesień z niewielkimi nocnymi przymrozkami. Nie jechałem szybko, wyjechałem wcześniej by się nie spieszyć. Po minięciu Piły pojawiła się mżawka, niewielka ale jednak była.
Więc co kilka kilometrów lekko naciskałem na hamulec by sprawdzić jak się zachowuje auto. Czy przypadkiem nie jest ślisko. Za Lędyczkiem sprawdzałem ostatni raz , wszystko było ok. Dojechałem do miejsca gdzie droga łagodnym, lewym łukiem skręcała w kierunku niedalekiego mostu. Na liczniku miałem nieco ponad 70 km więc puściłem gaz by trochę zwolnić (przedni napęd) i się zaczęło. Rzucało mną na wszystkie strony, kilkukrotnie przedtem doświadczyłem poślizgu, jednak nigdy takiego. Nie pomagało nic.
Ani odpowiednie kręcenie kierownicą, ani dodawanie gazu. Samochód tańczył tak jak chciał. W pewnym momencie, widząc gwałtownie zbliżające się balustrady mostu, przebiegło mi przez myśl pytanie- jak ja się między nimi zmieszczę?. Moment później uderzyłem lewą stroną auta w słup balustrady. Usłyszałem huk, zgrzyt metalu i brzęk sypiących się rozbitych szyb. A później- cisza, słyszałem tylko lekki pomruk silnika. Uderzenie sprawiło, że wgniotło mnie z fotelem do środka tak, że oparłem się o fotel pasażera. Miałem totalnie rozbity cały lewy bok. Drzwi przednie, tylne, podłoga i dach. Wyszedłem z auta przez drzwi pasażera. Gdy stanąłem na asfalcie, nogi mi się rozjechały. Byłem na mokrym lodzie. Obszedłem auto dookoła i włączyłem światła awaryjne.
Stałem i patrzyłem na wrak samochodu i pomyślałem sobie- Boże, przecież ja właśnie to wszystko słyszałem. Jakieś pół godziny później zaczęły pojawiać się kolejne samochody. To byli pracownicy jadący do Człuchowa na 6-tą do pracy. Zatrzymywali się dobre sto metrów przed mostem i pieszo podbiegali poboczem do mnie. Gdy zobaczyli auto- kilku z nich z wrażenia solidnie zaklęło. Na dodatek nikt z przybyłych nie chciał mi uwierzyć, że podróżowałem sam. Szukali dodatkowych okryć, teczek, czegoś co by potwierdziło że był jeszcze ktoś inny. W głowie im się nie mieściło, że przy takim uderzeniu mnie się nic nie stało, nawet nie byłem draśnięty, tym bardziej trudno im było w to uwierzyć, ponieważ w tym samym miejscu dwa tygodnie wcześniej a dokładnie dwa dni przed gwiazdką wpadł w poślizg Niemiec jadący z żoną do krewnych na święta. On zginął, żona przeżyła. Potwierdziła to policja gdy spisywali protokół z tego zdarzenia.
Drugie wydarzenie, również niezrozumiałe dla mnie miało miejsce dwa lata później, Pewnej nocy miałem ni to sen ni to jakąś senną wizję. Tak próbuję sobie to wytłumaczyć. Śniło mi się, że z córką jedziemy do Poznania odebrać wygraną w totka. Jeszcze tego samego dnia wymogłem na niej by poszła i wypełniła kupon. Zrobiła to i już w poniedziałek jechaliśmy odebrać wygraną. Wprawdzie nie była to super wygrana jednak takiej kwoty w kolekturach już nie wypłacano. I teraz najważniejsze. Nigdy nie byłem nawet w pobliżu budynku w którym mieściła się dyrekcja totka w Poznaniu, jednak gdy stanęliśmy na parkingu i wyszedłem z auta, zdębiałem. Dokładnie ten budynek w tym otoczeniu widziałem w moim śnie. Jestem budowlańcem, więc doskonale zapamiętuje i rozpoznaje charakterystyczne budowle i ich otoczenie.
By się więcej nie rozpisywać przedstawię to co mnie najbardziej nurtuje.
Na początku tego roku, było to mniej więcej w pierwszej dekadzie stycznia, gdy jeszcze nie miałem zielonego pojęcia o koronawirusie i związanej z nim pandemii, miałem sen ( może to należy traktować jako wizję?- nie mam pojęcia). Sen który mnie przeraził i sprawił, że ten strach ciągle trwa.
Z góry widziałem nie znane mi miasto, patrzyłem na otaczające mnie ulice jakby z jakiegoś balkonu albo dachu wysokiego budynku. Widziałem mnóstwo martwych ludzi leżących na chodnikach, Ulicami przejeżdżały jakieś odkryte auta i mężczyźni zbierali leżące dookoła zwłoki i ładowali je na przyczepy. Widziałem kobiety i mężczyzn opłakujących prawdopodobnie bliskich. Jedni klęczeli inno chodzili dookoła jakby bez celu. A najgorszy był ten głośny płacz, a właściwie to nie był płacz to był gwałtowny trudny do powstrzymania szloch. On dominował nad całym tym miastem. Mimo, że był to dzień bez chmur i mgły nie widziałem słońca, Wszystko dookoła było jakby przemalowane na szaro. W tym obrazie nie było nic radosnego, dominowała rozpacz i smutek. To nie był krótki sen, wydawało mi się, że ciągnie się strasznie długo. Obudziłem się przerażony i prawdę mówiąc nie chciałem już zasnąć, bałem się, że zobaczę i przeżyję to wszystko ponownie.
I ostatnie przeżycie o który chciałbym Wam powiedzieć.
Jakieś dwa miesiące później znów doświadczyłem czegoś dziwnego. Stałem na wzgórzu ( moje miasto otaczają wzgórza- morena czołowa) i patrzyłem wydawało mi się, że na południe. Byłem sam. Dzień był zwyczajny, słoneczny. Nagle daleko na horyzoncie na wprost mnie pojawiła się potworna chmura dymu i ognia. Z każdą chwilą potężniała i przyspieszała, zauważyłem , że ogień zanika a dym staje się coraz bardziej czarny. Zbliżająca się chmura zajęła już cały horyzont na wprost mnie. Zrobiło się mroczno i niesamowicie cicho. Patrzyłem na ten przerażający twór, który zbliżał się w niesamowitym tempie i w tym momencie dotarło do mnie, że za chwilę zginę. Po prostu umrę i koniec. Wtedy w myślach wypowiedziałem prośbę (cytuję dosłownie)- niech mi wybaczą wszyscy ci którym świadomie lub nieświadomie wyrządziłem krzywdę. Gdy to wypowiedziałem chmura zatrzymała się i najpierw bardzo wolno, później niesamowicie przyspieszając cofnęła się aż do całkowitego zniknięcia.
Szanowna Redakcjo.
Gdyby ktokolwiek z Was lub z Waszych znajomych pomógł by mi wyjaśnić dlaczego miewam takie przeczucia i sny i czy są to tylko senne majaki nad którymi należałoby przejść bez głębszej analizy i zastanawiania się, będę wdzięczny.
Pozdrawiam
Proszę moje dane zachować do swojej wiadomości.
Jeszcze raz pozdrawiam i życzę wielu sukcesów w odkrywaniu tego co jeszcze nieodkryte. Powodzenia.
czytaj dalej
[...] Dzień dobry. Jestem uczestnikiem Waszego portalu praktycznie od zawsze ale dopiero dzisiaj odważyłem się aby do Was napisać. Temat, który od jakiegoś czasu dręczy i na który nie mogę znaleźć odpowiedzi dotyczy osób mijanych na ulicy.
Z jednej strony, zupełnie obce osoby, zupełnie nowe nieznajome twarze ale zdarzają mi się sytuacje i to wcale nie rzadko, że wydaje mi się, że ja te osoby doskonale znam i one również powinny mnie znać.
Są to ludzie w różnym wieku. Trochę mi niefajnie z tym, bo przecież nie podejdę do kogoś zupełnie obcego i nie powiem mu, “cześć, znamy się ale ty pewnie tego nie pamiętasz”. Nie podejdę, chociaż jakiś wewnętrzny głos mówi mi, że powinienem.
Często jest tak, że idąc ulicą nagle odczuwam jakąś straszną potrzebę wejścia do np. sklepu, do którego w ogóle nie chciałem wchodzić i to najczęściej właśnie w takich sytuacjach ma wrażenie, że ludzie, których tam spotykam są mi w jakiś dziwny sposób “bliscy”.
O ile takie sprawy dzieją się w mojej najbliższej okolicy, jestem w stanie to nawet zrozumieć i sobie wytłumaczyć ale najdziwniejsze co mnie spotkało i ma związek z tym co napisałem powyżej wydarzyło się w kwietniu tego roku podczas przymusowej pracy zdalnej wynikającej z pandemii.
Podczas przymusowej pracy zdalnej, nie czarujmy się, miałem więcej czasu niż zwykle i z żoną często oglądaliśmy filmy czy seriale z platform VOD.
Głównie żona wybierała tytuły. Jednak gdy przerzucała kolejne pozycje, przy jednej coś mi mówiło “wybierz ten”. Co ciekawe nawet nie do końca wiedziałem o czym on jest. Gdzieś mi się kiedyś ten tytuł na ucho rzucił ale wówczas nie miałem “takiego parcia” aby koniecznie go włączyć. W końcu zaczęliśmy oglądać. Nigdy nie byłem fanem aktorów, nie kolekcjonowałem zdjęć, nie wieszałem plakatów. Od filmów bardziej interesuję się muzyką.
Jednak gdy w którymś momencie pojawiła się pewna aktorka pochodzenia brazylijskiego, poczułem się tak jakbym dostał z łokcia między oczy. Znowu to samo. Od razu wyjaśnię, nie było to żadne zauroczenie (trochę za stary na to jestem). Było to to samo uczucie, które czasami towarzyszy mi przy mijaniu obcych ludzi. Sprawdziłem od razu, czy przypadkiem nie widziałem już jej w innych produkcjach ale nie. Filmografie ma nawet sporą ale żadnego z tych filmów nigdy wcześniej nie widziałem.
Teraz sedno sprawy, czyli moje pytanie.
O ile spotykani ludzie w przeszłości mogli być moimi bliskimi (kiedyś wyczytałem, że dusze w kolejnych wcieleniach “osadzają się” w jakiś sposób, “blisko siebie”) to czy możliwym jest aby osoba, którą zobaczyłem w telewizorze, w filmie który powstał na drugim końcu świata, w innej strefie czasowej, osoba z zupełnie innego obszaru kulturowego (no może nie do końca bo teraz mieszka w stanach) też kiedyś w przeszłości była jakoś ze mną związana?
Pozdrawiam
[...]
Witamy,
Jak najbardziej – to jest możliwe. Oczywiście sprawdzenie tego wymagałoby regresji hipnotycznej itp., ale oczywiście Pana intuicja mogła okazać się w tej kwestii najważniejszym kryterium.
Dziękujemy za ciekawy opis. Zachowamy go sobie.
Pzdr
FN
Ta wiadomość została wysłana przez Fundację Nautilus.
Copyright © 1999-2020 FN. Wszelkie prawa zastrzeżone.
czytaj dalej
Witam serdecznie,
czytałam historie załogantów dotyczące zdarzeń synchronicznych i przypomniał mi się sen, składający się z dwóch jakby zupełnie odrębnych obrazów. Nie wiem czy istnieje coś takiego jak sen synchroniczny ale ten złożony sen śnił mi się dwukrotnie . Było to dość dawno , tak około 28 lat temu ( obecnie mam 42 lata ) , nie pamiętam jaka była przerwa pomiędzy snem a jego powtórzeniem ale pamiętam doskonale jego treść .
Pierwsza jego część : czerwony punkt przemieszczający się po kafelkach w kuchni nad zlewem w okolicach baterii ściennej ( w naszym domu) , część druga : bydło wpadające do wielkiego zapadliska ziemnego o kształcie okręgu . Ale to nie koniec tej historii, pamiętam też jakie było moje ogromne zdziwienie po kilku latach, kiedy mój młodszy brat kupił sobie breloczek z laserem i dokładnie nad zlewem w kuchni wyświetlił czerwoną plamkę przesuwającą się po kafelkach. Od razu skojarzyłam wtedy fakty - przecież dokładnie taki obraz ( dokładnie w tym samym miejscu) śnił mi się i to dwa razy (wcześniej w ogóle nie miałam do czynienia z laserem) ! Na szczęście druga część tego snu pozostała tylko przerażającym snem, ale całość utkwiła mi w pamięci na stałe.
Serdecznie pozdrawiam całą załogę FN.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Szanowna FN, Pozwalam sobie opisać coś z mojego życia, a robię to po raz pierwszy i nigdzie tego jeszcze nie opowiadałem. Tamta historia jest dla mnie dowodem, że to coś co nazywacie zdarzeniemi synchronicznymi naprawdę istnieje i też to przeżyłem. Nie wiem, jak można by uznać to za zbieg okoliczności, bo ja sobie tego nie wyobrażam.
Mam 67 lat i jestem emerytowanym lekarzem. Jako młody chłopak w wieku 10 lat zostałem napadnięty i bardzo ciężko pobity przez dwóch bandytów, choć byli to chłopcy 15 letni, czyli niewiele starsi ode mnie. Do dziś mam kłopoty z widzeniem na lewe oko. Leżałem w szpitalu i moje oko zostało cudem odratowane. Sprawcy zostali schwytani i sąd rodzinny skierował ich do tzw. poprawczaka, ale bardzo szybko z niego wyszli. Dokładnie pamiętałem obu z nich, ich nazwiska i imiona. Przez kilka lat miałem uraz psychiczny i bałem się wychodzić z domu, chodziłem na terapię, ale to też niewiele pomagało. Wreszcie zdecydowałem się pójść na medycynę, którą skończyłem i zostałem lekarzem.
To były czasy, że pracę podejmowało się w małych miastach, gdzie akurat były lekarskie wakaty. I tak było ze mną, zacząłem pracować w małym mieście na Śląsku. Był 1979 rok, kiedy do naszego szpitala przywieziono ludzi z wypadku samochodowego. Jeden z nich miał uszkodzony kręgosłup, a także mocno pokancerowaną twarz, w tym miał kłopoty z prawidłowym widzeniem. Ci mężczyźni po prostu przejeżdżali przez moje miasto, mieszkali w drugim końcu Polski. Do szpitala w którym pracowałem trafili w ten sposób, że przywiozła ich karetka. Proszę sobie wyobrazić, że jednym z nich był mój oprawca z dzieciństwa, który uszkodził mi oko! Dosłownie nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. On mnie nie poznał, ale ja jego oczywiście poznałem od razu. Ze zdenerwowania zaczęły mi się trząść ręce. Poprosiłem kolegę, aby mnie zastąpił, bo nie byłem wtedy w stanie operować tego człowieka. Wiem, że wyszedł z wypadku, ale już nigdy nie powróci do pełnej sprawności. Ile razy myślałem nad tym wydarzeniem, to nawet nie zliczę. Nie potrafię tego zrozumieć, co mi się przydarzyło. Ktoś powie przypadek, ale proszę mi wybaczyć, ale to nie był przypadek. Po przeczytaniu w serwisie nautilusa o zjawiskach synchronicznych uznałem, że muszę to wreszcie komuś przesłać i opisać.
Robicie dobrą robotę, zmieniacie poglądy wielu ludzi. Tak trzymać.
[dane do wiad. FN]
OD FN
Pięknie dziękujemy za opis wydarzenia. O czymś podobnym było w jednym z odcinków dokumentalnej serii „Jasnowidz na tropie zbrodni”. Prosimy posłuchać wypowiedzi jednego z jasnowidzów – Scota Russela Hilla o człowieku, który go skrzywdził w dzieciństwie. Bardzo podobna historia!
[XXI PIĘTRO] Szanowna FN,
W odniesieniu do opisanego zdarzenia synchronicznego i ciekawego zdjęcia pomidora, chciałabym opisać moje zdarzenie synchroniczne które miało miejsce 2 lub 3 lata temu i które mi bardzo zapadło w pamięć. To był październikowy weekend, przepiękny słoneczny dzień bardzo ciepły, jechałam samochodem na Mokotów po dziadków których miałam zawieść na działkę, pamiętam że mimo pięknej pogody byłam mega zdołowana, to nie był najlepszy okres mojego życia kłopoty w pracy w związku, same czarne myśli kotłowały się po mojej głowie, myślałam o tym że jest mi ciężko, że nie mam rozwiązania dla moich problemów, czułam ścisk w gardle i że zaraz się rozpłaczę w głos z tej bezradności. I dojeżdżam do skrzyżowania, staje na czerwonym świetle, patrzę przed siebie i mój wzrok przyciąga wielki czarny napis "...się jakoś ułoży''. To był ten moment gdzie poczułam powiew kosmosu na plecach.
(P.s. Napis był częścią reklamy kołder i poduszek sklepu Ikea, reklama zawieszona była na przeciwległym budynku po drugiej stronie skrzyżowania w całości napis brzmiał "Czy się jakoś ułoży" ale sama reklama zawieszona była jakby pod kątem i z mojej perspektywy słowa "Czy" w ogóle nie było widać, musiałam się dobrze przyjrzeć co uczyniłam chwilę po tym jak wyszłam z szoku)
pozdrawiam was serdecznie
[dane do wiad. FN]
Link do publikacji w naszym dziale XXI PIĘTRO, o którym wspomniała czytelniczka serwisu.
https://www.nautilus.org.pl/xxi-pietro,1157,28-wrzesnia-2020--zdarzenie-synchroniczne-i-ciekawostka-na-zdjeciach.html
czytaj dalej
Witam szanowną FN , Jako stały czytelnik od czasu do czasu do Was piszę. Dziś mam dwie rzeczy.
1. Po przeczytaniu ostatniego wpisu w Dzienniku pokładowym postawnowiłem przesłać opis "zbiegu okoliczności", który mnie spotkał dwa lata temu.
2. W załączniku pomidor z mojej tegorocznej uprawy. Właśnie miałem go zjeść, gdy zauważyłem, że ciekawie pękła mu skórka ;)
Oto więc "moje" zdarzenie synchroniczne.
Aby dobrze nakreślić sytuację, muszę napisać dwa słowa o sobie. Oprócz oczywiście zjawisk niewyjaśnionych mam dwie główne pasje - grę na perkusji i jazdę na rowerze. I choć w obu dziedzinach jestem amatorem, ważne jest to, że w mojej świadomości identyfikuję siebie jako perkusistę i rowerzystę.
W latach 2014-2018 regularnie jeździłem na rowerze kilka razy w tygodniu, zawsze około godz. 22:00-23:00 ( to dziwna pora, bo ciemo, wiem, ale praca plus pewne inne obowiązki nie pozwalały mi na aktywność fizyczną o bardziej przyzwoitej porze). Oczywiście miałem sprawne oświetlenie. 21 lipca 2018 r. była sobota. Podczas takiej przejażdżki doszło do kolizji. Najechał na mnie skuter, gdy mnie wyprzedzał. Jak się później okazało, kierujący - chłopak w wieku bodajże 21 lat - był pijany (miał ponad 2 promile) i po prostu zasnął podczas jazdy. Szczęśliwie tylko mnie potrącił z boku, tak że wyszedłem ze zdarzenia bez szwanku. Ale mogło go znieść o 10 cm bardziej w prawo i wtedy mogło być różnie...
Dalsze szczegóły - telefon na 112, interwencja wszystkich służb, alkomat itd. - w tej historii nie są ważne. Ważne jest to, że dość mocno całe zdarzenie przeżyłem i byłem w lekkim szoku przez kilka następnych dni.
I teraz najciekawsze.
Znacznie większego szoku doznałem zaraz w poniedziałek 23 lipca 2018 r., gdy jeszcze miałem w głowie na świeżo moje zdarzenie. Jedną z wiadomości dnia w mediach (wielokrotnie powtarzaną) była ta, że „podczas jazdy na rowerze zginął w wypadku perkusista”. Gdy to usłyszałem po raz pierwszy (już nie pamiętam, w radiu czy w TV), nogi się pode mną ugięły, bo poczułem, że właśnie stało się coś dziwnego, co nie jest tylko przypadkiem.
(Perkusistą, który zginął tego dnia, był Grzegorz Grzyb (https://www.gala.pl/artykul/grzegorz-grzyb-nie-zyje-perkusista-zginal-w-wypadku-zdjecia-180723055352, https://jastrzabpost.pl/newsy/grzegorz-grzyb-nie-zyje-przyczyny-smierci-zmarl-muzyk-edyty-gorniak_670997.html#galeria0).
Uzupełnienie - 5 listopada 2018 r.
Na tym miałem zakończyć tę relację, jednak życie dopisało jeszcze inny kontekst.
Dwa tygodnie później dostałem wezwanie na policję, by złożyć zeznania na temat mojego wypadku. Gdy wracałem z komisariatu, wstąpiłem „tak przy okazji” i właściwie "bez powodu" do sklepu. Spotkałem w nim znajomą, której nie widziałem od kilku lat. Przez chwilę powspominaliśmy dawne czasy i wspólnych znajomych, po czym się rozstaliśmy i więcej się z nią już nie zobaczyłem. A niedługo potem, na początku listopada 2018 r. ta osoba nagle zmarła.
Można więc wysnuć teorię, że mój wypadek na rowerze zdarzył się (tylko lub także) po to, żebym w odpowiednim momencie znalazł się w sklepie i spotkał się z tą osobą, póki jeszcze żyła.
I jeszcze jedno uzupełnienie - listopad 2018 r.
To już może będzie "naciągane", jednak jakoś łączy się z całą resztą.
W piątek był pogrzeb wspomnianej wyżej znajomej, niestety nie udało mi się być do samego końca. Dlatego zaraz w niedzielę wybrałem się po raz pierwszy na jej grób. A w tę samą niedzielę wieczorem dowiedziałem się, że zmarł (nie znam okoliczności śmierci) znany mi z widzenia mieszkaniec mojej miejscowości, młody chłopak, dwadzieścia kilka lat. A jaki to ma związek z tematem? W lokalnej orkiestrze był on perkusistą...
To tyle. Może te sytuacje nie mają żadnego związku, ale ja miałem wtedy wrażenie, że ktoś specjalnie poukładał te klocki.
Pozdrawiam,
[...]
W razie publikacji proszę o anonimowość.
/wiadomość i opis dostaliśmy 28 września 2020, poniżej zdjęcia pomidora dołączone do e-maila/
czytaj dalej
[...] Bardzo się ucieszyłem zamieszczonym filmem, który został przysłany Fundacji, z Mysłowic. Szczerze gratuluję autorowi filmu uchwycenia tego zjawiska. A teraz do rzeczy: Mieszkam w Świebodzicach i widziałem „toczka w toczkę” podobną „rzecz” w 2018 roku – w dzień. Do dziś zachodziłem w głowę, co to mogło być. Obserwowałem nawet latające stada gołębi (naiwność), mając nadzieję, że może one rozwiążą zagadkę, która nie dawała mi spokoju i dlatego, gdy zobaczyłem film – ucieszyłem się niezmiernie. Chciałem swego czasu nawet napisać do Nautilusa, ale nie umiejąc wytłumaczyć, co widziałem, zarzuciłem zamiar, ale jak widać – „na wszystko jest swój czas”.
Spisuję swoje sny i spisuję także niezwykłe rzeczy które mi się przydarzają, dlatego przekopiuję z mego notatnika stary zapis tego zdarzenia:
26.08.2018. O godzinie 19.15 podszedłem do okna w kuchni (południowy wschód). Na niebie burzowa, bardzo ciemna chmura, odcinająca się od reszty nieba. Na jej krawędzi coś błyska, a wygląda jakby było tam stado gołębi stojące praktycznie w miejscu i błyskające jasnym, metalicznym odbiciem, jakby ktoś puszczał „zajączki”. Nie błyskają jednocześnie, tylko co chwila inny punkt. Zawołałem żonę i oboje zastanawialiśmy się dłuższy czas, co to jest. Żona poradziła, abym wziął lornetkę i wyszedł na balkon. Poszedłem na piętro do syna po lornetkę. Zanim znalazłem, trwało to jeszcze chwilę. Kiedy wyszedłem na balkon, „stadko” przesunęło się bardzo nieznacznie na wschód i zaczęło znikać (jakby rozpływało się w przestrzeni), Widziałem jeszcze 2 punkty, ale tak, jakby to nie życzyło sobie mojej obserwacji przez lornetkę. Przykładając ją do oczu, widziałem jak i te dwa punkty ukryły się.
Wspominając to zdarzenie, śmiałem się w duchu, że widziałem płanetników, których ludzie w zamierzchłych czasach jakoby widywali wśród burzowych chmur.
Życzę mojej kochanej Fundacji wytrwałości w tym, co robi.
Wszystkiego najlepszego!
[dane do wiad. FN]
Płanetnik (inne nazwy: chmurnik, obłocznik) – postać z wierzeń słowiańskich, demoniczna lub półdemoniczna istota uosabiająca zjawiska atmosferyczne.
/poniżej kilka grafik "płanetników" z naszego archiwum FN/
czytaj dalej
[...] Dzień dobry, Z ciekawością, ale i wielkim zaskoczeniem oraz zdumieniem przeczytałem historię przesłaną przez czytelniczkę w dniu 21.09.2020 r. i opublikowaną dzisiaj przez FN w dziale XXI Piętro pod tytułem "SEN O BOGU - WIELKIEJ MANDALI".
Ku mojemu zdziwieniu autorka tekstu m.in. napisała, że parę lat temu w jej śnie był obecny prof. Ambroży Kleks i przekazywał jej różne informacje. Otóż ja również miałem wiele lat temu sen, w którym pojawił się prof. Ambroży Kleks w postaci mentora.W tym śnie byłem atakowany przez jakiś zły byt (demona, ducha).
Czułem, że chce on wejść we mnie i przejąć kontrolę nad moim ciałem. We śnie czułem, jak "to coś" cały czas zwiększa presję i stopniowo wdziera się do mojej głowy. Panowałem jeszcze nad swoim ciałem i mogłem podejmować decyzje, ale czułem się coraz cięższy i słabłem. Można to porównać do sytuacji chorej osoby, która czuje jak postępuje choroba, co wiąże się z coraz większym osłabieniem organizmu.
Gdy sytuacja zaczęła robić się dla mnie niebezpieczna byłem akurat z kolegami poza domem (jak to się dawniej mówiło: na dworze/na podwórku). Nagle pojawiła mi się myśl, że na końcu ulicy mieszka Pan Kleks i on mi pomoże. Jednocześnie trochę się zdziwiłem skąd on się tu wziął. Niezależnie od tego moi koledzy również zaproponowali taką opcję działania, tak jakby wszystkim było wiadome, że Pan Kleks jest w stanie mi pomóc. Wszyscy uważali go za mentora, coś w stylu mnicha o wielkiej mądrości.
Poszliśmy pod jego dom. Zadzwoniliśmy do drzwi, a po chwili wyszedł na schody i spojrzał na mnie. Razem z kolegami powiedziałem mu co mi jest i czy coś może zaradzić w tej sytuacji. Wówczas Pan Kleks chwilę się zadumał i rzekł do mnie jedno zdanie cyt."IDŹCIE O WSCHODZIE SŁOŃCA NAD BRZEG MORZA, BO STAMTĄD ZAWSZE IDĄ DOBRE DUSZE". Te słowa wryły mi się w pamięć i mimo, że minęło wiele lat to pamiętam je tak jakbym przed chwilą miał ten sen. Tymczasem we śnie niedaleko było morze więc razem z kolegami poszedłem tuż przed wschodem słońca na plażę.
Choć Pan Kleks nie mówił tego bezpośrednio w słowach to jednak wiedziałem (jakby od niego przekaz telepatyczny), że muszę stanąć na piasku tuż przy linii brzegowej morza, tak aby woda docierała do palców stóp. Ponadto miałem stać wyprostowany w lekkim rozkroku, z rękoma wyciągniętymi na boki, otwartymi dłońmi skierowanymi w stronę morza, wypiętą klatką piersiową, zamkniętymi oczami i twarzą zwróconą w kierunku miejsca, gdzie będzie wschodzić słońce. Ponadto miałem robić głębokie wdechy.
Tak też uczyniłem i w momencie, gdy słońce zaczęło wschodzić poczułem, że od strony morza zaczyna się coś dziać. Choć miałem zamknięte oczy to mimo to "widziałem" jak w coraz większych ilościach tuż nad taflą wody sunęły duchy z morza w stronę lądu. Zdawałem sobie sprawę, że ich ilość się cały czas zwiększa i robi się coraz gęściej. Ja w tym momencie czułem się już bardzo źle z powodu działań złego bytu, który cały czas mnie atakował i już siedział w moim ciele. Czułem, że dobre duchy idące od strony morza co chwila sunął koło mnie, ale w związku z tym, że ulegają zagęszczeniu to zaczynają już mnie muskać po wyciągniętych rękach.
W pewnej chwili poczułem, że następuje bezpośrednie "zderzenie" z jednym z duchów, na którego drodze stałem. Poczułem, jak zaczyna przechodzić przez moje ciało i wypychać zły byt. Zły byt nie był w stanie w żaden sposób stawić mu oporu. W tym momencie w blasku wschodzącego słońca poczułem, że dobry duch przechodzi przeze mnie i wypycha złego. Miałem wrażenie, że go ze sobą zabrał. W tym momencie poczułem, że robię się niesamowicie lekki i natychmiast wracają mi siły życiowe. Poczułem się jak przysłowiowy młody Bóg. Wiedziałem, że jestem już bezpieczny i wszystko jest OK. Byłem bardzo wdzięczny Panu Kleksowi za pomoc. Można powiedzieć, że odbyłem rytuał oczyszczenia.
Sen odebrałem, jako cenną radę. Zapamiętałem dokładnie słowa Pana Kleksa tak jakby były ważne nie tylko we śnie, ale także w dalszym życiu. W kontakcie z nim czułem, że jest wielką osobą. Ma potężną wiedzę i dużą moc. Nawet miałem i mam do tej pory wrażenie, że we śnie byt, który przybrał formę Pana Kleksa zrobił to tylko dlatego, że łatwiej była mi ta postać przyswajalna i zrozumiała.
Dane do wiadomości FN.
Pozdrawiam,
[...]
/opis snu i email dostaliśmy 23 września 2020/
czytaj dalej
Parę lat temu miałam bardzo ciekawy sen - bardziej nadający się na scenariusz filmowy aniżeli na samo "zapisanie i schowanie do szuflady". Poza tym bardzo chętnie podzielę się mądrością z niego płynącą.
śniło mi się, że jestem w przestrzeni przez siebie stworzonej w celach relaksacyjnych. Leżę na pięknej leśnej polanie, w oddali mój leśny domek, a spoza drzew dochodzi szum morskich fal. Jestem w trakcie mojej relaksacji, a właściwie leżenia i gapienia się na przepływające na niebie obłoki. Jest mi bardzo dobrze, jak na wakacjach. Wiem, że to tylko sen i ja go za pomocą mojego umysłu stworzyłam.
Naglę czuję, że ktoś Bardzo Ważny przyszedł tutaj i chce z mną pogadać. Podejrzewam kto i jednocześnie się jego boję.
Zdecydowałam się na przerwanie tego błogiego nicnierobienia i pójście w stronę morza, gdzie ktoś na mnie czeka. Z biegiem lecę po wydmie i wpadam z hukiem na piękną i spokojną plażę. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu widzę...Pana Profesora Ambrożego Kleksa! Chyba zrobiłam głupią minę, bo profesor się serdecznie roześmiał i powitał po przyjacielsku, jakbyśmy się znali kupę lat. Próbuję wydusić z siebie pytanie - "jak to możliwe, że tutaj przyszedłeś? Jak zmieściłeś się tutaj? Do mojej maleńkiej przestrzeni?" "Dlaczego ja???? Przecież nikim nie jestem...".
Pan Profesor serdecznie ujął mnie za rękę, a jeden z jego złotych piegów zabłysnął w słońcu. Zaczął mi coś opowiadać o fizyce kwantowej i jakiś strunach światła, czy coś w tym stylu. Wykład w sam raz dla Einsteina, nie dla mnie :-). Potem powiedział mi, że zawsze chciał ze mną pogadać - wysyłał mi te "dziwne sny" jak chociażby te z Maryją w lesie w obecności moich pradziadktów. A ja po prostu z tego snu zwiałam :-) Przecież nie jestem "kościółkowa - sam dobrze o tym wiesz" - powiedziałam z wyrzutem.
Potem w kolejnym śnie przyszedł do mnie Jezus. Zupełnie inny od tych postaci przedstawianych przez kościół - zmęczony długą wędrówką, z wplecionymi muszelkami i warkoczykami, z hipnotyzującymi oczyma, jakby poznał całą mądrość świata. Ja oczywiście "rozwaliłam system" pytając się, czy Pan Bóg ma poczucie humoru :-)
Przez dłuższy czas chodziliśmy sobie po plaży i rozmawialiśmy ze sobą jak starzy przyjaciele. Nagle ujrzałam jakieś molo na morzu i ludzi w białych szatach. Profesor poinformował mnie, że to ludzie, którzy wkrótce mają dostać nowe życie na Ziemi. Tłoczyli się oni na tym molo i puszcali papierowe stateczki. Podeszłam do nich chcąć się temu przyjrzeć. Niestety w międzyczasie zgubiłam Profesora. Nigdzie nie mogłam go znaleść. Pytałam się nerwowo ludzi, czy może go ktoś widział. Jakiś człowiek wskazał mi palcem przechodzących mnichów buddyjskich. Doradził mi, abym tam sprawdziła.
Z lekkim strachem weszłam pomiędzy owych modlących się mnichów, którzy weszli do jakieś, zdaje się, buddyjskiej świątyni. Nagle zostałam sama w tym tajemniczym budynku. Widziałam na ścianach jakieś niewyraźne malowidła, bo zasłaniał mi je jakiś dym z kadzideł, czy coś. W centrum był jakby ołtarz, ale inny niż w kościołach katolickich. Stał tam wielki obraz, ale zamiast jakieś postaci ludzkiej, tłoczyły się tam wszystkie kolory tęczy. Przepiękne barwy, które żyły i pulsowały. Trójwymiarowy obraz wciągnąl mnie do środka. Gdybym miała dodać tutaj jakąś ściężkę dźwiękową, to byłby mój ulubiony utwór Enigmy "Temple of Love". W tym rytmie pulsowały te kolory, pochodzące ze Światła. Nagle do głowy wpadło mi pytanie - "co jest najważniejsze w Zyciu?" Kolory zamigotały a odpowiedź była jakby polifoniczna - "Najważniejsze jest Zrozumienie".
Nagle z Tęczy wyłoniły się mgławice, galaktyki, cały Wszechświat. Przed oczyma ujrzałam również małe rośliny, rośliny, zwierzęta - to wszystko pochodzi z tego Źródła. Tego wielkiego Egragatora Energii. Ja jestem tylko malutką iskierką tego wszystkiego. Całą swoją istotą odczułam Wielkość tej Olbrzymiej Energii - aż dziw, że mnie "nie zmiotło" w tym śnie. Obudziłam się cała zlana potem i przerażona. Ja "wyskoczyłam" z tego Wilkiego Egregatora i nagle znalazłam się w moim Ziemskim ciele, powracająca z dziwnego snu.
Serdecznie pozdrawiam,
[dane do wiad. FN]
/wiadomość i opis dostaliśmy 21 września 2020/
Opis snu nawiązujący do tego wpisu w XXI PIĘTRZE
czytaj dalej
Na wstępie mojego e-maila chciałabym bardzo podziękować za mnóstwo pozytywnych komentarzy i masę prywatnych wiadomości, które otrzymałam od załogantów Nautilusa w związku z opublikowanym ostatnio artykułem: ,, Ćma z zaświatów - o sprawach paranormalnych i jasnowidzeniu”. W związku z Waszymi wieloma prośbami oraz powtarzającymi się pytaniami postaram się w skrócie wyjaśnić jeszcze kilka wątków odnoszących się do poprzedniego artykułu. Wspomnę również o OBE, moich obserwacjach i spotkaniach z UFO, a także ujawnię wizję dotyczącą tego, co być MOŻE czeka nas wczesną jesienią bieżącego roku.
Ciekawostka na temat rodzajów energii, krążących w ludziach, spotkała się z bardzo dużym zainteresowaniem czytelników Nautilusa. W ciągu ostatnich 5 lat widziałam jedynie 6 osób wyróżniających się złotą lub niebieską energią emanującą w okolicy serca. Przechodząc się ulicami mojego miasta, niestety, dostrzegam głównie osoby puste w środku. Osoby, w których już emanuje złota albo niebieska energia, wyróżniają się tym, że bije z ich oczu wyjątkowa dobroć, ciepło i mądrość. Zawsze odnoszę wrażenie, że dane osoby już skądś znam. Wyczuwam od nich swego rodzaju więź jakbyśmy się znali od dawna. O dziwo, zdarzenia losowe tak się ze sobą ostatecznie poprzeplatały, że miałam okazję osobiście poznać połowę z nich.
Zdarzało się, że podając takiej osobie dłoń na przywitanie, miałam od razu przed oczami oślepiający rozbłysk jej energii trwający do 2 sekund. Takie osoby, mimo że często są nieświadome swojej energii (ale jak się potem okazywało bardzo interesowały się sprawami paranormalnymi i były w szoku, że to w nich wyczytałam) , twierdzą, że dobrze czują się w moim towarzystwie. Sądzę, że osoby te nie pojawiły się w moim życiu przez przypadek m.in. w taki sposób poznałam mojego narzeczonego (na ok. pół roku przed naszym spotkaniem miałam wizję, że się pewnego dnia zapoznamy w rzeczywistości) z tą różnicą, że w jego przypadku były to wręcz fajerwerki energii.
Czasami na ulicy spotykam zagorzałych wyznawców różnych religii (wg nich jedynych słusznych i prawdziwych), których umysły są zupełnie przez nie omotane. Osoby te bardzo często mnie zaczepiają chcąc, abym przeszła na ich stronę. Gdy taka fanatyczna osoba spojrzy prosto w moje oczy, to jej twarz potrafi się zmienić na ułamki sekund: białka oczu robią się czarne albo czerwone, cera niezdrowo blada lub czarna jak węgiel, a uśmiech przemienia się w ostro zakończone zęby. Całość wygląda dość upiornie.
Złotą lub niebieską energię można wykorzystywać na wiele sposobów. Ze złotej energii tworzy się tarcze ochronne, z niebieskiej podobnie, z tą różnicą, że ta druga służy głównie do uzdrawiania (zniwelowanie bólu i wyleczenie konkretnego, chorego miejsca w ciele człowieka oczywiście przebiega wieloetapowo oraz wymaga czasu, siły i niemałej cierpliwości ze strony osoby podejmującej się tego zadania).
Ponad rok temu, gdy mocno dręczyły mnie choroby uznawane przez lekarzy za nieuleczalne, w chwilach skrajnego bólu (nie pomagały żadne środki przeciwbólowe) czasem już totalnie przybita leżąc w łóżku wysyłałam telepatycznie myśl (w postaci jakby iskrzącej się bańki mydlanej) w stronę zaświatów prosząc o jakąkolwiek pomoc w tym marnym stanie. Moje prośby kilka razy zostały wysłuchane. Mijała chwila, a nad sobą zaraz odczuwałam obecność nie ducha, a jakiejś potężnej istoty, która swoją mocą zmniejszała mój ból w chorym miejscu. Odczuwałam przy tym delikatny chłód i matczyną troskę, a moje ciało otulone było chwilowo niebieską energią.
Złote i niebieskie energie są też niezwykle przydatne np. do tzw. ,,pieczętowania” pomieszczeń.
Daną umiejętność posiada również mój narzeczony. Polega ona na tym, że np. kładąc się do snu w zamkniętej sypialni nakreślam ze złotej energii kontury okien, drzwi oraz ścian. Powstają przy tym obwody zamknięte nieprzepuszczające żadnych nieprzychylnych duchów, dzięki czemu czuję się w pełni bezpiecznie, nic nie może się przedrzeć do mojego umysłu podczas snu (nie śnią się koszmary), ani w nocy nic mnie nie niepokoi chodząc lub stojąc obok mojego łóżka. Czasami podczas rytuału pieczętowania pomieszczenia pojawiają mi się przed oczami ,,migawki” ukazujące wykrzywione we wściekłych grymasach twarze duchów albo innych, dziwnych istot.
Ze swojego doświadczenia wiem, że można pieczętować nie tylko pomieszczenia, ale i stare lustra, które nierzadko zamieszkują zbłąkane dusze lubiące nas szczególnie po zmroku niepokoić. Pamiętam sytuację, gdy w nocy w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu zaczęły rozbrzmiewać przeraźliwe jęki, niezrozumiałe szepty i stukania jakiegoś ducha. Mój narzeczony z racji późnej pory zapieczętował więc sypialnię i lustro znajdujące się w przedpokoju. Niemałe było moje zdziwienie następnego dnia, gdy spojrzałam w owe lustro (czując od niego mrowienie, ciężar oraz niepokój) i dostrzegłam, że siedzi w nim (niczym zamknięty w pułapce) zszokowany duch dziewczyny o żydowskiej urodzie. Oczywiście wypuściliśmy ją usuwając energetyczną pieczęć i już więcej się u nas nie pojawiła.
Napomknę tylko, że czasami lubię się delikatnie podroczyć ze znajomymi mi kotami i gestem palców posypuję je złotą energią - koty to doskonale widzą oraz czują turlając się radośnie z boku na bok.
Kilka razy miałam wizję przedstawiającą moment mojej śmierci i co mnie po niej spotka. Dodam, że nigdy nie obawiałam się śmierci i uznaję ją za przejście ze stanu materialnego w niematerialny. Wizja mojej śmierci za każdym razem wygląda tak samo: będąc już staruszką (wyczuwam wiek 80-81 lat) leżę w łóżku w białym, czystym i pachnącym kwiatami pomieszczeniu z dużym oknem (nie przypomina to typowego, polskiego szpitala, być może jest to jakiś prywatny ośrodek), a przy mnie siedzi mój mąż trzymając mnie za rękę i uśmiechając się do mnie. Nagle odnoszę wrażenie, że nadszedł właśnie ten moment, następuje krótki rozbłysk złotej energii i stopniowo zaczynam coraz bardziej pokonywać barierę ciała fizycznego. Nie odczuwam jakiegokolwiek bólu. Lekka jak piórko zamieniam się w świetlistego, złotego orba i wtedy powala mnie na raz ogrom uczuć w najwyżej skali: miłości, radości i dobroci. Dociera do mnie myśl, że po co przejmowałam się tyloma błahymi sprawami na Ziemi. To dziwne, ale dalej czuję, że posiadam ręce i nogi, lecz te nie są dla mnie już widoczne.
Mój wzrok za to osiąga poziom perfekcji – widzę wszystko idealnie w kącie 360 stopni. W stanie tym wyczuwam doskonale wszystkie zapachy oraz idealnie odczytuję emocje oraz myśli ludzi. Nie skupiam się na swoim materialnym ciele leżącym w dole. Od razu jakaś potężna siła zaczyna mnie stąd wysysać, a wsysa - jak to w wielu opowieściach już się czytało – do tunelu. W mojej wizji ściany wspomnianego tunelu przypominają strukturę bańki mydlanej, zaś jego wnętrze jest nieco ciemne, granatowe. Co chwilę pojawiają się w nim jakieś różnobarwne rozbłyski i latające orby. Lecąc przez tunel nie odczuwam samotności, wręcz przeciwnie – jestem otoczona przez tłum obecności. Następuje kolejny złoty rozbłysk i zjawiam się w szarej przestrzeni, gdzie widzę emanujące białym światłem 3 postacie. Ich kontury nie przypominają ludzkiego ciała – prędzej stożkowate pionki do gry Chińczyk. Wyczuwam od nich niesamowity spokój i boską mądrość. Nie obawiam się ich odnosząc wrażenie, że od dawna wiążą mnie z nimi przyjazne relacje. Przez chwilę jestem przez nie wnikliwie analizowana i nagle jedna z nich zadaje mi za sprawą telepatii pytanie: ,,To kim chciałabyś teraz zostać?”. Bez chwili namysłu stwierdzam telepatycznie: ,,Przewodnikiem duchowym”. I w tym momencie wizja zawsze się urywa.
Raz miałam ciekawy sen, w którym jako dusza wyleciałam poza granice naszej planety i dostrzegłam, że wokół Ziemi, sąsiadujących planet oraz gdzieś tam w kosmicznej głębi widać całą siatkę wspomnianych wcześniej, przeplatających się ze sobą tuneli. Jedno miejsce w przestrzeni mnie mocno zaintrygowało, gdyż przedstawiało wir (podobny do symbolu kołowrotu), w którym krążyła masa tęczowych energii. Postanowiłam się do niego przybliżyć, ale ten niespodziewanie wciągnął mnie do swojej otchłani i w ułamku sekundy wyrzucił do dziwnego pomieszczenia, którego ściany i podłogi były stworzone z miliardów maleńkich, kolorowych witraży. Każdy z witraży ukazywał inną planetę oraz żyjące na nich obce cywilizacje – mniej lub o wiele bardziej zaawansowane od naszej.
Stan OBE osiągnęłam kiedyś pierwszy raz zupełnie przez przypadek. Była to dla mnie wyjątkowo męcząca noc w okresie jesiennym. Długo nie mogłam zasnąć, a gdy w końcu mi się udało, to spałam ok. 4 h. Następnie wybudziłam się z jakiegoś koszmaru i tak wierciłam się w łóżku koło godziny, po czym znów zasnęłam, czyli technika OBE: 4+1 została spełniona, jednak nigdy wcześniej o niej nie czytałam (dopiero rok później dowiedziałam się, iż dokładnie taka metoda istnieje). Kiedy powiedzmy ,,zasnęłam”, to momentalnie zobaczyłam, że znajduję się w sypialni i wiszę nad swoim ciałem fizycznym. Nagle jakaś siła pociągnęła mnie w miejscu niewidzialnego pępka i wzleciałam nad dach domu, a później z zawrotną prędkością zaczęłam przelatywać przez lasy, góry i morza. Towarzyszyła temu niesamowita muzyka, jakiej na Ziemi dotąd jeszcze nie słyszałam. Rozbrzmiewały niemal elfickie śpiewy w niezrozumiałych mi językach i dźwięki nieznanych instrumentów. Była to najpiękniejsza muzyka jaką słyszałam, przy czym czułam się szczęśliwa i wolna jak nigdy dotąd. W pewnym momencie nastąpił nieoczekiwany zryw ku górze oraz rozbłysk jasnego światła – jakby przejście przez portal. Znalazłam się w jasnoniebieskiej przestrzeni spowitej mgłą i nagle przede mną pojawiła się wysoka postać bardzo podobna do mężczyzny. Cały błyszczał, iskrzył się jakby wyładowaniami elektrycznymi. Byłam w stanie zobaczyć tylko jego błyszczące, kryształowo-niebieskie oczy i falujące włosy po kolana jakby utkane ze srebra. Telepatycznie przemówił do mnie z dość karcącą nutą: ,,Co Ty tutaj robisz?”. Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż w tym momencie znów jakaś siła pociągnęła mnie, ale tym razem z powrotem do ciała fizycznego. Tak obudziłam się cała zlana potem i rozemocjonowana wewnątrz jak po przejażdżce na rollercoasterze.
Jako dziecko miałam dwa lęki: strach przed ciemnością (bo czułam, że duchy mnie obserwują i stale chcą nawiązać ze mną kontakt) i przed UFO. Nie wiem, dlaczego wtedy były dla mnie aż tak przerażające filmy i opowieści związane z przybyszami z kosmosu. Te zawsze wywoływały u mnie ciarki na plecach, a w nocy bałam się spoglądać w niebo. Długo nie mogłam zasnąć w nocy, jeśli wcześniej z rodzicami oglądałam na Discovery dokumenty o obcych cywilizacjach.
Od najmłodszych lat aż do teraz odczuwam coś bardzo dziwnego, czego nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Za dnia czy w nocy przebywając na dworze czuję się czasem wnikliwie obserwowana ze strony nieba – to obserwowanie jest punktowe i stanowi je księżyc lub poszczególne gwiazdy, w tym zwłaszcza Pas Oriona. To takie wrażenie jakby przez lornetkę sąsiad z pobliskiego bloku uporczywie się w Was wpatrywał i nic sobie z tego nie robił, że go na tym jakimś cudem przyłapaliście. Kiedy czuję się tak obserwowana i popatrzę w stronę księżyca, to wtedy obserwowanie się jeszcze bardziej nasila. Odczuwam też doskonale bez patrzenia w niebo wszelkie ruchy przebiegające w tej przestrzeni: samoloty, satelity, meteoryty i… statki kosmiczne – to odczucie jest identyczne do poczucia obecności orba przemieszczającego się po pomieszczeniu. Na widok UFO zawsze odczuwam mocne mrowienie trzeciego oka i na tej podstawie potrafię rozróżnić na zdjęciach ukazywanych w Internecie, który obiekt kosmiczny jest prawdziwy, a który jest wytworem grafiki komputerowej.
Moja pierwsza przygoda z UFO była skrajnie szokującym przeżyciem, które idealnie pamiętam do dziś. Było lato, blisko godz. 19, czyli jeszcze bardzo jasno o tej porze. Mając ok. 12 lat rozmawiałam z przyjaciółką przy stoliku w ogrodzie. Przyjaciółka siedziała naprzeciwko mnie, zaś ja widziałam za jej plecami jeszcze kawałek mojego podwórka, za płotem działkę sąsiada oraz w oddali budynek wysokiej szkoły podstawowej. W pewnej chwili kilka kilometrów nad moją szkołą pojawił się swego rodzaju ognisty obłok, jakby żarzący się portal i wyłonił się z niego ogromny, rozbudowany statek kosmiczny konstrukcyjnie bardzo przypominający ten, który ukazuje ilustracja z uniwersum Warhammera 40k z poniższego linka:
https://wh40k.lexicanum.com/mediawiki/images/d/d1/EmperorBattleshipIllustration.jpg
Był on cały czarny z gdzieniegdzie wyróżniającymi się elementami stalowymi. Posiadał wiele wieżyczek i obracających się elementów, które nawet teraz trudno opisać słowami. Całe zdarzenie trwało może kilka sekund, po czym nastąpił pomarańczowy rozbłysk i statek zniknął w płomieniach. Mimo tak spektakularnych widoków nic nie było słychać. Przeraziłam się nie na żarty i żałowałam, że moja przyjaciółka siedziała wtedy akurat odwrócona plecami do tego wydarzenia. Niby minęło kilka sekund, a spostrzegłam, że na dworze zrobiło się całkiem ciemno, zegarek pokazywał godz. przed 21:00, a przyjaciółka jak gdyby nigdy nic siedziała dalej przede mną i nie wiedziała, dlaczego mam nagle taką przerażoną minę. W mojej głowie się wtedy kotłowało: ,,Jakim cudem z godz. 19 zrobiła się nagle prawie 21?” Miałam poczucie swego rodzaju wyrwy czasowej. Zaraz wszystko opowiedziałam przyjaciółce, ale ta nic nie słyszała ani nie widziała. Moja opowieść ją na tyle zszokowała, że szybko uciekłyśmy do domu. Byłam tym zajściem wstrząśnięta przez dobry miesiąc. Miałam nadzieję, że po takim zdarzeniu w przyszłości już nic więcej podobnego mnie nie spotka, lecz przynajmniej co do tych spraw wiodłam spokojne życie, aż do zeszłego lata...
Mieszkałam jeszcze wtedy w moim rodzinnym miasteczku w poniemieckim domu (o którym szczegółowo napomknęłam w poprzednim artykule). Za 3 tygodnie mieliśmy się wyprowadzić. Z racji bycia nocnym markiem położyłam się do łóżka o godz. 1:00 w nocy, ale zaraz poczułam mocny niepokój. Moi rodzice jeszcze też nie spali. W pewnym momencie usłyszeliśmy bardzo głośny dźwięk przypominający turbiny i na dworze dziwnie pojaśniało w kolorze jasnej zieleni. Wszystko działo się przez kilka minut, psy sąsiadów zaczęły szczekać i wyć. Pomyślałam, że chyba powinnam wstać z łóżka i zobaczyć przez okno, co się dzieje, bo nawet trzecie oko zaczęło mi dziwnie mrowić. Zanim jednak to uczyniłam, to przed moimi oczami ukazała się wizja, co konkretnie wywołało taki zamęt na dworze: nad całym moim miasteczkiem unosił się potężny statek kształtem trochę przypominający Millenium Falcona, ale technologicznie zaawansowany był raczej o tysiące lat do przodu. Tak jak wizja zaraz zniknęła, tak i na dworze znów zrobiło się cicho, ciemno i psy się uspokoiły. Jednak czy to był koniec dziwnych zdarzeń? Ależ nie...
Kilka dni później sytuacja również się powtórzyła, lecz doszły do tego nowe ,,efekty specjalne”. Ponownie na zegarku wybiła godz. 1 w nocy, pojawił się odgłos turbin (jedynie na moment), ale leżąc w łóżku zaczęłam odczuwać przemieszczanie się jakiś bytów na moim podwórku (i nie były to duchy). Pies sąsiadów zaczął przeraźliwie szczekać, jakby coś go niesamowicie drażniło, i biegał wzdłuż płotu tam i z powrotem. Doszedł do tego nowy dźwięk krążący po całym podwórku: dźwięk sondowania terenu. Nawet moja mama (niewierząca w coś paranormalnego, póki tego nie zobaczy) z drugiego pokoju ze strachem w głosie zapytała mnie, co to za dziwne dźwięki słychać na zewnątrz. Z racji tego, że jakoś wolałam się nie ruszać z łóżka i wychodzenie z ciała aktualnie bardzo dobrze mi wychodziło, postanowiłam się rozejrzeć co dzieje się na dworze. Teleportowałam się na dach mojego domu i zobaczyłam, że po całym podwórku przemieszczają się małe i duże bordowe, czerwone oraz niebieskie okręgi zgodne z dźwiękami sondy. Zaraz swoją uwagę zwróciłam na wściekłego psa sąsiada, który nie szczekał na ludzi, a na mierzące góra 160 cm trzy postacie o wielkich, szarych głowach. Były ubrane w srebrne kombinezony. Widziałam jedynie tyły tych istot, ale gdy je namierzyłam, to momentalnie poczułam jakby mnie coś wbrew mojej woli wrzuciło z powrotem do ciała fizycznego. Następnie wydarzyło się coś, czego w ogóle się nie spodziewałam. Odgłosy sondowania pojawiły się wraz z bordowymi okręgami w moim pokoju. Ja zaś leżałam zwinięta w pozycji embrionalnej i jakaś siła nie pozwalała mi się ani ruszyć, ani nic powiedzieć. Czułam się w dodatku ciężka jak głaz. Trochę wewnętrznie spanikowałam, bo nie wiedziałam czego się spodziewać, ale nagle zasnęłam… W swoim śnie zaś widziałam, że leżę na łóżku w bardzo jasnym pomieszczeniu, są wokół mnie dziwne przyrządy i wyczuwam przy sobie obecność 3 postaci, których jednak normalnie nie widzę. Tej nocy nic mi się więcej nie śniło. Obudziłam się na pozbawiona jakichkolwiek znaków na ciele.
Sytuacja sondowania mojego miasteczka zdarzyła się później jeszcze 2 razy również po godz. 1 w nocy. Za każdym razem nie mogłam się ruszyć z łóżka i czułam ograniczenie moich ruchów do minimum. Tyle dobrego, że wspomniane sondowanie nie pojawiło się już wewnątrz mojego domu.
Kilka miesięcy temu po mojej wyprowadzce z tejże miejscowości dowiedziałam się od osoby zamieszkującej moje rodzinne miasteczko, że coś dziwnego się tam wydarzyło. Osoba ta zawsze twardo stąpa po ziemi i nie chciała zostać uznana za obłąkaną, ale opowiedziała mi, że w środku nocy jej domownicy długo nie mogli zasnąć, dzieci były wyjątkowo niespokojne, psy szczekały. Z racji tego, że mieszkają na wzgórzu i mają widok na całą panoramę miasteczka ujrzeli przez okno 3 wielkie, białe kule, które latały nad budynkami i jakby coś badały. Jeden z domowników nagrał całe zdarzenie, co spotkało się z moją wielką radością, bo chciałam osobiście zobaczyć to nagranie i mieć dowód, że coś podejrzanego dzieje się w tej okolicy. Niestety, gdy miałam przerzucić wspomniane nagranie na swój telefon, to pewnego dnia osoba, która sfilmowała całe zajście, po rozmowie z sąsiadką uznała, że są to jedynie świecące, latające drony i usunęła dane nagranie.
2 lata temu miałam wizję jak będzie wyglądało pierwsze oficjalne spotkanie naszej cywilizacji z przybyszami z kosmosu. Zobaczyłam wówczas wielkie lotnisko, na którym stał już okrągły, otwarty statek kosmiczny (również nieco przypominający Millenium Falcona z Gwiezdnych Wojen). Przed statkiem czekała dwumetrowa postać z wydłużoną głową, o dużych, czarnych oczach, długich, chudych palcach i w lśniącym kombinezonie. Emanowała od niej niesamowita mądrość i spokój. Za nią znajdowało się kilku osobników podobnych do niej z wyglądu, ale o połowę niższych.
Naprzeciwko wysokiej postaci stał przedstawiciel naszej cywilizacji: 40-kilkuletni mężczyzna, lekko siwiejący, w okularach, białej koszuli i granatowym garniturze. Wydawał się maksymalnie skupiony, ale dało się mimo to wyczuć w nim odrobinę niepokoju. Towarzyszyła mu bardzo liczna delegacja również odświętnie ubrana. Całe zdarzenie pojawiało się na wszystkich kanałach telewizyjnych i w internecie. Zakończenie wizji stanowi symbol: nasz reprezentant wyciągnął rękę w geście przywitania w stronę wysokiej postaci, a ta odwzajemniła ten czyn. Nie zakładam, że wizja ta spełni się jeszcze za naszego życia. Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że wydarzy się to dopiero za kilkaset lat, gdy ludzkość będzie gotowa, diametralnie zmieni swoje podejście do życia oraz zacznie właściwie traktować naszą planetę.
Od maja tego roku odczuwam, że coś niedobrego wydarzy się na jesień. Poczucie to staje się coraz bardziej intensywne i zaczyna mi o sobie coraz częściej przypominać. Dwa dni temu okazało się na tyle mocne, że męczyło mnie przez dobre 2 h. Moja wizja na październik tego roku nie jest zbyt optymistyczna: najpierw ujrzałam w unoszącym się pyle gąsienice jakiegoś czołgu, a potem jego wieżyczkę z lufą. Z racji tego, że mój narzeczony zna się na militariach, to po mojej opowieści napomknął, że jest to dokładnie czołg M1A1 Abrams w malowaniu zielono-czarno-brązowym. Kolejny wizjowy obraz przedstawiał wiadukty kolejowe i przejeżdżające w intensywnym deszczu oraz szarej mgle pociągi towarowe, które wiozły militarny sprzęt. Następnie moim oczom ukazała się mapa świata, gdzie przez granicę ukraińsko-rosyjską, dalej na południe obejmując po drodze państwa sąsiadujące z Morzem Czerwonym i aż po Turcję oraz część Chin rozlewał się czarny obłok.
Od niedawna ciągle chodziła mi po głowie myśl, że powinnam zrobić na przynajmniej pół roku zapasy leków, kosmetyków, domowej chemii oraz suchej żywności – gdy to uczyniłam, to odczułam swego rodzaju małą ulgę. Uważam, że nasz kraj nie byłby w tej sytuacji zagrożony, jednak konfliktowa sytuacja poza granicami Polski mogłaby się przyczynić do poważnych problemów logistycznych między różnymi państwami. Może nie chodzi tu dosłownie o działania wojenne, a po prostu nastąpi wzmożona koncentracja wojsk na wymienionych obszarach.
Czas pokaże, czy symbole, które ujrzałam w ujawnionych wizjach ostatecznie okażą się trafne. Ludzkość jednak powinna poświęcać swoją uwagę zupełnie innym sprawom, niż niepotrzebne wojny.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
[dane do wiad. FN]
From: [...]
Sent: Friday, September 4, 2020 11:26 AM
To: Fundacja NAUTILUS <nautilus@nautilus.org.pl>
Subject: Re: Kolejny artykuł od autorki ,,Ćmy z zaświatów"
Dzień dobry,
bardzo dziękuję za informacje. Z mojej strony tylko mała prośba: jeśli dany artykuł zostałby opublikowany, to wówczas bardzo proszę o zamieszczenie nad artykułem dnia i godziny wysłania do Państwa mojego e-maila,
ponieważ wczoraj wieczorem pan Krzysztof Jackowski kreował na youtubie swoją wizję przyszłościową na najbliższe miesiące i kilka jego poczuć pokrywa się z moimi wizjami, które zamieściłam na końcu artykułu.
Nie chciałabym zostać posądzona przez czytelników Nautilusa o kopiowanie wizji pana Jackowskiego.
Serdecznie pozdrawiam,
[...]
czytaj dalej
[…] Piszę tego e-maila do Państwa, aby opowiedzieć o bardzo dziwnym fenomenie, który był widziany we wsi […], gdzie mieszkali moi dziadkowie ze strony ojca w województwie suwalskim. Było to na początku lat 60-tych, a stałymi świadkami tego dziwnego zjawiska były trzy rodziny mieszkające w gospodarstwach położonych w pobliżu siebie. W sumie te dziwne kule widziało przynajmniej 25-30 osób, bo trzeba liczyć nie tylko te rodziny, ale także milicjantów z miejscowego komisariatu, przypadkowych ludzi, którzy akurat przechodzili obok tego lasu w czasie, kiedy te kule były widoczne.
Według opowieści mojego taty zjawisko zaczęło się w 1961 lub 1962 (ojciec nie jest pewien) pewnego jesiennego dnia po północy. Dom dziadków stał niedaleko lasu (oceniam, że mogło to być 100-150 metrów). Mój nieżyjący już dziś niestety dziadek zauważył dwa jasne punkty, biały i czerwony, które krążyły nad lasem. Zaciekawiło go to i poszedł do swojego przyjaciela sąsiada, który mieszkał kilkadziesiąt metrów dalej i paliło się w jego kuchni światło, więc dziadek wiedział, że nie śpi i zastukał w okno. Razem postanowili sprawdzić, czym są te światła. Kiedy weszli do lasu nad nimi pojawiły się trzy jasne kule przypominające wielkością kule do gry w kręgle, które zawisły nad ich głowami na wysokości kilku metrów. Potem te kule połączyły się w jedną, która zaczęła zmieniać kolory. Wszystko odbywało się w idealnej ciszy, a obaj panowie dosłownie skamieniali z przerażenia. Kula nagle zaczęła się przemieszczać i na ich oczach przelatywała przez drzewa. Jak opowiadał dziadek widać było, jak to dziwactwo swobodnie zanurza się w drzewo częściowo lub całkowicie i po prostu przez nie przelatuje.
Kiedy minął im początkowy paraliż spowodowanym szokiem, że te kule tak się do nich zbliżyły, zaczęli uciekać i dobiegli do domu sąsiada, skąd wyszła jego żona i syn. Wszyscy widzieli dziwne loty tych trzech kul nad lasem, bo to znowu były trzy kule, które tym razem były bardzo jasne i wszystkie białe. W pewnym momencie kule utworzyły szyk i jedna lecąc jedna za drugą znikły za krawędzią lasu.
Ten dziwny spektakl z kulami trwał kilkanaście minut. Kule powracały i wykonywały ten tajemniczy pokaz lotów przez trzy lata zawsze po północy. Nie wiem, czym było to zjawisko. Czy miało związek z fenomenem UFO czy może raczej były to jakieś duchy. Zaręczam jednak, że miało to miejsce, gdyż wierzę ludziom, którzy mi to opowiadali.
Pozdrawiam i proszę o zachowanie moich danych, jak i miejscowości do Waszej wiedzy
[….]
Witam
Chcialem opowiedziec pewna moja historie :-)
Mianowicie jak bylem w wieku szkolnym spedzalem wakacje z moja rodzina u babci na wschodzie Polski. Zawsze z bratem chodzilem na pastwisko po krowy po kolacji jak juz zaczelo sie sciemniac.
Krowy byly oddalone od domu ok 1 km.... Tego wieczoru kiedy dochodzilismy do nich zobaczylismy wielki kulisty obiekt bardzo jasny ktory lecial rownolegle do nas w odleglosci ok 1 km ok 30 m nad ziemia cicho bezgosnie mieniac sie srebrno-biaym swiatem.
Obserwowalismy go moze z 30 sekund i obiekt zniknal za duzym pogorkiem i z drugiej strony juz nie wylecial.....Przestraszeni jak nie wiem zabralismy krowy i pobiegismy do domu opowiadajac zdazenie rodzinie slyszac ze zmyslelismy historie..... Minelo 35 lat okolo od zdarzenia i akurat mialem okazje pracowac teraz z kronikami akaszy z Pania Agnieszka Kozlowska mozna znaezc na youtube.
Na ostatniej sesji sprawdzilismy wlasnie to zdarzenie i to co widzielismy :-)
Mam to nagrane i mysle ze mozna by bylo to tez udostepnic :-)
Tak to co widzieismy to byl statek zwiadowczy obcych ktory przylecial tu na ziemie w okreslonym celu .....zeskanowania danego obszaru i pobrania z ziemi potrzebnych im probek.
A do czego to tez dowiedzieismy sie z kronik.
Jezeli interesująca jest ta historia to prosze o kontakt.
Pozdrawiam
[…]
Poniżej jeszcze materiał z naszego Archiwum Wideo FN, na którym do podobnej manifestacji jasnych kul doszło w Niemczech.
Poniżej zdjęcia z naszego Archiwum Foto wybrane metodą "na chybił trafił" z katalogu "JASNE I NIEPRZEZROCZYSTE BIAŁE KULE" – podczas wykonywania zdjęcia nie było widać żadnego dziwnego dziwnego obiektu.
czytaj dalej
Dzień dobry . Ostatnio kolega opisal mi swoja obserwaccje NOL sprzed lat. To jego slowa:
"Przelatywał nade mną obiekt w kształcie jak graniastosłup prosty o podstawie ośmiokąta. Wyglądał jak ośmiokątny kubek na herbatę, miał na jednej ścianie wypustkę jak ucho kubka ale bez dziury na palce (wypełniona). Na spodzie była okrągła wypustka? Klapa? o średnicy niewiele mniejszej niż "kubek". Obracał się wokół osi i leciał niezbyt szybko w kierunku zachodnim. Wysokość ciężko było określić o nie wiedziałem jak był duży. Po minucie znikł w oddali. Leciał bez dźwięku. Pogoda była idealna bez chmurek i wiatru. Lato ok. godz. 17-18. ok. roku 1990-1992. Nawet pomyślałem, ze to wojska radzieckie coś wycofują. Ale do dzisiaj nie widziałem u nich takiego pojazdu. Żeby łatwiej było sobie wyobrazić to daję zdjęcie kubka o takim kształcie. Innych obserwacji i spotkań nie będę tu wspominał. Co ciekawe część z nich miała miejsce w tych latach.
Ja znajdowałem się na ogródkach działkowych (w środku mapy - miasto Głogów) a obiekt przemieszczał się nad moja głową w linii wschód - zachód. Był ze mną jeszcze jeden świadek z rodziny (niestety już ten człowiek nie żyje)."
Poproszę tego kolege o opis innych obserwacji dziwnych objektow. Dolaczam zdjęcie kubka podobnego do obiektu oraz sporzadzona przez niego mape.
Ten kolega nie jest laikiem. Ma m.in. duza wiedze o lotnictwie i wojskowości.
Pozdrawiam
Jakub
Relacja trafiła do FN 9 września 2020. Oprócz tego, że znalazła się w archiwum UFO FN, to także pojawiła się w naszym serwisie www.emilcin.com
Poniżej fotografie przesłane przez autora e-maila.
czytaj dalej
[opis dostaliśmy 7 września 2020] Ahoj Załogo Postanowilem napisać do was bo to mi nie daje spokoju. Mialem sobie odpuścić żeby oszczędzić wam czasu ale jednak musze to napisać. Otóż z czwartku 03.09.2020 na piatek 04.09.2020 mialem sen związany z mobilizacja wojska w Polsce. To troche dziwnie wygladalo bo mialem odczucie że ta mobilizacja służy jakby pokazaniu albo nauczaniu jak wogóle funkcjonuje wojsko. Obraz jaki widziałem w tym śnie był taki że patrzyłem z perspektywy kamery która jest na wysokości pasa i jest skierowana pod kątem około 45 stopni na lewą strone twarzy jednego z żołnierzy stojacego z innymi żołnierzami w szeregu. Najdziwniejsze jest dla mnie to że ten żołnierz na którego był skierowany obraz pełnil taką funkcje jak ,p
,,prezenter telewizyjny,, albo ,,instruktor-komentator,,
W moim odczuciu jego rolą bylo medialne uczenie zasad w wojsku. I jeszcze jedno w tym śnie było, czy też dało sie odczuć slowo ,,MOBILIZACJA,, ale na pewno nie słowo wojna. Dziękuję wam za poświęcenie czasu na przeczytanie tego maila.
Bardzo możliwe że tu już mózg nabiera sobie za dużo informacji do głowy i myśle że to własnie stąd takie sny. Ale nie pisał bym tego gdyby to za mna nie chodzilo.
Pozdrawiam całą Załoge i Kapitana w tych cìężkich lecz ciekawych czasach.
Cała Naprzód
Z POCZTY DO FN: [...] Sen o pandemii z dzis Bylam w wysokim budynku, na wyzszym pietrze. Okna panoramiczne. Spojrzalam na prawo i zobaczylam rozciagniety na calym widocznym niebie stwor, przypominajacy komorke raka , ciemno-brunatnoczerwony z czarnymi plamami - otworami, ktory z wielka predkoscia zblizal sie w strone bloku. Zastyglam w bezruchu, pomyslalam tylko Om Sai Ram i poddalam sie temu , co sie dzialo. Ta wielka , groznie wygladajaca plazmatyczna istnosc nasunela sie, przeniknela przez wszystko i .... powrocilam do stanu z przed zdarzenia. Nie wydarzylo sie nic. Kiedys w snach widywalam roznorodne maszyny,poruszajace sie pojazdy ( czarne na tle nieba ) tym razem to cos bylo "zywe". Tak sobie mysle, ze zaczynamy widziec to , co istnieje niezaleznie od nas i przenika do naszej "rzeczywistosci ". A moze to akurat metafora naszych ludzkich strachow, ktore szkodza , jesli sie w nie uwierzy. Pozdrawiam plywajacych w rzece zycia. [...]
Witam
To jeszcze raz moja skromna osoba.
Po przeczytaniu najnowszego Dziennika Pokładowego muszę przyznać, że miałam podobny sen do Pana Jackowskiego. W moim śnie znajdowałam się sama pod ziemią (tego jestem pewna), było to miejsce które mogę określić jako również jaskinia bardzo ciemna. Nagle dostrzegłam chyba trzy czy cztery młode osoby ubrane całe na biało. Były one młode i piękne, kobiety i mężczyźni.
Byli smutni i wyglądali tak jakby na kogoś czekali. Ja byłam bardzo zmieszana, ponieważ czułam, że tam nie pasuję i mogę im przeszkadzać. Sen się skończył a parę dni później był wypadek w kopalni w Polkowicach.
Co dotyczy wydarzeń związanych z Rzymem to bardzo podobnego uczucia doznałam jadąc autokarem do Jerozolimy. Był wczesny poranek i wszyscy jeszcze w nim spali.
Ja się nagle przebudziłam i pomimo skalno-górzystego krajobrazu rozpościerającego się za oknem wiedziałam, że zaraz za wzgórzem zobaczę Jerozolimę. To było uczucie jakbym wracała do domu. Po prostu to był taki pewniak, i nie myliłam się. Za chwilę już Ją zobaczyłam.
A co do mojej wcześniejszej wiadomości o Vajrze to na jej ślad natrafiłam po Waszej pierwszej publikacji filmu o Sardinia. Wiedziałam, że już gdzieś te kształty widziałam i nie umiem wytłumaczyć ale zajeło mi to chwilę aby je znaleźć i powiązać z projektem Kontakt.
Pozdrawiam serdecznie całą załogę FN.
Czuję się u Was jak w domu
Temat: sen z udziałem kosmitów
Długo zastanawiałam się, czy napisać do Was w sprawie mego snu z udziałem kosmitów - przecież brzmi to strasznie śmiesznie, aczkolwiek gdzieś w poście na Fb zamieściłam fragmenty mojego snu. Ale to tylko fragmenty.
Nie pisałabym do Was, gdyby mój sen był banalny i głupi. Jednak on zawiera w sobie duże pokłady mądrości i często wracam do niego w myślach. I do końca życia będę go pamiętać.
Pewnej nocy przyśniła mi się nasza planeta Ziemia. Była ona starsznie zniszczona przez jakiś kataklizm. Wszystko spalone i zniszczone. Bardzo mnie to przeraziło. Upadając na ziemię i wyjąc z rozpaczy poprosiłam o kontakt z Kosmitami. Niech doradzą nam, Ziemianom, co mamy zrobić, by tego uniknąć. Jak mamy ratować naszą planetę. Trochę czasu upłynęło, gdy na czerwonym od katastrofy niebie pokazał się spodek. Kosmici przemówili do mnie, ale używając telepatii - po prostu pojawił się głos w mojej głowie. Był on bardzo wyraźny i pełen zrozumienia. To nie byli szaracy.
Głos kosmity spowodował, że zmienił mi się obraz w głowie. W jednej chwili ujrzałam swoje dawne okolice, jakie były znane mi w dzieciństwie. Jakby cofnięcie w czasie. Spotkałam tam moich towarszyszy dziecięcych zabaw. Głos powiedział, abyśmy wyruszyli "na łąki". Musieliśmy pokonać labirynt uliczek osiedla mieszkaniowego . Po drodze spotkaliśmy bezdomnego psa. Postanowiliśmy zadbać o niego. Nakarmiliśmy go, napoiliśmy go i zabrali ze sobą. Cieszę, że dobrałam odpowiednich ludzi do swojej paczki - tak trzeba :-) Ludzie muszą dbać o zwierzęta, braci młodszych. Kosmicie to się spodobało - to była pierwsza próba. Potem doszliśmy do działek - ludzie uprawiali tam swoje ogródki działkowe. Postanowiliśmy im pomóc. Chodzi o to, że dbając o rośliny, rozumiejąc ich potrzeby i wegetację, dbamy również o siebie i naszą przyszłość. Kosmicie również to się spodobało - to była druga próba. Po ciężkiej pracy mogliśmy się zrelaksować "na łąkach". W pobliżu przepływała rzeczka. Skakaliśmy z radości ciesząc się fauną i florą. Piesek biegał z nami i wesoło szczekał. Łąka była taka zielona i świeża...Woda taka czysta i chłodna. Nagle rzeka przeobraziła się w wielką bezkresną wodę i zaczęło się z niej coś wynurzać. Jakiś potwór...Wszyscy z krzykiem pouciekali, tylko ja skryłam się za jakiś krzaczkiem. Byłam sparaliżowana ze strachu. A głos w głowie mówił mi, że mam zbliżyć się do potwora. To ostatnia próba. Nie wiem jak to się stało, ale za namową kosmity podeszłam do tego wielkiego potwora, wyglądającego na jakiegoś wodnego dinozaura. Byłam pewna, że mnie zje. Jednak wziął mnie on do siebie, niczym wąż boa. Ujrzłam jego wielkie oczy - on przecież też miał swoje jakieś tam uczucia, życie emocjonalne itp. Ujrzałam jego "ludzkość" w tym wielkim cielsku. On też był Nami. Spoglądając w jego oczy i przechodząc przez moje własne Zrozumienie znalazłam się w jakieś wielkiej sali konferncyjnej. Jakieś międzygalaktyczne spotaknie kosmitów wszelkiej maści. Szłam przez rzędy i nie moglam się nadziwić tym różnym formom życia. To przekraczało moje ludzkie pojęcie. Kosmita w głowie powiedział mi że "z każdej formy życia może rozwinąć się inteligentna forma". Jedni byli tak delikatni jak rośliny - przecież my ludzie, zaraz byśmy ich zniszczyli. Widziałam ich spojrzenia....W końcu wybłagałam kosmitę w mojej głowie, aby mi się pokazał na oczy. Była, zdaje się, jakaś ważna postać...Zobaczyłam jakąś humonaidalną postać w kostiumie jakby astronauty, w wielkim hełmie na głowie. Nagle zdjął on ten hełm - moim oczom ukazała się wielka głowa ośmiornicy. W jego oczach była...cała fauna i flora kosmosu. Jakby chciał mi powiedzieć - my jesteśmy roślinami i zwierzętami. Również tej Ziemi. My jesteśmy ich nierozerwalą częścią. Dbajcie o nas - to my - Wasi Kosmici.
[dane do wiad. FN]
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.