Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[...] w latach 80 byłem w czasie pobytu w RFN( jeszcze przed zjednoczeniem Niemiec) swiadkiem powolnego lotu nisko nad ziemią i w odległosci ok.100m przelatujacego obiektu NOL( doskonale go widziałem) oraz słyszałem wydawany przez niego dzwięk( przypominał zpowolniony pisk tramwajowych kół w czasie skręcania) .
Było to przed 5 rano.Obiekt ten to dwa złozone z soba dyski bez jakichkolwiek zewnetrznych obudów itp w kolorze niklu.Lecąc powoli ,kręcił sie wokoł własnej osi .Mógł mieć srednicę około 15 metrów co obliczyłem na podstawie punktów charakterystycznych na ziemi gdzie obiekt sie unosił.Krawedż dysku od strony w którą leciał, cały czas świeciła bardzo jasnym blaskiem ( coś jakby światło z łuku elektrycznego ze spawarki).
Pamietam że tego dnia niemiecka telewizja poszukiwała swiadków tego zdarzenia,oraz wspominano że niemiecka Luftwaffe zgubiła go w okolicach gdzie wówczas przebywałem ( za Mannheim )Informacje o poszukiwaniach przekazał mi już wieczorem z niemieckiego TV dziennika,mój szwagier znajacy j,niemiecki.Niestety nie był on zainteresowany tym zdarzeniem moze dlatego ze stale był mocno podpity i nie rozumiał o czym mówię ( był muzykiem na kontrakcie)Po powrocie w wówczas religijnie rozisteryzowanej polsce tematy te nikogo nie interesowały a nawet można było sobie wtedy zaszkodzić.
[...] Mieszkałem też w Mielcu i tam wraz z setkami mieszkańców przez długi czas obserwowałem lornetką srebrną ( kolor aluminium) kulę wiszacą nad Mielcem .Mój wowczas znajomy z Mieleckiego tygodnika" Korso"pan Michocki znał sie z pilotami mieleckieo lotniska i jeden z nich przekazał mi że wysłano do zidentyfikowania obiektu dwie "iskry"( samoloty wojskowe-treningowe) Niestety okazało sie na ich radarach pokładowych ze obiekt ten jest na wysokosci ponad 10 tys metrów i a samoloty te nie mają możliwosci technicznych by tak wysoko latać,wiec zawróciły.Dokonały jednak pomiaru obiektu który miał srednice 60 metrow i stał w miejscu jedynie obracajac sie bardzo szybko wokół wlasnej osi.Ja przez lornetkę ( 10x60) zauważyłem jeszcze ze obiekt ten miał jakby doklejony pod kulą"niewielki" walec o tym samym kolorze co kula.
Poleciała ona potem w kierunku Tarnowa,co opisywała regionalna prasa.Po tych publikacjach pojawiły sie artykuły sygnowane przez władze że był to tylko balon meteorologiczny( 60 m.średnicy???) Znajomy z redakcji przekazał mi ze dostali Oni od władz nakaz umieszczenia tej informacji i zakaz interesowania sie tym.Piloci jednak twierdzili że nie był to zaden balon tylko jakiś "dziwny obiekt".
Kolega mojego 11 letniego syna ( Łukasz) widział w biały dzień ( latem nad Kudową szybko przelatujacą czarną kulę która zniknęła za lasem obok Wieży nadajnika radiowego.Kula ta miała w górnej czesci "brzuszek" jak to sam określił .Chłopiec byl tak zaszokowany tym zjawiskiem ze przerwał zabawę z moim synem i wpatrywał sie w miejsce gdzie obiekt zniknął. Ja byłem w tym czasie w domu obok.Po 15 minutach chłopic wpadł z krzykiem że to coś znów bardzo szybko poleciało ,ale z powrotem w kierunku Czech ,a pod jego spodem leciały jeszcze dwie małe czarne kule.Był bardzo oszołomiony wręcz rozgoraczkowany.
Dałem wtedy chłopcu kartki i tak jak umiał narysował to co widział. Rysunki jego wyslę nastepnym e-mailem.
mam nadzieje ze te opisy przydadza się poznania prawdy,bo ja jestem przekonany że "Oni tu są"
z wyrazami szacunku
[dane do wiad. FN] / Kudowa Zdroj
..........................................................................................................................................................................
-----Original Message-----
From: [...]
Sent: Wednesday, February 29, 2012 8:16 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Część 2
Witam
Nareszcie moge wysłac wam rysunki obiektu jakie zaraz po widzeniu ich narysował osobiscie kolega mojego 11 letniego syna.Cały opis wysłałem wam w poprzednim e-mailu.Chłopiec ten mieszka w kudowie a jego zachowanie wówczas ...silne pobudzenie zjawiskiem ,może zastanawiać.
Pragne tez nawiazać do opisywanego przezemnie zdarzenia widzenia przezemnie nisko i blisko przelatujacego tzw.latajacego talerza.Segolnie interesujace było jego znikniecie i moze być ono pewna wskazówka i kluczem do badań nad tymi obiektami.
W poprzednim e-mailu opisywałem jego wyglad i zachowanie.Obiekt ten przemieszczał sie powoli nisko nad ziemia,ponizej koron drzew.Przed zniknieciem na jego powierzchni pojawiło sie zjawisko rozczepionego swiatła takie jak z pryzmatu poczym obiekt ten zniknał w tym rozczepionym swietle.Nie było przy tym zadnego dzwieku.Być moze obiekty te wykorzystuja załamanie swiatła do przechodzenia w inny wymiar...ale to moja hipoteza.
Mam nadzieje że moje spostrzezenia wniosa coś nowego w badaniach nad tymi obiektami.
z powazaniem
[...]
Kudowa Zdroj
Liczba przesłanych zdjęć: 4.
[...] Witam serdecznie!
Pisałem już wcześniej do Państwa min. w sprawie dziwnego snu z obcymi, który przyśnił się mnie i mojej mamie tej samej nocy pomimo, że mieszkamy osobno. Przypomnę tylko, ze dotyczył istot o ciemnych oczach.
Sprawa ma ciąg dalszy. Wczesniej nie pisałem, bo nie byłem pewien czy mogę. Teraz mam pewność że tak.
Po pierwsze zmieniono mojej Mamie jeden ze snów o którym opowiadała mi dużo wcześniej. Nie wiem czy wspomniałem moja Mama wychowała się w gospodarstwie przy lesie oddalonym od innych domostw. Sen opowiadał o ladowaniu UFO i porwaniu całej rodziny na pokład. Tego snu moja Mama już nie pamięta. W to miejsce ma sen o całej flotylli dziwnych pojazdów powietrznych. Jeden z nich zawisa nad domem i przez otwór istota w skafandrze kieruje w ich stronę rodzaj kija. Tutaj sen się urywa.
Po wtóre, kilka dni po wysłaniu do Was maila pojawiło się za moim uchem twarde zgrubienie. Formą przypominało malutką zapałkę. Nie było śladów ugryzienia czy zapalenia. Utrzymywało się prze 2-3 tygodnie po czym nagle znikło bez śladu.
Najciekawsze jest to że przez długi czas męczyła mnie jakaś myśl , której nie mogłem sprecyzować. W lutym po pierwszych informacjach z Wuhan, nagle przypomniałem sobie jakby fragment rozmowy sennej. Ktoś ( nie mogę przypomnieć sobie postaci) ze smutkiem i jakby z przeprosinami w głosie powiedział te słowa: Każdy dobry Ogrodnik musi dbać o swój ogród i musi przyciąć winorośl by ta mogła puścić nowe pędy.
Skojarzyłem te słowa z sytuacją w Chinach. Wtedy nie było tak dramatycznie jak dzisiaj, ale myślę ,że może te słowa przyniosą otuchę na przyszłość.
Pozdrawiam
P.S Proszę o anonimowość.
XXI PIĘTRO - TWOJA HISTORIA
czytaj dalej
Dzień dobry w pierwszy dzień wiosny! Dziś miałam pozytywny sen dot. najbardziej palącej sprawy ostatnich tygodni. We śnie poinformowano mnie, że „zaraza ustąpi począwszy od Izraelitów*”.
„Izraelici pierwsi zauważą, że ona się cofa z ich kraju.” „Izraelici odkryją, że zaraza ustępuje i ma to też związek z wilgotnością powietrza.”
Widziałam na ulicach (Izraela) wodę** tryskającą, jak ze spryskiwaczy ogrodowych do podlewania trawy, takimi strumieniami do góry. Woda ta odbijała się od otwartych parasolek (prawdopodobnie po to, żeby dłużej utrzymywała się w powietrzu).
Koniec snu. Obudziłam się z wielką ulgą, że to już koniec tej zarazy. Żaden ze mnie jasnowidz Jackowski, ale uważam, że pozytywnymi sygnałami trzeba się dzielić, a może ktoś inny też już miał pozytywny sen o końcu zarazy?
* Wiem, że w dzisiejszych czasach nie mówi się „Izraelici”, ale tak to mi się przyśniło.
** być może jest to po prostu symbol oczyszczenia z zarazy.
Proszę o nieujawnianie moich danych osobowych.
Jestem Państwa fanką od ponad dekady oraz członkinią załogi Nautilusa online. Dziękuję za waszą pracę i całego Nautilusa.
[…]
-----Original Message-----
From: […]
Sent: Thursday, March 19, 2020 2:06 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Refleksja na temat działalności człowieka na Ziemi
Witam,
natrafiłem na ciekawą wypowiedź trenera niemieckiej reprezentacji w piłce nożnej, który uważa, że obecna pandemia koronawirusa jest efektem obrony Ziemi przed niszczycielską i coraz bardziej drapieżną działalnością człowieka:
Miejmy nadzieję, że uda się uporać z pandemią, ale również że doprowadzi to do opamiętania się ludzkości niszczącej bezmyślnie własne środowisko w pogoni za rosnącymi wskaźnikami ekonomicznymi
pozdrawiam,
[…]
Absolutnie zgadzamy się z tezą, którą postawił niemiecki trener.
From: [...]
Sent: Wednesday, March 18, 2020 11:02 AM
To: studio.lab.nautilus@gmail.com
Subject: Projekt kontakt a pandemia
Witam, jestem stałym czytelnikiem Fundacji Nautilus, często angażuję się w jej sprawy, staram się pomagać ile się da przy projektach. Jednym z moich zainteresowań jest oczywiście projekt kontakt. Obserwując ostatnie wydarzenia ze świata, oraz ogrom tragedii jaki spotyka ludzkość chciałem się oderwać od tego wszystkiego i powróciłem myślami do działań fundacji, historii tam opisywanych, daje mi to spokój ducha, ucieczkę od tej smutnej codzienności .Pewnego razu naszła mnie myśl, by ponownie przeanalizować obiekt który się zmanifestował na nagraniu.
Wiele osób widziało w nim ukryte symbole arabskie, z Sumeru bądź wiele innych ukrytych znaczeń. Ja znalazłem tam symbol OM, czyli najświętszą sylabę Hinduizmu, oraz oko Horusa. Fundacja prowadzi pewnie ciągłe badania tej manifestacji, o czym pewnie niedługo się dowiemy z sprawozdania jakie dla nas co chwilę dajecie. Jednak chciałbym dojść do tego, co wczoraj przez przypadek dostrzegłem.
W mojej opinii nasi przyjaciele z daleka ukryli w symbolu Enso obraz patogenu, wirusa, który nas teraz trapi, może to tylko przywidzenie, może mam błędne myślenie, ale obraz wewnątrz obiektu bardzo przypomina typowy widok wirusa. W mojej opinii przybysze bardzo dobrze przewidzieli następstwa zdarzeń, tylko ukryli to wewnątrz jak bardzo dobre puzzle. Pozdrawiam gorąco i ślę dużo miłości oraz zdrowia dla każdego z czytelników oraz Fundacji. W załączniku grafika porównawcza.
Szanowna FN!
Piszę do Was krótko, ustosunkowując się do wypowiedzi Pana Krzysztofa Jackowskiego odnoanie koronawirusa.
Wielki szacun dla Pana Krzysztofa za to, co robi w tematyce poszukiwań zaginionych.
Stwierdzam jednak, że wtemacie "pomylenia" koronawirusa z "normalną grypą" troche sie zagalopował, a moze po prostu dobrze nie policzył "strat" w ludziach.
Kiedy na grypę rocznie choruje 10% populacji np. Polski ( 3,7 mln osób), to smiertelność tej choroby jest na poziomie 1 do 2tys. osób rocznie ( uwzględniając różne powikłania tej choroby), czyli 0,033%.
W przypadku koronawirusa śmiertelność wynosi ( w zależności od wieku) od 0,1% (grupa do 40 lat ) do 3,5% (grupa powyżej 80 lat) --> wg statystyk chińskich. Statystyki włoskie są jeszcze większe. Czyli śmiertelność koronawirusa jest 50 do 100 razy wieksza od grypy.
Reasumując : przy 3,7 mnl zakażeń , winno być 54 000 zgonów ( przy średniej zgonów jedynie 1,5%) oraz 108 000 zgonów ( przy sredniej zgonów 3,0%).
Oczywiście nie należy zapomnieć o znakomitej sile sprawczej mutacji wirusa, który, co jest już pewne (statystyki), coraz chętniej sięga po "młodsze osobniki"
Pozdrawiam wszystkich załogantów serdecznie i życzę dużo zdrowia i szczęścia.
[...]
Witam wszystkich.
Odnośnie wizji Krzysztofa Jackowskiego to stwierdzam, że chyba ma rację w kwestii przełomu po 17 marca.
Przede wszystkim proszę zauważyć, że Chiny ogłosiły opanowanie w tym czasie epidemii. Zdaję sobie sprawę, że ustrój komunistyczny może nie być wiarygodny ale wygląda to raczej na prawdę. Jest to zatem przełom.
Jako że żyjemy w Europie i interesuje nas zwykle tylko europejskie podwórko fakt ten mógł pozostać właściwie niezauważony i przytłoczony informacjami o ilości ofiar we Włoszech, Hiszpanii czy Francji.
Proszę też zwrócić uwagę, że ilość artykułów medycznych o koronawirusie zaczyna być już mniejsza na rzecz artykułów o ekonomicznej katastrofie spowodowanej strachem przed epidemią...
Innymi słowy: mimo że liczba ofiar jest duża i stale się zwiększa to punkt ciężkości strachu przesuwa się w kierunku gospodarki światowej.
Bagatelizowanie koronawirusa przez Pana Jackowskiego nie musi wcale wynikać z niedoceniania jego śmiertelności. Mam wrażenie, że ekonomiczne skutki strachu przed epidemią okażą się jeszcze bardziej niszczycielskie i przewrócą świat do góry nogami.
W tym kontekście wizje Krzysztofa Jackowskiego są jak najbardziej trafne.
Obecnie mieszkam i pracuję w UK, w Oxfordshire. Lada moment spodziewam się całkowitego odcięcia Wysp od kontynentu. Bo przecież niemożliwe jest by Europa kontynentalna stawiała na kwarantannę obywateli a UK na ich masowe zarażanie a jednocześnie miałby postępować swobodny przepływ ludzi tu i tam...
Jak ktoś słusznie zauważył, nacje pracujące na Wyspach stały się poniekąd ofiarami angielskiej polityki...
Jako że moja żona pracuje w NHS mam wgląd w sytuację i zaczyna ona nas wszystkich przerażać.
W tym tygodniu oboje zostaliśmy w domu, bo mamy symptomy koronawirusa. Niepotwierdzone, bo testów się nie wykonuje. To nawet logiczne, bo skoro rząd postawił na politykę masowego zarażania to robienie testów mija się z celem. Wykonuje je się tylko dla ciężko chorych aby wykluczyć inne choroby.
Od poniedziałku moja żona wraca do pracy na wyraźne naleganie managera szpitala. Nieważne, że jeszcze kilka dni temu rekomendowano jej pozostanie w domu przez dwa tygodnie. Teraz lepszy jest pracownik z lekkimi symptomami niż żaden. Większość znajomych mojej żony ze szpitala kaszle ale na nikim nie robi to już wrażenia. Wszystko się sypie a jeszcze na dobre nic się nie zaczęło...
Każdy się martwi o zdrowie i życie ale...
I tu pojawia się kolejny problem. Pieniądze. Z rozmów ze znajomymi wnioskuję, że bardziej od zarażenia boją się chyba utraty dochodów z pracy. Bo towaru w sklepie raczej nie zabraknie. Ale za coś trzeba to jedzenie kupić.
Dużo osób żyje od pierwszego do pierwszego. Wielu pracuje dla agencji pracy. W mojej firmie jeżeli ktoś uporczywie kaszle a jest z agencji pracy to mu dziękują. Niby na dwa tygodnie tylko, żeby wyzdrowiał...
Ale koszty utrzymania są tu wysokie. Oszczędności nawet jeśli są to będą się szybko kurczyć. Pytań pojawia się wiele i zapewne przybędzie z czasem...
Gospodarka na świecie to system naczyń połączonych. Tu nie ma miejsca na zwycięzców. Upadek Europy czy USA to upadek Chin i reszty świata.
Nawet nie chcę już poruszać kwestii globalnego ocieplenia, bo mimo iż wisi to nad nami niczym miecz Damoklesa to chwilowo jawi się jako naukowa ciekawostka.
Zastanawialiście się co by było gdyby w Ziemię uderzyła teraz jakaś większa asteroida, zniszczeniu uległaby sieć energetyczna (blackout) i zanikłby internet?
Dosyć dokładnie śledzę informacje na temat pandemii. Rozmawiając z ludźmi mam wrażenie, że zdecydowana większość nie zdaje sobie sprawy z globalnych konsekwencji. Dla nich liczy się jedynie fragment rzeczywistości: ten, który dotyczy ich samych, ich pracy, kredytu hipotecznego jaki własnie spłacają, rachunków bieżących, tudzież co zrobić z dziećmi, bo właśnie zamykają szkoły etc...
Na temat ludzkich zachowań w czasie tej epidemii można by napisać niejeden doktorat z psychologii społecznej...
Nie wiem co będzie dalej jeżeli chodzi o gospodarkę. Ktoś mądry będzie jednak musiał coś wymyślić. Wszystkie te programy pomocowe pisane na kolanie to można o kant dupy potłuc (za przeproszeniem).
Ze niby jakieś pożyczki? Może jeszcze na dogodny procent z możliwością karencji ? I kiedy niby mamy je spłacić? Z tego narodzić się może nowe niewolnictwo.
Nie tędy droga.
Osobiście uważam, że to doskonała okazja do wprowadzenia gwarantowanego świadczenia minimalnego. Testowanego do niedawna w kilku krajach Europy. Każdy dostaje jakieś minimum pozwalające mu po prostu przeżyć. Dodatkowo można oczywiście podjąć pracę aby zwiększyć swój standard życia. Wszystkie pozostałe i dotychczasowe zasiłki byłyby skasowane. To nieprawda, że nikt nie poszedłby do pracy. Ludzie są z natury chciwi i chcą więcej i więcej... Konsumpcja ich stale nakręca.
Obecnego modelu gospodarki obronić się nie da. Jeszcze jakiś czas może to pozipie ale upaść musi i to z wielkim hukiem.
PS: Nie wiem czy jesteśmy z żoną zainfekowani czy to zwykłe przeziębienie.
Na początku stwierdziliśmy z żoną, że chyba to złapaliśmy i ... poczuliśmy ulgę. Pewnie dlatego, że mamy dość łagodne symptomy (lekkie pieczenie w gardle, lekkie bóle głowy, suchy pojedyńczy kaszel, zmęczenie, a żona dodatkowo duszności, które już zresztą ustąpiły od dwóch dni).
Życie w ciągłym strachu przed zainfekowaniem jest chyba gorsze od zainfekowania...
PS2: Obiecuję, że jakbym zszedł z tego świata to dam Wam fizyczny znak, że jednak istnieje coś po drugiej stronie. Jako ze jestem archiwistą z wykształcenia to może Wam się urwać półka z książkami albo coś w ten deseń:)
Pozdrawiam/ wierny czytelnik
From: [...]
Sent: Thursday, March 19, 2020 9:08 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Galactic Federation Message To Humanity (March 2020) Elizabeth April
Droga Fundacjo,
pisaliście na łamach serwisu, że docierają do Was informacje, że ten nieszczęsny koronawirus, z którym się teraz zmagamy, mógł być "zrobiony" w Chinach.
Wczoraj trafiłem w sieci na wypowiedź Elizabeth April, która zdaje się to potwierdzać:
https://www.youtube.com/watch?v=Ln9caCi-Ktw
Jestem ciekaw Waszej opinii o tym przesłaniu i o samej Elizabeth April. Czy uważacie to co mówi za wiarygodne?
Pozdrawiam i życzę dużo dużo zdrowia w tym niełatwym czasie
[...]
czytaj dalej
witam,
czytając tekst o cienistych ludziach przypomniał mi się mój sen o którym chciałaby Wam opowiedzieć.
Jestem w jakimś hotelu może szpitalu,zmieniam pościel i bardzo się spieszę (?) spoglądam w okno i widzę że jest ciemna noc -bardzo wyraźnie to pamiętam i nagle słyszę głos nie widzę kto mówi ale jest to dźwięk straszny,to mało powiedziane mam wrażenie że to jakiś demon mówi on do mnie słowa -i tak cię znajdę-.
postanawiam jak najszybciej wrócić do ciała(!) bo jak on mnie znajdzie to zajmie je .
Leże w mojej sypialni już zupełnie rozbudzona i myślę sobie Boże co za durny sen,gdy nagle czuję że materac się ugina i coś przysiada przy mnie na łóżku , nawet nie potrafię powiedzieć co ja wtedy przeżyłam.
W mojej sypialni mam taki zimny kąt przy którym śpię i z którego czasami zalatuje chłodem pomimo upalnego lata, mąż mówi że to północna strona i dlatego,ale ja wiem swoje pewnej nocy z tego kąta wylazło coś i dosłownie pchało mnie żeby się koło mnie położyć i to nie był sen .
Pozdrawiam.
[dane do wiad. FN - email dostaliśmy 18 marca 2020]
Szanowna FN!
Piszę do Was krótko, ustosunkowując się do wypowiedzi Pana Krzysztofa Jackowskiego odnoanie koronawirusa.
Wielki szacun dla Pana Krzysztofa za to, co robi w tematyce poszukiwań zaginionych.
Stwierdzam jednak, że wtemacie "pomylenia" koronawirusa z "normalną grypą" troche sie zagalopował, a moze po prostu dobrze nie policzył "strat" w ludziach.
Kiedy na grypę rocznie choruje 10% populacji np. Polski ( 3,7 mln osób), to smiertelność tej choroby jest na poziomie 1 do 2tys. osób rocznie ( uwzględniając różne powikłania tej choroby), czyli 0,033%.
W przypadku koronawirusa śmiertelność wynosi ( w zależności od wieku) od 0,1% (grupa do 40 lat ) do 3,5% (grupa powyżej 80 lat) --> wg statystyk chińskich. Statystyki włoskie są jeszcze większe. Czyli śmiertelność koronawirusa jest 50 do 100 razy wieksza od grypy.
Reasumując : przy 3,7 mnl zakażeń , winno być 54 000 zgonów ( przy średniej zgonów jedynie 1,5%) oraz 108 000 zgonów ( przy sredniej zgonów 3,0%).
Oczywiście nie należy zapomnieć o znakomitej sile sprawczej mutacji wirusa, który, co jest już pewne (statystyki), coraz chętniej sięga po "młodsze osobniki"
Pozdrawiam wszystkich załogantów serdecznie i życzę dużo zdrowia i szczęścia.
[...]
czytaj dalej
[...] Owe "wydarzenie" miało miejsce około miesiąc temu. Jest noc śpie w pokoju nagle budze sie w środku nocy odwracam głowe i widze a przede mną stoi postać. Stał on nad moim łóżkiem i patrzył na mnie, zobaczyłam jak wygląda był cały czarny jednolitej barwy jak cień ale miał bardzo dobrze zarysowany kształt. Był ubrany w płaszcz siegający kolan miał żołnierką czapke i czarne rękawice. Ubrany był jak nazista z 2 wojny światowej!!!
Nie wiedziałam już czy to jawa czy sen. W jednej sekundzie wyciągnął obydwie ręce nade mną złapał mnie za obydwie stopy i szarpnął mną mocno wyciągając mnie z łóżka - to wszystko czułam, to wszystko widziałam.
Upadłam na podłoge, zaczęłam sie podnosić wtedy on chwycił mnie, złapał obydwiema rękami za szyje i zaczął mnie obsesyjnie dusić, nie mogłam sie wydostać z jego uścisku chociaż chciałam z nim walczyć i poczułam jak trace przytomność. Wielkim zdziwieniem było dla mnie jak dosłownie za chwile obudziłam sie po raz drugi cała i zdrowa na łóżku chociaż troche obolała i zmęczona.
Znalazłam na yt ciekawy film odnośnie podobnych istot który warto obejrzeć
[dane do wiad. FN, opis dostaliśmy 13 marca 2020]
czytaj dalej
Witam całą Załogę bardzo serdecznie!
Z racji szalejących informacji o wirusie mam od kilku dni spokojniejszy czas w pracy i dzięki temu zaczytuję się w artykułach i historiach z pokładu Nautilusa. Czytam historie przysłane przez Załogantów i podobnie jak inni postanowiłam opowiedzieć Wam moją historię. Gdzieś te wspomnienia siedzą w głowie i czasem dają o sobie znać. Oto jedna z nich.
Teraz mam równo 50 lat (jak ten czas leci!), od najmłodszych lat interesowałam się naszym światem i światem którego nie widać, a który istnieje. Dużo czytałam, rozmawiałam z przyjaciółmi o duchach, wywoływaniu duchów itp., jednak to, co mi się przytrafiło do dziś jest dla mnie nie do pojęcia i czasem myślę że to sen. Może któraś z uczestniczek tamtej kolonii to przeczyta? Mój mail pozostawiam do wiadomości Redakcji. Postaram się opowiedzieć tą historię w miarę chronologicznie.
Mając około 13-14 lat, (1983, może 1984?) i jak co roku wyjechałam na kolonie letnie organizowane przez bank, w którym pracowała moja Mama. Były to kolonie w Dziwnówku bądź Dźwirzynie (nie pamiętam dokładnie, było to tak dawno, byłam na koloniach i tu i tu). Ośrodek kolonijny to była nowo wybudowana szkoła. Z koleżankami podczas wolnego czasu chodziłyśmy po terenie, do którego należał też nieduży lasek. Okazało się, że w tym lasku są poniemieckie groby, zapomniane i zaniedbane.
Odczytywałyśmy dziwnie brzmiące nazwiska, poniszczone i smutne to było miejsce. Pamiętam jak się wtedy czułam, jak byłam wtedy zbulwersowana faktem, że ktoś w taki sposób potraktował groby. Któregoś dnia zapchała się kanalizacja w naszym ośrodku. Przyszli robotnicy i zaczęli rozkopywać ziemię przy wejściu do budynku, żeby naprawić rury. Stałyśmy i z nudów patrzyłyśmy co robią: okazało się, że cały teren, łącznie ze szkołą to był wcześniej poniemiecki cmentarz: robotnicy szukając rury dokopali się do trumien, zaczęli wyrzucać z ziemi kawałki drewnianych trumien, metalowe uchwyty i kości! Smród był nie do opisania.
Gdy zobaczyła to nauczycielka zawołała nas do środka budynku, ale do dziś pamiętam trupi odór po tym jak robotnicy wyrzucający te kości chodzili po naszym budynku do łazienek: przenikliwy, długo utrzymujący się jakby zapach jakby starego sera, masakra. Po tym wydarzeniu oczywiście dużo rozmawiałyśmy, o śmierci, duchach itp., okazało się, że jedna z dziewcząt słyszała, że jeśli komuś uda się ,,skupić'' to można w dwie osoby podnieść taką osobę tylko jednym palcem. Jedna z naszych koleżanek miała problemy zdrowotne i co roku jeździła na spotkania z panem Harrisem, ówcześnie bardzo popularnym uzdrowicielem i że potrafi się ,,skupiać”.
Posadziłyśmy więc naszą koleżankę na krześle, ja stanęłam z jednej strony krzesła, a inna z koleżanek z drugiej strony. Koleżanka siedząca na krześle poprosiła nas, żebyśmy były cicho, skupiła się i po chwili (nie wiem, pół minuty, minuta?) tylko i wyłącznie palcami wskazującymi podniosłyśmy z krzesła dziewczynę na wysokość naszych ramion i tak trzymałyśmy! Po jakim czasie opuściłyśmy ją powoli na krzesło i delikatnie obudziłyśmy. Podczas tych kolonii wielokrotnie nasza koleżanka wprowadzała się w stan ,,skupienia”, pokazywałyśmy nasz eksperyment wielu osobom, łącznie z naszą wychowawczynią, która była bardzo młodą i otwartą studentką, innym kolonistom i dyrektorowi, który zabronił nam takich eksperymentów.
Podnoszona dziewczyna miała około 12-13 lat, więc nie mogła ważyć 10 kg, nie wiem jak to było możliwe. Któregoś dnia z kilkoma dziewczynami i naszą wychowawczynią postanowiłyśmy wywołać ducha. Standardowo był talerzyk, litery, cyfry, i okrągły stół, późny wieczór. Ponieważ w mojej szkole przed wakacjami zdarzyła się tragedia (jeden z chłopców wyskoczył z okna, popełnił samobójstwo) postanowiłam, że będziemy wywoływać właśnie ducha Ryśka. Talerzyk kręcił się (śmiałyśmy się, krzyczałyśmy jedna przez drugą: nie wygłupiaj się, pchasz go!), na pytanie czy jest duchem Ryśka błyskawicznie przesunął się na NIE: tu już przestraszyłyśmy się.
Potem bardzo szybko zaczął pokazywać litery: K O C H A M i kierować strzałkę na naszą wychowawczynię. Powtórzył to kilka razy, wychowawczyni mówi do nas: nie wygłupiajcie się! Ale my nie nadążałyśmy z trzymaniem talerzyka! W końcu talerzyk prawie cały wyjechał poza krawędź stolika wskazując na naszą opiekunkę. W tym momencie byłyśmy już tak przerażone że postanowiłyśmy zakończyć naszą przygodę z duchami.
Od tamtej pory NIGDY nie bawiłam się w wywoływanie duchów, chociaż wiem że są wokół nas, w myślach staram się obdarzać je miłością i pocieszeniem, po prostu.
[...]
/historię dostaliśmy 9 marca 2020/
czytaj dalej
[...] Witam serdecznie.
Już od jakiegoś czasu odwiedzam stronę fundacji, ale dopiero niedawno stwierdziłem, że opiszę swoją sytuację.
Chodzi o mojego zmarłego dziadka i o to jak jego życie ma wpływ na moje.
W wieku może 13, 14 lat chciałem mieć już 18 i zdobyć prawo jazdy. Bardzo chciałem już prowadzić. A dziadek jak to dziadek, wbrew zakazom rodziców uczył mnie sztuki prowadzenia samochodu. Wychodziło z tego bardzo wiele kłótni i sprzeczek. Kiedy już miałem upragnione 18 lat. Zbliżał się termin egzaminu na prawo jazdy, dziadek musiał pojechać do szpitala. Przyszedł dzień mojego egzaminu, a dziadek dokładnie w ten dzień zmarł. Kompletnie nie wiem jak to sobie tłumaczyć.
Kolejna sytuacja miała miejsce kilka dni po śmierci dziadka. Dziadek był zapalonym hodowcą gołębi. Miał ich bardzo wiele, różnych ras.
Ale niestety zdrowie nie pozwoliło zajmować się hodowlą i na kilka lat przed śmiercią, musiał z hodowli zrezygnować. Od tego czasu nie widziałem w okolicy żadnego gołębia. I tu nagle, kilka dni po śmierci, nad dom przyleciał gołąb. Obejrzał wszystko dokładnie, przysiadł na chwilę na parapecie i odleciał. Po tym zajściu znów w okolicy nie pojawił się żaden gołąb. Z jednej strony jest to jakoś wytłumaczalne, a z drugiej stało się to w takim momencie, że ciężko to wyjaśnić.
Pozdrawiam
--
[...]
From: [...]
Sent: Monday, March 9, 2020 2:57 PM
To: Fundacja Nautilus <nautilus@nautilus.org.pl>
Subject: kula za oknem ZD 1321
Witam serdecznie,
na początku stycznia br., po wypiciu herbaty, zauważyłam na dnie kubka przerażający obrazek, który ułożył się z fusów. Nigdy w całym swoim życiu (65lat) nic podobnego nie widziałam. Czym prędzej fusy wyrzuciłam i umyłam kubek. Następnego dnia sporządziłam szkic tego obrazka. Kiedy na Waszej stronie pojawił się wpis o dziwnej kuli, zauważyłam, że była bardzo podobna do tej z herbaty. Wygląda jakby Kostucha tak bardzo przeraziła się tej kuli, że jej kosa z rąk wypadła. Byłoby to śmieszne gdyby nie było takie straszne.
W załączeniu szkic.
Pięknie pozdrawiam
[...]
czytaj dalej
Na początku lipca 2015 Lutfu Tanriover nurkował u wybrzeża Fethiye, miasta w południowo-zachodniej części Turcji. Na głębokości ok. 22 metrów dostrzegł mierzącą około czterech metrów średnicy przezroczystą bańkę, o której opowiadał potem "to coś".
Strach i emocje
Gdy zapytano go o to, co czuł gdy natknął się na "to coś", odpowiedział: strach i emocje. Miał jednak na tyle odwagi, by podpłynąć bliżej i sfilmować istotę. Po udostępnianiu filmu w Internecie rozpoczęły się spekulacje nad identyfikacją wodnej kreatury.
Do dyskusji przyłączył się Michael Vecchione, naukowiec z Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej. Przezroczysta bańka przypomina mu wielkie skupisko jaj kalmara. Twierdzi on, że być może należy on do gatunku Ommastrephes bartramii. Dlaczego Vecchione nie jest pewny? Ponieważ nikt nigdy nie widział jaj tego gatunku. Badacze nie wiedzą również, czy kalmar potrafi stworzyć skupisko takiego rozmiaru.
Naukowcy są niezwykle wdzięczni mężczyźnie, za to że podpłynął i sfilmował zjawisko. Sam autor filmu ma nadzieję że jego materiał pomoże naukowcom w przyszłych badaniach.
czytaj dalej
Proszę o nieudostępnianie moich danych, chciałabym opisać dziwne zdarzenia z mojego życia i zapytać czy ktoś miał może podobny przypadek i jakie może być wyjaśnienie tego co się wydarzyło. Ciężko mi sprecyzować kiedy dokładnie miały miejsce te wydarzenia, ale miałam wtedy ok 14-15 lat. Mieszkaliśmy w domu jednorodzinnym na wsi.
Pierwsze spotkanie było zimą. Gościł wtedy u nas wujek, którego nie widzieliśmy wiele lat. Nastał wieczór więc poszłam wyprowadzić mojego psa – szczeniaka, żeby wysikał się przed nocą. Rodzice i rodzeństwo zostali z wujkiem w pokoju gościnnym i rozmawiali.
Psa wyprowadziłam na trawnik przed domem, była godz 20-21. Chodnik wokół domu i trawnik pokryte były śniegiem – wtedy było ok 15-20cm śniegu. Trawnik znajdował się od strony ulicy, był on dobrze oświetlony przez uliczne lampy a na jego końcu rosły 3 niewielkie iglaki. Bawiłam się z psem, rzucałam mu patyka, a on go łapał i biegał z nim skacząc po śniegu. W pewnym momencie stanął w miejscu patrząc w jakiś punkt za mną. Zawołałam go ale nie zareagował, a po chwili pobiegł na koniec trawnika i schował się za jednym z drzewek popiskując cicho. Kucnęłam i zawołałam go ponownie ale nie reagował. W tym czasie podszedł do mnie "wujek" i zapytał co porabiam i gdzie jest mój piesek. Kątem oka widziałam że stał z tyłu za mną, po lewej stronie – widziałam jedynie czarną sylwetkę/cień dorosłej osoby, bez szczegółów.
Zaczęłam z nim rozmawiać w międzyczasie próbując przywołać pieska – ten cicho popiskiwał za drzewkiem co chwilkę wyglądając troszkę i cofając się od razu. "Wujek" wypytał mnie o każdego członka naszej rodziny – o to jak często tata przyjeżdża do domu (pracował w delegacji w tym czasie), o nasze rodzinne relacje, o to jak się uczymy, jakie mamy plany na przyszłość, o nasze zainteresowania, o dziadków itp. Po jakichś 10-15 minutach stwierdził że wraca już i poszedł. Ja nadal wołałam pieska i ten w końcu wyjżał, popatrzył chwilkę i podbiegł wystraszony. Wzięłam go na ręce i wróciłam do domu. Weszłam przez piwnicę, zostawiłam tam szczeniaka i poszłam do góry. Idąc umyć ręce natknęłam się w korytarzu na wujka, który zagadnął mnie o to jak mi idzie w szkole, czym się interesuję, jak się wabi mój piesek... byłam zaskoczona że znów mnie o to pyta bo raptem jakieś 15 minut wcześniej o tym rozmawialiśmy, ale pomyślałam że może pamięć mu szwankuje, albo tak po prostu zagadał bo nie umiał znaleźć innego tematu, więc odpowiadałam normalnie na jego pytania. Po chwili wujek wyszedł na papierosa a ja z tego zaskoczenia, że wujek mnie znów o to samo zagadał powiedziałam mamie, że wujek mnie pytał o takie rzeczy znowu, a przecież parę minut temu o tym gadaliśmy na dworze. Mama była zdziwiona, bo okazało się że wujek nigdzie nie wychodził.... nie mogłam uwierzyć bo przecież z nim rozmawiałam, ale ona mnie zapewniała że nawet na chwilę nie wychodził bo siedzieli wszyscy razem w pokoju i gadali – potwierdziła to również moja siostra....
Zapytałam również wujka czy nie wychodził na papierosa chwilę wcześniej ale on również potwierdził wersję reszty rodziny.
Jestem z natury osobą która zawsze ogląda się za siebie po sto razy – czy aby ktoś za mną nie idzie itp. Zanim odezwę się do kogoś kto do mnie z tyłu podchodzi, lub za mną stoi, zawsze muszę go najpierw zobaczyć. Nie wiem z kim wtedy rozmawiałam, ale jak się zastanowiłam to skojarzyłam, że będąc z psem na dworze nie słyszałam ani odgłosu otwierania/zamykania drzwi, ani skrzypienia śniegu kiedy "wujek" do mnie podchodził, nie widziałam osoby z którą rozmawiałam bo nie przyszło mi na myśl żeby się obejrzeć – mimo że zawsze tak robiłam. Nie obejrzałam się nawet jak pies patrząc "za mnie" czegoś się wystraszył, odbiegł i schował się popiskując... W momencie jak pies zapatrzył się chwilę przed ucieczką straciłam instynkt samozachowawczy... głos który słyszałam był identyczny z głosem wujka który był wtedy u nas. Słysząc ten głos i widząc cień za sobą byłam stuprocentowo przekonana że to on... miałam duże poczucie bezpieczeństwa i na myśl mi nie przyszło żeby się obejrzeć, chociaż dziwiłam się czemu pies nagle tak "zdziczał". Kiedy nasza rozmowa się zakończyła i poszedł, słyszałam ciche skrzypienie śniegu, ale dopiero kiedy ucichło poczułam że muszę się obejrzeć – tak jakby jakaś blokada puściła. Nikogo już nie widziałam, ale byłam przekonana że wujek wszedł do domu.
Tego wieczoru byłam w swoistym "szoku" że takie coś się wydarzyło, bo dotarło do mnie że mogłam rozmawiać z jakimś psychopatą, duchem, kimś kto może zbiera informacje żeby skrzywdzić kogoś z naszej rodziny – a ten jeden jedyny raz się nie obejrzałam...
Następnego dnia rano wyszłam znów z psem i na śniegu były ślady butów – moich, oraz kogoś jeszcze. Pokazałam ślady bratu ale nie umieliśmy wyjaśnic ich pochodzenia. Nikt z nas nie miał takich butów – ok 40cm długości i ok 15cm szer w najszerszym punkcie – jednolite, bez obcasa – tak jakby ktoś odbił wielką wkładkę do butów. Moje ślady były głębokie, a te wielkie jedynie na ok 5cm zagłębione w śniegu. Zaczynały się ok 50 cm za śladem miejsca w którym kucałam wołając psa – zaczynały się skierowane "w moją stronę" a następne za nimi były już w przeciwnym kierunku – tak jakby ktoś obrócił się o 180 stopni i poszedł w inną stronę. Kończyły się nagle w śniegu – obok nich nie było żadnych innych śladów (myślałam że może ktoś z rodziny się ze mnie nabija i odbił ślady buciorów, ale same ślady bez niczyich obok biegłu ok 3 metry od miejsca syku z moimi) i biegły tylko w jedną stronę – w tą w którą "wujek" odszedł – te odgłosy kroków które słyszałam jako ciche skrzypienie śniegu. Ślady kończyły się nagle na środku chodnika tak jakby koś stanął obiema nogami w miejscu – z dala od krzaków, płota i innych rzeczy na które możnaby wejść, wskoczyć lub wspiąć się... po prostu nagle zniknęły jakby ktoś wyparował.
Drugi taki przypadek przeżyłam półtora roku później, w wakacje w ciągu dnia. Tego dnia czekaliśmy na przyjazd rodziny – mieli spędzić trochę czasu u babci która mieszkała w tym samym domu co my. Było późne popołudnie, ok godz 17, słoneczny upalny dzień. Rodzice poszli do domu na kawę, rodzeństwo było czymś zajęte w domu, a ja podlewałam kwiaty na rabacie żeby nie wyschły przez panującą wtedy suszę. Podlewałam wysokie dalie patrząc na schody po których wchodzi się do mieszkania babci, kiedy z tyłu kątem oka dostrzegłam "wujka" – innego niż poprzednio – tego który miał przyjechać do babci.
Zagadał co słychać, gdzie są rodzice, co porabiają i tak jak poprzednim razem zostałam wypytana o wszystkich członków rodziny – włącznie z pytaniami dotyczącymi rodziny tego wujka... odpowiadałam na wszystkie pytania szczerze, wszystko to było dla mnie oczywiste i normalnie, nic mnie nie zdziwiło... po ok 10 minutach wujek stwierdził że idzie już – i nagle w tej samej chwili zobaczyłam ze ten sam wujek wchodzi z rodziną po schodach babci i zawołał "cześć" machając ręką na powitanie jak gdyby nigdy nic... w tym samym momencie dotarło do mnie, że nie widziałam kiedy do mnie podszedł – stałam przodem do całego podwórza i za mną był tylko płot sąsiada i na pole, nie mógłby mnie minąć niezauważony. Nie przywitałam się z nim tak jak zawsze – nie widziałam nawet jego twarzy, jedynie słyszałam głos który był identyczny z głosem wujka i widziałam "ciemny zarys postaci" stojącej z tyłu po lewej stronie za mną... nie słyszałam kroków kiedy podchodzi i odchodził... nagle się pojawił i nagle zniknął pojawiając się przy schodach babci. Zastanowiło mnie dopiero wtedy, dlaczego pytał o swoją własną rodzinę – kto lepiej niż on mógłby wiedzieć co u nich? W tym jednym momencie dotarło do mnie że nie wiem z kim rozmawiałam i rozejrzałam się wokół – trawa była sucha jak pieprz i żadnych śladów nie było. Poszłam do babci przywitać się z gośćmi – wujek się przywitał jak zawsze, zapytałam kiedy przyjechali – powiedzieli że przed chwilą, powiedziałam "jak to przed chwilą jak gadaliśmy na trawniku parę minut?" - wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni i zgodnie potwierdzili że dopiero co wjechali, nwet bagaży nie wnieśli i wujek był cały czas z nimi, nawet na chwilę nigdzie nie odchodził. Całe szczęście zawołała mnie mama i mogłam wymknąć się z tej niezręcznej sytuacji...
Te dwa zdarzenia zapadły mi bardzo w pamięć i ostatnio bardzo często powracają mi na myśl, mimo że minęło 20 lat od tamtego czasu – czy komuś jeszcze zdarzyło się kiedyś coś podobnego? Co to mogło być?
[...]
czytaj dalej
[...] Nazywam się [...] mam 50 lat, moje spotkanie z tamtą stroną rozpoczęło się 33 lata temu. Byliśmy wtedy na Węgrzech na praktykach ze szkoły średniej. Miałam wtedy 17 lat. Rok wcześniej zmarł mój ojciec. Na Węgrzech spaliśmy w barakach, w których były małe pokoje z dwoma piętrowymi łóżkami. W nocy 8 maja ( 8 maja są imieniny Stanisława a mój ojciec miał tak na imię) spadł mi na piersi ciężar, nie mogłam się ruszyć, całe ciało miałam zdrętwiałe a przerażenie sięgnęło zenitu. Zaczęłam odmawiać pacierz, w miarę jak się modliłam, ciężar powoli zaczął ustępować aż zupełnie zelżał. W tym momencie wyskoczyłam z łóżka i zapaliłam światło, paliło się aż do rana. Od tego dnia aż po dzień dzisiejszy Istota z tamtej strony zawiadamia mnie o przejściu w wyniku śmierci różnych ludzi, od najbliższej rodziny począwszy, sąsiadów, znajomych oraz ludzi publicznych. Są to bardzo różne sytuacje: pukanie w okna, drzwi albo w klapę od schodów na strych ( mój mąż i dzieci a nawet ostatnio moja mama też już razem ze mną słyszą te dźwięki), kroki wokół mnie, zrzucanie różnych przedmiotów z półek – segregatory lub kwiaty w doniczkach, włączanie się różnych sprzętów – pochłaniacz nad kuchnią lub zabawki dzieci z wbudowanymi bateriami, i wiele innych przypadków. Ale nigdy żadna krzywda nie stała się ani mnie ani nikomu z mojego otoczenia ani nawet roślinom. Zawsze w takim momencie odmawiam pacierz aby przeprowadzić duszę do Domu. Odczuwam różne zapachy np. zapach gazu – był wybuch gazu w pewnym domu, zapach siarkowodoru – samobójcza śmierć boksera Dawido Kosteckiego, zapach pieczonego mięsa – tragedia w Tatrach śmierć od piorunów. Aby zweryfikować sytuacje, które mi się przydarzają wybrałam się pewnego dnia do jasnowidzki i bioenergoterapeutki Magdaleny Dapczyńskiej. Pani Magdalena powiedziała mi, że mam otwarte trzecie oko i dusze wybrały mnie abym im pomagała w przejściu na drugą stronę. Obecnie studiuję w Studium Edukacji Ekologicznej we Wrocławiu, jestem na IV semestrze, kierunek naturoterapeuta- bioenergoterapeuta.
Ale najpierw chciałam opowiedzieć historię mojej zmarłej 16 sierpnia 2018r. siostry Magdaleny. Magdalena zachorowała w 2016r. na nowotwór trzustki. Nie będę opisywać całego przebiegu choroby, gdyż jest to dla mnie jeszcze ogromna trauma, nadmienię tylko, że w jej trakcie wychodziłam kilkakrotnie z ciała aby być w szpitalu z moja siostrą. Siostra kilka razy mi mówiła, że tej nocy kiedy ja wiedziałam, że wychodziłam z ciała, słyszała na pustym łóżku stojącym obok jej łóżka jakąś oddychającą istotę. Na szczęście się nie bała. Potem powiedziałam jej, że przychodzę do niej i jej tak pilnuję.
Moja siostra była osobą dosyć sceptyczną, nie bardzo wierzyła w duchowe życie, o którym jej ciągle mówiłam. Ostatnie miesiące przed śmiercią jednak jakby zaczęła mnie uważniej słuchać. Wcześniej zaraz na początku naszej rozmowy o życiu duchowym przerywała rozmowę i nie chciała słuchać o rozwoju duchowym. W ostatnich dniach słuchała mnie bardzo uważnie, nie przerywała ale i nie dopytywała o szczegóły. Trzy dni przed śmiercią 13.08.2018r. wpadła w śpiączkę. Wiedzieliśmy że jest to już koniec czasu przebywania z nami. Była wtedy w szpitalu. Od rana do nocy ( póki na noc nas nie wyrzucili ze szpitala) pilnowaliśmy jej, mówiliśmy do niej, wymienialiśmy się opieką z bratem oraz z mamą.
W nocy z 13 na 14.08.2018r. obudziłam się w nocy. Całe ciało a szczególnie nogi miałam zdrętwiałe. Myślałam, że wychodzę z ciała i idę do Magdy, ale bałam się zostawić ciało bo bardzo mnie mrowiło i było odrętwiałe. Myślałam, że jak wyjdę z niego to mogę nie mieć do czego wrócić, bo ciało umrze. Potem zrozumiałam, że to Magda do mnie przyszła i poczułam jej energie.
W nocy z 15 na 16.08.2018r. ( Magdalena odeszła 16 sierpnia) obudziłam się nad ranem. Znowu moje ciało, a szczególnie nogi, było zdrętwiałego do takiego stopnia, że aż czułam dotkliwy ból. Zaczął mnie ogarniać strach, że zaraz zobaczę inną energię i będzie to Magda. Zaczęłam do niej w myślach przemawiać, że jeżeli chce odejść to ja jej w tym pomogę. W pewnym momencie strach mnie zupełnie opuścił i powiedziałam wtedy do Magdy: ja się już teraz nie boję, proś o co chcesz a ja ci pomogę. I zapadłam w letarg.
Zobaczyłam siebie i Magdę w sadzie, wspaniałym kolorowym sadzie. Fruwałyśmy a raczej pływałyśmy w powietrzu nad drzewami. Widziałyśmy wspaniałe jabłonie z zielonymi jabłkami, śliwy i inne drzewa. Kolory były bardzo nasycone i bardzo wyraziste. Magda wyglądała jak nastoletnia dziewczynka, była bardzo roześmiana i ucieszona. Wyglądała jak dziecko, które rok czekało na wyjazd do Bajkolandu i wreszcie do niego przyjeżdża. W pewnym momencie usłyszałyśmy głos naszej mamy, trochę cichy ale wyraźny: Magda wróć do domu ( w rzeczywistości mama cały czas w szpitalu powtarzała jej na głos aby wróciła z nią do domu – teraz wiem, że osoby w śpiączce wszystko słyszą co się dzieje wokół nich).
Magda przebierała w powietrzu rączkami jak mały piesek, który uczy się pływać w wodzie. Pokazywałam jej jak należy poruszać rękami i płynąć nad sadem. Na początku płynęła dosyć niezdarnie i dosyć nisko , tuż nad drzewami. A potem fruwanie wychodziło jej coraz lepiej i zaczęłyśmy poruszać się coraz szybciej. W końcu Magda powiedziała, że musi poruszać się jeszcze szybciej i poprosiła abym jej pokazała jak ma to zrobić. Kazałam jej złożyć ręce jakby chciała skoczyć na główką do wody i jednocześnie wyprostować ciało ( miałyśmy ciała energetyczne). Jak zrobiła co jej powiedziałam, zaczęła poruszać się z dużą szybkością. Była bardzo ucieszona i uradowana. Teraz poruszałyśmy się z bardzo dużą szybkością. Na dole domy, drzewa, doliny były bardzo małe i bardzo szybko uciekały do tyłu. W końcu Magda powiedziała, że musi teraz przyspieszyć, bardzo szybko oddaliła się ode mnie i zniknęła w oddali. A ja zatrzymałam się i powiedziałam: leć Madzia, leć do Domu, jak tylko będziesz coś potrzebowała to zawsze ci pomogę. Leć Madzia, nie zatrzymuj się i leć do Domu ( tylko ja już myślałam o domu naszych dusz). I w tym momencie ocknęłam się.
W dniu 25.08.2018r. rozmawiałyśmy z mamą o Magdzie, że ciekawe czy dusze , które odeszły z ziemi po ciężkiej chorobie, w domu dusz idą do takiego sanatorium, aby podreperować swoje ciało energetyczne.
W nocy z 25 na 26.08.2018r. śni mi się, ze jestem w jakimś szpitalu w podziemiach. Są tam pomieszczenia ( pokoje) tylko dla jednej osoby. W każdym pomieszczeniu był piec opalany węglem, piece te były potrzebne do podtrzymywania życia tych ludzi. Weszłam do jednego pomieszczenia ( wszystkie były bardzo czyste i schludne). Podeszłam do pieca. W tym momencie do pomieszczenia wszedł lekarz ( tak mi się przynajmniej wydawało że jest to lekarz bo miał biały kitel). Podszedł też do pieca, wysunął tacę z żarem i powiedział, że piec przygasł. Powiedział to ostro i stanowczo, jakby mnie trochę oskarżał o tę sytuację. Odpowiedziałam, że zaraz przyniosę kory i węgla, które leżały w osobnym pomieszczeniu, i rozpalę ponownie piec. Lekarz wyszedł na korytarz, dołączył do innych lekarzy i poszli odwiedzać inne pomieszczenia. Ja przyniosłam korę i węgiel i rozpaliłam w piecu. W tym momencie spojrzałam na łóżko i zobaczyłam, że leży na nim Madzia i jest pogrążona w śpiączce. Miała bardzo ładne i proporcjonalne ciało i nie była wcale wychudzona ( w rzeczywistości miała bardzo zniszczone ciało przez chorobę). Stałam przy niej pilnując pieca i co jakiś czas zerkałam na nią. W pewnym momencie Magda przekręciła się z pleców na bok. Ucieszyłam się że w tej śpiączce może się przekręcać na boki, bo miała już odleżyny na plecach ( w rzeczywistości przez te 3 dni śpiączki nabawiła się strasznych odleżyn). Spojrzałam znowu na piec, czy się dobrze rozpala i znowu spojrzałam na Magdę. Zobaczyłam, że ma otwarte oczy a zaraz za chwilę zobaczyłam ją jak siedzi na łóżku i z wielkim apetytem zajada kromkę chleba ( pod koniec choroby już niewiele mogła jeść). Tak bardzo się ucieszyłam, że się obudziła i że może jeść, że wyskoczyłam z pomieszczenia i pobiegłam do lekarzy, którzy odwiedzali pomieszczenia. Zaczęłam do nich krzyczeć, że Magda się właśnie obudziła i żeby poszli to zobaczyć. Następnie pobiegłam schodami na górę, tam na korytarzu zobaczyłam lekarkę ale z innego oddziału. Jej też wykrzyczałam radośnie, że Magda się obudziła i żeby też przyszła zobaczyć. Lekarka bardzo zaaferowana pobiegła do Magdy. Koniec pierwszego snu.
Następny sen zaraz po tym.
Jestem w szpitalu ( nie wiem czy był to ten sam szpital, czy inny). Weszłam do pomieszczenia, w którym na łóżku leżał jakiś mężczyzna. Miał dosyć duże ciało i trochę był otyły. Podeszłam do niego a on powiedział, że się właśnie obudził i że go już nic nie boli. Dostrzegłam na jego brzuchu dwa ślady jakby przed chwilą zerwał mu ktoś dwa plastry. Zapytałam niezręcznie czy go to nie boli a on odpowiedział, żebym się nie przejmowała bo wszystko jest już w najlepszym porządku i teraz to nic a nic go nie boli. Koniec snu.
Interpretacja drugiego snu - dnia 26.08.2018r. zmarł Amerykanin Senator John McCain, który zmagał się z nowotworem w głowie. Na dzień przed śmiercią kazał się odłączyć od wszelkiej aparatury i leków.
Interpretacja pierwszego snu – dnia 16.02.2019r. równo sześć miesięcy od śmierci Magdy obejrzałam film „Nasz Dom” Chico Xaviera ( film oparty na książce powstałej z przekazów duchowych). W filmie były komory oczyszczania dusz a ja sześć miesięcy wcześniej widziałam Madzię w takiej komorze.
Sen z 5 na 6.10.2018
Przed snem powiedziałam Magdzie żebym dzisiaj nie wychodziła z ciała tylko aby mi pokazała swoje nowe mieszkanie przez sen.
Śniło mi się, że jestem u Magdy w domu. Dom był duży, przestronny, miał bardzo dużo pokoi. Pokoje nie były takie wielkie ale były wysokie, widne i bardzo ładnie i minimalistycznie urządzone. Były w nich stylowe meble z drewna. Mebli nie było dużo np. w jednym stylowa szafa, w drugim drewniany stylowy sekretarzyk. Co najbardziej mnie zafascynowało to piękne dywany w każdym pokoju, dywany były na całej powierzchni podłogi. Jak chodziłam po nich to były bardzo mięciutkie i delikatne. Kolor dywanów był śnieżno-biały z delikatnymi pastelowymi wzorami ( moja siostra za życia zawsze chciała mieć takie dywany). Byłam tak nimi urzeczona, że zostawałam w tyle za Magdą, która szła przede mną rozmawiając z kimś. Nie widziałam ich, bo rozglądając się po pokojach szłam wolniej, słyszałam tylko ich rozmowę i kierując się słuchem szłam za nimi i przechodziłam z pokoju do pokoju.
Sen z 7 na 8.03.2019 – Byliśmy z moim mężem w jakimś pomieszczeniu. Stały tam łóżka, na których leżeli jacyś ludzie. Mąż przeglądał jakiś notatnik. Rozmawialiśmy o Magdzie i wiedzieliśmy że ona już nie żyje. Nagle mąż mnie zawołał: choć zobacz Magda napisała. Podbiegłam do niego i zaczęłam wpatrywać się w kartkę ale nic ciekawego od Magdy nie dostrzegłam. Powiedziałam do niego: gdzie to jest? Mąż też zaczął szukać . Zauważyliśmy wtedy, że kartka jest długa i trzeba ją przewijać suwakiem. Nagle mąż krzyknął: jest! I zobaczyłam wpis: Ja żyję!
A teraz kilka przypadków przejścia innych osób.
W lutym 2015r. trafiłam do szpitala z atakiem woreczka żółciowego. Następnego dnia po operacji leżałam bardzo obolała na swoim łóżku, które stało pod ścianą. Na sali było jeszcze pięć pacjentek. W nocy śniło mi się, że obudziłam się, gdyż w moim łóżku była jakaś inna istota. Leżała w pozycji embrionalnej przodem do ściany a plecami do mnie. Była koloru czarnego. Bardzo się zezłościłam, gdyż nie dość że byłam obolała po operacji, łóżko wąskie to jeszcze wszedł mi ktoś i zajmuje miejsce. Zaczęłam wyganiać tą istotę z mojego łóżka ale ona nie reagowała. Skuliła się jeszcze bardziej. Wyczułam że się bardzo boi. Wtedy się zorientowałam, że jest to dusza, która nie wie co zrobić. Wyszła z ciała i nie wie gdzie dalej się udać. Powiedziałam do niej, że zaraz jej zrobię przejście. Wstałam z łóżka (wszystko działo się we śnie) złapałam jakieś długie grabie i zaczęłam wybijać dziurę w wysokim stożkowym suficie. Powiedziałam: masz teraz przejście. Obudziłam się. Była godzina 1 z minutami. Usłyszałam na korytarzu szpitalnym bardzo duży ruch. Stukanie trepkami i szuranie butami. Pielęgniarki i lekarze gdzieś biegali. Rano chciałam się zapytać pielęgniarek, czy w nocy ktoś umarła na oddziale ale się wstydziłam zapytać.
Sen z 19 na 20.09.2018
Śniło mi się, że podałam Lenie (jest to moja sąsiadka) jakąś truciznę. Ona najpierw prawie umarła a potem tak jakby ożyła. Działo się to u mojej mamy w kuchni. Zaczęła mnie oskarżać, że chciałam ją zabić. Przestraszyłam się i zaczęłam ją prosić, żeby o tym nikomu nie mówiła, nawet w swojej rodzinie. Zaproponowałam, że zapłacę jej za milczenie 1.000 zł. Lena zaczęła się zastanawiać czy przystać na moją propozycję. Na podwórku stały dwa auta, jedna duża ciężarówka i jedna mała ciężarówka.
Potem śniło mi się, że jestem w paszarni i tam obierałam zabitego koguta. Kogut był duży i biały, na szyi miał plamę z krwi. Ja skubałam mu pióra, ale jak skubałam na plecach to plecy były jakby ludzkie. W pewnym momencie zamiast koguta była nieżywa młoda kobieta, która ze mną rozmawiała. Była ubrana w jakąś cienką brązową bluzkę. Leżała na betonie i kazała abym jej masowała klatkę piersiową. Dodatkowo doszła do mnie informacja, że zabiłam Marlenę ( moją znajomą). Ktoś mnie o to oskarżał.
Przebudziłam się i zaczęłam się modlić za tych ludzi.
Interpretacja snu - 20.09.2018 po godzinie 6 rano wypadek w Wójcinie gm. Sulejów motocyklista wjechał pod lawetę. Mężczyzna kierujący motocyklem nie miał najmniejszych szans. Zginął na miejscu. Trzecim pojazdem uczestniczącym w wypadku była osobowa toyota avensis. W niej podróżowały dwie kobiety i mężczyzna. Jedna z kobiet zginęła na miejscu, drugą próbowali jeszcze reanimować ratownicy medyczni. Niestety mimo kilkudziesięciominutowej resuscytacji krążeniowo-oddechowej nie udało się przywrócić kobiecie czynności życiowych. )
Sen z 25 na 26.10.2018
Śniło mi się, że jestem w pomieszczeniu gospodarczym u dziadka. Stoi tam metalowa wąska trumna a w niej leży Magda, moja siostra. Nie widzę Magdy, gdyż trumna jest zakryta. Obok stoi mój mąż, trzyma tacę z opieczonymi kawałkami mięsa, są to chyba kawałki ludzkie ( tak jakby Magdy). Przeszedł z tą tacą dalej do kurnika, tam byli jacyś ludzie, zaczął im rzucać to mięso a oni je zjadali. W pewnym momencie mięso to zamieniło się w mięso kurczaków i już nie było to ludzkie mięso.
Interpretacja snu:
26.10.2018 – w wiadomościach podano, że znaleziono zwłoki zaginionej 28-latki z Łodzi. Ciało było chyba po części pokawałkowane. Potem zdementowali to pokawałkowanie ciała aby nie utrudniać śledztwa. Ciało było w całości.
29.10.2018 – w wiadomościach podano, że zaginiony z przed kilku dni turecki dziennikarz został uduszony w ambasadzie tureckiej a jego ciało zostało pokawałkowane.
Sen z 11 na 12.12.2018
Śniło mi się, że jestem na polanie, na której były lwy. Lwy były duże, płowe i agresywne. Ciągle mnie atakowały lub atakowały mojego męża ( bo w pewnym momencie zamieniłam się w niego). Odpychałam ich kijem ale one ciągle wracały i atakowały od nowa. Przez moment zobaczyłam też tygrysa, który też chciał mnie zaatakować. A ja ciągle się przed nimi broniłam. Opanował mnie paniczny strach, że w końcu mnie zagryzą.
Potem śniło mi się, że jestem w jakiejś fabryce. Miałam zanieść dwa dzbanki picia dla robotników. Dwie kobiety skierowały mnie do jakiegoś korytarza, który był długi i trochę brudny i mroczny. Korytarz rozszerzał się w różne pomieszczenia ale te pomieszczenia też były brudne, jakby odbyło się w nich jakieś przyjęcie i pozostały rozdeptane resztki ciast na wykładzinie. Szłam dalej aż doszłam do pomieszczenia, gdzie miałam zostawić dzbanki. Potem zawróciłam. Spieszyłam się. Doszłam do schodów dosyć stromych, prowadzących w dół. Schody były ułożone partiami – około 10 stromych stopni i platforma, i znowu 10 stopni i platforma. Bardzo szybko zaczęłam zbiegać po tych schodach. Właściwie to nie szłam od stopnia do stopnia tylko zsuwałam się po nich jak na nartach. W połowie schodów natknęłam się na mężczyznę ubranego w koszule jakby szpitalną, włosy miał ciemne i takie rozczochrane, wiek około trzydziestu – czterdziestu lat.
Człowiek ten cały czas patrzył się na mnie jakby na coś wyczekując albo jakby chciał mi coś powiedzieć. W połowie schodów zrównałam się z nim, minęłam go a on zawrócił i zaczął wolno za mną iść. Przestraszyłam się tego człowieka. Na końcu schodów były szklane drzwi szpitalne. Otworzyłam je i weszłam na oddział szpitalny. Był bardzo wąski, łóżka prawie stykały się ze ścianami przeciwległymi. Zatrzymałam się i nie wiedziałam co zrobić. W tym czasie dogonił mnie ten człowiek i stanął za mną. Ja powoli zaczęłam wchodzić na salę szpitalną i ten człowiek za mną też wchodził. Koniec snu.
Interpretacja snu -12.12.2018 – zamach terrorystyczny w Strasburgu we Francji
Atak na jarmarku bożonarodzeniowym w Strasburgu. Poszukiwany islamski ekstremista.
Czytaj więcej na https://www.rmf24.pl/fakty/news-atak-na-jarmarku-bozonarodzeniowym-w-strasburgu-poszukiwany-
„Dzisiaj, 12 grudnia (05:26)Aktualizacja: 1 godz. 55 minut temu
Trzy osoby nie żyją, a 12 jest rannych – to bilans strzelaniny na jarmarku bożonarodzeniowym we francuskim Strasburgu. Sprawca, znany służbom specjalnym jako islamski ekstremista, umyka obławie. Jest ranny. Szef MSW zapowiedział, że Francja podnosi poziom zagrożenia bezpieczeństwa i wzmocniona zostanie ochrona rynków bożonarodzeniowych w innych miastach. Wzmocnione też będą kontrole graniczne. Pater Fritz, świadek strzelaniny, powiedział BBC, że po tym jak padły strzały, wybuchła panika. Ludzie szukali schronienia w pobliskich barach i restauracjach. W pobliżu nie było karetki pogotowia. Przechodnie ruszyli z pomocą jednemu z postrzelonych mężczyzn, który leżał na chodniku. Po 45 minutach reanimacji lekarz, który był z nimi na łączach telefonicznych, powiedział, żeby przestali, bo nie ma już sensu - relacjonował Fritz.”
Sen z 14 na 15.12.2018
Śniło mi się, że leżałam w swoim łóżku, spojrzałam w górę i widziałam przez sufit niebo. Chmury się rozeszły i zrobiła się w nich dziura. Nie wiem czy świecił księżyc czy blask bił od tej dziury w niebie. Widziałam wnętrze nieba, brzegi dziury były rozświetlone a wewnątrz na jasnoniebieskim tle ukazał mi się napis: 164 nzl. Potem jeszcze raz usłyszałam ten napis i jeszcze głos powiedział: pamiętaj dwa razy 164 nzl.
Śniło mi się, że jestem w szpitalu. Jest dużo łóżek z pacjentami na salach i na korytarzu. Ja chodzę po korytarzu od jednego końca do drugiego. Jedna pacjentka zapytała czemu tak chodzę, czy mnie to nie męczy. Odpowiedziałam jej, że muszę się rozchodzić. Potem byłam w gabinecie lekarskim i lekarze powiedzieli mi że mnie już wypisują ze szpitala. Poszłam na oddział i czekałam, aż pielęgniarki mi to powiedzą i dadzą mi wypis. Ale pielęgniarki wykonywały swoje obowiązki i wcale na mnie nie zważały. Przestraszyłam się, że nie będę mieć tego wypisu i dalej zostanę w szpitalu. Jak pielęgniarki wyszły ze swojego pokoju i poszły do chorych, to zakradłam się cichutko i zaczęłam przeglądać duży zeszyt w szarej okładce aby się dowiedzieć, czy jest tam adnotacja o moim wypisie. Nic nie było o mnie ale przekartkowały mi się dwie strony dwóch pacjentów, nie chciałam czytać o nich aby mi nie zarzucono że czytam nie swoje informacje. W końcu wyszło tak, że zostałam jeszcze jedną noc na oddziale, po prostu położyłam się na swoim łóżku, tylko martwiłam się czy dadzą mi jeść jak już lekarze powiedzieli, że mnie wypisują. Nikt się mną nie interesował i tak przespałam noc.
Interpretacja snu - 17.12.2018 - dowiedziałam się że 16.12.2018 zmarł nasz sąsiad Henryk.B. a 15.12.2018 nasz podatnik Wiesław R.
Numerologia:
n – 5, z- 8, l-3
164583
15=15
16 = 16
1+6+5 = 12
4+5+8+3 = 20 i 18=18 tj. 2018
Co daje datę 15.12.2018 przejście Wiesława R.
i 16.12.2018 przejście Henryka B.
Sen z 10 na 11.02.2019
Jak zwykle pracuje w gospodarstwie. Miałam podawać jedzenie zwierzętom. Weszłam do obory a tam koń wyszedł ze swojej stajni i podszedł do krów, razem wyjadali brudna słomę. Znalazłam obok obory jakiś mały snopek słomy i rozdzieliłam pomiędzy zwierzęta. Potem poszłam do stodoły po siano. Nabierając siano musiałam z niego strząsać jakieś brudy – ziemię, odchody. Zaniosłam siano do obory, przegoniłam klacz do stajni i rzuciłam zwierzętom siano. W momencie kiedy rzucałam siano klaczy, zapadłam się w obornik aż po ramiona. Wtedy we śnie uświadomiłam sobie, że będzie jakaś choroba. I również we śnie przemknęło mi przez myśl: ty masz też to co Magda ( moja siostra, miała nowotwór). Weszłam w świadomość jakiejś osoby i odczuwałam jej sytuację.
Interpretacja snu - dnia 11.02.2019 w biurze znajoma opowiadała, że wczoraj na wsi u jaj mamy zdarzyła się tragedia. Zmarła kobieta 32 lata, miała guza w głowie ( nowotwór jak u mojej siostry). Mąż wiózł ją do szpitala, gdyż gorzej się poczuła. W trakcie jazdy kobiecie zachciało się pić, mąż zatrzymał się przed sklepem i poszedł kupić wodę. Jak wrócił to żona już umierała , zmarła mu na rękach.
Sen z 12 na 13.03.2019 – przed snem oglądałam Krzysztofa Jackowskiego, który opowiadał o kontakcie z duszami.
Śniło mi się, że byłyśmy z Magdą i Mamą w lesie, sosny rosły dosyć rzadko. Magda umierała czyli przechodziła na tamtą stron. Była słaba i z ust wyleciał jej żółty, gęsty kłębek materii. I zobaczyłam, że jej duch już jest wolny i fruwa między drzewami radośnie. Powiedziała, że teraz kolej na mnie. Ja siedziałam na stole z nogami w pustym zlewie. Czułam się słabo i wiedziałam, że umieram. Z ust też wydzielił mi się żółty kłębek materii. Bałam się że będę wymiotować. Po części mój duch już trochę wyszedł z ciała. Podpłynęłam do Magdy i powiedziałam jej że bardzo się cieszę, że zaraz zobaczę tatę i babcie i dziadka ( wszyscy już są po tamtej stronie). Nagle pojawiła się obok mnie inna istota duchowa, wzięła mojego ducha pod rękę i powiedziała, że mi pomoże oddzielić się od ciała. I to działo się już na starym podwórku, moje ciało siedziało obok studni a istota z moim duchem pognała w stronę stodoły. Nagle na wysokości końca pomieszczenia gospodarczego mój duch się zatrzymał. Tak jakby naciągnięta gumka rozciągnęła się do granic możliwości. Wyglądało to tak, że tors mojego ducha był na końcu pomieszczenia gospodarczego a nogi rozciągnęły się na maksymalną długość. Istota powiedziała, że nie da rady mnie wyciągnąć z ciała, że jeszcze nie umrę. I wróciłam do swojego ciała. Ucieszyłam się że nie umrę, gdyż nie chciałam zostawić mamy samej z moim młodszym synem ( mojego męża i starszego syna nie było).Pomyślałam sobie, że mama ma już 70 lat a mój młodszy syn dopiero 6 i po śmierci mamy zostanie sam na świecie. Powiedziałam mamie, że nie umrę, bardzo się ucieszyła.
Interpretacja snu – dnia 13.03.2019 strzelanina w szkole w Brazylii. Co najmniej 8 osób zginęło. „Strzelanina w szkole na przedmieściach Sao Paulo w Brazylii. Zginęło co najmniej osiem osób. Reuters podaje, że 17 osób, w większości dzieci, zostało rannych.”
Z niedzieli na poniedziałek dnia 16.06.2019 na 17.06.2019 w nocy mój sąsiad Krzysztof został przewieziony do szpitala z powodu pęknięcia tętniaka w mózgu. Lekarze wprowadzili go w śpiączkę farmakologiczną, rokowania były bardzo niepewne. Dwa dni później szłam po podwórku u mamy i usłyszałam w głowie słowa: Krzysiek nie żyje, Krzysiek nie żyje. Nie powiedziałam nikomu aby nie siać paniki ale już wiedziałam, że Krzysztof chyba nie przeżyje. W domu wieczorem w pokoiku na dole kilka razy słyszałam skrzypienie paneli, jakby ktoś po nich chodził. W czwartek przejeżdżając koło domu Krzysztofa coś mi kazało patrzeć na bramę i wypatrywać nekrologu, choć nic jeszcze nie było wiadomo o śmierci Krzysztofa.
Dnia 20.06.2019 położyłam się do łóżka około północy. Kładąc się już czułam silne energie, które towarzyszą mi przy wyjściach z ciała. Tuż przed zaśnięciem czułam się jak jestem w dwóch światach jednocześnie: tym materialnym, gdyż czułam twardość łóżka, pościel słyszałam odgłosy telewizora, który oglądał mój mąż i jednocześnie tym duchowym, gdyż mój duch już lekko wysuwał się z ciała i odczuwał energie drugiego świata. Zasnęłam. Wiedziałam, że śpię i śni mi się sen i jednocześnie byłam w tym śnie i odczuwałam całą jego realność. To było jakbym była w dwóch postaciach jednocześnie: śniącej i występującej jednocześnie we śnie.
Śniły mi się dusze, które przeprowadzałam po ich śmierci do Domu. Te dusze były realne, namacalne. Ja śniąca fizyczna postać śniłam o duszach, czarnych, mrocznych, lezących obok mnie, wyłaniających się z za mojej głowy, wpatrujących się we mnie, trochę jednak przerażających. I jednocześnie Ja duchowa istota, która jest z tymi duszami, wiem że to są znajome dusze, przebywam wśród nich, chyba się z nimi komunikuję i chyba się ich nie boję ( ale to stwierdziłam dopiero następnego dnia po analizie snu). Ja fizyczna istota czyli świadomość bardzo się bałam tego snu, zaczęłam krzyczeć na te dusze aby sobie poszły i zostawiły mnie w spokoju. Tak bardzo na nich krzyczałam że aż fizycznie słyszałam swój bełkot ( słowa były zniekształcone i usta pogrążonej we śnie osoby nie są w stanie prawidłowo wypowiedzieć słów. Rano mój mąż powiedział mi, że bardzo krzyczałam przez sen, mówiłam i krzyczałam ale nic nie zrozumiał, gdyż, jak to określił, mówiłam w języku nie z tego świata, to chyba znaczy: był bełkot). W pewnym momencie poczułam bardzo dotkliwy ból w prawym uchu, leżałam na lewym boku, i uświadomiłam sobie, że właśnie wracam do swojego ciała. Moja świadomość zarejestrowała powrót nadświadomości i wtedy – śpiąc jednocześnie – wiedziałam, że moje Ja duchowe było poza ciałem, wędrowało po świecie niematerialnym i przebywało z tymi duszami. To był bardzo męczący sen i jednocześnie nie sen.
Rano po przebudzeniu zaczęłam analizować swój sen. Wiedziałam, że w nocy wyszłam z ciała. Dusze, które mi się śniły były czarne, mroczne i przerażające a jednocześnie ich twarze były znajome i pełne skupienia i współczucia, jakby coś mi chciały przekazać. Odczucia mojej duchowej istoty były zgoła inne: czułam że te dusze nie chcą mi zrobić żadnej krzywdy, jakby to byli moi znajomi. Najgorsze w tym wszystkim było to, że moja świadomość była w wielkim strachu a jednocześnie moja nadświadomość nie bała się tej sytuacji, wiedziała że nie ma tu zagrożenia. Zastanawiałam się dlaczego nadświadomość nie potrafiła uspokoić świadomości aby ta nie była tak przerażona. Albo dlaczego świadomość nie dopuszczała tej komunikacji i uspokojenia do siebie. Gdzie leży przyczyna braku komunikacji lub gdzie jest rozwiązanie do tego aby nadświadomość mogła w takich sytuacjach komunikować się ze świadomością i przekazywać jej faktyczny obraz sytuacji ze świata duchowego. Pamiętam jeszcze, że we śnie tak bardzo się bałam iż postanowiłam tam odszukać mojego Przewodnika Duchowego. Znalazłam go i przytuliłam się z całych sił do niego. Wiedziałam, że jak on jest to nic złego nie może mnie dotknąć ( czyżby to jednak była komunikacja ? nadświadomość pokazała świadomości, że przecież koło mnie jest Gandalf i wszystko jest w porządku). Ale mimo wszystko uczucie strachu i przerażenia we śnie było bardzo silne i realne.
Dnia 21.06.2019 Krzysztof zmarł, tzn. zmarło tylko jego ciało, on poszedł do NASZEGO DOMU. Zmówiłam modlitwę za kolejną duszę i poprosiłam ją aby szła za swoim Przewodnikiem do światła gdzie trafi do NASZEGO DOMU. To jednak piękna rzecz przejść do NASZEGO DOMU.
Sen z 21 na 22.07.2019
Jestem na drodze pod Wójtostwem. Mam na sobie sukienką a w rękach trzymam dużą glinianą miskę. Koło mnie stoi jakaś kobieta. Patrzę w niebo i widzę klucz kuropatw nisko lecących nad drogą. Zastanowiło mnie to, że kuropatwy latają tak wysoko. Nadleciały nad nasze głowy i zaczęły robić na nas kupy. Założyłam szybko miskę na głowę ale bałam się o sukienkę, że będzie cała brudna. Dziewczyna koło mnie zakryła głowę rękami.
Nagle z lewej strony od strony mojej wsi zobaczyłam że idzie pogrzeb.( W rzeczywistości drogą przez pola przemieszczają się kondukty żałobne do kościoła i na cmentarz). W tym momencie zaczął padać bardzo ulewny deszcz, całe strugi bardzo czystej wody. Na czele pogrzebu szły kobiety niosące kwiaty, ubrane były w zielone ortalionowe płaszcze przeciwdeszczowe. Widać im było tylko twarze. Woda ściekała po nich jakby stały pod rynną. Dalej w orszaku pogrzebowym szli ludzie, kilkoro z nich niosło szerokie nosze, na których leżał zmarły. Całość była szczelnie owinięta zielonym brezentem. Za noszami szli następni ludzie. Na końcu orszaku szło dwoje ludzi i nieśli transparent. Na nim był napis: over ……., tego drugiego słowa nie mogłam odczytać. Nagle pojawił się koło mnie mężczyzna i powiedział, że tam pisze: game over. Zaczęłam się z nim sprzeczać, że jednak tam nie pisze: game over tylko over ……, co oznaczało nie koniec gry tylko koniec etapu i rozpoczęcie nowego okresu. To drugie słowo miało dużo liter wysokich, kojarzyły mi się tam litery: ch,t, d, y.
Po zajrzeniu do słownika języka angielskiego napis ten brzmiał prawdopodobnie: over thither. Nie wiem czy jest to gramatycznie po angielsku, ale w wolnym tłumaczeniu mogło by brzmieć: na drugą stronę, tam w tamtym kierunku.
Interpretacja snu
- Dnia 22.07.2019 – zmarł Marek Rymuszko redaktor miesięcznika Nieznany Świat
- dnia 23.07.2019 – zmarł nasz sąsiad Władysław S.
Tłumaczenia over
Tłumaczenia: na drugą stronę
Przyimek
Częstotliwość
over
przez, o, przeszło, podczas, na drugą stronę, na rzece
Przysłówek
tam
there, over, thither, yonder, yon
Tłumaczenia thither
Przysłówek
Częstotliwość
tam
there, over, thither, yonder, yon
w tamtym kierunku
thither
czytaj dalej
Witam, Pisze do Was, poniewaz wydazylo sie cos dziwnego dzisiaj rano i chcialam sie dowiedziec czy slyszeliscie o czyms podobnym Moj chlopak jest Rosjaninem, mieszkamy w Brukselii. On chrztu nosi krzyzyk, poswiecony. Niestety, przez przypadek przerwalam mu lancuszek.
Dlatego na Boze Narodzenie kupilam mu nowy lancuszek (nie poswiecony). Dzis rano, krzyzyk lezal na poduszce, a lancuszek znajdowal sie nadal na szyji. Sprawdzilismy lancuszek - nie byl nigdzie przerwany, "zaczepka" od krzyzyka byla nie naruszona. Nie ma zadnej mozliwosci aby krzyzyk spadl... To bylo bardzo dziwne, wrecz niepokojace ...
Serdecznie pozdrawiam
[...]
Witam,
Jestem [...] mieszkam w Turku, mam 33 lata i czytam was od około 4-5 lat. Muszę przyznać się, że zaliczam się do tej grupy ludzi, którym mocno zmieniliście poczucie rzeczywistości, wiary i spojrzenia na Świat. Muszę też wam za to podziękować. Zawsze mnie interesowały tematy, które podejmujecie, a po jakimś czasie mocno mnie zaraziliście chęcią wiedzy, kim tak naprawdę jesteśmy, po co jesteśmy i kim powinniśmy się stać.
Jeżeli chodzi o tematy, które nas interesują nie mam się czym zbytnio chwalić, miałem tylko jedną tego typu przygodę, której odpowiedników nie przypominam sobie abym czytał na waszej lub innej stronie. Historia nie porywa, nie zamierzam zapewniać jak bardzo jest prawdziwa, znam waszą postawę względem różnych tego typu historii. Zdarzyło się to jak miałem (dokładnie nie pamiętam) około kilku lat, 5-6. Do tej pory opowiadałem ją tylko po samym zdarzeniu jednak jak łatwo można się domyślić nikt mi nie uwierzył, no, bo jak można uwierzyć kilkuletniemu dziecku. Po za tym, sam bym chyba nikomu w nią nie uwierzył. Jeśli ktoś ma wątpliwości, co do mojej pamięci zdarzeń z tak młodego okresu, muszę napisać, że pamiętam pewne skrawki z jeszcze młodszego wieku, a to wyryło mi się w umyśle bardzo wyraźnie. Ale do rzeczy:
Mieszkałem wraz z rodzicami i starszą o dwa lata siostrą w domu piętrowym. Na parterze mieszkali dziadkowie, a na piętrze my. Po wejściu na piętro schodami, po lewej stronie znajdowały się drzwi do pierwszego pokoju, dalej po tej samej stronie były drzwi do kuchni, na wprost była łazienka, a po prawej następny większy pokój od strony oświetlonej ulicy. Tamtej nocy spałem z tatą w mniejszym pokoju po lewej stronie, mama z siostra spały w większym pokoju po prawej stronie. Łóżko znajdowało się naprzeciw drzwi pod ścianą, z boku pod oknem stały dwa fotele. Co wydaje mi się dziś śmieszne zostawiłem tego dni 5 starych złotych na fotelu, o które się naprawdę nie na żarty martwiłem tej nocy. Nie pamiętam czy w nocy obudziłem się sam lub czy coś mnie obudziło, pamiętam, że nie spałem. Nie wiem, która była to godzina w nocy gdyż jeszcze nie nauczyłem się trudnej na ówczesny wiek znajomości czytania zegarka. Leżałem od strony ściany i patrzałem się na wejście do pokoju, drzwi były otwarte.
Naprzeciw wejścia były przymknięte drzwi z dużą szybą do pokoju naprzeciw, przez szybę dostawało się dużo światła gdyż padało ono z okna naprzeciwko (od strony ulicy), nie pamiętam skąd pochodziło światło, czy był to księżyc, latarnia czy jeszcze coś dziwniejszego. Musze dodać, z tego miejsca było bardzo dobrze widać każdego, kto wchodził ze schodów. Zobaczyłem w pewnym momencie coś, co zagląda przez drzwi, wychyla się od strony schodów w połowie framugi, za nim pojawiła się następna postać, a raczej nad nią, następna głowa, powyżej poprzedniej, a nad nią jeszcze kolejna. Nie widziałem dokładnie twarzy było zbyt ciemno, głowy były podłużne z długimi uszami, chyba szpiczastymi. Bardzo się bałem i pierwsze, co zrobiłem, instynktownie zacząłem budzić ojca, i mówić ściszonym głosem, że są tu jakieś POTWORY! Jednak tata spał bardzo twardo, coś odpowiedział i obrócił się na bok. Spróbowałem jeszcze raz z tym samym skutkiem, po czym zrezygnowałem.
Zacząłem ponownie obserwować, co się dzieje. Dwie istoty smukłe, choć nie wysokie weszły do pokoju mamy i siostry, pamiętam, że jedna niosła coś dużego, co wydało mi się workiem. Byłem przekonany, że chcą coś ukraść. Następnie jedna z tych istot weszła do mojego pokoju, choć nie do końca weszła, co zaczęła się skradać bardzo nisko na czworakach, jeśli można to nazwać czworakami. Wydaje mi się, że człowiek nie może przyjąć tego typu pozy i się jednocześnie poruszać. Ręce do przodu nogi do tyłu podgięte na boki i tułów przy samej ziemi. Kiedy istota ta podkradła się pod same łóżko mój poziom strachu sięgnął zenitu, schowałem się za tatą wtulając się w niego i tylko to pamiętam, następnie prawdopodobnie zasnąłem. Na drugi dzień pierwsze, co zrobiłem to pytałem czy moja piątka nadal tam jest (byłem mocno przekonany, że ją skradziono), była ?. Opowiedziałem tę historię każdemu domownikowi, zarzekając się o mojej prawdomówności, z oczywistym skutkiem dziecka opowiadającego o potworach, które wyśniło w nocy.
Po latach sam pewnie uznałbym to za sen gdyby nie to jak bardzo mi się wyryła ta sytuacja w umyśle. Pisząc to mam wrażenie, że znowu to przeżywam. Bardzo, bardzo dawno nikomu o tym nie opowiadałem. Jest jeszcze jedna rzecz, nie jestem jej do końca pewny, dlatego zostawiłem ją na koniec, wydaje mi się, że obudziło mnie wtedy bardzo intensywne światło, które świeciło przez okno, ale pewności nie mam, pamiętam ten moment jak przez mgłę.
Bardzo proszę w przypadku użycia tego tekstu o ukrycie nazwiska. Do tej pory nikt mi nie uwierzył i nie spodziewam się w tej sferze rewelacji. Otwarcie wypowiadam się na różne tematy, które podejmujecie i staram się nie zwracać uwagi na uśmiechy z tym związane, jednak to dla mnie bardzo osobista historia i nie chciałbym o niej rozmawiać ze znajomymi, którzy przypadkiem się o niej dowiedzieli.
Cieszę się, że mogłem się z tym podzielić trochę lżej mi się zrobiło. Dzięki za przeczytanie tego listu i przepraszam za błędy. W razie użycia tekstu proszę o poprawienie ewentualnych błędów.
Pozdrawiam całą ekipę Nautilusa, robicie kawał dobrej roboty i dzięki, że jesteście.
[...]
Witam Fundację Nautilus. Na gorąco chciałbym opowiedzieć historię którą moja żona dziś usłyszała. Jest ona pielęgniarką i dziś w nocy na dyżurze jedna z koleżanek opowiadała o wydarzeniu które miało miejsce równo 3 miesiące temu,w dalszej części tekstu wyjaśnie dlaczego dopiero po 3 miesiącach mogła je opowiedzieć. A więc w szpitalu leżal pewien człowiek na tzw. "erce" czyli oddziale dla osób bardzo ciężko chorych, ciężki stan mial już za sobą i miał być przeniesiony na zwykły oddzial szpitalny, był pacjentem dobrze rokującym bez żadnych nawrotów choroby i na pewno bez zagrożenia życia. Pewnego dnia ów pacjent poprosił pielegniarke by pomogła mu jak sie wyrażił "pozamykać koła".
Pielęgniarka pomyślała, że człowiek cierpi na chorobe psychiczną choć wcześniej nie było takich oznak. Mimo wszystko zaczęła się dopytywać o jakie koła chodzi, poniewarz powtarzał to z dużym przekonaniem. W tedy wyjaśnił jej, że widzi koła, wszędzie na sobie, na piżamie, na podłodze, pościeli itp. i, że są one niedomknięte. Jeśli ona pomoże mu je zamknąc to on nie umrze a ona nie zachoruje na ciężka chorobe. Pacjent powiedział jak to zrobić lecz było to bardzo nierealne do wykonania. Na następny dzień gdy przyszła na dyżur okazało się, że człowiek zmarł a ona zachorowała na bardzo cięzkie zapalenie płuc i była na zwolnieniu przez 3 mieśiące.
Okazuje sie, że ta pielęgniarka bardzo dobrze pamięta tego człowieka to co jej opowiedział ale zupełnie ma zamazany w pamięci sposób jak można było tego wszystkiego uniknąć czyli pozamykać te koła. Mogę dodać, że żona wtedy jeszcze nie pracowała w tym szpitalu i jest osobą dosyć sceptyczną do wszelkiego typu dziwnych historii w przeciwieństwie do mnie nad czym ubolewam. Prosił bym o anonimowość ze względu na udział osób trzecich. W razie pytań służe pomocą. Pozdrawiam Fundację. [...]
czytaj dalej
Witam serdecznie.
Po obejrzeniu transmisji z rozmową światków dziwnych obiektów zdecydowałam że napiszę o swoim doświadczeniu swoim oraz mojego narzeczonego. Temat ufo był dla nas znany. Interesowaliśmy się tym jednak nie aż tak jak dziś.
To był sierpień 2018 roku około godziny 22-23.
Musieliśmy podjechać do domu po kilka rzeczy, ponieważ do miasta przyleciała rodzina z Norwegii u której mieliśmy spędzić trochę więcej czasu. Mieszkaliśmy w spokojnej dzielnicy a dokładnie w Kobylnicy powiat Słupski. Mieliśmy dość dobry widok na niebo ponieważ nie ma tak bloków, są domy i ogrody, prosta przestrzeń.
Podjechaliśmy do domu i poszliśmy zapalić na taras, mój narzeczony który często bardzo panikuje wręcz krzyknął abym spojrzała w niebo bo coś tam leci. Spojrzałam i widziałam białe światło które miałam wrażenie leci w naszym kierunku ponieważ robiło się coraz większe.
Trwało to jakieś 5 minut około choć byłam tak zaciekawiona a jednocześnie przestraszona że mogło to trwać dłużej.
Światło zbliżało się faktycznie, w pewnym momencie było już tak blisko i tak ogromne że obydwoje w szoku stwierdziliśmy że to meteoryt albo coś podobnego bynajmniej czuliśmy zagrożenie przez to obydwoje pobiegliśmy do domu i zbieglismy do piwnicy.
Mało się nie popłakałam ponieważ z rodziną czekał mój syn. Miałam go przed oczami więc wyobrazi sobie Pan jaki musiałam czuć strach. W międzyczasie narzeczony dzwonił do Wujka aby spojrzał w niebo ponieważ wynajęli apartament z widokiem wręcz na całe miasto. Wujek stwierdził że nic nie widział.
. Minęło jakieś 15 kolejnych minut i nic się nie dzialo więc wyszliśmy powoli na taras aby zobaczyć czy coś się nadal dzieje
Światła nie było ale obok leciał helikopter którego widzieliśmy tylko światełka i słyszeliśmy dźwięk. Kawałek dalej również helikopter.
Dziwne...
Do dziś wspominamy tę sytuację i do dziś twierdzimy że to nie było normalne, na pewno też nie byl to dron ani światła helikoptera. Światło szybko się zbliżało, im bliżej było tym większe i nie wydawało żadnych ale to żadnych dźwięków.
Teraz jesteśmy na bieżąco.
Często widzimy jakieś dziwne szybkie małe światła poruszające się wokół gwiazd najczęściej w stronę morza.
Jednak później sytuacja która w sumie zauważył mój syn na ogrodzie dała mi wiele do myślenia.
Byliśmy na ogrodzie zeszły rok, słoneczny dzień. Godziny popołudniowe.
Słyszymy krzyk syna ( syn ma zaraz 8 lat )
Mama, tata patrzcie!
Więc spojrzeliśmy przestraszeni ponieważ wrzasnął wniebogłosy.
Lecialo nad ogrodem obok sporo czarnych ptaków i na pierwszy rzut oka nic w tym dziwnego nie było jednak spomiędzy tych ptaków wyłoniło się coś co może lecąc bokiem było zakamuflowane. To było coś czarnego dziwnych kształtów, matowe wielkości może mojej może ciut mniejsze liczmy 1'5 m/2,m.
Lecialo między ptakami tak jakby chciało się zakamuflować jednak zdradziło go odbicie światła słonecznego. Jakiś metal na pewno. Nie miało żadnych otworów, żadnego odgłosu. Tak jakby leciał kawałek gładkiego czarnego lekko falistego stopu metalu inaczej tego nie opiszę.
Patrzelismy tak długo aż nie znikło za drzewami wraz z ptakami.
Lecialo jakie 5/6 m nad ziemią widzieliśmy to dość dokładnie.
Syn to zauważył przypuszczam dlatego że jak zmieniało kont odbijało światło.
Dron odpada.
Narzeczony ma za sobą 7 lat wojska.
Im częściej o tym myślimy tym częściej coś widzimy jednak te dwie sytuacje najbardziej utkwiły w pamięci.
Mam nadzieję że ludzie otworzą oczy i że kiedyś prawda o NICH i o NAS wyjdzie na światło dzienne.
Pozdrawiam
[dane do wiadomości FN] e-mail dostaliśmy 28 lutego 2020
I jeszcze jedna sprawa z naszej najnowszej poczty. Bardzo cieszymy się, że książka "Misja" jest czytana przez naszych czytelników. Naszym zdaniem to jedna z najważniejszych książek, jakie kiedykolwiek zostały napisane na naszej planecie.
-----Original Message-----
From: [...]
Sent: Friday, February 28, 2020 6:05 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Sen a niezwykle zjawisko na niebie.
Sen a niezwykle zjawisko na niebie.
Witam szanowną Fundację Nautilus. Dziś w nocy nie mogłam zasnąć (28.02.2020) udało mi się dopiero po 1-ej w nocy. Miałam dziwny sen który trwał krótko. We śnie szlam jakby po peronie i widzę, że nadlatuje w moją strone mała czarna kula po chwili schwytalam ją w ręce czułam, że ona chce mi się wyrwać z dłoni i odlecieć czułam jej siłę, pomyślałam w tym śnie że zrobię jej zdjecie i też wykonałam kilka fotografii. Obudziłam się z tego snu o 2:30 w nocy i nie mogłam zasnąć. Wracając dzis z pracy po południu do domu moja mama z którą mieszkam pokazała mi zdjęcie które zrobiła telefonem zza okna w domu, które wyko nala jak sama twierdzi że cos wewnetrznie zmusiło ja do podejścia do okna a w tym czasie oglądała Starozytnych kosmitów w TV,byla wtedy gdzieś 12:30. Dodam po krotce że niedawno skończyłam czytac ksiazke"Misje"i byłam pod wrażeniem tej pięknej planety i istot ich zamieszkujących godzi e najważniejsza dla nich jest miłość i prawo wszechswiata, czytając można się przenieść w inny wymiar. Przesyłam dla FN zdjęcie dziwnej kuli, mam wrażenie że mój sen jest zwiazany tym zdjęciem. Serdecznie pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów, wasza zalogantka.[...]
czytaj dalej
Mam 20 lat, jestem mieszkańcem Tychów, prowadzę zwykłe życie. Nie mogę wam w żaden pomysł podać żadnych silnych argumentów, które mogłyby udowodnić wam że mówię prawdę, pewnie dużo osób wam pisze z czego większość pisze byle bzdury. Przejde do sedna sprawy, a wy sami oceńcie prawdziwość tego z czym się spotkałem.
Zaczęło się jakies 3 lata temu, po prostu zasypiałem w łóżku, po dniu jak każdy inny. Poczułem nagle że nie mogę się ruszyć, ani otworzyć. Wybudziłem się, sytuacja powtórzyła się jeszcze ze dwa może trzy razy, aż w koncu za któryms razem udało mi się otorzyć oczy. Widziałem przeciwko siebie postać, która była jakby sprawcą mojego bezruchu. Piszę to teraz na szybko, chcę po krótce objasnic sprawę, a jesli zainteresujecie się moge zacząć wnikać w szczegóły i napisać wam wiele więcej. postać po chwili zniknęła, a ja sam zawisłem jako bezpostaciowa postać nad swoim ciałem. Czułem się źle, nie potrafiłem oddychać, odczuwałem ogień, to było straszne.
Po chwili "zeszłem" na ziemię, i przybrałem swą normalną postać, choć moje ciało leżało ciągle na łóżku. Poruszałem się po domu, po pokoju, wszystko było takie realne, bałem się strasznie, tak bardzo, że zacząłem płakać z powodu iż nie mogę sie wybudzić. Z domu również nie potrafiłem wyjść. Mijały godziny, dosłownie. Zacząłem wyć i zacząłem modlić się do krzyża, który mam powieszony w pokoju.
Gdy uklękłem i złożyłem ręce, one zaczęły się łamać, jak zapałki, upadłem na ziemię, i znów stałem się bezpostaciową istotą, patrzącą na swoje ciało, tym razem widziałem dwa ciała. Jedno śpiące, drugie połamane i pogrążone w bólu. Ból był taki prawdziwy, realny. JAk wszystko czego doswiadczałem. Nie mam za bardzo czasu opisywać co było dalej, ale powiem iż od tego czasu wiele się we mnie zmieniło. Wizje, czy jak kolwiek inaczej to nazwać pojawiały się we mnie niemal każdej nocy, za każdym razem poprzedza je uczucie prądu, na całym ciele i łzy cieknące z oczu, same z siebie.Nieraz nawet nie dostrzegam że łzawią.gdy zamkne oczy, widze zawsze albo potężną ciemność, albo światło, ale zawsze wszystko jednolite i głębokie, naprawde dziwne i cieżko to opisać.
Od tego czasu po tej choćby drugiej stronie spotkałem wiele przeróżnych postaci, w pewien sposób nauczyłem się tego kontrolować, nauczyłem się w inny sposób patrzeć na naszą rzeczywistosc. Nie interesowałem się nigdy zjawiskami tego pokroju, szukałem w internecie, ale dopiero niedawno dowiedziałem się o doznaniach takich jak oobe, lub ld. Nawiązywałem przez neta kontakt z osobami zajmującymi się tymi zjawiskami, wszystkie twierdziły że to czego zaznaje nie jest na pewno niczym z tych dwu. Chciałbym jeśli interesuje was ta sprawa porozmawiać z wami, może znajdują się tu osoby o podobnych przypadłościach. Jak zainteresujecie się to sprawą napewno opisze coś więcej. Moje posty można znaleźć na niektórych stronach, ale rzadko kiedy spotykałem się z mądrymi odpowiedziami. Często były to wyśmiania lub zazdrość, albo posądzanie o fałsz.
Nie dziwie się, sam nie należe do osób która wszystko łyka, ale problem dla mnie jest w tym, że to ja jestem osobą, która tak często to przeżywa, nauczyłem się z tym żyć, od jakiegoś czasu jest dużo ciszej, ale cały czas zastanawia mnie po co, dlaczego, stan zaczyna do mnie powracać, a ja nie wiem jak mam się przygotować, gdyż nie wszystko w nim mogę kontrolować. Nie wiem czego oczekuję od was, może zainteresowania, a może pomocy, na pewno nie chodzi mi o rozgłos, myślę że jest to strona gdzie moge liczyc na czyiś odzew, gdyż na wielu forach po prostu zostałem zjechały z góry na dół. Jak będe mieć czas moge opisać coś szczegółowiej, jednak wydarzyło się tak wiele że nawet nie wiem od czego zacząć. Pozdrawiam
[...]
Szanowna Fundacjo
Pisze do Was aby podzielić się z moimi osobliwymi doświadczeniami, po lekturze ostatniego artykułu "letarg duszy". Co prawda nie wiem czy mi się to tylko przyśniło, czy jakie majaki z mózgu, ale byłem w stanie śmierci klinicznej i opisze co mi się przytrafiło. Jestem mężczyzna po 40stce, i kilka lat temu miałem zawal, z którego wyszedłem dzięki szybkiej pomocy żony i lekarzy, to wtedy się przytrafiło. Mam taki zwyczaj iż w soboty i niedziele po obiedzie pije jedne piwo i zdrzemnę się tak z godzinkę lub dwie, drzemka jest obowiązkowa, piwo zaś nie jest, jak kupie to pije, jak nie kupie to tylko drzemka.
Tamtego feralnego dnia od samego rana czułem się źle, nieprzyjemnie, po obiedzie poszedłem spać w nadziei ze może to przejdzie, piwa nie miałem to i nie wypiłem nic, wiec nie można zwalać to na wpływ alkoholu. Jak się położyłem o poczułem się jeszcze gorzej, ból w piersi, i ogólna słabość.
Wtedy poczułem jakbym gdzieś spadał, leciał, ciemność, czułem dudniące bicie serca które rozlegało się aż w głowie, i to wszystko nagle ustąpiło. Poczułem się przyjemnie, lekko, żadnego bólu, i nagle znalazłem się w miejscu mi nieznanym, dość ładnym, cos jakby park pełen ludzi. Nikogo tam nie znalem, i ci ludzie wyglądali na mocno zdezorientowanych, każdy się dziwił gdzie to on jest i co tu robi. Ja sam nie mogłem zrozumieć skąd ja tam się wziąłem, bo przecież poczułem
się źle i położyłem przespać przed chwila, i nigdzie nie jechałem w podroż, i nie znam tego miejsca, nie mogłem pojąc jak się w nim znalazłem będąc w rodzinnym domu.
Potem znalazłem się w tłumie ludzi, gdzieś jakby nad rzeka, ludzie szli i szli, niekończący się pochód ludzi, ja nadal byłem w tym zdezorientowany, i sam się pytałem siebie o co to chodzi, ze poszedłem spać czując się fatalnie a czuje się lekko i przyjemnie, no i tak nagle znalazłem się z tym nieznanym parku a potem równie nagle na jakiejś płaskiej przestrzeni pełnej ludzi i miąłem przekonanie ze gdzieś tam dalej jest jakaś rzeka i przeprawa promowa przez nią. Tłum ludzi szedł, szedł, szedł, i wyglądali tak jakoś ponuro w moim przekonaniu, milczący, szli tak bezwiednie, mechanicznie, jakby wszystko im było obojętne.
Wtedy naszła mnie tak niezłomna pewność, ze jak tam z tym tłumem pójdę to już nie wrócę nigdy, zaczelem gdzieś wewnątrz siebie protestować co to jest o mam rożne sprawy niepozalatwiane a jak miałbym gdzieś pójść i nie wrócić, no i gdzie żona, gdzie mieszkanie, co to się ze mną dzieje. Nagle poczułem szarpniecie moce z tylu, znów znalazłem się w ciemności,
znów poczułem się bardzo ciężki, nie mogę się ruszyć, ból wrócił otworzyłem oczy to pamiętam lekarza nade mną, karetkę, potem szpital, żona przy mnie. Wyszedłem z tego i dowiedziałem się iż żona mocno zaniepokojona tym moim samopoczuciem, i potem faktem ze nie mogę się obudzić wezwała karetkę, lekarze stwierdzili zanik akcji serca,
reanimacja, odratowali mnie.
Zastanawiam się co mi się tam przytrafiło, zaczelem czytać przypadki podobne, relacji ludzi przywróconych do życia, to ludzie widza światełko w tunelu, widza cały film ze swojego życia, spotykają czasem jakiego przewodnika duchowego, zmarłych rodziców, ja nic takiego nie spotkałem. Popytałem ludzi natrafiłem na kogoś kto miał wypadek samochodem, zginął tam jego brat a mój rozmówca cudem został odratowany. Mówił mi ze zobaczył taki film z jego życia, nawet rzeczy błahe o jakich normalnie zapomniał, potem znalazł się w jakimś ładnym miejscu z jego bratem i nieżyjącymi od kilku lat rodzicami, oni mówili mu ze brat pójdzie z nimi a on jeszcze nie, potem jak się ocknął w szpitalu to mimo ze jego rodzina ukrywała ze brat zginął to on i tak wiedział swoje. Ja zaś nikogo nie spotkałem znajomego, nie było filmu z życia, ani przewodnika
ani nawet światełka w tunelu. I nie umiem tego do końca sobie wyjaśnić, Możecie mi to jakoś przybliżyć?
Pozdrowienia
[...]
czytaj dalej
[...] Zanim przejdę do meritum, chciałbym powiedzieć Wam kilka słów o sobie. To ważne, ponieważ wizja, o której piszę, nawet mi samemu wydaje się absurdalną oraz irracjonalną.
Mam 34 lata. Prowadzę własną działalność biznesową związaną z internetem. W moim życiu, od dziecka zdarzały się różne sytuacje, których wyjaśnić nie potrafię. Byłem wychowywany w bardzo religijnej rodzinie. Dziwne sny „za dzieciaka”, których znaczenia po dziś dzień nie rozumiem w pełni, a pamiętam je doskonale. I to nawet te, których pamiętać nie powinienem. Takie z okresu trzech lat. Jako psycholog z wykształcenia mam świadomość tego, że to, co faktycznie powinniśmy pamiętać, zaczyna się +/- od 4 roku życia. A jednak to, co pamiętam sprzed tego okresu to, są właśnie sny.
Jestem człowiekiem o poglądach zdecydowanie centrowych. Daleko mi do radykalizmu zarówno tego po lewej, jak i prawej stronie. Religijny nigdy nie byłem (choć wychowany w bardzo religijnej rodzinie). Natomiast duchowość była mi zawsze bardzo bliska. Od dziecka zadawałem pytania „religijne”, na które nikt mi nie dawał odpowiedzi, a jak już to budziły one raczej zgorszenie/złość/bezsilność. Np. „Dlaczego Judasz jest tym złym? Gdyby nie on nie byłoby zbawienia. A przecież Bóg wiedział kim i w jakim celu się posługuje?”
Z biegiem lat najbliższy stał mi się buddyzm w „wersji zen” (choć nie jestem członkiem żadnej sangi ani organizacji) dlatego miło mi czasami przeczytać na Waszych łamach "dobre słowo" o tej filozofii.
Swoich możliwości jasnowidzenia jestem pewien i zaczęły się one pojawiać w sposób świadomy kilka lat temu. Nie potrafię przewidzieć czegoś w konkretnie wybranym przez siebie temacie. Być może powinienem to jakoś ćwiczyć. Raczej widzę to, co „wpada”. A wpada w takim dziwnym stanie, do którego się nauczyłem wprowadzać.
Tak było m.in. w przypadku kilku przewidzianych przeze mnie spraw związanych z kilkoma polskimi politykami. Oraz co mnie wręcz przeraziło, z pierwszym z serii zamachów islamskich „samotnych wilków” wykorzystujących samochody dostawcze jako narzędzia zbrodni.
Chciałem zobaczyć czy uda mi się przewidzieć coś, co będzie dotyczyło brytyjskiej rodziny królewskiej. Wybrałem ich, ponieważ byłoby to coś, co mógłbym sam zweryfikować ze względu na ich obecność w mediach. Wprowadziłem się w odpowiedni stan i zobaczyłem królową, która była w powozie. Przemieszczała się ciasnymi brukowanymi uliczkami. Budynki były z kamienia. Od razu przyszła mi do głowy Nicea, w której byłem jako dziecko z rodziną wujka. Tłum ludzi cieszył się z tego, że ją widział. Nagle biała furgonetka zaczęła rozjeżdżać tych ludzi z wielką prędkością. Po kilku miesiącach doszło do pierwszego z serii kilku zamachów, gdzie bronią okazały się kradzione furgonetki. Ta z Nicei była biała. Po kolejnych kilku miesiącach zacząłem zastanawiać się „co u licha ma wspólnego brytyjska rodzina królewska z Niceą?”. Sprawdziłem to w internecie i poczułem totalnie zimny chłód na plecach. Ulica, na której doszło do zdarzenia, potocznie nazywana jest „ulicą Anglików”. Nazwa ta wzięła się stąd, że w czasie dominacji angielskiej swoje przepiękne wille budowali na tej promenadzie brytyjscy arystokraci.
Wiem, że to takie pisanie „post factum”. Każdy może napisać po czasie, że przewidział to, czy tamto. Decyzję o tym, czy mi uwierzycie, pozostawiam Wam. Nie oczekuję kontaktu zwrotnego z Waszej strony. Jedynie dokładam swoją „cegiełkę” do Waszej pięknej budowli.
Wizja poniższa pochodzi z trzech snów, które miały miejsce na przestrzeni kilku miesięcy. Dotyczą wojny, którą wyczuwam już od ponad dekady.
Wiem, że to wszystko brzmi dziwnie. Ba, nawet głupio. Ja sam jestem tym szczerze zaskoczony, ponieważ moje poglądy polityczne nijak mają się do pewnej roli, jaką i ja tam mam pełnić. Jako człowiek, który nie czuje się wybitnie związany emocjonalnie z Polską, nie czuję się z tym wszystkim komfortowo. Jestem Polakiem, lecz równie dobrze w każdej chwili mogę być Niemcem, Włochem, Tajem czy Amerykaninem. Gdzie będę mieszkał, tam będzie mi dobrze jak u siebie. Obcy mi też jest taki wojujący patriotyzm. A tak naprawdę to w ogóle idea patriotyzmu jest mi jakoś niewygodna. Dlatego też to o czym piszę, nie jest jakimś „snem o potędze” prawicowego maniaka. Dodam także, że nigdy nie odważyłem się (i chyba nie odważę) robić wizji dotyczących mojej własnej osoby ani najbliższych mi osó. Zwyczajnie się tego boję. Tym bardziej fakt pojawienia się mojej osoby w tej wizji jest dla mnie zaskoczeniem.
Wizja:
W najbliższych latach dojdzie do wojny, która dotknie także Europę. Wojna ta będzie bardzo dziwną wojną. Dziwną, ponieważ będzie trwała stosunkowo krótko i nie zniszczy gospodarki światowej w taki sposób, jak znamy to z dotychczasowej historii. Będzie to sytuacja, którą (nie wiem dlaczego) nazwałbym jako krótką, potężną (w dziwny sposób), kontrolowaną wojną. Żaden kraj z tych, które zainicjują tę wojnę, nie wyjdzie z niej zwycięsko. Jednym z pokonanych będzie Rosja. Podzieli się ona praktycznie równo na pół, na dwa kraje – Rosję oraz Syberię. Ta Syberia będzie tworem zupełnie sztucznym stworzonym po to, aby kontrolować samo jej terytorium. Syberia nie będzie kontrolowana przez Rosję, ale przez jakieś inne państwo.
W jakimś sensie terytorialnie zmienią się także Chiny, chociaż — co dziwne — władzom Chin nie będzie to przeszkadzało. Pomiędzy Chinami i Syberią nie będzie już Mongolii. Chiny będą mocarstwem raczej lokalnym, ale z aspiracjami do mocarstwowości globalnej. Tej jednak nie uzyskają. Po wojnie dojdą do wniosku, że choć nie dostali tego, czego chcieli w trakcie wojny, to plusem będzie to, że stracili najmniej w porównaniu z resztą. Stany Zjednoczone stracą na znaczeniu zupełnie, a ich terytorium ulegnie dużej zmianie.
Pozostałość faktycznego kraju USA będzie znajdowało się w centralnej części obecnego terytorium i będzie to zaledwie 1/5 dzisiaj znanych nam Stanów Zjednoczonych. Reszta terytorium to będą jakieś dziwne twory coś jak małe państwa-regiony. Wschodnie terytorium dzisiejszego USA będzie wyglądało zupełnie inaczej. Zamieni się w coś jakby archipelag wysp. I będzie to konsekwencją działań wojennych. Dojdzie tam do czegoś potwornego, co zmieni ukształtowanie terenu na skalę niewyobrażalną. To będzie cios, po którym Stany już się nie podniosą. Ucierpi także zachodnia Europa. W miarę dobrze będzie wyglądała sytuacja we wschodniej części Niemiec.
W trakcie wojny dojdzie do wybuchu potężnej bomby atomowej, która zostanie zrzucona nad jakąś zatoką. Stosunkowo blisko linii brzegowej. Dojdzie do bardzo poważnych zniszczeń związanych z tsunami, które będzie konsekwencją tego wybuchu. Gdzie miałoby to mieć miejsce — nie wiem (być może właśnie USA).
Polska będzie w tym konflikcie bardzo dziwnym uczestnikiem. Z jakiegoś powodu (nie mam pojęcia dlaczego) stanie się ona bardzo istotnym punktem na arenie polityki międzynarodowej. To dosyć istotne, że Polska nie zachowa się jak „gracz-uczestnik”. Nie będzie aktywnie uczestniczyła w międzynarodowym konflikcie. Natomiast w wyniku naszego bardzo mądrego jak się później okaże (a z początku irracjonalnego wydawać by się mogło) posunięcia będziemy obszarem, który z jakiegoś powodu pozostanie całkiem bezpiecznym miejscem. Z wojny wyjdziemy więc obronną ręką w porównaniu z innymi krajami. W trakcie wojny w Polsce dojdzie jednak do chwilowego kryzysu (coś jakby wojna domowa), który początkowo może wyglądać bardzo groźnie. Okaże się on jednak mało znaczącym w porównaniu z tym, co wydarzy się w innych krajach w związku z globalną wojną. Nasz kryzys będzie wywołany przez pewną (niemałą) grupę, która postanowi zadziałać (na północy i na wschodzie Polski) w sposób nieakceptowalny dla większości społeczeństwa.
Powstaną nawet swego rodzaju „obozy” przez nich założone (jeden z nich będzie znajdował się w Gdańsku). Ich plany się nie powiodą. Nie przewidzą bardzo silnego oporu społeczeństwa, co doprowadzi do absolutnego wyniszczenia (w sensie fizycznym) tej grupy. Po zażegnaniu kryzysu owi ludzie staną się grupą traktowaną jak podludzie. To straszne, ale właśnie tak to widzę. Sam będę ich tak oceniał. Będą umierali na ulicach w okropnych męczarniach. Będą pozbawieni praw obywatelskich. Polacy będą traktować ich jak zdrajców.
Będą opatrywani w szpitalach i wyrzucani na ulice by tam konali. Ci ludzie — z potwornymi ranami (inwalidzi bez kończyn itp.) - będą leżeli na ulicach i nikt nie będzie się nad nimi litował. Jedyny powód ich usuwania z przestrzeni miejskiej to będzie „sprzątanie”. Po prostu będą przeszkadzali w normalnym funkcjonowaniu. Czymś absolutnie naturalnym będzie widok wisielców powieszonych w ramach kary. Ludzie przestaną na nich zwracać uwagę. W tym samym czasie kiedy ulice będą pełne wisielców powieszonych na latarniach i drzewach, na ulicach będzie się toczyło normalne, miejskie życie. Jednak — co muszę podkreślić — nie będzie to efektem ludzkiej znieczulicy. Wiem, że to mało spójne, ale czuję, że tak właśnie będzie. Wszyscy będą jednoznacznie oceniali postawę „zdrajców” jako ohydną a ich sytuację po ich pokonaniu jako adekwatną karę.
W trakcie działań wojennych pewna grupa osób będzie chroniona w jakiś bardzo dziwnie wyjątkowy sposób. Tych ludzi będzie stosunkowo dużo. Oni będą cieszyli się przywilejami niewyobrażalnymi. Dzięki nim włos z głowy nie spadnie także ich rodzinom. Będą odseparowani w czymś, co przywodzi mi na myśl hotele. Ja także będę należał do tej grupy (nie mam pojęcia dlaczego). W trakcie pobytu w tych bezpiecznych miejscach (nie będzie to trwało długo raczej tygodnie niż miesiące) wszyscy tam zgromadzeni będziemy wiedzieli, dlaczego cieszymy się takim luksusem i będzie to dla nas zupełnie oczywiste. Co ciekawe, wśród tej grupy nie znajdą się ludzie wybrani „z klucza” statusu materialnego. Co będzie tym „kluczem doboru”? Nie mam pojęcia.
Natomiast wszyscy tam będą zachowywać się wobec siebie jak „równy z równym”. Zupełnie też nie będziemy się przejmowali faktem wojny. Moi najbliżsi będą zaskoczeni tym, co się dzieje, jednak będą się cieszyli, że wojna jako taka ich nie dotyka bezpośrednio. Natomiast pracownicy tych hoteli będą traktowali wszystkich nas w sposób bardzo wyjątkowy.
Po zakończeniu działań wojennych będę pełnił funkcję jakiegoś „nadzorcy” nad obszarem dzisiejszego Trójmiasta (pochodzę z Sopotu). Mój charakter będzie inny niż teraz. Będę człowiekiem bardzo zdeterminowanym. Powiedziałbym nawet despotycznym. Jednak obowiązki, które będę wypełniał, przysłużą się ogółowi (mieszkańcy będą to akceptowali, a wręcz będą szczerze cieszyli się z takiej sytuacji).
Co ciekawe pojawi się nowa religia. Będzie to jakiś dziwny twór na bazie chrześcijaństwa łączący wiele różnych jego nurtów. W kościołach "po-rzymskokatolickich" msze będą odprawiane w języku kojarzącym mi się ze starocerkiewnym, jednak symbolem będzie krzyż łaciński. Odzież sakralna duchownych będzie zbliżona do tej, jaką znamy z kościołów prawosławnych, natomiast na głowach będą nosili coś co można przyrównać do niewielkich, białych turbanów. Dominującym kolorem na szatach liturgicznych będzie czerwień i srebro (będzie miało to związek z jakąś nową symboliką tej religii). Ta religia spotka się z ogólnym przyjęciem. Ludzie będą gorliwie wierzący, jednak mi ta religia będzie obca. Będę traktował ją w kategorii ciekawostki. Natomiast ta religia uspokoi nastroje społeczne i pozwoli na podźwignięcie się wielu krajom z powojennych zgliszczy.
Po chwilowym kryzysie wywołanym przez grupę „zdrajców” oraz po zakończeniu wojny, Polska w bardzo krótkim czasie stanie się potęgą w skali globalnej (sic!). Będzie to konsekwencją naszego „statusu” w trakcie działań wojennych. Będą do nas przyjeżdżali ludzie z najdalszych zakątków świata w poszukiwaniu pracy. Staniemy się „ziemią obiecaną” dla wielu narodów. Jednak będziemy dla nich także bardzo wymagający. Nie będziemy czymś w rodzaju tygla kulturowego. Będziemy mieli bardzo surowe i restrykcyjne prawo i w stosunku do imigrantów będziemy stosowali politykę „szeroko otwartych drzwi oraz wysokich progów”. Nie każdy otrzyma prawo pobytu tutaj (choć będą tu miliony obcokrajowców), jednak ci, którzy otrzymają taką możliwość, zaczną traktować Polskę jako swój dom. Będą uważali, że jest to najlepsze miejscem do życia. A z naszej strony nie zaznają absolutnie żadnych nieprzyjemności jako "obcy".
Oprócz Polski rolę światowego mocarstwa pełnić będą jeszcze dwa lub trzy kraje. Jednak to Polska będzie stawiana za wzór pewnej „społecznej odpowiedzialności”, a ustawodawstwo polskie będzie kopiowane w innych krajach jako najbardziej rozwinięte. Nie będzie to demokracja w dzisiejszym rozumieniu. Będzie to coś innego. Będzie to władza pewnej grupy – nie wiem jak to inaczej nazwać (coś jak konfucjańska koncepcja władzy?). Jednak wszyscy będą autentycznie zadowoleni z takiego rozwiązania. Demokracja, jaką znamy dzisiaj, będzie uważana za przeżytek, który pośrednio doprowadził do wojny. Polska będzie zajmowała dużo większe terytorium niż dotychczas.
Nie wiem czy w ramach jednego terytorium czy w ramach jakiegoś rodzaju unii której będziemy przewodniczyć. Rosja będzie w bardzo kiepskiej kondycji, jednak to tam pojawi się swego rodzaju duchowe odrodzenie. Ta nowa religia stamtąd będzie się wywodziła. Chociaż religia jako taka nie będzie postrzegana jako „rosyjska”. Język polski także z biegiem czasu ulegnie pewnym zmianom. Będzie trzonem, ale z wieloma naleciałościami innych języków głównie słowiańskich. Będziemy bardzo blisko współpracować na płaszczyźnie rozwoju technologicznego z jednym z krajów azjatyckich, który także stanie się potęgą globalną. Nie będzie między nami wrogich nastrojów.
Raczej bardzo bliskie partnerstwo a nasze wspólne osiągnięcia będą wynikiem świadomości tego, że tylko nasza współpraca będzie mogła ustabilizować sytuację na świecie na długie lata. Technologia rozwinie się tak spektakularnie, że w niedługim czasie od wybuchu wojny nikt już nie będzie się nią przejmował (choć w pamięci ludzi ona pozostanie na wiele stuleci).
Polska będzie także w zupełnie innej strefie klimatycznej. Będziemy cieszyć się klimatem śródziemnomorskim. Czy to zmiana klimatu, czy powiększenie obszaru Polski? - Nie wiem. Natomiast przez pewien czas po ustaniu działań wojennych woda w Bałtyku będzie skażona. Dzięki postępowi technologicznemu poradzimy sobie z tym stosunkowo szybko.
to już wszystko
pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
/email otrzymaliśmy 25 lutego 2020 - trafił do naszego Projektu Messing/
Polecamy także odwiedzenie naszego serwisu Projektu Messing. Jest tam tekst o zagadkowej wizji jednej z osób monitorowanych przez projekt.
http://www.messing.org.pl/artykuly,2941,zagadkowa-wizja-.html
czytaj dalej
Dzień dobry, 2 dni temu dowiedziałem się o dosyć ciekawej historii. Było to 3-4 dni temu w domu mojego wujka. Z racji iż był bardzo zmęczony, w ciągu dnia postanowił się zdrzemnąć na 20 min. nastawiając sobie budzik i wypuszczająć do ogrodu 12 jego psów. Co się stało ? Budzik nie zadzwonił lecz w jego śnie usłyszał głos swojej mamy, która nie żyje od 2015 roku : " Marku, Marku, otwórz drzwi bo czekają" Wnet wujek wstał na równe nogi udając się w stronę drzwi, a one ku jego zdziwieniu stały ustawione w szeregu czekajac na otwarcie drzwi.....
/email dostaliśmy 23 lutego 2020/
From: [...]
Sent: Sunday, October 18, 2009 3:08 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Znikający mężczyzna
18.10.2009r szłam jak co niedziele do kościoła. Z naprzeciwka pewien mężczyzna szedł w moim kierunku. Odwróciłam na chwilę głowę i... jego nie było. Nie wszedł do żadnego domu ani sklepu, bo bym zobaczyła (wszystkie domy w mojej okolicy mają długie podejścia). Wcześniej uważnie mi się przyglądał. To bardzo dziwne. Mieszkam w tej okolicy od urodzenia i NIGDY go nie widziałam.
Pozdrawiam
[...]
E-mail powyżej jest z katalogu "ciekawe historie do publikacji". Takich katalogów mamy bardzo dużo i są tam dosłownie tysiące historii, które przez ostatnie 20 lat odkładaliśmy na przyszłość w nadziei, że kiedyś je zaprezentujemy. Dział XXI PIĘTRO to idealne miejsce, aby je prezentować. Pozdrawiamy wszystkich miłośników naszego XXI PIĘTRA.
czytaj dalej
[..] Witam serdecznie,
Na wstępie bardzo bym chciała podziękować Wam za wspaniałą i gigantyczna pracę, którą codziennie wykonujecie.
Kilka dni temu poczułam nieodpartą chęć podzielenia się z Fundacją moimi wspomnieniami. Tymi najwcześniejszymi jakie pamiętam z dzieciństwa.
Lata 70-te. Miałam wówczas 3-5 lat. Z rodzicami mieszkałam od niedawna w bloku. Ale sporo czasu spędzałam u ukochanych rodziców mojej mamy, w starej dzielnicy Gdańska Oliwie. Dzielnica ta ma kilkusetletnią historię. Dziadkowie mieszkali w niewielkim, poniemieckim domu. Te pierwsze dziecięce lata były wspaniałe bo jeszcze nie dorosło się do żadnych obowiązków i można było całe dnie spędzać w ogródku lub bawić się wokół domu.
W tamtym czasie chyba niczego się nie bałam. O duchach jeszcze nie wiedziałam nic. Nikt mnie niczym nie straszył (rodzeństwa nie mam) i nie opowiadał przerażających opowieści o smokach. Telewizja była wówczas czarno biała i z nielicznym programem. Najczęściej co pamiętam z telewizji to jakiś pan stał przy mównicy i długo o czymś smutno gadał. Nic z tego nie rozumiałam i nie martwiło mnie to (potem dowiedziałam się że to był Gierek).
Wracając do sedna sprawy.
Przez około dwóch lat śpiąc u dziadków mam co noc ten sam sen, który potem trwał przez pewien czas na jawie. Taki realistyczny, jak wspomnienie. Długi rząd pieców około pięciu rozpalonych do czerwoności, w których palono ludzi.
Widziałam je, czułam bezgraniczną rozpacz i strach. Czy widziałam ludzi w nich? Nie. Ale wiedziałam to. Tak samo jak wiedziałam że robili to Niemcy. Skąd? Nie znam odpowiedzi.
Byłam za mała by mi o tym opowiadali rodzice czy dziadkowie. To nie są historie dla malca. Nikt z rodziny nie zginął w obozie. A do żłobka nie chodziłam więc gdzie mogłam o tym usłyszeć? Nawet mama wypytywała babcię czy coś mi na ten temat wspominała ale zaprzeczała. Budziłam się i zaczynałam płakać wpatrując się w rząd starych okien po mojej prawej stronie.
Widziałam tam piece i ogromną czerwoną łunę od płomieni. Pokój zalewała czerwień. Wiedziałam że tam jest potworna śmierć. Co noc byłam uspakajana przez rozbudzoną babcię. Długo musiała mi tłumaczyć że to tylko zły sen i nic takiego nie istnieje na świecie. Z czasem nieco uspokojona usypiałam ponownie.
Rano po przebudzeniu pytałam babci dlaczego nikt nie powiedział Niemcom że to co robili było złe. Że wojna jest złem. Odpowiedzi nigdy nie dostałam. Zdumiona babcia nie wiedziała co odpowiedzieć wnuczce która nigdy o wojnie nie słyszała.
Przez długi czas te sny i wspomnienie o nich mnie męczyły. Mnie która miała 3 – 5 lat. I tylko w tym domu.
Pozdrawiam serdecznie całą Fundację
[...]
Gdańsk
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.