Dziś jest:
Czwartek, 25 kwietnia 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

XXI Piętro
HISTORIE PRZESŁANE PRZEZ ZAŁOGANTÓW
Wyślij swoją historię - kliknij, aby rozwinąć formularz


Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl

Twoje imię i nazwisko lub pseudonim

Twój email lub telefon

Treść wiadomości

Zabezpieczenie przeciw-botowe

Ilość UFO na obrazie




Byłam... trzydziestoletnim Japończykiem, którego ktoś zastrzelił - ślady po poprzednim wcieleniu
Nie, 10 gru 2023 23:37 komentarze: brak czytany: 1588x

[...] chciałam się z Wami podzielić moim snem. Ciekawi mnie zadnie innych na ten temat ale wolałabym pozostać anonimowa. Jakiś czas temu miałam długi sen, ale opowiem Wam o najciekawszym fragmencie. Otóż wchodzę do przejścia podziemnego, gdzie znajduje się targowisko. Rozglądam się, nagle przechodzę obok przeszklonego biura. Widzę, że osoby znajdujące się w środku patrzą na mnie, pierwsza myśl... .......

czytaj dalej

[...] chciałam się z Wami podzielić moim snem. Ciekawi mnie zadnie innych na ten temat ale wolałabym pozostać anonimowa. Jakiś czas temu miałam długi sen, ale opowiem Wam o najciekawszym fragmencie. Otóż wchodzę do przejścia podziemnego, gdzie znajduje się targowisko. Rozglądam się, nagle przechodzę obok przeszklonego biura. Widzę, że osoby znajdujące się w środku patrzą na mnie, pierwsza myśl... rozpoznali mnie, muszę uciekać ( nie mam pojęcia skąd wzięła się u mnie ta myśl). Dobiegam do przeszkolonej windy w której jest lekarz i pielęgniarka.

Mówię im, że potrzebuję pomocy, kulę się w kąciku windy, pielęgniarka próbuje szybko zamknąć drzwi. Niestety ktoś dobiega i wchodzi, powoli. Siedzę skulona nie patrzę na niego ale czuję co się dzieje. Do głowy przychodzi mi myśl, czemu ktoś mi to robi?  Napastnik powoli wyciąga broń. Szybko zabija pielęgniarkę i lekarza, potem oddaje trzy strzały w moje plecy.

Widzę swoje odbicie w przeszklonej ścianie windy. Nie jestem kobietą. Jestem trzydziestoletnim Japończykiem z krwią wsiąkającą w sweter na moim torsie. Nagle błogie poczucie, rozumiem to moja nauka. Zło i dobro nie istnieje. To tylko ludzkie uczucie. Myślę sobie, reset inkarnacji.

Otwieram oczy, widzę kobietę i mężczyznę, znowu rasy żółtej, czuję, że jestem małym dzieckiem, mam nie więcej niż 2 lata. To moi rodzice ale tym razem mam poczucie, że jestem amerykanką. W każdej chwili tego snu byłam pewna, że gdzieś przy mnie, pod różnymi postaciami jest moja przyjaciółka. Nawet jako maleńkie dziecko, czuję, że za jakiś czas ona się pojawi. Tak jakbyśmy każdą drogę przechodziły razem.

Może jest to jakieś wytłumaczenie faktu, że jestem konsultantem Feng Shui. :)
Pozdrawiam Was serdecznie
Iza.





zwiń tekst



Sen z Adolfem Hitlerem i... pytanie do FN
Nie, 10 gru 2023 23:37 komentarze: brak czytany: 1883x

Reinkarnacja jest faktem - piszemy i mówimy o tym od lat. Czasami w naszej pamięci pojawiają się tzw. flesze z dawnych wcieleń, które także mogą pojawić się we śnie. Ze snami jest tak, że podchodzimy do nich bardzo ostrożnie, gdyż może być to po prostu sen po obejrzeniu np. filmu dokumentalnego o Trzeciej Rzeszy, ale może być także coś więcej. Taką wiadomość dostaliśmy na pokładzie okrętu Nautilus.......

czytaj dalej

Reinkarnacja jest faktem - piszemy i mówimy o tym od lat. Czasami w naszej pamięci pojawiają się tzw. flesze z dawnych wcieleń, które także mogą pojawić się we śnie. Ze snami jest tak, że podchodzimy do nich bardzo ostrożnie, gdyż może być to po prostu sen po obejrzeniu np. filmu dokumentalnego o Trzeciej Rzeszy, ale może być także coś więcej. Taką wiadomość dostaliśmy na pokładzie okrętu Nautilus w ostatnich godzinach.

[...] jakiś czas temu miałem sen , sen ten był bardzo realistyczny na tyle, że jeżeli miałbym opowiedzieć jakiś inny swój sen to miałbym problem. Śniła mi się 2 wojna światowa w tym śnie byłem żołnierzem, ale nie takim szeregowym, ale kimś wyżej. Siedziałem przy długim stole i jadłem obiad i to nie z byle kim tylko z samym Adolfem Hitlerem. Jedząc ten posiłek pochyliłem się do przodu spojrzałem w lewo a Adolf siedział na miejscu od czoła, ja byłem 2-3 po jego prawej stronie byłem dość blisko, cały czas w myśli miałem , że nie jestem Niemcem tylko go udaje.

Pamiętam biłem się z myślami, że tu mi jest dobrze, że mam wszystko czuję się bezpieczny i wcale nie chcę wypełniać żadnej misji . Z pogardy i złości do tych ludzi gdy doświadczałem nazizmu wpadałem w coraz większą fascynację. Gdy po chwili Adolf wstał i zaczął iść w stronę okien, otwierając jedno z nich, wstali inni i podeszli do niego, Adolf spojrzao na mnie mówiąc bym podszedł, gdy to zrobiłem wyjrzałem przez okno ujrzałem kolumny żołnierzy stojących na dole, było ich bardzo dużo stali przed budynkiem, powiedział do mnie cyt."zobacz, Ci wszyscy ludzie są w stanie oddać swoje życie za mnie" .

Nagła zmiana akcji czuję, że straciłem pozycję, że coś poszło nie tak nie jestem już blisko Hitlera tylko na froncie i tu nie pamiętam czy po stronie polskiej czy niemieckiej wpadliśmy w zasadzkę i gdy uciekałem zostałem postrzelony dwa razy, w nogę i na koniec w głowę. Od razu się obudziłem z uczuciem palącego bólu w tych miejscach , jakbym miał rozgrzaną kule w nodze i w głowie, dziwne w tym wszystkim jest to , że mam w tych miejscach od urodzenia duże znamiona.

Nie pisałbym tej wiadomości do Was , ale słuchałem jakiś czas temu audycji o Reinkarnacji i wędrówce dusz z audycji wynika, że podczas hipnozy można zobaczyć obrazy z poprzednich wcieleń, ale czy w snach także?

Czy macie jakąś wiedzę o tym ,że Adolf Hitler miał zwyczaje jeść obiady ze swoimi oficerami przed ceremoniami , obchodami ważnymi wydarzeniami ii czy znana jest sytuacja ,że Hitler wraz ze swoja świtą stoją w oknie i patrzą na żołnierzy stojących na dole?

dziękuje i Pozdrawiam

Łukasz [dane do wiad. FN]


Trudno rozstrzygnąć, czy to jest "obraz z poprzedniego życia", ale nie można tego wykluczyć. Czy Adolf Hitler pojawiał się w oknach i pozdrawiał żołnierzy czy także szerzej - swoich sympatyków? Czynił tak praktycznie cały czas...











zwiń tekst



Reinkarnacja i 'życie po śmierci' - dwie historie
Nie, 10 gru 2023 23:38 komentarze: brak czytany: 1721x

Zawsze wiedziałam, że jest coś po drugiej stronie. A właściwie nie ma drugiej strony. Jesteśmy my i zaraz przy nas paralelne światy, ale o innej częstotliwości, w innym wymiarze; przenikamy się wzajemnie, czujemy, czasem widzimy, słyszymy, jeśli tylko będziemy chcieli, otworzymy się, albo zostanie nam to dane. Już jako mała dziewczynka „wiedziałam” więcej. Nikt mi nie wierzył, więc przestałam dzielić.......

czytaj dalej

Zawsze wiedziałam, że jest coś po drugiej stronie. A właściwie nie ma drugiej strony. Jesteśmy my i zaraz przy nas paralelne światy, ale o innej częstotliwości, w innym wymiarze; przenikamy się wzajemnie, czujemy, czasem widzimy, słyszymy, jeśli tylko będziemy chcieli, otworzymy się, albo zostanie nam to dane. Już jako mała dziewczynka „wiedziałam” więcej. Nikt mi nie wierzył, więc przestałam dzielić się moimi „dziwactwami” z rodzicami, koleżankami. Postanowiłam, że będę zupełnie normalna. I tak było do czasów, gdy byłam bliska ukończenia studiów. Ale o tym innym razem.
Wszystko pchało mnie w stronę bioterapii, uzdrawiania Reiki, feng-shui, wahadełka, tarota. Hobbistycznie kończyłam kursy, szkoły, zdawałam egzaminy, kolejne stopnie. Tak więc, w godzinach pracy byłam managerem w korporacji, po godzinach uczyłam angielskiego i … pomagałam ludziom w sposób niekonwencjonalny.

Reinkarnacja, życie po śmierci – dowód 1

Kilka lat temu na raka zachorował mąż mojej kuzynki. Cierpieliśmy wszyscy szukając sposobów pomocy Michałowi, ale rak wygrał. W kilka dni po śmierci swojego ukochanego męża, zadzwoniła do mnie kuzynka i powiedziała: „Słuchaj Karolina, porozmawiaj z moim mężem, czy jest mu tam dobrze, ja tak bardzo chciałabym wiedzieć, czy wszystko dobrze”. „Elka słuchaj, może i ja czasami coś widzę i słyszę, ale z duchami zmarłych nie rozmawiam, ale okay, zobaczymy”, powiedziałam kuzynce, bardziej, żeby ją uspokoić, niż wierząc w powodzenie swojej misji. I tak wieczorem, gdy mój mąż i dzieci spały, poszłam do kuchni i w myślach mówię do Michała: „Michał powiedz jak Ci tam jest, bo Ela się denerwuje”. Zaczęłam sama się z siebie śmiać. Po chwili słyszę w głowie głos Michała:„Nie przeszkadzaj mi. Ja się przygotowywuję”. „Do czego Michał?” zapytałam totalnie zaskoczona.”Do zejścia na Ziemię, muszę opiekować się Elą. Nie m ogę jej samej zostawić”, odpowiedział Michał. Opowiedziałam kuzynce o mojej rozmowie z Michałem. Po 3 miesiącach zadzwoniła do mnie. „Wiesz, moja siostrzenica, (która mieszka w domu obok domu kuzynki) jest w trzecim miesiącu ciąży. Zaszła w kilka dni po śmierci Michała. Myślisz, że to dusza Michała wróciła?”. Ja jestem przekonana, że tak, a co Wy myślicie?

Reinkarnacja, życie po śmierci – dowód 2

Mój drugi synuś, gdy miał 2 miesiące zachorował na zapalenie płuc. Miesiąc spędzony w szpitalu nie pozwolił mi pożegnać się z moją umierającą chrzestną – ciocią Mieczysławą, która uwielbiała mojego starszego synka, a z którym mój mąż był teraz w domu. Dostałam wiadomość od rodziny w sobotę rano, ciągle będąc w szpitalu, że chrzestna nie żyje. Rozpłakałam się i po chwili zadzwoniłam do męża. Dzwonię do męża i mówię, że chrzestna nie żyje, a mąż mnie słucha i w tle mówi do synka „schodzimy na dół na śniadanko”. Słyszę w oddali głos syna, „a ciocia Miecia też ma z nami iść na śniadanko?” Przyszła się z nim pożegnać.





zwiń tekst



Zdarzenie z dziwną, świetlistą kulą w pokoju
Nie, 10 gru 2023 23:38 komentarze: brak czytany: 1414x

Na wstępie chciałam napisać, że mieszkam na wsi. Jest to mała miejscowość otoczona z obu stron lasem. To ważne ponieważ sąsiedzi są od nas oddaleni o ok. 1,5 km i wątpię, żeby ktoś z nich widział to zdarzenie bądź słyszał. Wiem na pewno, że to było lato. Zdarzenie miało miejsce w nocy. Niestety nie wiem która mogła być wtedy godzina ( czasy kiedy dzieci nie miały jeszcze swoich komórek :) ). Mogłam.......

czytaj dalej

Na wstępie chciałam napisać, że mieszkam na wsi. Jest to mała miejscowość otoczona z obu stron lasem. To ważne ponieważ sąsiedzi są od nas oddaleni o ok. 1,5 km i wątpię, żeby ktoś z nich widział to zdarzenie bądź słyszał. Wiem na pewno, że to było lato. Zdarzenie miało miejsce w nocy. Niestety nie wiem która mogła być wtedy godzina ( czasy kiedy dzieci nie miały jeszcze swoich komórek :) ). Mogłam mieć wtedy 11-12 lat. Nie miałam jeszcze swojego pokoju, więc spałam z mamą. Miałyśmy piętrowe łóżko. Ja zajmowałam górne łóżko. W pewnym momencie obudziło mnie brzęczenie, podobne do tego jaki wydaje transformator (nie ma go u nas w pobliżu).

Gdy się całkowicie ocknęłam, kątem oka zauważyłam świetlistą kulę która przeszła przez okno i zaczęła się zbliżać do nas. Schowałam się pod kołdrę (jak to dziecko). Wszystko jednak słyszałam. Miałam wtedy wrażenie, że tych kul jest co najmniej para. W pewnej chwili zorientowałam się, że jedna z kul tak jakby mnie skanuje, bzycząc przy tym niemiłosiernie. Ogarnął mnie paniczny strach. Bałam się ruszyć, a nawet oddychać. Pamiętam jak w pewnej chwili wstrzymałam oddech. O obudzeniu mamy nie było mowy, chociaż była na wyciągnięcie ręki. Kiedy skończyły nas skanować tak po prostu przeniknęły przez drzwi (w połowie szklane- nie wiem czy to miało jakieś znaczenie) i najprawdopodobniej robiły taki skan mojemu tacie, który spał w pokoju obok. Ja przez ten czas słyszałam poprzez bzyczenie, że cały czas są w domu. Bałam się zasnąć. Nie wiem ile czasu minęło odkąd wyleciały z pokoju w którym byłam, ale cały czas nasłuchiwałam i słysząc, że się panoszą jeszcze po domu poczułam nienaturalną senność. I zasnęłam.
Wiem jak to brzmi. Jak tani scenariusz s-f, ale to zdarzenie jest w 100% prawdziwe.
Chcę się tylko dowiedzieć czy to było by możliwe, żeby tymi kulami były pioruny kuliste? Byłam wtedy zszokowana, a te kule robiły tyle hałasu, więc mogły mi umknąć grzmoty piorunów.





Kolejne dziwne zdarzenie miałam gdy byłam w gimnazjum. To było lato, wakacje 2006 rok. Godziny nie pamiętam, ale musiało być już po południu. Pamiętam jak pokłóciłam się z rodzicami, nawet nie wiem o co. Chcąc jakoś tą złość z siebie wyrzucić poszłam pobiegać do sadu, który jest za naszymi budynkami. Od budynków do końca naszego sadu jest jakiś niecały kilometr. Na samym końcu, tuż za ogrodzeniem zaczyna się las. Biegałam wtedy od lasu do górki w sadzie. To odległość jakichś 200-300 m. Przebiegłam tą odległość z jakieś 4 razy. Zawsze towarzyszą mi zwierzęta. Tego dnia były to 2 psy. Zmęczyłam się i chciałam odpocząć, więc położyłam się tak po prostu na trawie. Nie spałam na bank. Trochę sobie odpoczęłam, złość mi minęła i postanowiłam wrócić do domu. Moich zwierzaków nie było koło mnie, więc pomyślałam, że jakoś przedostały się przez ogrodzenie i poszły do lasu. Nie miałam zegarka i nie wiedziałam, która może być godzina. Mogło mnie nie być najwyżej pół godziny. Jakie było moje zdziwienie gdy dotarłam do domu i dostałam od mamy burę, że " Gdzie ja byłam tyle czasu? Nie było mnie półtorej godziny! Psy już dawno do domu przyszły, a mnie jeszcze nie ma i się zaczęłam martwić. " Pomyślałam sobie: ok, może to jednak było trochę dłużej. Nie będę z tego tragedii robić. Dopiero parę lat później trafiłam na stronę Nautilusa gdzie były bardzo podobnie opisane przypadki luk w pamięci.




Miewam czasami sny. Nie są one zbyt przyjemne. Zwykle ktoś w nich umiera. Zdarzają się mi one raz na parę lat. O ich przekazie i symbolice dowiaduję się, już po tym jak się spełnią. Chcę opisać jeden z nich.
Chodziłam już wtedy do technikum. Sam sen wyglądał następująco: późne popołudnie, słoneczny dzień, siedzę przed laptopem zapłakana i widzę, że jest otwarte okienko GG przez które chcę się skontaktować z przyjaciółką (nazwę ją Alicja). Mam okropne wrażenie, że ktoś umarł. W śnie wiedziałam, że ta osoba zginęła tragicznie w wypadku samochodowym. W śnie naszła mnie myśl, że to Alicja nie żyje. Gdy się obudziłam byłam wstrząśnięta. Rano poszłam do szkoły i zapomniałam o koszmarze. Gdy tylko zobaczyłam Przyjaciółkę od razu sobie go przypomniałam. Opowiedziałam też go Alicji i potem śmiałyśmy się z niego. Potem znowu go zapomniałam. Po czasie ok. 3 tyg zdarzyła się tragedia. Chłopak mojej siostry zginął tragicznie w wypadku samochodowym. Pisałam wtedy z Alicją ma GG i to było słoneczne popołudnie.



zwiń tekst



'Czarny królewicz', który przyjdzie, bo obiecał - tajemnica przeznaczenia
Pon, 27 luty 2017 07:24 komentarze: brak czytany: 2102x

Jako 3-letnia dziewczynka opowiadałam rodzicom o moim CZARNYM KRÓLEWICZU. O moim mężu, że on na mnie czeka i zawsze będzie mnie kochać, bo tak mi obiecał. Że jest wysokim brunetem o cudownym sercu. Że to mój Królewicz.Rodzice traktowali to jako dziecięce bajdurzenie. Śmiali się i w końcu mówili: „Już dobrze, dobrze przestań”. Przestałam opowiadać głupoty, ale na widok każdego ciemnowłosego chłopca.......

czytaj dalej

Jako 3-letnia dziewczynka opowiadałam rodzicom o moim CZARNYM KRÓLEWICZU. O moim mężu, że on na mnie czeka i zawsze będzie mnie kochać, bo tak mi obiecał. Że jest wysokim brunetem o cudownym sercu. Że to mój Królewicz.
Rodzice traktowali to jako dziecięce bajdurzenie. Śmiali się i w końcu mówili: „Już dobrze, dobrze przestań”. Przestałam opowiadać głupoty, ale na widok każdego ciemnowłosego chłopca, serce mocniej zaczynało mi bić.

W wieku 30 lat wyszłam za mąż za błękitnookiego i szarowłosego mężczyznę. Pamiętam jak moja mam mi powiedziała krótko przed ślubem: „Ale dziecko, to nie jest twój Czarny Królewicz, To nie jest mężczyzna twojego życia. Jesteś pewna, że tego chcesz?” On był dobry, troskliwy. W sumie myślałam, to jest miłość. Bo co to jest miłość?

Było dobrze do czasu. Po rozwodzie musiałam stanąć na nogi. Zadbać o dzieci, zapewnić im bezpieczeństwo. Pracowałam od rana do wieczora, ale było coraz lepiej. Pewnego razu zostałam wysłana na delegację biznesową do Niemiec. Dzieci zostały pod opieką moich rodziców. Miałam wynajęty hotel w małym niemieckim miasteczku, właściwie hotelik, bo był malutki, prowadzony przez rodzinę, ale niedaleko był urokliwy młyn i jakieś ruiny. Długo nie mogłam znaleźć tego hoteliku, bo GPS pokazywał miejsce docelowe osiągnięto, ale hoteliku tam nie było. W końcu jakoś po wskazówkach tubylców dojechałam tam. Byłam zmęczona, zła, bo nie lubię jeździć w kółko i szukać czegoś, co powinno być, ale nie ma. W drzwiach hoteliku wpadłam na mężczyznę, wpadliśmy na siebie, bo ja się zagapiłam i on też. Zderzenie mnie jeszcze bardziej wkurzyło. „Osioł” pomyślałam. „Sorry” mruknęłam. Spojrzałam na niego. I serce oszalało. Oblałam się potem, okulary mi zaparowały, czułam, że zemdleję. On zobaczył, że coś nie tak, wziął i zaniósł mój bagaż do recepcji. Tam zapomniałam jak się nazywam, co pogł ębiało komizm sytuacji. Mężczyzna wyszedł, a ja uspakajałam się powoli..

Poszłam do pokoju, wzięłam długi prysznic i zeszłam do restauracyjki, żeby coś zjeść. „Osioł” siedział sam przy stoliku i czytał coś. Jak mnie zobaczył uśmiechnął się i zaprosił do swojego stolika. W ramach przeprosin zaprosił mnie na kolację. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że pracujemy w tym samym przemyśle. Ba, że znamy te same osoby, i bywaliśmy w tych samych zakładach. Że mamy te same zainteresowania, hobby, lubimy te same rzeczy. Nasi rodzice urodzili się w tych samych latach. Rozmawialiśmy długo. Nie mogliśmy od siebie oderwać oczu. Był wysokim lekko siwiejącym już brunetem. Nie był Niemcem. A jego nazwisko tłumaczyło się na j.polski jako CZARNY (ewentualnie „brunet”). Był w trakcie rozwodu. Wiedziałam, że to znalazłam swojego Czarnego Królewicza. Nie mogliśmy bez siebie żyć. Po 2 latach od poznania zamieszkaliśmy ze sobą, po 4 wzię liśmy ślub. Mieszkamy w Niemczech. Bardzo się kochamy.

Ciekawych jest kilka faktów:
Data urodzenia mojego byłego męża: 17.01.XXXX. Nazwisko zaczynające się na „M”. Urodzony w miasteczku o nazwie drzewa.
Data urodzenia mojego obecnego męża: 17.10.XXXX. Nazwisko zaczynające się na „M”. Urodzony w miasteczku o nazwie drzewa (w tłumaczeniu na j.polski).

Moja data urodzenia: 8.03.XXXX. ? 1+7 = 8. Nazwisko zaczynające się na „M”. Urodzona w miasteczku o nazwie drzewa.
Ale jednak to mój obecny mąż jest moim Czarnym Królewiczem. I teraz wiem, co to jest prawdziwa miłość. Obiecaliśmy sobie, że w przyszłym życiu też chcemy być razem, mam nadzieję tylko, że spotkamy się dużo wcześniej ?.



zwiń tekst



Kiedy zmarła osoba pojawia się we śnie...
Nie, 10 gru 2023 23:38 komentarze: brak czytany: 1746x

Mam do opowiedzenia trzy historie, które wiążą się ze zmarłymi krewnymi. Pierwsza z nich dotyczy mojego świętej pamięci kuzyna. Odebrał sobie życie już jakiś czas temu. Przez około dziesięć lat przed swoją śmiercią nie utrzymywał kontaktu ze mną, ani z resztą rodziny. Gdy dowiedziałam się o jego śmierci poczułam w sobie wewnętrzną złość. Po prostu byłam na niego zła. Zła za to, że nie utrzymywał kontaktu.......

czytaj dalej

Mam do opowiedzenia trzy historie, które wiążą się ze zmarłymi krewnymi. Pierwsza z nich dotyczy mojego świętej pamięci kuzyna. Odebrał sobie życie już jakiś czas temu. Przez około dziesięć lat przed swoją śmiercią nie utrzymywał kontaktu ze mną, ani z resztą rodziny. Gdy dowiedziałam się o jego śmierci poczułam w sobie wewnętrzną złość. Po prostu byłam na niego zła. Zła za to, że nie utrzymywał kontaktu, nie dawał znaku życia, a przede wszystkim za to, że w związku z nim cała rodzina miała trochę problemów, o których nie chcę pisać.

Około rok po swojej śmierci kuzyn przyśnił mi się. We śnie był żywy, zachowywał się zupełnie normalnie. Rozmawialiśmy, poszliśmy razem do sklepu i pamiętam jego zdziwioną minę, gdy zapytałam, czy już zrobił prawo jazdy. Gdy obudziłam się rano zdałam sobie sprawę z tego, że odwiedził mnie we śnie, a cała złość na niego minęła. W snach odwiedzali mnie również inni zmarli. I tutaj zaczyna się historia która miała miejsce około 11 lat temu. Mój zmarły dziadek, od strony ojca w moim śnie pił ze mną kawę (lub herbatę - nie jestem pewna) i rozmawiał ze mną do rana. Na koniec rozmowy ubrał czapkę, kurtkę, pożegnał się i po prostu wyszedł. Po jego wyjściu obudziłam się. Dziadek zmarł na białaczkę, a niecały rok przed śmiercią mówił, że chciałby spędzić z nami jeden cały dzień. Niestety jego stan był ciężki, a mieszkaliśmy ponad 300 km od niego i mimo, że przyjeżdżaliśmy do niego i odwiedzaliśmy go, to okoliczności nigdy nie pozwoliły nam spędzić z nim całego dnia...

Trzecia historia jest o moim pradziadku, również od strony ojca, który do końca swojego życia (a zmarł w wieku 96 lat) był dobrego zdrowia. Na krótko przed swoją śmiercią (to już będzie 25 lat temu) gdy odwiedziliśmy go zażartował sobie ze mnie mówiąc, że wysłał marki dla mnie i moich dzieci (mówiąc mi per "Pani") i zapytał, czy dostałam przesyłkę. Ja chcąc zrobić mu przyjemność przytaknęłam i podziękowałam, po czym dziadek zaśmiał się mówiąc "A ja wcale nie wysłałem Pani żadnych marek" :). Więc, ten pradziadek przyśnił mi się dobrych ponad dwadzieścia lat później (to będzie już jakieś trzy lata temu) i po prostu we śnie siedział na fotelu i przyglądał mi się. Gdy pokapowałam, że to on przebudziłam się. W tym samym momencie pomyślałam sobie, że dziadek po prostu mnie odwiedził, uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam dalej spokojnie spać.

W moich snach odwiedziła mnie jeszcze jedna zmarła osoba i to aż dwa razy. Była to osoba spoza rodziny, ale bliższa niż niejeden krewny, której śmierć bardzo opłakiwałam. Zostawię tę opowieść na następny raz. Wiem jedno, że życie po śmierci jest, bo inaczej zmarli nie odwiedzali by nas we śnie. Pozdrawiam wszystkich Czytelników i Redakcję.




zwiń tekst



Niezwykła historia z UFO zaczęła się od spotkania... dziwnej dziewczynki nad morzem
Sob, 25 luty 2017 06:38 komentarze: brak czytany: 2112x

Moja historia zaczęła się, jak później ustaliłam w lipcu lub sierpniu 1978 roku w miejscowości Dębki nad morzem, gdzie przebywałam z rodzicami i dziadkami na wakacjach i miałam niecałe 6 lat. Spotkałam tam dziewczynkę, która jak mi się wydawało była miejscowa, była trochę starsza ode mnie i ona gdy już się z nią oswoiłam - no i tutaj zaczynają się braki w pamięci - w każdym bądź razie zabrała mnie.......

czytaj dalej

Moja historia zaczęła się, jak później ustaliłam w lipcu lub sierpniu 1978 roku w miejscowości Dębki nad morzem, gdzie przebywałam z rodzicami i dziadkami na wakacjach i miałam niecałe 6 lat. Spotkałam tam dziewczynkę, która jak mi się wydawało była miejscowa, była trochę starsza ode mnie i ona gdy już się z nią oswoiłam - no i tutaj zaczynają się braki w pamięci - w każdym bądź razie zabrała mnie do istot, bardzo podobnych do ludzi wyglądali jak ludzie,ale instynktownie pamiętam, czułam, że nie są do końca ludźmi.

Te istoty czekały na nas nad morzem na plaży, pojawiło się mocne światło, znalazłam się razem z nimi w kręgu światła, potem nad plażą i morzem, a następnie pamiętam jak ojciec schodzi po mnie po skarpie, gdzie leżałam zawieszona w połowie na drzewie i byłam półprzytomna - pamiętam, że tata mnie jeszcze wyzwał, co ja tam robię,bo szukali mnie długo.

Od tego momentu UFO (tak to nazwijmy) towarzyszy mi co jakiś czas praktycznie do dzisiaj, co jakiś czas widuję ich pojazd lub pojazdy. Gdy byłam w pierwszych latach szkoły podstawowej kilka razy pojawili się u mnie w pokoju (zawsze dwie istoty podobne do ludzi mężczyzna i kobieta - uczyli mnie np.medytacji - wchodziliśmy w szary tunel), potem już się nie pojawili, aż do momentu 1992 roku gdy skończyłam 20 lat. O tym nie napiszę,bo to za intymne.

Dwukrotnie widziałam z moim dziadkiem ich pojazdy, dziadek traktował to naturalnie - raz widzieliśmy to oboje w latach osiemdziesiątych w Puszczy Nadnoteckiej - było to nad ranem nad jeziorem,dopiero świtało.Wtedy na niebie pojawiło się 7 takich kul żółto-pomarańczowych - dali wtedy taki mały spektakl, tzn.ułożyli się w trójkąt, potem zmieniali położenie - a w 1992 późnym wieczorem latem w centrum Poznania (pojawiła się wtedy jedna jasna kula) - byli też wtedy inni świadkowie, między innymi policja.

Wtedy jedyny raz się trochę bałam, odczuwałam lęk - może dlatego,że było to krótko przed wydarzeniem, o którym jak już wspomniałam, nie chcę pisać. Najczęściej jednak widywałam je sama, raz przypominam sobie z moją wtedy sympatią nad ranem w lesie. Nie wiem,czy to ma związek,ale pod koniec lat dziewięćdziesiątych wyciągnęłam sobie sama z dłoni malutki przeźroczysty kwadracik, który wyczułam pod skórą w palcu prawej dłoni - przeciełam skórę i wyciągnęłam go, po czym po pewnym czasie znikł.

Co jakiś czas widywałam głównie jasną kulę na niebie, co zawsze wprowadzało we mnie spokój, dwukrotnie pojazd był ciemny - raz w kształcie cygara, raz przypominał to, czym się gra w hokeju na lodzie-krążek, tylko był większy i to był jedyny raz, kiedy taki obiekt pojawił się na niebie w momencie,kiedy akurat o tym myślałam. W ciągu tych lat widywałam je, tak jak napisałam, od czasu do czasu.

Właśnie od końca 2015 roku zaczęli się pokazywać ponownie częściej jako jasna kula na niebie, która sobie jakiś czas nieruchomo wisi na niebie, bądź, teraz to zabrzmi zupełnie absurdalnie - trzykrotnie pojawili się u mnie w telewizorze - tzn.dźwięk był normalny, słyszałam głos danego programu,ale na ekranie wyświetlił się obraz pojazdów UFO, gwiazd, na tle czarnego nieba, jakieś inne obiekty,gdy przełączyłam na inny kanał to wszystko wracało do normy.

Za pierwszym razem zdenerwowałam się, że mi się telewizor zepsuł.Raz widziała to razem ze mną moja siostra - która zapisała tym razem daty,bo ona jest bardzo skrupulatna - 23.11.2015 rok około 15.00, 08.12.2015 również około 15.00, następnie 24.05.2016 po godz.17.00. Przypomniało mi się jeszcze, ale to chyba nie ma związku, że jak miałam około 2 lat to zgubiłam się rodzicom -tzn. ojciec wyszedł ze mną w wózku na spacer i mnie zgubił (zaznaczę,że mój ojciec jest bardzo poważną osobą, nie pijącą alkoholu) znaleziono mnie po jakimś czasie kilka kilometrów od miejsca gdzie ojciec był ze mną na spacerze, tzn. znaleźli mnie jacyś harcerze zapłakaną,bez wózka.Ja nie pamiętam tego wydarzenia, a w rodzinie niechętnie się na ten temat rozmawiało - odczułam, że się wstydzą, że coś takiego się wydarzyło, jak zagubienie się małego dziecka. Myślę jednak, że w tym przypadku,ktoś wózek ukradł, a mnie porzucił, bo miałam bardzo ładny, przywieziony przez dziadków z NRD).
 
 Chciałam podkreślić, że ja nie otrzymuję żadnych przekazów, nic z tych rzeczy, nie mam również poczucia misji, po prostu co jakiś czas te zjawiska pojawiają się w moim życiu i są dla mnie jak najbardziej naturalne, traktuję je ze spokojem, tylko jak się to opisuje - to widzę- jak to przeczytałam, że czyta się to jak wyznanie wariata, tym bardziej, że właśnie dzisiaj przeczytałam w Newsweeku, że są jakieś tabletki, które lekarze przepisują nagminnie ludziom, a po których można zasnąć na minutę, a potem np.rozmawiać z kosmitą. Nie można się zatem dziwić,że ludzie nie chcą dzielić się takimi przeżyciami. Dodam, że ja nigdy takich tabletek nie zażywałam, w ogóle nigdy nie brałam żadnych używek.




zwiń tekst



Dźwięk pobrzękujących medali - znak o śmierci męża
Sob, 25 luty 2017 02:45 komentarze: brak czytany: 1164x

Mój mąż był wysportowanym , muskularnym mężczyzną , w swej młodości uprawiał kulturystykę , która mi nigdy się nie podobała . Po latach zaprzestał i pracował jako ochroniarz i bramkarz w nocnym klubie . Oczywiście miał zawsze nocne zmiany i gdy wracał nad ranem do domu to i tak nie miałam z nim wiele kontaktu bo zwykle w swym pokoju odsypiał nocki aż do popołudnia . Często robiłam mu małe awanturki.......

czytaj dalej

Mój mąż był wysportowanym , muskularnym mężczyzną , w swej młodości uprawiał kulturystykę , która mi nigdy się nie podobała . Po latach zaprzestał i pracował jako ochroniarz i bramkarz w nocnym klubie . Oczywiście miał zawsze nocne zmiany i gdy wracał nad ranem do domu to i tak nie miałam z nim wiele kontaktu bo zwykle w swym pokoju odsypiał nocki aż do popołudnia . Często robiłam mu małe awanturki o to że niewielki z niego mam w domu pożytek . Stale trułam mu też głowę aby uprzątnął swe śmieszne medale wiszące na ścianie nad jego łóżkiem , miał ich 11 i taka dekoracja w ogóle nie pasowała do wnętrza . Zawsze z żartem odmawiał , że medale znikną dopiero po jego trupie . Były one jego dumą i pamiątką po czasach gdy odnosił sukcesy.

Pewnego listopadowego poranka , coś około piątej , obudził mnie dzwięk tychże medali . Domyśliłam się że mąż już wrócił i kładzie się spać w pokoju za ścianą i pewnie kładąc się strącił swe krążki zwisające nad łóżkiem, odwróciłam się więc na drugi bok i próbowałam spać dalej. Jednak dzwięk kolejnego spadającego medalu nie ułatwiał mi zasypiania . Krzyknęłam coś w stronę ściany aby nie hałasował o tej porze . Nie odezwał się więc wreszcie zasnęłam. To była niedziela więc mogłam poleniuchować dłużej ale około 9-tej rano ktoś dzwonił do mych drzwi . Wstałam więc bo dzwonek nie milkł a nie chciałam aby obudził męża . To jednak byłi Policjanci . Przyszli przekazać mi wiadomość że mąż zginął podczas bójki z jakimś naćpanym wandalem w klubie . W pierwszej chwili nie uwierzyłam im i pobiegłam od razu do pokoju męża . Nie było go w łóżku , tak jak nie było jego medali na ścianie . Jedne leżały na łóżku , inne na podłodze Zrozumiałam wtedy że mąż dał mi wyrażny znak ...

Ta ciekawa historia była komentarzem do artykułu [ART] Znaki od osób zmarłych? To nie jest sprawa fantazji… to fakty!



zwiń tekst



Moja opowieść - podobna do przeczytanej dziś - o śmierci, o motylu i o zwierzętach
Pt, 24 luty 2017 09:51 komentarze: brak czytany: 1167x

Miałam kotkę, było to zwierzę adoptowane, półdzikie. Po jakimś czasie kotka pokochała nas bezgranicznie, my ją zresztą też. Była bardzo kontaktowa. Po kilku latach zachorowała, okazało się, że to rak. Kiedy była już w bardzo ciężkim stanie zdecydowaliśmy się na eutanazję. Nie byłam w stanie pojechać do weterynarza aby tego dokonać, byłam zbyt emocjonalnie związana, więc poprosiłam o to innych członków.......

czytaj dalej

Miałam kotkę, było to zwierzę adoptowane, półdzikie. Po jakimś czasie kotka pokochała nas bezgranicznie, my ją zresztą też. Była bardzo kontaktowa. Po kilku latach zachorowała, okazało się, że to rak. Kiedy była już w bardzo ciężkim stanie zdecydowaliśmy się na eutanazję. Nie byłam w stanie pojechać do weterynarza aby tego dokonać, byłam zbyt emocjonalnie związana, więc poprosiłam o to innych członków rodziny.

W tym dniu wychodząc do pracy pożegnałam się z kotką. Kiedy została już uśpiona (wiedziałam dokładnie kiedy, ponieważ zadzwonił do mnie weterynarz) zalałam się łzami z rozpaczy, żalu i tęsknoty. Wracałam wówczas samochodem z pracy i całą drogę płakałam. Kiedy wróciłam do domu (nie pamiętam już czy to był ten sam dzień czy kolejny) stanęłam na ganku domu. Obok rósł krzew róży. W pewnej chwili przyleciał duży, bordowy motyl (było to wprawdzie lato), usiadł na róży obok mnie, na wprost mojej twarzy i machał skrzydłami. Byłam wówczas na tysiąc procent pewna, że to moja ukochana kotka daje mi znak, że żegna się ze mną. Uczucie tej pewności było niezwykle silne. Nadal wierzę, że to była ona.

Druga historia dotyczy psa, i też niestety śmieci.
Po ciężkich przeżyciach związanych z odejściem kota, zdecydowaliśmy się na psa. Oczywiście chcieliśmy poprawić los jakiemuś biedakowi, więc zdecydowaliśmy się na adopcję młodego psa po ciężkich przejściach. Był to pies bity, zamykany sam w ciemnym pomieszczeniu, widać że sporo wycierpiał. Wymagał dużo serca, pracy i wytrwałości. Po kilku tygodniach pobytu u nas, kiedy już zaczął się oswajać stało się nieszczęście. Kiedy wyjeżdżałam z garażu pies wbiegł pod samochód i niestety, w wyniku wewnętrznych obrażeń, mimo natychmiastowej pomocy weterynarza, zmarł.

Płakałam, wręcz rozpaczałam po tym wypadku przez długi czas. W zasadzie to zalewałam się łzami.  I wówczas, pewno wieczoru, kiedy już zasypiałam usłyszałam, że pies, ten właśnie pies, zaszczekał koło mojego łóżka (na pewno nie był to dźwięk z zewnątrz, tv, ani innego zwierzęcia). To był jego głos, i był jakby zły.
Zerwałam się, ale oczywiście nikogo nie było w pokoju. Podświadomie odebrałam przekaz, że to co się stało, to tak właśnie miało być, że mam już skończyć z tą rozpaczą, przestać płakać i wziąć innego psa. Co też zrobiłam. Teraz już wiem bo czytałam u was, że za zmarłymi nie wolno wylewać łez, bo ciężko im przejść na drugą stronę.

Jako podsumowanie dodam, że często mam uczucie, kiedy np. leżę w łóżku i czytam książkę, że moi nie żyjący już przyjaciele przychodzą do mnie, że mimo że ich nie widzę to oni ze mną leżą tak jak dawnej, zwinięci w kłębek.


Piękne historie - idealnie pasujące do naszego XXI PIĘTRA. Natychmiast oczywiście trafiają do naszego ARCHIWUM FN. Absolutnie ma Pani rację prawie we wszystkim - nasi "bracia mniejsi" mają dusze jak my, cierpią jak my, kochają jak my, tylko to ostatnie... trochę bardziej.

I absolutnie ma Pani rację w tym, że nie należy "zbytnio płakać" po odejściu ukochanych istot, o czym także pisaliśmy sporo i pisać będziemy. W jednym punkcie wydaje nam się, że prawda może być "lekko inna". Mamy bardzo osobiste doświadczenia z pojawianiem się motyla - historia kiedyś może zostanie opisana na łamach FN, ale... wiele wskazuje na to, że motyl w tej historii dokładnie to znaczył co Pani podejrzewa, ale był to znak nie tyle od tego stworzonka które przeszło do krainy światła, ale... potężnej istoty, która chciała w ten sposób Pani przekazać znak w sprawie tego kotka. Niby prawie to samo, ale jednak jest mała różnica.

I oczywiście pięknie dziękujemy za wszystkie przesłane nam historie.



zwiń tekst



Motyl, śmierć dziecka i zegar, który zatrzymał się w momencie śmierci
Czw, 23 luty 2017 09:30 komentarze: brak czytany: 1070x

Witam, kilka lat temu wyjechałam jako au pair do Irlandii, trafiłam do wspaniałej rodziny, która po kilku poronieniach (i jednym dzieciątku, które zmarło kilka miesięcy po urodzeniu) dochowała się dwójki dzieciaków.Mama dzieciaków opowiedziała mi historię swojego dziecka, które zmarło po kilku tygodniach po urodzeniu, ze względu na chorobę serca (to była pierwsza donoszona przez nią ciąża). Chłopczyk.......

czytaj dalej

Witam, kilka lat temu wyjechałam jako au pair do Irlandii, trafiłam do wspaniałej rodziny, która po kilku poronieniach (i jednym dzieciątku, które zmarło kilka miesięcy po urodzeniu) dochowała się dwójki dzieciaków.
Mama dzieciaków opowiedziała mi historię swojego dziecka, które zmarło po kilku tygodniach po urodzeniu, ze względu na chorobę serca (to była pierwsza donoszona przez nią ciąża).

Chłopczyk zmarł o godzinie bodajże 14:00, rodzice po powrocie do domu odkryli że wszystkie zegary stanęły o tej porze (jeden nawet zachowali i nie nastawiali go ponownie), ale najfajniejszy element tej historii: przez 7 lat (po takim czasie ja przyjechałam) od śmierci chłopczyka (niezależnie od pory roku, nawet w zimie) latają motyle - pazie królewskie (nigdy inne :)). Sama byłam świadkiem, jak w środku zimy kilka razy w tygodniu po domu latały motyle, a dzieciaki biegały za nim i witały się z nim jak z bratem :) Nie było tygodnia podczas mojego półrocznego pobytu, żeby nie spotkać w różne dni motylka siedzącego na oknie (zazwyczaj w salonie).
Mama dzieciaków wyraźnie zaznaczyła, że nie działo się to wcześniej, a od momentu śmierci synka. Dzięki motylkom ona nadal czuje jego obecność.
Ciekawa historia, dlatego chciałam się nią podzielić z czytelnikami.



zwiń tekst



Zwierzęta pożegnały leśniczego - niezwykła historia z Opalenicy z 1953 roku
Czw, 23 luty 2017 09:20 komentarze: brak czytany: 1133x

Ta niezwykłą historia nadal tkwi w pamięci najstarszych mieszkańców Opalenicy. Wydarzenie miało miejsce w Opalenicy w sobotę 10 października 1953 roku, a dotyczyło tragicznej śmierci leśniczego Antoniego Pawłowskiego z Jastrzębnik. Na polowaniu, w lesie, w odległości prawie 200 metrów od drogi z Sielinka do Kopanek, kula z broni myśliwskiej rykoszetem odbiła się od pnia drzewa i śmiertelnie trafiła.......

czytaj dalej

Ta niezwykłą historia nadal tkwi w pamięci najstarszych mieszkańców Opalenicy. Wydarzenie miało miejsce w Opalenicy w sobotę 10 października 1953 roku, a dotyczyło tragicznej śmierci leśniczego Antoniego Pawłowskiego z Jastrzębnik. Na polowaniu, w lesie, w odległości prawie 200 metrów od drogi z Sielinka do Kopanek, kula z broni myśliwskiej rykoszetem odbiła się od pnia drzewa i śmiertelnie trafiła myśliwego.

Na miejsce zdarzenia przybył wikariusz ks. Andrzej Echaust udzielając namaszczenia olejami. Zmarłego ze względu na konieczność przeprowadzenia sekcji zwłok, przewieziono do kostnicy szpitalnej w Opalenicy, przy ul. 27 Grudnia. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że następnego dnia, w niedzielę, po godzinie 14:00, niespodziewanie przed bramą szpitalną pojawiły się dwa jelenie i trzy dorodne łanie. Jeleń porożem staranował bramę i zwierzęta stanęły tuż przy drzwiach, za którym znajdowały się zwłoki leśniczego.

Trafiły do swego pana, bo łączyła ich silna więź. Dla mieszkańców Opalenicy było to niesamowite przeżycie. O całym tym zdarzeniu długo się dyskutowało w okolicy – nikt nie mógł zrozumieć fenomenu, jakim jest instynkt zwierzęcy oraz przywiązanie zwierząt do człowieka. Wybiegły z lasu i przemierzyły niemal całe miasto, docierając do ul. 27 Grudnia, po czym zawróciły i zniknęły w wojnowickim lesie. Antoni Pawłowski został pochowany na opalenickim cmentarzu.

Historia ta do dziś jest pielęgnowana przez mieszkańców. W miejscu śmierci, w 1991 r. odsłonięto kamień z pamiątkową tablicą. Napis głosi:  „W tym miejscu dnia 10.X,1953 r. zginął tragicznie śp. Antoni Pawłowski. Knieja go zawsze będzie pamiętać..” Tablicę odsłonili nieżyjący już Marian Kurpisz i Franciszek Przybylski. Obok ustawiono dużych rozmiarów paśnik z młodych drzew brzozy. Hubertowską mszę św. Przy ołtarzu w paśniku odprawili wtedy trzej kapłani. Nowy proboszcz parafii św. Józefa, ks. Bernard Cegła, w kazaniu nawiązał do świętego Franciszka, przyjaciela zwierząt. W tej pięknej scenerii trzykrotnie odprawiano Eucharystię, na których gromadzili się licznie leśnicy. W miejscu tragedii przez dziesiątki już lat nie wyrosło żadne drzewo, żaden krzew. Obok zaś rosną dorodne okazy.  Antoni Pawłowski, podobnie jak św. Franciszek szedł przez życie czyniąc dobro zwierzynie, radośnie obcując z przyrodą.”

 
Fotografia zamieszczona w gazecie przedstawiająca miejsce tragedii.




        



zwiń tekst



Mamo, ja już byłem duży... ale zabił mnie samochód!
Czw, 23 luty 2017 06:41 komentarze: brak czytany: 1192x

Wysłuchałam opowiadania o reinkarnacji na stronach Nautilusa i chciałabym wam opisać podobne zdarzenie dotyczące mojego syna. Mój syn urodził się w 1978 roku i w wieku pomiędzy drugim a trzecim rokiem życia, kiedy to już zaczął dobrze mówić opowiadał nam, że on już był duży.  Przez okres kilku miesięcy tłumaczył nam cierpliwie i z wielkim przekonaniem, że on już był duży, ale zrobił się malutki.......

czytaj dalej

Wysłuchałam opowiadania o reinkarnacji na stronach Nautilusa i chciałabym wam opisać podobne zdarzenie dotyczące mojego syna. Mój syn urodził się w 1978 roku i w wieku pomiędzy drugim a trzecim rokiem życia, kiedy to już zaczął dobrze mówić opowiadał nam, że on już był duży.  Przez okres kilku miesięcy tłumaczył nam cierpliwie i z wielkim przekonaniem, że on już był duży, ale zrobił się malutki.

Wymyślił nawet specjalne słowo, przeciwne do słowa urosłem i mówił “ja już byłem duży ale teraz jestem malutki bo zrosłem”. Nie mógł się pogodzić z faktem, że jest mały i jakby był tym zdziwiony.  Chodził po domu w dużych butach męża, domagał się jedzenia w dużym talerzu i taka porcje jak dla dorosłego. Kiedy mu tłumaczyłam, że każdy najpierw jest mały, a później rośnie, to on powtarzał swoje, że on już był duży.
Pewnego wieczoru, podczas kąpieli  nieoczekiwanie powiedział mi, że miał żonę, dwoje dzieci i że został zabity przez samochód.
Od tamtego czasu nigdy już do tego tematu nie wracał. Chciałabym zaznaczyć, że w tym czasie jeszcze nie słyszałam o reinkarnacji, a także nikt nie miał wpływu na to co mówił. Nigdy nie zadawałam mu dodatkowych pytań; to co mówił pochodziło wyłącznie od niego. [...]


Wspaniała historia, która jest kolejnym (nie ma sensu tego liczyć) pośrednim dowodem na istnienie reinkarnacji. Czasami pojawiają się komentarze pod tekstami w serwisie FN, które z tych czy innych powodów są przez nas spisywane i trafiają do Archiwum FN. Przykład takiego komentarza poniżej.

PANEL / KOMENTARZE] maciek | Gość

[...] Ten materiał przypomniał mi, że gdy byłem mały to zawsze ciągnęło mnie w stronę...niemieckiego faszyzmu (sic!). W zeszycie rysowałem bitwy powietrzne, z jednej strony samoloty z czarnymi krzyżami a po drugiej stronie z alianckimi "kołami" na burtach. Wtedy nie było internetu i dostępu do zdjęć, książek czy informacji na wyciągnięcie ręki. Pamiętam, że gdy pierwszy raz dorwałem książkę z lepszymi zdjęciami Messerschmittów Bf-109 to prawie zemdlałem - zawsze uważałem, że to po prostu najładniejszy samolot na świecie, że to jest 'moja maszyna'. Od kiedy pamiętam miałem wrażenie, że już żyłem na świecie i w tym konkretnym okresie historii jak II wojna światowa także. Pozdrawiam




zwiń tekst



Motyl na grobie córki
Wt, 21 luty 2017 10:51 komentarze: brak czytany: 1017x

Witam. Na wstępie chciałabym powiedzieć, że na FN zaglądam codziennie, a nawet parę razy dziennie, po prostu uwielbiam Was. W związku z tym chciałabym podzielić się moimi przeżyciami, które miały niedawno miejsce. Otóż moja 95 letnia babcia, która cierpi na demencję starczą przebywa obecnie w domu opieki, a z racji wykonywanego przeze mnie zawodu nie mam okazji zbyt często ją odwiedzać.Moja babcia.......

czytaj dalej

Witam. Na wstępie chciałabym powiedzieć, że na FN zaglądam codziennie, a nawet parę razy dziennie, po prostu uwielbiam Was. W związku z tym chciałabym podzielić się moimi przeżyciami, które miały niedawno miejsce. Otóż moja 95 letnia babcia, która cierpi na demencję starczą przebywa obecnie w domu opieki, a z racji wykonywanego przeze mnie zawodu nie mam okazji zbyt często ją odwiedzać.

Moja babcia żyje w swoim świecie, nie poznaje nas twierdzi, że widuje zmarłych min. swojego męża. Pewnego dnia była u niej moja mama, ja wtedy byłam w ciąży zagrożonej i bardzo długo wyczekiwanej. Kiedy moja mama odwiedziła babcię ta po chwili wypaliła z tekstem " J. (imię do wiadomości FN) teraz do mnie nie przyjeżdża, bo ma dziecko" Moja mama była w szoku, ponieważ babcia nic nie wiedziała o mojej ciąży. Niestety moja córka odeszła parę miesięcy przed narodzinami, nie będę pisać jak bardzo to przeżyliśmy i nadal przeżywamy tą stratę. Zastanawiam się czy możliwe jest, aby mój dziadek odwiedził babcię z moją córką? Czy możliwe jest, aby moja babcia miała kontakt z jej duszą?

Drugie przeżycie dotyczy również mojego aniołka. Otóż gdy byliśmy na grobie córki, a był to już listopad nagle znikąd pojawił się brązowy motyl, który przeleciał obok nas, a po pewnym czasie zniknął. Cały czas go obserwowaliśmy i byliśmy zaskoczeni takim widokiem w listopadzie, powoli oddalał się od nas i zniknął. Czy to możliwe, aby nasz aniołek dał nam znak? W związku z powyższym chcę jeszcze opisać jeden z moich snów już po stracie dziecka. Otóż mój  św. pamięci teść przyśnił mi się, a ja w tym śnie zapytałam go "wiesz, że byłam w ciąży"? teść odpowiedział uprzedzając moje kolejne pytanie " wiem, ONA jest teraz z nami" Zaraz po tej odpowiedzi obudziłam się i zalałam łzami ale wiem, że mojemu aniołkowi nic nie grozi, że jest bezpieczna z Bogiem i rodziną. Mam jeszcze parę ciekawych historii ale to już innym razem. Pozdrawiam serdecznie



zwiń tekst



Czy to były... istoty demoniczne, które przyszły po duszę zmarłego człowieka?
Pon, 20 luty 2017 04:59 komentarze: brak czytany: 1077x

[...] historia, której jeszcze nigdy wam nie wspominałam a którą przeżyłam będąc 10 letnim dzieckiem.  Będąc "na wsi" na polach, tuż za prywatnymi posesjami zauważyłam dwóch mężczyzn idących polną drogą. Co mnie zdziwiło to ich wygląd: czarne spodnie od garnituru, białe koszule, czarne krawaty; i miejsce- na polnej drodze? Tak jak szybko się pojawili, tak szybko zniknęli. Poruszali się dość nienaturalnie.......

czytaj dalej

[...] historia, której jeszcze nigdy wam nie wspominałam a którą przeżyłam będąc 10 letnim dzieckiem.  Będąc "na wsi" na polach, tuż za prywatnymi posesjami zauważyłam dwóch mężczyzn idących polną drogą. Co mnie zdziwiło to ich wygląd: czarne spodnie od garnituru, białe koszule, czarne krawaty; i miejsce- na polnej drodze? Tak jak szybko się pojawili, tak szybko zniknęli. Poruszali się dość nienaturalnie, bo niczym by płynęli tuż nad ziemią. I te postacie były jakby świetliste.

Mimo, że miałam wtedy 10 lat i nie miałam praktycznie żadnej wiedzy nt nazwijmy to świata duchowego, to od razu skumałam, że coś jest nie tak. Nogi zrobiły mi się z waty i czym prędzej pobiegłam do domu, krzycząc wszystkim, że widziałam duchy (oczywiście nie miałam 100 proc pewności ale takie odniosłam wrażenie).
To się działo o 12 godzinie w południe w sobotę, był lipiec 2000 roku. Co się okazuje, że w nocy tego dnia o 23 zginął w wypadku samochodowym mężczyzna, który mieszkał w domu, przy którym podwórku widziałam te demony.
Istnieje tylko pytanie po co te niewidzialne gołym okiem byty (zazwyczaj, choć zdarzają się wyjątki:) po co one przychodzą, gdy umiera człowiek?
Kto mi odpowie na to pytanie?
Ja sądzę że na pewno nie przychodzą po ciało... więc po co?
 Pozdrawiam, Monika




zwiń tekst



Dziwne, ale mam przeczucie, że... ludzie w Polsce będą bali się oddychać!
Nie, 10 gru 2023 23:40 komentarze: brak czytany: 1012x

Zabawna scena z Bazy FN z ub. roku. Jasnowidz Krzysztof Jackowski mówi mniej więcej tak: - Dziwne, ale mam wizję, że ludzie... będą bali się w Polsce oddychać. Jeden z naszych kolegów zaintrygowany dziwną wypowiedzią jasnowidza mówi: - Oddychać?! Masz na myśli atak terrorystów bronią chemiczną? Nie, nie to... - odpowiedział Jackowski - wiem, że to brzmi głupio, bardzo niedorzecznie.......

czytaj dalej

Zabawna scena z Bazy FN z ub. roku. Jasnowidz Krzysztof Jackowski mówi mniej więcej tak:
 
- Dziwne, ale mam wizję, że ludzie... będą bali się w Polsce oddychać.
 
Jeden z naszych kolegów zaintrygowany dziwną wypowiedzią jasnowidza mówi:
 
- Oddychać?! Masz na myśli atak terrorystów bronią chemiczną?
 
Nie, nie to... - odpowiedział Jackowski - wiem, że to brzmi głupio, bardzo niedorzecznie, ale mam wizję, że coraz więcej ludzi na ulicach polskich miast będzie chodziło w maskach. I będzie coraz gorzej, bo będzie strach oddychać... sam nie potrafię tego wyjaśnić.
 

 
To wszystko działo się na początku 2016 roku, kiedy w mediach była śmiertelna cisza o tzw. smogu i zanieczyszczeniu powietrza. Potem wizja "lęku ludzi przed oddychaniem" była obiektem wielu rozmów załogi FN. I nikt nie rozumiał, o co temu jasnowidzowi z Człuchowa chodziło... ;)
 




zwiń tekst



STRONA
1 50 55 56 57 58 59 60 61 86
Strona 58 / 86

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

WYWIAD Z IGOREM WITKOWSKIM

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.