Dziś jest:
Niedziela, 6 kwietnia 2025

Nie ma lustra, które by lepiej odbijało człowieka niż jego słowa.
/Juan Luis Vives/

XXI Piętro
HISTORIE PRZESŁANE PRZEZ ZAŁOGANTÓW
Wyślij swoją historię - kliknij, aby rozwinąć formularz

Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie.
Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl

Twoje imię i nazwisko lub pseudonim

Twój email lub telefon

Treść wiadomości

Zabezpieczenie przeciw-botowe

Ilość UFO na obrazie



Stary dom
Wt, 25 kwi 2017 04:25 komentarze: brak czytany: 1873x

W listopadzie zmarła moja babcia, mieszkała w starym domu z roku 1928, który przepisała na mnie. Ja mieszkam jeden dom obok. Od czasu jej śmierci zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy w tym domu. Z relacji mojej babci wynika, że w tym domu mieszkało bardzo dużo osób i dużo tam zmarło. Sama babcia także urodziła martwą córkę, którą dziadek sam pochował na cmentarzu. Niedaleko tego domu, kilkaset.......

czytaj dalej

W listopadzie zmarła moja babcia, mieszkała w starym domu z roku 1928, który przepisała na mnie. Ja mieszkam jeden dom obok. Od czasu jej śmierci zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy w tym domu. Z relacji mojej babci wynika, że w tym domu mieszkało bardzo dużo osób i dużo tam zmarło. Sama babcia także urodziła martwą córkę, którą dziadek sam pochował na cmentarzu. Niedaleko tego domu, kilkaset metrów dalej były schrony wojsk hitlerowskich w czasie II wojny światowej (dziś już zasypane).

Otóż wydarzyło się tam tyle dziwnych rzeczy, że nie jestem tutaj w stanie opisać nawet połowy. Zacznijmy od tego, że moja babcia zajmowała się trochę dziwnymi rytuałami - w czasie burzy robiła ołtarze i zapalała gromniczkę, była przeciwniczką księży a ostatnimi laty przed śmiercią ksiądz w ogóle nie chciał po kolędzie wchodzić do tego domu i kazał go omijać. Pamiętam, jak byłem małym dzieckiem, w domu była figurka Maryi autorstwa S. Kubickiego wysokości ok 70 cm - ponoć była tam od początku powstania tego domu i miała ochraniać ten dom. Gdy byłem małym chłopcem, doświadczyłem czegoś dziwnego z tą figurką: wyszedłem na dwór u babci i w oknie pomieszczenia na strychu, gdzie była ona postawiona, zobaczyłem rzeczywistą postać jakby tej figurki ale w postaci człowieka (kobieta w niebieskiej narzucie) - wmawiam sobie, że było to jakieś złudzenie lub moja wyobraźnia.

Doświadczałem parę razy w dzieciństwie halucynacji w tym domu, np. zobaczyłem dziadka, który schodził po schodach na parter ze strychu i miałem wrażenie, że dymi się z niego i widzę jakąś dziwną postać - ponoć wtedy zemdlałem - od tego czasu nie zdarzały mi się podobne halucynacje. Moja babcia z dziadkiem mieli małego czarnego psa: przez tydzień po jego śmierci ukazywał się babci na podwórku w nocy, gdy zobaczyła, kto to szczeka - nikt z nas jej nie uwierzył. Mój ojciec (syn babci) około roku 2000 doświadczył dziwnego zjawiska: gdy był w piwnicy, usłyszał głos jakby swojej babci (mojej prababci) która zawołała go po imieniu i zgasiło się światło z wielkim hukiem - jak się okazało, cały kontakt został wykrzywiony i przepalony, jakby ktoś uderzył w niego pięścią.

Mój ojciec zmarł w roku 2006, kilka tygodni po nim zmarł mój dziadek, dokładnie za 10 lat zmarła moja babcia - wszystko tu jest dziwne, nawet data urodzin i śmierci ojca oraz dziadka tworzy podwojoną liczbę szatana 666. Mój ojciec urodził się 1 stycznia a mój dziadek 2 stycznia. Od kilku miesięcy przed śmiercią babci, zaczęły ją nawiedzać dziwne zjawiska (nie cierpiała na Alzheimera czy Demencję) - mieszkała w tym domu sama i tam tez się urodziła. W nocy budziła się bo ktoś chodził po jej pokoju, drzwi słyszała jak się otwierają, jak ktoś dzwoni na dzwonek, ale nikogo nie było, jak ktoś świecił jej w nocy światłem po oczach - też uznawaliśmy to za jej sen lub wyobraźnię, do czasu jej śmierci. Życzeniem mojej babci było, aby na jej grobie nie było pomnika ani nawet skrzynki oraz krzyża (krzyżami w chwilach złości była w stanie rzucić w dziadka, a on to potem sklejał) - uszanowaliśmy to. Życzeniem jej było także, aby tego starego domu nigdy nikomu nie sprzedawać, jednak z powodu dużego zadłużenia na gospodarstwie, musieliśmy go wystawić na sprzedać - wystawiliśmy go miesiąc temu i od tego głównie momentu zaczęły mnie oraz moją matkę i narzeczoną nawiedzać straszne koszmary, a w domu zaczęły się dziać bardzo dziwne rzeczy, które widziało parę osób także dzieci.

Nie chcę sprawy rozgłaśniać, bo nie znaleźlibyśmy kupca, dlatego piszę tylko do Nautilus. W domu tym otworzyliśmy po jej śmierci okna w celu wywietrzenia pomieszczenia - chcąc iść wieczorem je zamknąć, z daleka widzieliśmy, że okna na noc zamykały się (przymykały - okna drewniane) same - być może to jakiś dziwny wpływ wiatru, ale rankiem one znowu aż do wieczora były tak pootwierane całkowicie, żeby wieczorem znowu się przymknąć. W końcu wkurzyłem się i zamknąłem szczelnie okna, gdy po dwóch dniach dwa okna były na całego otwarte, a kluc zmamy tylko my, włamania tez żadnego nie było - teraz je zamknąłem i już się nie otwarły. Klucz do domu posiadam tylko ja.

Od paru tygodni, dużo osób zauważa, że wieczorem w pokoju gdzie przebywała moja babcia na 5 minut włacza się światło, potem gaśnie -ja niestety tego nie widziałem, natomiast doświadczyłem innych dziwnych rzeczy. Ostatnio wczoraj moja kuzynka była u mnie i wyszła z psem na dwór (50 m od domu babci) - spojrzała w okno, oświeciło się światło, gdy wchodziła do naszego domu, wtedy zgasło - od razu poleciałem tam z psem, czy ktoś się nie włamał - nie, wszystko szczelnie pozamykane, włamania też nie było. Dziwną sprawą było, że idąc z psem na posesję mojej babci, zatrzymał się on przed wejściem do domu (chociaż jest to owczarek husky i mamy go też w domu) i nie chciał się dalej ruszyć - nie szczekał, ale po prostu jakby blokował go jakiś mur. Nie wchodziłem więc dalej z tym psem lecz musiałem go odprowadzić na moją posesję. W domu tym dwa razy była pani z biura nieruchomości - w czasie jej przebywania na 1 piętrze aby wystawić dom na sprzedać, nagle spadł ciężki garnek z półki, co ona sama zignorowała, ale ja wiedziałem już o co chodzi.

Dzisiaj byłem w tym domu, aby jeszcze posprzątać - okna były pozamykane, ale poczułem nagle przypływ potężnego wiatru, jakby był tam przeciąg - było to nawet przyjemne uczucie, wiatr był ciepły chociaż na zewnątrz jest zimno - trwało to kilka sekund. Jak się tam przebywa (są tam stare rzeczy, właśnie wyprzedajemy antyki) ja osobiście od razu chcę wyjść - męczy mnie chwilowa depresja, niepokój, obawa że dom się zawali - nie wiem.

Sprzedaliśmy starą lalkę przed tygodniem mojej babci, która kupiła jedna pani z Koszalina. Lalka dotarła do Koszalina, ale stwierdzono tam na poczcie, że paczkę z błahego powodu przekroczenia 2 cm wymiaru paczki należy odesłać do nadawcy - odebrałem więc paczkę i wysłałem drugi raz pocztą tradycyjną - znowu nie dotarła do pani z powodu problemów jakichś na poczcie - lalka pochodzi z lat 40. XX wieku. Zadzwoniłem więc do pani odbiorcy, osobiście pojechała na pocztę do koszalina i odebrała lalkę - jakby coś nie chciało, aby lalka opuszczała ten dom.

Niedawno miałem sen, w którym babcia zmarła oprowadziła mnie po swoim domu. Ostrzegła, że ktokolwiek zakupi go, zwali się na niego sufit i dom się zawali. Babcia zilustrowała to w śnie tym, że było przyjęcie nowego lokatora w pokoju gdzie mieszkała na ok. 6 osób. Babcia miała łóżko na strychu i zaczęła tąpać piętą w podłogę - na gości spadł sufit, były wszędzie trupy - to była kuliminacja.

Najpierw w tym śnie zaczęły się otwierać i zamykać okna, zapalać światło, poruszać przedmioty - dokładnie tak zaczęło się to dziać w chwili obecnej po wystawieniu domu na sprzedaż. W tym śnie obok babci na łóżku leżała też moja ciocia ze strony matki - strasznie cierpiała na łóżku bóle brzucha i miała umrzeć - zadzwoniłem więc do rodziny cioci, aby powiadomić o moim śnie - na drugi dzień ciocia, od lat zdrowa nagle dostała ataku wymiocin i bólów brzucha i przyjechało pogotowie -może to też potwierdzić jej rodzina, że dzwoniłem. Szukam pomocy w fundacji Nautilus, bo nie znam nikogo, kto może być medium, lub ma kontakt z duchami czy zjawiskami dziwnymi - byłem ateistą, ale teraz już nie wiem co o tym myśleć i jestem w stanie szukać pomocy u kogoś, kto się interesuje takimi sprawami - jestem ze Śląska okolice Rybnika. [...]



zwiń tekst



Wspomnienie z dzieciństwa
Nie, 23 kwi 2017 13:10 komentarze: brak czytany: 2688x

Szanowny Nautilusie, długo zastanawiałem się czy jest sens zwracać się do Państwa w takiej sprawie, ale zastanawia mnie to od pewnego czasu i postanowiłem napisać. O co chodzi, już śpieszę z odpowiedzią... Otóż jakiś czas temu jadąc samochodem włączyłem przez youtube Państwa audycje związaną z kontaktem z opcymi cywilizacjami. Wypowiadał się w niej pan Krzysztof Jackowski i powiedział coś, co zmroziło.......

czytaj dalej

Szanowny Nautilusie, długo zastanawiałem się czy jest sens zwracać się do Państwa w takiej sprawie, ale zastanawia mnie to od pewnego czasu i postanowiłem napisać. O co chodzi, już śpieszę z odpowiedzią... Otóż jakiś czas temu jadąc samochodem włączyłem przez youtube Państwa audycje związaną z kontaktem z opcymi cywilizacjami. Wypowiadał się w niej pan Krzysztof Jackowski i powiedział coś, co zmroziło mnie na chwilę i spowodowało w jednym momencie flashback z dzieciństwa. W jednym momencie przypomniałem sobie całą sytuacje bardzo dokładnie i choć nigdy o niej nie zapomniałem, to jego słowa odświeżyły pamięć tego wydarzenia.
 
Cała sytuacja tyczy się pobytu u dziadków na wsi pewnego lata. W związku z tym, że do 10 roku życia wychowywałem się na wsi i zarówno ja, jak i rodzice byli przywiązani do urokliwej miejscowości w woj. lubelskim, co za tym idzie jeździliśmy na wieś bardzo często, natomiast podczas wakacji spędzałem tam praktycznie co roku min. miesiąc.
 
Mając około 12-13 lat pewnej ciepłej nocy podczas wakacji nie mogłem zasnąć, pamiętam, że było już bardzo późno. Zajmowaliśmy wtedy z rodzicami jeden duży pokój, tej nocy rodzice już dawno spali. Noc była piękna, księżyc świecił mocno, mimo to gwiazdy były dobrze widoczne, wstałem ze swojego łóżka, które stało przy oknie i zacząłem patrzeć w niebo przez otwarte okno, zauważyłem 'spadające gwiazdy', często widzi się takie zjawisko w letnie noce, jednak zauważyłem, że tych gwiazd w jednym momencie 'spada' bardzo dużo, przez wypowiedź pana Jackowskiego przypomniało mi się to wyjątkowe uczucie towarzyszące mi w tamtej chwili, pomyślałem, że to takie piękne, że udaje mi się zobaczyć coś wyjątkowego po czym... zarówno na tamten moment, jak i dzisiaj nie potrafię sobie tego wytłumaczyć - zaczęły mi lecieć łzy, zrobiło mi się strasznie smutno, zacząłem tęsknić, choć nie wiem czy tęsknota to odpowiednie słowo, w każdym bądź razie było mi strasznie źle, że muszę być tam gdzie byłem, a powinienem być... no właśnie, widząc gwiazdy myślałem, że powinienem być 'tam'. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to dość osobliwie, dlatego wahałem się, czy w ogóle napisać do Państwa...


W dniu dzisiejszym myślę, że mogłem obejrzeć po prostu deszcz meteorytów, ale to uczucie tęsknoty, płacz i okropny, dziwny smutek, uczucie opuszczenia, do teraz nie mogę pojąć dlaczego widząc taki piękny teatr nieba zacząłem płakać. Nie wiem ile mogło to trwać, pamiętam, że to jakby przedstawienie się skończyło i poszedłem spać zasypiając bez trudu z uczuciem swego rodzaju zrozumienia. Trudno opisać mi emocje towarzyszące tamtej nocy, ale doskonale je pamiętam. Nie pamiętam natomiast czy wcześniej jako dziecko miewałem takie uczucia, ale po tym wydarzeniu albo bardziej zacząłem się nad tym skupiać, albo po prostu pamięć jest bardziej klarowna i patrząc w niebo towarzyszyło, do dziś chyba towarzyszy specyficzne uczucie jakiejś więzi, pokrzepienia, poczucia, że szkoda, że nie mogę (już?) zobaczyć czegoś co przecież tam jest, ale mam pewność, że jest, bo myśląc 'świat' nie powinniśmy myśleć tylko o Ziemi. Ziemia to tylko planeta jedna z wielu, świat to jakby skupisko wielu rzeczywistości.
 
Nadmienię tylko, że nie mam żadnych zdolności parapsychicznych, nie doświadczyłem w zasadzie nigdy paranormalnych rzeczy i nigdy później nic podobnego mnie nie spotkało. Moja mama od kiedy pamiętam ma sny z którymi zawsze się liczę, bo często coś co się jej przyśni po prostu się sprawdza.
 
Zastanawiają mnie dwie rzeczy, pierwsza, że z relacji moich rodziców wiem, że od kiedy nauczyłem się czytać, to prosiłem ich o książki związane z kosmosem, nikt nie wie skąd przyszło to zainteresowanie, bo nikt w mojej rodzinie nie zajmuje się astronomią, nawet hobbystycznie.
Czy to dziecięce zainteresowanie mogło być związane z opisanym wydarzeniem ?
 
Druga rzecz z jakiej zdałem sobie sprawę to to, że nigdy o tym zdarzeniu nikomu nie powiedziałem. Zapamiętałem to i przeszedłem do porządku dziennego. Słysząc słowa Pana Jackowskiego o tęsknocie do gwiazd przypomniałem sobie wszystko dokładnie i opowiedziałem od razu swojej dziewczynie i zapytałem czy ona też kiedyś odczuwała coś w rodzaju tęsknoty patrząc w niebo. Odpowiedziała, że gwiazdy są piękne, ale nigdy nie towarzyszyło jej podobne uczucie.
Moją historię też wytłumaczyła raczej dziecięcą fantazją, ale ja jestem absolutnie przekonany o prawdziwości tego zdarzenia.
 
Czy w archiwum Nautilusa znajdują się historie podobne do mojej ? Z jednej strony wydaje mi się, że to nic niezwykłego, a z drugiej jednak... kiedy przypomniało mi się to jakże dziwne do zrozumienia zdarzenie i towarzyszące temu uczucie sprzed lat to... to coś wyjątkowego, dziwnego.
 
Pozdrawiam całą załogę,
 
Załogant


OD FN

Tęsknota za "gwiazdami" i czymś, co jest w nich daleko jest dość powszechna. Nie można wykluczyć, że część osób posiadająca tego typu wspomnienia i uczucia może mieć jakieś wspomnienia z obcymi lub posiadać własne doświadczenia z poprzednich wcieleń... są rzeczy na niebie i Ziemi, które nie śniły się filozofom. Czy mamy podobne relacje w Archiwum FN? Mamy.



zwiń tekst



O proroczych snach
Nie, 23 kwi 2017 12:36 komentarze: brak czytany: 1837x

Witam serdecznie,  słucham  w tej chwili audycję dot.snów, są to stare nagranie, aczkolwiek  wciąż aktualne i chciałam się podzielić swoimi doświadczeniami związanymi ze snami....odkąd sięgam pamięcią zawsze śniłam...jako dziecko sądziłam , że wszyscy śnią, wszyscy tak mają, jednak po latach okazało się, że nie....nie wszyscy, stąd sceptycy w audycji...ktoś mówi, że są to nasze przeżycia.......

czytaj dalej

Witam serdecznie,  słucham  w tej chwili audycję dot.snów, są to stare nagranie, aczkolwiek  wciąż aktualne i chciałam się podzielić swoimi doświadczeniami związanymi ze snami....odkąd sięgam pamięcią zawsze śniłam...jako dziecko sądziłam , że wszyscy śnią, wszyscy tak mają, jednak po latach okazało się, że nie....nie wszyscy, stąd sceptycy w audycji...ktoś mówi, że są to nasze przeżycia, stan umysłu, ktoś inny, że to są nasze marzenia...nic podobnego..

...sny to przekazy, każdy z nas ma właściwe dla niego podpowiedzi, ostrzeżenia, czasem odpowiedzi,na zadawane przez nas pytania, sny to coś pięknego, to dar pochodzący od naszych przewodników duchowych...problem w tym, że nie zawsze rozumiemy przekaz, najczęściej występuje on, jako symbol, człowiek jest za głupi, żeby wszystko zrozumieć, a kierowanie się sennikiem, to nieporozumienie....każdy z nas ma swoją symbolikę

....kiedy nie rozumiem snu, podpieram się swoimi przeczuciami, intuicją i jest dobrze......mam 53 lata i proszę mi wierzyć, że mogłabym tomy wydać na temat swoich snów, bo było tego tak dużo przez te lata, nawet zasypiając popołudniu na 1 godzinę śnię.....one są częścią mnie...Czy prorocze sny miałam?...tak....miałam....mało tych, które dotyczyły obcych mi  ludzi, czy jakiś sytuacji w kraju, znaczna część dot. mnie i moich bliskich mi osób, czasami znajomych..

Przytoczę najpiękniejsze sny, których nigdy nie zapomnę...to sny związane z moimi dziećmi....miałam podaną zawsze około  połowy ciąży płeć dziecka i datę urodzin....w szkole kiedy miało nie być lekcji z przedmiotu  we śnie miałam podany jaki, to przedmiot....egzaminy w szkole, wyniki...jak i u mnie, tak i u moich dzieci....czy sytuacje, jakieś przykre, które miały się zdarzyć....są sny, które mogą coś wskazać na długi czas przed ich wydarzeniem...jeden sen pamiętam, zrealizował się po około 10. latach....dotyczył on mojej mamy...miałam 9 lat, kiedy moja mama zachorowała, wcześnie renta, częste leczenie szpitalne...bałam się o Nią....modliłam się, żeby mama zawsze wróciła ze szpitala do domu....pojawił się sen, w którym zobaczyłam mamę, a raczej biały obłok w kształcie człowieka, unoszący się ku górze nad kamienicami.

...wiedziałam, że to moja mama, błagałam, żeby nie odchodziła...to był przerażający sen...ale wiedziałam też, ze pokazano mi miejsce, w którym moja mama odejdzie....i tak było....ten sen miałam w szkole podstawowej....może 6 - 7 klasa....i przez wiele lat, kiedy odwiedziłam mamę w szpitalu znanym mi, nie bałam się, bo to nie ten budynek, ale po latach, mając już 24 lata...kiedy pojechałam do mamy do Poznania i stanęłam przed kamienicą na Starówce, bo tam jest szpital i tam mama miała kolejną operację....nogi moje się ugięły....operacja się udała, wszystko było w porządku, cieszyłam się...do pewnego momentu....aż otrzymałam telefon, że mama miała wylew...i odeszła....oczywiście, w noc poprzedzającą wylew mamy miałam sygnał, był to przerażający sen, w którym ktoś strzelił do mojego męża, rozerwał mu klatkę piersiową, krew buchała i spływała po białej koszuli, wiedziałam, że coś bardzo złego się wydarzy...

za moment miałam telefon, zły telefon... to był jedyny sen związany ze śmiercią tak przerażający, inne byłe łagodne...np. moja zmarła ciocia podpływała do mostku i zabierała kogoś, któregoś razu chciałam popłynąć z ciocią, ale Ona powiedziała mi, że to nie mój czas....czasami ubierałam czarne rzeczy....czasami pojawiało się światło....które zabierało daną osobę....a kiedy mój tato miał umrzeć, pojawiła się w śnie starej daty, za to lśniąca lokomotywa, a ja idąc do niej, szłam po usypanych z ziemi nagrobkach....lokomotywa odjechała....wiedziałam co to oznacza....czułam.....raz miałam spotkanie z Jezusem....nie wyglądał, jak na obrazkach....był niewysoki, bardzo ciemne włosy, oczy, jak węgielki, lekki zarost....bardziej okrągłą twarz, ubrany był w biało niebieskie szaty, z Papieżem Janem II pożegnałam się, był u mnie we śnie....powiedział mi, że musi to zrobić dla świata......rano włączyłam radio i dowiedziałam, że On jest w szpitalu w ciężkim stanie....nie na wszystkie pytania dostajemy odpowiedzi, raczej przypłyną informacje, które możemy poznać...bywa, że na zadane pytanie, oglądam odpowiedź w ekranie....to jest na prawdę piękne.....dość często spotykam się z tymi, którzy odeszli, czasami jestem w takich miejscach, ze żałuję, że się obudziłam....niesamowite uczucie lekkości i spokoju.....coś niesamowitego...

..nie do opisania....pamiętam, kiedy po śmierci mojego taty, przyszła we śnie moja babcia, mama mojego taty i powiedziała mi, że mam się nie martwić...wszystko jest w porządku, że nikt tego nie mógł zmienić i tak miało być, pocałowała mnie i obudziłam się w środku nocy, podziękowałam za informację i od tej pory było mi znacznie lżej żyć....Słuchałam również audycji na temat reinkarnacji....oczywiście wierzę, że ona istnieje, nie musiałam poddawać się regresji.....miałam dwa przekazy dot. moich poprzednich wcieleń  i proszę mi wierzyć, że więcej wiedzieć nie chce....z ciekawości zapytałam kim byłam, co robiłam.....ale już nie pytam, byłam bardzo zniesmaczona, kiedy dowiedziałam, że odebrałam dziecko biednej dziewczynie ze slamsów.....odebrałam jej synka, a ta dziewczyna, to obecna moja córcia......a ten chłopczyk malutki, to mój obecny syn...a kolejny sen pokazał karmę..

...w innym życiu odebrano mi córeczkę, a raczej uprowadzono....rozpacz niesamowita.....pisze o tym w skrócie, ale chciałam tylko dodać, że wierzę w sny, wierzę w reinkarnację, ale nie jestem zwolenniczką zaglądania do przyszłości, do jej poznawania....to droga na skróty.....każdy z nas ma wytypowaną drogę, każdy z nas ma wystarczająco dużo sił i ją dostaje nieustannie, aby pokonać wszystkie przeszkody na swojej drodze, wróżenie to nic innego, jak ingerencje w przestrzeń energetyczną pomiędzy nami a Bogiem.....zgodziliśmy się na taką drogę, więc bądźmy jej wierni i zaufajmy mądrzejszym od nas.....to jak próba przechytrzenia boskich ustaleń.....każdy z nas jest ciekawy, każdy z nas chciałby wiedzieć wszystko i znać odpowiedzi na pytanie i co dalej??? jeśli znamy dokładnie swoją przyszłość, to jaki to ma wtedy sens????  Życzę Wszystkiego dobrego  !!!!!

Serdecznie pozdrawiam

[dane do wiad. FN]




zwiń tekst



Trzy postacie... za oknem!
Nie, 10 gru 2023 23:29 komentarze: brak czytany: 2455x

Witam! Pragnę opowiedzieć pewne historię, która miała miejsce w Krakowie na jednym z typowych blokowisk (Kozłówek). Sam oczywiście nie byłem świadkiem tego zdarzenia ale o całym zajściu powiedział mi po wielu latach mój brat, który tam właśnie mieszkał ze swoją dziewczyną. Było to bodajże siódme piętro około godziny 20. Dziewczyna była w tym czasie jeszcze w pracy, a brat oglądał coś w telewizji.Siedząc.......

czytaj dalej

Witam! Pragnę opowiedzieć pewne historię, która miała miejsce w Krakowie na jednym z typowych blokowisk (Kozłówek). Sam oczywiście nie byłem świadkiem tego zdarzenia ale o całym zajściu powiedział mi po wielu latach mój brat, który tam właśnie mieszkał ze swoją dziewczyną. Było to bodajże siódme piętro około godziny 20. Dziewczyna była w tym czasie jeszcze w pracy, a brat oglądał coś w telewizji.

Siedząc tak na dywanie, niespodziewanie, zaniepokojony, ujrzał ukradkiem coś w oknie. Przesunął głowę w kierunku tegoż okna i spostrzegł tam głowy trzech postaci, które gdy na nie skierował wzrok, bardzo powolnie żeby nie powiedzieć dostojnie obsunęły się w dół. Dosłownie przez moment widział ich dobrotliwe uśmiechnięte twarze.

Z jego relacji wynika że były to postacie jakby eteryczne, mgiełkowate, bez jakiegokolwiek owłosienia jak np. włosy na głowie.  Z tego co wiem, siedział w takiej pozycji jeszcze długo. Gdy jednak przemógł strach, powodowany jak to powiedział ciekawością podszedł do okna i otworzył je, nic jednak nie zobaczył. Po prostu niczego tam nie było! Można by uznać tą historię za zwykłą bujdę, ale należy wziąć pod uwagę następujące fakty.

Po pierwsze, gdy tylko zaczął rozpowiadać o tym znajomym, wszyscy zaczęli z niego kpić i mięli z tego prawdziwy ubaw, przestał więc zawracać sobie tym głowę, także prawie zapomniał o fakcie. Po drugie można przypuszczać, że ktoś z sąsiadów zrobił mu niezły kawał, ale należy wziąć pod uwagę że nad nim i pod nim mieszkali sami emeryci nieskorzy chyba do wygłupów typu kukiełki spuszczane na lince. Po trzecie na pewno nie był pod wpływem żadnej używki ani alkoholu gdyż godzinę po tym wydarzeniu miał iść na nocną zmianę do pracy (pracował wtedy w pogotowiu ratunkowym).

Z początku nie był skory do rozmowy, gdy zacząłem go wypytywać dosłownie o wszystkie szczegóły. Sam zresztą nie mogłem uwierzyć wtedy w te jak to mówiłem: "bzdury" i uważałem to za całkiem niepoważny wytwór wyobraźni.  Jednak po latach przemogłem się żeby o tym napisać i absolutnie nie staram się oceniać tej sytuacji, ponieważ nie wiem co o tym myśleć. Nawet teraz gdy go pytam, on z całą pewnością i powagą w głosie, dobitnie powtarza: To zdarzyło się naprawdę... Pozdrawiam całą Fundację NAUTILUS i życzę samych sukcesów w rozsupływaniu zagadek i tajemnic ludzkości. Wojciech P.





zwiń tekst



Pojawienie się ptaków jako 'znak'
Nie, 10 gru 2023 23:29 komentarze: brak czytany: 2069x

[...] chciałabym Wam przedstawić zdarzenie,które mnie spotkało kilka lat temu,w trakcie rutynowych badan ,ujawniono u mnie raka,dla potwierdzenia diagnozy skierowano mnie na dodatkowe badania,te również potwierdziły pierwsze ustalenia. Nie wiem jak jest przyjęte , ale mnie skierowano na tak zwana kwalifikacje do operacji (chyba? trochę czasu już minęło,w każdym razie Ordynator miał mnie jeszcze raz.......

czytaj dalej

[...] chciałabym Wam przedstawić zdarzenie,które mnie spotkało kilka lat temu,w trakcie rutynowych badan ,ujawniono u mnie raka,dla potwierdzenia diagnozy skierowano mnie na dodatkowe badania,te również potwierdziły pierwsze ustalenia. Nie wiem jak jest przyjęte , ale mnie skierowano na tak zwana kwalifikacje do operacji (chyba? trochę czasu już minęło,w każdym razie Ordynator miał mnie jeszcze raz przebadać i ustalić co i jak).

No i teraz zaczyna się najlepsze pielęgniarka zaprosiła mnie do gabinetu,gdzie był już Ordynator i chyba jeszcze jedna pielęgniarka albo lekarka. Jest kwiecień, na dworze wiosna piękna pogoda szpital znajduje się na peryferiach miasta przy lesie,gabinet chyba na 1 albo drugim pietrze ,okno otwarte w oknie siatka. Przygotowuje się do badania ,leże już na fotelu, dzwoni telefon albo ktoś wywołuje ordynatora z sali nie pamiętam w każdym razie wychodzi w pilnej sprawie, w tym czasie robi się szum przy otartym oknie kilka małych ptaków siada na tej siatce,świergocą,

Pielęgniarka jest w szoku mówi ze takie coś jeszcze się nie zdarzyło, Ja tylko się uśmiecham ,chociaż do śmiechu to mi daleko,wiem ze to mój zmarły rok wcześniej Ojciec przyszedł podtrzymać mnie na duchu,krotko po jego śmierci do mojego mieszkania przyleciała sikorka,co jakiś czas nawet wczoraj małe ptaszki zwracają moja uwagę a to dosłownie machając liściem a to pchając mi się przed oczy.

W tym dniu dziwnych zdarzeń to nie był koniec. Po potwierdzeniu operacji i jej zakresu, miałam pójść do innej poradami i ustalić jej termin. Pamietam ze w tamtym czasie byłam nie wiem jak to nazwać tak skupiona i uważna wewnętrznie,ze w jakiś szczególny sposób rożne znaki przemawiały do mnie teraz nie mam już tego daru albo mam i nie widzę nie wiem. Tak więc wyszalam ze szpitala ,bo poradnia była w innej części budynku na parterze .Tam oczywiście była kolejka a ja zamiast czekać w środku wyszłam na zewnątrz, Pamiętam stoję oparta o barierkę, nagle mój wzrok kieruje się na niebo, a tam dwa duże ptaki nie wiem jakie duże tańczą do okola siebie ,oglądałam to przez kilka minut,w tym czasie pojawiło się wewnętrzne przekonanie ze wszytko będzie dobrze ze wyjdę z tego.

Minelo 7 lat operacja przeszła dobrze chociaż później się okazało ze lekarze wycieli mi trochę za dużo i trochę na zapas,ale puki co mam spokój , w międzyczasie zmieniłam nie tylko lekarzy ale i kraj w którym mieszkam,i Ci tutaj potwierdzili pełen profesjonalizm i poziom roboty naszych polskich lekarzy,ale tego stanu już nie miałam chociaż od tego czasu operowano mnie jeszcze 4 razy.


W temacie "zwierzęta mogą być znakami dla ludzi od..." szykujemy ciekawy tekst. Będzie opublikowany na dniach. Polecamy śledzić pokład okrętu Nautilus.



zwiń tekst



Japonia: wracają duchy ofiar niszczycielskiego tsunami z 2011
Nie, 10 gru 2023 23:30 komentarze: brak czytany: 2846x

11 marca 2011 r. Japonia doświadczyła największej katastrofy naturalnej od 140 lat. Był piątek, godzina 14.46 czasu miejscowego, kiedy Japonią targa wstrząs o sile 9 stopni w skali Richtera, a po nim następuje ponad 20 niemniej silnych. Wielka fala tsunami wdziera się na 10 kilometrów w ląd, niszcząc wszystko na swojej drodze i zabijając tysiące osób.Kilka lat po tym kataklizmie w Japonii mamy nowe.......

czytaj dalej

11 marca 2011 r. Japonia doświadczyła największej katastrofy naturalnej od 140 lat. Był piątek, godzina 14.46 czasu miejscowego, kiedy Japonią targa wstrząs o sile 9 stopni w skali Richtera, a po nim następuje ponad 20 niemniej silnych. Wielka fala tsunami wdziera się na 10 kilometrów w ląd, niszcząc wszystko na swojej drodze i zabijając tysiące osób.

Kilka lat po tym kataklizmie w Japonii mamy nowe zjawisko - taksówkarze twierdzą, że zdarzają im się kursy z... duchami ofiar tsunami. Japońskie gazety co kilka tygodni publikują nowe relacje kierowców, którzy mieli okazję doświadczyć tego fenomenu.



Oto wiadomość, którą dostaliśmy na pokład okrętu Nautilus.

From: Kamil [dane do wiad. FN]
Sent: Friday, March 17, 2017 9:31 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Fragment - Ganbare! Warsztaty umierania

Drogi Nautilusie!
Tym razem czytam reportaż Katarzyny Boni - Ganbare! Warsztaty umierania. Jest to opowieść o Japonii.

Ganbare! to opowieść o kraju, gdzie zagrożenie katastrofą stało się normą, a normalne życie jest podszyte widmem śmierci. I o ludziach, którzy pięć lat po trzęsieniu ziemi, tsunami i wybuchu w elektrowni jądrowej próbują poradzić sobie w nowej rzeczywistości. Niektórzy z nich nauczyli się nurkować i wciąż szukają szczątków bliskich na dnie morza. Inni, ignorując zagrożenie, usiłują żyć w napromieniowanym świecie, jakby nic się nie stało. Jeszcze inni rozmawiają z duchami. Albo zapisują się na warsztaty umierania.

Jest to wspaniały reportaż o skutkach katastrof. Spojrzenie mikro i makro na życie i problemy Japończyków po hekatombach: trzęsieniach ziemi, tsunami. Oprócz historii i liczb przede wszystkim jednostka i jej perspektywa, i nasze spojrzenie na odmienność kulturową przeżywania śmierci.

Przesyłam Wam skany fragmenty książki o;
- pojawiających się duchach, autostopowiczach widmo (zaczęło się 5 miesięcy po tsunami),  (wiem, już kiedyś o tym wspominaliście)
- itako - szamanki, rozmawiające z duchami - Pani Matsuda jedna z ostatnich itako
- historia mnicha Kanety i dziewczyny Yuko która zaczęła widzieć duchy po tsunami a nawet - weszły w jej ciało nie raz, mało tego duch psa także wszedł w jej ciało.

Relację są bardzo ciekawe i nie sądzę by był powód uznać je za żart.

Wydaje mi się że warto byłoby zaprezentować Czytelnikom serwisu ten fragment;

Ci, których ciał nie znaleziono – wracają.
Ci, których nie zidentyfikowano, a ich prochy złożono we wspólnym grobie –
wracają.
Ci, którzy nie załatwili ważnych spraw – wracają.
Ci, którzy są wściekli – wracają.
Ci, którzy kochają – wracają.
Ci, którzy nie zdają sobie sprawy z własnej śmierci – wracają.
Ci, których rodziny nie chcą puścić – nie mogą odejść.

Pozdrawiam Was!
Kamil






 








 







zwiń tekst



Nieśmiertelni są wśród nas?
Nie, 10 gru 2023 23:30 komentarze: brak czytany: 3092x

To marzenie bliskie ludziom od tysięcy lat – zatrzymać proces starzenia i być wiecznie młodą, nieśmiertelną istotą ludzką. Czy możliwe, że wśród nas są nieśmiertelni?Nasza współczesna kultura opiera się na ciągłym poszukiwaniu piękna, dążeniu do piękna. Młodość, młody wygląd, sprawność fizyczna, aktywny tryb życia jest nierozerwalnie połączony z młodością, która jest najbardziej pożądaną cechą. Starość.......

czytaj dalej

To marzenie bliskie ludziom od tysięcy lat – zatrzymać proces starzenia i być wiecznie młodą, nieśmiertelną istotą ludzką. Czy możliwe, że wśród nas są nieśmiertelni?

Nasza współczesna kultura opiera się na ciągłym poszukiwaniu piękna, dążeniu do piękna. Młodość, młody wygląd, sprawność fizyczna, aktywny tryb życia jest nierozerwalnie połączony z młodością, która jest najbardziej pożądaną cechą. Starość jest wstydliwie skrywana, a jeśli nawet pojawia się w reklamach, to jest to „młodzieńcza starość”. Ludzie w zaawansowanym wieku wydają się być spragnieni młodości, co ukrywa tak naprawdę owo pragnienie uczynienia się nieśmiertelnym. Ludzie z zainteresowaniem słuchają opowieści Fundacji o tym, że człowiek posiada nieśmiertelną duszę, ale taka nieśmiertelność wydaje się ich mało interesować. Świat tak mocno osadzony w materii pragnie właśnie nieśmiertelności materialnej, cielesnej. Warto odnotować, że pierwszym skojarzeniem po usłyszeniu hasła „nieśmiertelność” dla wielu osób jest właśnie nieśmiertelność ciała. Warto sobie zadać pytanie: czy jest możliwe bycie nieśmiertelnym? Czy to możliwe, że na Ziemi żyją ludzie, którzy mają kilkaset, a może kilka tysięcy lat? Te pytania tylko pozornie wydają się absurdalne.

 Wybitny historyk Arnold Toynbee zauważył, że „przyznanie bogom nieśmiertelności przez ludzi jest jednym z wyrazów odczucia, iż śmierć jest niewłaściwym i niegodnym przeznaczeniem człowieka”. Przez stulecia liczni mędrcy i szarlatani obiecywali cielesne życie wieczne.

Dla chrześcijan i mahometan świat jest bytem realnym, do którego jesteśmy cieleśnie przywiązani. Religie monoteistyczne przewidują wprawdzie następny żywot w nagrodę za godziwe życie ziemskie, ale ma on być jednak życiem duchowym.

 Jednak kojarzenie życia wiecznego z cielesnością występowało od zarania cywilizacji: w kulturze egipskiej z ciał preparowano mumie, by ich dusze żyły tak długo, jak długo będą trwać mumie. Według hebrajskiej Biblii niezwykle długie życie mieli potomkowie Adama, a rekord długowieczności pobił Matuzalem (969 lat), syn Henocha, który żył „w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł, bo zabrał go Bóg”. W tych tajemniczych słowach Księgi Rodzaju badacze upatrują, że Bóg niektórych ludzi wyłącza spod ogólnego prawa śmierci.

 Jezus obwieścił, że przezwyciężył śmierć i zmartwychwstał cieleśnie. Nie był zatem tylko eterycznym duchem, o czym przekonał się niewierny Tomasz dotykając śladów po cielesnych ranach Zbawiciela. „Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia”, podaje w Ewangelii św. Jan. Jednakże chrześcijaństwo od czasów św. Augustyna skupiało się na nieśmiertelności duszy, a nie mdłego, nieważnego ciała. Memento mori przenikało epoki historyczne aż do baroku.

 W początkach XVII w. objawiło się dziwne bractwo różokrzyża – wykwit chrześcijaństwa ezoterycznego, czyli dostępnego tylko dla wtajemniczonych. Głosiło ono, że istnieje od początków ludzkości i ma związek z prawiedzą tajemną m.in. starożytnego Egiptu. W 1614w niemieckim Kassel ukazała się książka zawierająca m.in. tajemnicze dziełko: „Fama Fraternitatis” (Głos Bractwa) i następne, będące manifestami wiary różokrzyżowców. Z tekstów wynikało, że założyciel bractwa Christian Rosenkreutz (Chrześcijanin Róży Krzyża) podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej w XIV w., studiując w Damaszku, Egipcie i Fezie tajne księgi, zrozumiał istotę świata. Był to rodzaj objawienia i zrozumienia doskonałej formy makro- i mikrokosmosu, w tym transfiguracji osobowości do nieśmiertelności.

 Po powrocie do Niemiec Christian utworzył stowarzyszenie trzech braci, którym w domu Ducha Świętego przekazał swą wiedzę, język magiczny, sztukę uzdrawiania ludzi. Po pewnym czasie Rosenkreutz wysłał ich w świat z tajną misją. Sześć reguł nakazywało wysłannikom m.in. dostosować się do kraju, w którym działali, używać pieczęci R.C., bezpłatnie uzdrawiać chorych, raz w roku wracać do siedziby Ducha Świętego, na 100 lat zachować w tajemnicy istnienie bractwa oraz wyznaczyć następców.

 Sam Rosenkreutz zdawał się być poza czasem, pomimo pozornej śmierci. Zgodnie z napisem nad kaplicą różokrzyżowego domu Ducha Świętego, dokładnie po 120 latach (od chwili jego śmierci), podczas przebudowy otwarto jego grobowiec. Wedle tekstu „Famy” przy kolistym ołtarzu znaleziono nietknięte zwłoki założyciela bractwa różokrzyża z pergaminową księgą w dłoni. Wokół narysowane były symbole i tajemnicze figury.

 Wedle tejże księgi Rosenkreutz, zwany przez różokrzyżowców Ojcem, miał poznać sekrety Nieba, Ziemi, Ludzkości, stając się strażnikiem królewskiego skarbu Arabii i Afryki, budowniczym miniaturowego modelu kosmosu oraz profetykiem (wieszczem i jasnowidzem), który zapisał wszelkie wydarzenia, w tym przyszłe. Księga w końcowym zdaniu przyrównywała zasługi Ojca Rosenkreutza do ziarna zasianego w sercu Jezusa.

Dowiedziawszy się tych prawd, bracia zamknęli grobowiec i znów rozproszyli się po świecie.  Dość skomplikowana doktryna różanego krzyża zakładała i zakłada przemianę ludzi do nieśmiertelności. Wpływ różokrzyża na ludzi był ogromny, choć pozornie niewidoczny.

Wiele osobistości – jak kardynał de Richelieu, Johann Wolfgang Goethe niepogodzony ze starzeniem się i śmiercią, szukający w „Fauście” i życiu nieśmiertelności, czy założyciele Stanów Zjednoczonych Franklin i Jefferson – związanych było z bractwem różokrzyża. Wcieleniem Rosenkreutza, noszącym tytuł imperatora, miał być sir Francis Bacon (1561–1626), angielski lord kanclerz, mąż stanu, twórca „Kolegium niewidzialnego” i dzieła o Nowej Atlantydzie. 

Z biegiem lat różokrzyżowcy na ziemi podzielili się całkiem ziemsko, ale ich wiara w przemianę do nieśmiertelności jest wspólna. Jan van Rijckenborgh, założyciel Lectorium Rosicrucianum, współczesnej kontynuacji ruchu różokrzyżowców, pisze, że szkoła duchowa różokrzyża zdąża do przekształcenia osobowości na „człowieka niebiańskiego”, a ukoronowaniem tej drogi jest osiągnięcie nieśmiertelności.

 Po tajemniczych słowach i księgach przyszedł czas na postaci – i to w epoce Rozumu i Światła. Marzenia o nieśmiertelności uosabiają najwyraźniej postacie XVIII-wiecznych hrabiów: Alessandro Cagliostra (Józef Balsamo) i Saint Germaina. Hrabia Cagliostro podawał się za urodzonego w dwa wieki po potopie i zapewniał, że wie, jak dożyć 5557 lat. Recepta przetrwała, kuracja ma trwać tylko 40 dni. Nie bierzemy odpowiedzialności za skutek, skoro sam Józef Balsamo zmarł w więzieniu jako szarlatan w 1795 r.

 Natomiast Saint Germain na dworze Ludwika XV w przytomności pani Pompadour, księżnych, markiz, kawalerów i uczonych twierdził, że rozmawiał z Mojżeszem. Że w Niniwie przebywał na dworze króla asyryjskiego Sardanapala w IX w. p.n.e. i że cudem wydostał się z oblężonej Niniwy, podczas gdy Sardanapal wraz z pałacem spalił się. Saint Germain opowiadał o tych zdarzeniach tak sugestywnie i pewnie, jakby był ich uczestnikiem; a mówił na przykład o osobistościach sprzed 2000 i więcej lat! Ale także o bliższych czasach: o królowej Marii Stuart, o Małgorzacie de Valois, o nocy św. Bartłomieja w 1573 r. Współcześni twierdzili, że nie złapano go nigdy na kłamstwie – a były to czasy sceptycznego Rozumu!

 Szkopuł w tym, że nie wiemy, kiedy i gdzie ów tajemniczy hrabia się urodził, w jaki sposób znalazł się w Londynie, a potem w Wiedniu na dworze cesarza i w Paryżu na dworze Ludwika XV. Ponoć przewidział rewolucję 1789 r., ścięcie Marii Antoniny i epokę napoleońską, po czym znikł. Madame d’Adhemar zobaczyła nieoczekiwanie hrabiego 16 października 1793 r., gdy ścięta głowa królowej toczyła się do kosza; nie postarzał się zupełnie.

Wierzyć relacji madame czy nie? Czy nieśmiertelny hrabia zrodził się w nudzących się  główkach dworskich niewiast? Postać cudownego człowieka przewija się także w innych przekazach: w listach Fryderyka II Pruskiego, Woltera, ministra brytyjskiego Horacego Walpole’a, w pamiętnikach Casanovy. Hrabia Saint Germain podobno brał udział w powstaniu Stanów Zjednoczonych; hrabiego uważano za różokrzyżowca i masona, co zapewne nie mijało się z prawdą. Dokonywał ponoć rzeczy niezwykłych: tajemniczą herbatką miał uleczyć rodzinę carską, a potem całą armię rosyjską i ludność Hesji. Eliksir wręczony madame de Geoffrin miał sprawić, że potem przez 25 lat sprawiała wrażenie osoby 25-letniej. Sądzono, że znalazł receptę na długowieczność, a nawet nieśmiertelność. Bez wątpienia był znakomitym alchemikiem, któremu Ludwik XV udostępnił w Chambord laboratorium. Chwalił się, że zna wschodnie techniki przedłużania życia. W aktach kościoła parafialnego w Eckenforde zapisano jednak, że zmarł na zamku Hessen-Kassel 27 lutego 1784 r.

 Nie znikł jednak zupełnie, a przynajmniej pozostał w świadomości, pozostawiając po sobie przypisywaną mu „Złotą Księgę”. Niedawno wydano ją w Polsce. Jej konstatacje nie różnią się od sposobów stosowanych w psychoanalizie! Obecnie wieczny hrabia ma żyć pod postacią Marka L. Propheta w Stanach Zjednoczonych, tworząc bractwo strażników płomienia, „by kontynuować publikowanie Nauk Wniebowstąpionych Mistrzów”. Mistrz Prophet (po polsku Prorok) twierdzi, że nieśmiertelny hrabia kontaktując się z duszami światłości na całym świecie usiłuje zapobiec III wojnie światowej, złowieszczym przepowiedniom Nostradama, objawieniom fatimskim i Apokalipsie.

 Najbardziej jednak zadziwiające w tej historii było spotkanie Saint Germaina w 1779 r. z doktorem Franzem Mesmerem. Podobno w Berlinie na dworze księżniczki Amalii Pruskiej hrabia przekazał doktorowi tajemnice dotyczące naszej podświadomości. Otworzyło to drogę nie tylko mesmerowskiej hipnozie, ale naukowej psychologii i freudyzmowi. Oszalały od cierpień psychicznych świat od końca XIX w. mógł się wreszcie leczyć z nerwic, blednic, migren, depresji, kompulsji, uzależnień, psychoz i innych dolegliwości – przez słowa oddziałujące na podświadomość.

 

 

Temat nieśmiertelności jest ciągle aktualny. W Stanach Zjednoczonych Leonard Orr dowodził, że „śmierć jest bezużytecznym przyzwyczajeniem, złym nawykiem”. Podróżnik i badacz, odmładzający się bezustannie od 1961 r., podczas wędrówek po Indiach odnalazł ponoć joginów żyjących co najmniej 300 lat; niektórzy przyznawali się nawet do wieku 2 tys. lat.

 

Jednakże długowieczność, a może i nieśmiertelność wymagają wielu poświęceń: jogini izolują się od wibracji śmierci wydzielanych ponoć przez ludzkie ciała, żyją naodludziu, w jaskiniach. Leonard Orr zalecał więc tzw. rebirthing, tworząc w 1974 r.

Ruch Świadomego, Energetyzującego Oddychania i uwolnienie się od wszelkich urazów, jakich nie szczędzi nam dzieciństwo i życie. Receptą jest duchowe oczyszczenie się w prawdzie, miłości i prostocie oraz nietłumienie emocji i uczuć. Orr domagał się też legalizacji transfiguracji: dematerializacji i ponownej materializacji ciała fizycznego.

 Jego przekonania pokrywają się ze słowami tajemniczych osobników Charlesa P. Browna, Bernadeane Sittser i Jamesa R. Strole’a, którzy zapewniają na mityngach i w książce wydanej w 1990 r., że „Każdy może żyć wiecznie”. Sami mają być tego dowodem. Kluczem do nieśmiertelności wedle CBJ, czyli nowych nieśmiertelnych, ma być uznanie boskości za własną, gdyż Bóg dał nam cielesną nieśmiertelność. „W rzeczywistości nie ma żadnego życia poza ciałem” – sądzi nieśmiertelna Bernadeane. „Inne wymiary, zaświaty, tak naprawdę w ogóle nie istnieją. Są jedynie tworem myślącego ciała... Kiedy człowiek zbudzi się ku fizycznej nieśmiertelności, nie chce już żadnego innego życia”. Aby jednak podtrzymać wymianę międzykomórkową, gwarantującą nieśmiertelność, potrzebna jest organizacja wieczystych i taką CBJ stworzyli: Eternal Flame Foundation, Fundacja Wiecznego Płomienia w Scottsdale w Arizonie. Wysokości składek nie znamy.

Kwestię nieśmiertelności rozważa się jednak nie tylko w księgach paranauki i mistyki. Niemiecki publicysta naukowy Ernst Meckelburg na podstawie własnych przemyśleń i dowodów, a głównie analizy amerykańskiego programu Death and Dying (Śmierć i umieranie) z 1992 r. zapewnia nas także, że „jesteśmy nieśmiertelni” jako „zaprogramowany na wieczność biokomputer”, a „świadomość jest katapultą do hiperświata”. Przytacza na to wiele dowodów. Andrzej Szyszko Bohusz, w 1996 r. profesor AWF w Krakowie, przekonany jest (nieco intuicyjnie – jak napisał we wstępie) do „substancji świadomości nie podlegającej zmianom” i „nieśmiertelności genetycznej” osobników o wspólnej genezie.

 Teza ta pasowałaby do przekonań Carla Gustava Junga, który odkrył istnienie archetypu nieświadomości zbiorowej. W podświadomości mamy zachowane wspólne przeżycia, traumy, zachowania z przeszłości. Czy to też jest element naszej nieśmiertelności?

 Ludziom trudno pogodzić się nie tylko z własną śmiercią, ale i wielkich tego świata. Elvisa Presleya, pomimo aktu zgonu, pogrzebu i wystawienia grobowca, jego fani widzieli nieraz: twierdzą, że żyje, ukrywa się. Niczym przed pół tysiącem lat: w 1444 r. wielu Europejczyków nie wierzyło, że Władysław, król niemal połowy ówczesnego świata chrześcijan, zginął pod Warną. Natomiast wierzono powszechnie, że ukrywał się ze wstydu za złamanie traktatu z Turkami i za poniesioną klęskę. Całkiem niedawno Zbigniew Święch podał, że król Polski i Węgier żyje jako ciało astralne, gdyż jego wawelski sarkofag „oddycha”.

 Nieśmiertelność dusz albo istnienie transcendentalnych bytów pojawia się w przytłaczającej większości religii świata i w wielu systemach filozoficznych. Nawet w neokonfucjanizmie jest to przeistaczanie się niepewnego umysłu, wahającego się między dobrem a złem, w doskonały Umysł Niebiański. Warunkiem tego są małe kroki w medytacji albo objawienie. W taoizmie kontemplacja ma służyć przekroczeniu granic egzystencji:

„wykradzenia tajemnic Niebios i Ziemi”, by wyczytać z niej sekret życia i osiągnąć nieśmiertelność. Obietnicę raju zna każdy chrześcijanin.  Wszystkie dążenia do nieśmiertelności wymagają, jak się okazuje, ogromnej pracy nad sobą bądź  przestrzegania 10 przykazań, modlitwy, wyrzeczeń – jak w judeochrześcijaństwie, bądź głębokiej medytacji – jak w religiach Wschodu. A tego leniwym ludziom na ogół się nie chce.





zwiń tekst



Nie wolno ci zerwać tych kwiatów!
Pt, 14 kwi 2017 06:05 komentarze: brak czytany: 2967x

 Mam na imie Aneta. Mieszkam w pewnej malej wsi. Od lat interesuje sie zjawiskami paranormalnymi, UFO, kosmosem itp... Kiedy mialam ok. piec lat poszlam z moim bratem i kuzynem, ktory wtedy u nas byl, do sklepu... Nie poszlismy droga glowna lecz polną. Kiedy przechodzilismy obok sadu pewnego panstwa zamieszkalych w mojej miejscowosci zobaczylam rosnace tam kwiaty. Nie wiedzialam wtedy jeszcze.......

czytaj dalej

 Mam na imie Aneta. Mieszkam w pewnej malej wsi. Od lat interesuje sie zjawiskami paranormalnymi, UFO, kosmosem itp... Kiedy mialam ok. piec lat poszlam z moim bratem i kuzynem, ktory wtedy u nas byl, do sklepu... Nie poszlismy droga glowna lecz polną. Kiedy przechodzilismy obok sadu pewnego panstwa zamieszkalych w mojej miejscowosci zobaczylam rosnace tam kwiaty.

Nie wiedzialam wtedy jeszcze ze jest to sad; myslalam ze jest to zwykly maly lasek. Krzyknelam do brata ze zerwe te kwiaty i dam mamie i wtedy uslyszalam pewiem bardzo wyrazny glos... Nie pochodzil z jakiegos konkretnego miejsca; byl wszedzie! Słyszałam go bardzo wyraznie. Głos ten nalezal do jakiejs dziewczyny. Powiedziala mi,że nie moge zerwac tych kwiatów poniewaz zasadzila je ona dla swojego ojca.

Na poczatku nie przestraszylam sie jej, ale po pewnym czasie zaczelam o tym myslec. Nie powiedzialam o tym nikomu. Kiedy, po dlugim, czasie zapytalam sie mojego brata czy to pamięta odparl, ze nie i ze na pewno sobie cos wymyslilam...Niedawno zwierzylam sie z tego mojej babci, a ona powiedziala mi ze kiedys mieszkal tam pewien pan ktory mial corke...W zwiazku z tym zwracam sie do Państwa z pytaniem: Czy mogło to być naprawde jakies spotkanie z duchem, czy tez moze mogl byc to tylko glupi kawal? Jednak przypominam, ze ten glos nie wydobywal sie z zadnego konkretnego miejsca, tylko byl wszedzie wokol mnie!


Od FN

Jest wielce prawdopodobne, że był to głos nieżyjącej fizycznie córki byłego właściciela ogrodu.



zwiń tekst



Mgła
Nie, 10 gru 2023 23:30 komentarze: brak czytany: 2631x

Szanowna Zalogo Nautilusa Chcialbym podzielic sie moja historia, ktora sie wydarzyla, aczkolwiek malo kto da temu wiare, bo wiele razy bylem wysmiewany i pukano sie w czolo gdy opowiadalem co mi sie przytrafilo, co prawda sam nie do konca rozumiem co sie stalo, i dobrze by mi ktos wyjasnil.Znalazlem kilka podobnych historii na stronie Nautilusa, chodzi o zaginiecia we mgle, lub zaburzenia poczucia.......

czytaj dalej


Szanowna Zalogo Nautilusa
Chcialbym podzielic sie moja historia, ktora sie wydarzyla, aczkolwiek malo kto da temu wiare, bo wiele razy bylem wysmiewany i pukano sie w czolo gdy opowiadalem co mi sie przytrafilo, co prawda sam nie do konca rozumiem co sie stalo, i dobrze by mi ktos wyjasnil.

Znalazlem kilka podobnych historii na stronie Nautilusa, chodzi o zaginiecia we mgle, lub zaburzenia poczucia czasu i przestrzeni, mnie to dotknelo. Zdarzylo sie to 30 lat temu, wiosna 1987 lub 1988 roku, koniec kwietnia lub poczatek maja, pamietam, ze trzeba bylo za komuny isc w pochodzie pierwszo majowym, czego nikt nie lubil i na pare dni przed jak i po swiecie jeszcze o tym dyskutowano, a zdarzylo sie to w okolicach 1 Maja. Dzisiaj mieszkam za granica, brak polskich czcionek widac w emailu, to efekt "uboczny".

Sprawa ktora opisze, nie lubie tego, bo to byl wrecz koszmar, snilo mi sie potem wiele razy, i mam wstret do mgly, przez wiele lat po prstu balem sie mgly. CO sie wydarzylo? Tego dnia wybralem sie na wies, do rodziny, mialem dlug ktory wtedy oddalem, pojechalem na wies, na weekend, w sobote wybralem sie pieszo na sasiednia wies, do dalszej rodziny, po prostu odwiedzic, odleglosc moze 2-2,5 km, zwykle zajmowalo mi to jakies 30-45 minut marszu, w niedziele rano juz wracalem.

Kkilka minut po 9tej rano wyszedlem,  poniewaz po poludniu mialem powrotny autobus, no i przytrafilo mi sie, cos czego nie rozumiem, mianowicie: na odcinku ktory wracalem "pochlonela mnie mgla" "zagubilem sie we mgle" jak moge to okreslic, czy jakos tak, po prostu sobie szedlem, asfaltowa droga, bylo chlodno, po drodze pasemka mgly, rzadkiej mgly, przy drodze pastwiska, na nich krowy, i w odali jakis row melioracyjny czy cos takiego, stamtad te pasemka mgly szly, nagle w pewnym momencie, w jednym z takich przejrzystych obloczkow mgly zrobilo sie bardzo gesto, co mnie mocno zdziwilo, bo kilka sekund wczesniej widzialem na wylot przez te mgle, tak rzadka byla.


A tu nagle jak wyciagnelem reke przed siebie to palcow nie widzialem, mocno mi sie to nie spodobalo, bo mogl mnie samochod najechac przy takiej widocznosci, do tego przy drodze byl row z woda i blotem, a nie chcialem wpasc w row, i zostawic but w blocie, jak mi sie juz kiedys przytrafilo, bo buty za komuny to bylo "dobro luksusowe", wiec bardzo powoli zaczelem stawiac kroki przed siebie wyczuwajac asfalt i nadstawiajac ucha (jadace samochody), nagle w ktoryms momencie stracilem twardy asfalt pod nogami, zrobilo sie miekko jakby trawa, zaczelem sie obawiac ze zaraz wpadne do przydroznego rowu z woda, zaczelem isc bardzo powoli w tej mgle, kilkanascie moze krokow zrobilem i mgla zaczela sie rozrzedzac.

Przeswity sie pojawily, poczulem ulge, jeszcze kilkanascie krokow i wyszedlem z mgly. Oslupialem, zobaczylem zupelnie inny krajobraz niz wczesniej mi znany, wczesniej widzialem  w oddali wioske, domy, obok mnie zaraz przy drodze pastwiska, krowy na nich, daleko las, a teraz pustkowie, doslownie nic, plaski po horyzon teren, pusty, zadnych domow, wsi, asfaltowej drogi, krow, nic, tylko cos jak step, suchy step, krotka wyschnieta trawa, jednostajny krajobraz, kilka pojedynczych drzew w oddali, teren plaski po horyzont, myslalem ze zabladzilem w tej mgle, ale nigdzie w Polsce nie ma takiego krajobrazu, nie moglem odejsc daleko od drogi,a  tu nawet tej drogi nie bylo, totalne pustkowie, zaniepokoilem sie gdzie ja jestem, mgla sie gdzies rozwiala a ja zadnych ludzi nawet nie widzialem, postanowilem isc przed siebie w nadziei ze kogos spotkam to sie zapytam gdzie jestem, zaczelem tak isc przed siebie, i to sporo, i nic nie natrafialem, ciagle ten jednostajny step, zadnych drog, budynkow, nic, zadnych sladow dzialanosci czlowieka, zadnych zwierzat, dzikich, ani gospodarskich, nawet ptaki tam nie lataly.

Mocno sie zaniepokoilem tym, zrobilo mi sie goroco, wczesniej jak wyszedlem z domu bylo chlodno, mialem na sobie kurtke,a teraz musialem ja zdjac, bylo parno i goroco, mimo ze slonca nie widzialem, niebo bylo jednolicie szare, zadnego slonca przez chmury, duszno i goroco, szedlem dosc dlugo i niczego nie znalazlem, mocno sie tym przestraszylem, nie rozumialem tego jak ja moglem zabladzic we mgle i gdzie sie znalezc, jak sie tym marszem zmeczylem, ustalem zeby odpoczac, wtedy znow przede mna pojawila sie mgla, nie spodobalo mi sie to, skad tam mgla, nie bylo tam widac zadnej wody tylko ten suchy step, a tu mgla plynie na mnie, chcialem uciekac ale zmeczenie wzielo gore i mgla mnie ogarnela, stanelem w miejscu mocno tym przetraszony i czekalem co sie stanie.

Mgla sie zaczela robic przejrzysta, az  nie moglem uwierzyc wlasnym oczom, znow bylem  w znajomym miejscu, obok asfaltowej drogi, na pastwisku, kilkanascie krokow od miejsca gdzie po raz pierwszy mgla mnie ogarnela, bylem zmeczony i spocony, z kurtka na ramieniu, ale sily mi wrocily i migiem przeskoczylem przydrozny row i pomaszerowalem do domu rodziny, jak wszedlem spojrzalem na zegar, dochodzila trzynasta, wyszedlem z drugiej wioski kilka minut po 9tej, i odcinek ktory zwykle moglem przjesc przz pol godziny(max, 45 minut) przeszedlem w ponad 3 h, gdzie ja bylem? w tamtej okolicy ani nigdzie w Polsce nie ma takiego stepu, jezeli ide jakies 4 km/h to powinienem przejsc jakies 12 km, a przeszedlem na tej drodze i lace we mgle kilkadziesiat krokow, jak ja znalazlem sie na tej lace skoro bylem na asfaltowej drodze, i odzielal mnie przydrozny row z woda, w tej mgle nei wpadlem w niego a jakos sie te kilkadziesiat krokow przemiescilem, co sie ze mna tam stalo, czy ktos mi to moze wyjasnic bez pukania sie w czolo?

Wiele razy sie zastanawialem nad tymi pytaniami. Jakt o powiedzialem ludziom to zaraz zaczely sie smiechy ze mnie, tacy ludzi sa, pytano sie ile i co wypilem, naprawde, nie pilem tamtego rana zadnego alkoholu, narkotykow w tamtych czasach nie bylo, o nadprzyrodzonych rzeczach za komuny sie nie mowilo. Naprawde, potem mialem koszmary, snilo mi sie ze ja na tym stepie umieram z pragnienia i glodu, przez wiele lat balem sie mgly, balem sie ze jak wejde to z drugiej strony zobacze cos innego,
Czy ktos mi to wyjasni?
pozdrawiam
 
Tomasz [dane do wiad. FN]





zwiń tekst



Zbieg okoliczności? Nie istnieje.
Czw, 13 kwi 2017 03:31 komentarze: brak czytany: 1980x

Szanowna Redakcjo, Chciałbym podzielić się z Wami pewnym odczuciem, którego doznałam podczas oglądania wywiadu z kapitanem bałtyckiego kutra, który przeżył spotkanie z istotami pozaziemskimi. /materiał prezentujemy na końcu tekstu - przyp. FN/ W pewnym momencie wspomina on, że gdy obiekt odleciał, nikt na kutrze nie uznał tego zdarzenia za niezwykłe i ekscytujące, wszyscy dokładnie wiedzieli z czym.......

czytaj dalej

Szanowna Redakcjo,
Chciałbym podzielić się z Wami pewnym odczuciem, którego doznałam podczas oglądania wywiadu z kapitanem bałtyckiego kutra, który przeżył spotkanie z istotami pozaziemskimi. /materiał prezentujemy na końcu tekstu - przyp. FN/
W pewnym momencie wspomina on, że gdy obiekt odleciał, nikt na kutrze nie uznał tego zdarzenia za niezwykłe i ekscytujące, wszyscy dokładnie wiedzieli z czym mieli do czynienia i przeszli nad tym do prządku dziennego.
Ja od dziecka bardzo lubię obserwować gwiazdy, wypatruję spadających...

Kilka lat temu (może dwa, może cztery...), w ciepłą noc jak zwykle wychodząc na zewnątrz spojrzałam w niebo i zobaczyłam "poruszającą się" gwiazdę, byłam przekonana że to spadająca gwiazda, dlatego przystanęłam i czekałam aż zniknie. Ona jednak się zatrzymała, trwała chwilę w danym miejscu, po czym jakby odleciała. A ja pomyślałam (dokładnie, pamiętam zdanie które wtedy pomyślałam), że to jakaś dziwna gwiazda, która spada nie w kierunku ziemi... I wróciłam do swoich zajęć.

Cały czas wiedziałam, że w moim umyśle jest to wspomnienie, ale nie było ono żadną miarą istotne. Dopiero niedawno (kilka miesięcy temu) przyszło mi do głowy, że to nie była ani gwiazda, ani z pewnością samolot (to było wielkości większej gwiazdy, coś jak Wenus, i nie migało). Wypowiedź pana kapitana dokładnie oddaje moje odczucia wobec tego co widziałam, nie było to w żaden sposób niezwykłe, tak jakby nie warte aby zajmować tym myśli.

Teraz tylko zadaję sobie pytanie, dlaczego niedawno, w naprawdę krótkim okresie czasu, przypomniałam sobie o tym, połączyłam to z jakimkolwiek obiektem nieznanym i dowiedziałam się o Waszym istnieniu?
Zbieg okoliczności, chociaż ja to już przestaje wierzyć, że coś takiego istnieje....
Pozdrawiam serdecznie :-)
Aga [dane do wiad. FN]


.... materiał wideo, o którym wspomina nasza czytelniczka



zwiń tekst



W tym domu czuję czyjąś obecność
Nie, 10 gru 2023 23:30 komentarze: brak czytany: 1961x

Szanowna Redakcjo      Chciałam opisać ciekawy przypadek. Ma to miejsce gdzie obecnie pracuję. Mieszkam obecnie w Niemczech a pracuję jako opiekunka osób starszych. Z racji wykonywanej pracy mieszkam z moją podopieczną w domu jednorodzinnym. Pracuję w tym miejscu od grudnia 2016. Odkąd przyjechałam i zamieszkałam w domu wciąż czuje czyjąś obecność. Dom jest piętrowy. Podopieczna.......

czytaj dalej

Szanowna Redakcjo
      Chciałam opisać ciekawy przypadek. Ma to miejsce gdzie obecnie pracuję. Mieszkam obecnie w Niemczech a pracuję jako opiekunka osób starszych. Z racji wykonywanej pracy mieszkam z moją podopieczną w domu jednorodzinnym. Pracuję w tym miejscu od grudnia 2016. Odkąd przyjechałam i zamieszkałam w domu wciąż czuje czyjąś obecność. Dom jest piętrowy. Podopieczna z mężem mieszkają na parterze ja na piętrze.Wcześniej na tym piętrze mieszkała matka mojej pacjentki,która zmarła w tym domu.
     Odkąd przyjechałam odczuwam ze ktoś mnie obserwuje. Nie przejmuję sie tym jednak parę dni temu stało się coś dziwnego. Po godz 23 poczułam silny smród spalenizny, takiej kiedy coś przypala się na patelni. Myślałam że mąż pacjentki smaży coś. Zeszłam na dół zapytałam czy coś się przypaliło. On jednak stwierdził ze nic nie gotuje, zresztą widziałam to. Wróciłam do siebie otworzyłam okna lecz w żaden sposób nie mogłam się pozbyć smrodu. Ustąpiło to dopiero po jakiejś godzinie. Zauważyłam że drzwi czasem huśtają się delikatnie, mimo braku przeciągu.
     Inne zjawisko to fakt że przez jakiś czas wciąż coś mnie budziło o 3 w nocy, zawsze 3:00 lub 3:10. Czułam że ktoś jest w pokoju. Umowę mam do końca lipca,nie wiem jak to bedzie wyglądało, moje zdrowie tez się pogorszyło.
Pozdrawiam
Anna


OD FN

Jedna uwaga przy okazji tej relacji - smród spalenizny jest bardzo często związany z duchem osoby, która kiedyś zamordowała człowieka. Tacy ludzie w momencie śmierci boją się pójść w stronę światła, gdyż obawiają się "piekła i kary". Pozostają na ziemi i w ten sposób często powstają nawiedzone domy czy miejsca. Dlaczego akurat morderstwo czasami wiąże się ze smrodem spalenizny? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale warto wiedzieć, że także taki smród wydzielają ręce żyjących morderców, choć mogą go poczuć tylko media i osoby obdarzone silnym darem jasnowidzenia.



zwiń tekst



Sny z udziałem zmarłych
Pt, 7 kwi 2017 22:22 komentarze: brak czytany: 2231x

 Kiedyś prowadziłam dziennik snów, ale było ich tyle, z braku czasu zaniedbałam jego prowadzenie a teraz myślę, by do tego powrócić. Chciałabym tylko zaznaczyć, że byłam ukochaną wnuczką moich Dziadków, byłam z Nimi bardzo emocjonalnie związana, bardzo przeżyłam Ich śmierć, a Dziadkowi pozwoliłam odejść dopiero 12 lat po Jego śmierci. Teraz kilka snów: 31.12.1998 - przyśnił mi się mój Dziadziuś.......

czytaj dalej

 Kiedyś prowadziłam dziennik snów, ale było ich tyle, z braku czasu zaniedbałam jego prowadzenie a teraz myślę, by do tego powrócić. Chciałabym tylko zaznaczyć, że byłam ukochaną wnuczką moich Dziadków, byłam z Nimi bardzo emocjonalnie związana, bardzo przeżyłam Ich śmierć, a Dziadkowi pozwoliłam odejść dopiero 12 lat po Jego śmierci.

Teraz kilka snów: 31.12.1998 - przyśnił mi się mój Dziadziuś i powiedział mi chronologicznie ważne wydarzenia dla mnie z mojego życia, które nastąpią w ciągu najbliższych 7 lat. Nie podawał dat, mówił co się wydarzy. Bez szczegółów. Tylko same wydarzenia. narodziny mojego dziecka, rozwód, śmierć mojej Babuni a Jego żony, moja przeprowadzka. Faktycznie wszystko tak się stało. 26.09.2001 - w pierwszą noc po pogrzebie przyśniła mi się Babunia, podziękowała mi za zorganizowanie pogrzebu, stypy, podziękowała mi za moją pomoc ( choć przed śmiercią wielokrotnie dziękowała mi za opiekę ).

Dodała, że " wszystko było tak jak chciałam, bardzo cię kocham, jestem z wami". Powiedziała " ja jestem z Wami, ja żyję".

W tą samą noc przyśniła się również mojej Mamie, również powiedziała, ze bardzo Ją kocha, ze dziękuje. Moja Mama powiedziała Babci o Jej dowodzie osobistym, że jest już zniszczony i co teraz? Na co Babunia odparła: " ja żyję, ale dowód nie jest mi potrzebny. Dobrze wszystko załatwiłyście. Ja żyję Córciu i bardzo cie kocham." 20.05.2004 – ja prawie 30 letnia wówczas kobieta byłam na wczasach z moją Babcią.

Wszystko wyglądało identycznie jak wtedy kiedy miałam 7 lat i byłam w tym miejscu z Babcią na wczasach. Widziałam siebie jako dziecko, w tamtych latach kiedy faktycznie to się działo. Jak byłam dzieckiem, Dziadek wówczas z nami nie pojechał na wczasy, bo nie dostał wolnego w pracy a teraz w moim śnie się pojawił i powiedział: „ Masz jakąś ważną misję do wykonania w swoim życiu, a jeszcze tego nie zrobiłaś – to wszystko przed Tobą.”

Do dnia dzisiejszego nie wiem o jaką moją misję chodzi. 21.05.2004 – śnili mi się moi zmarli Dziadkowie i moja zmarła Ciocia a Ich córka. Byliśmy wszyscy przed szkołą podstawową, do której w dzieciństwie chodziłam a teraz zbliżał się czas kiedy moje dziecko miało pójść do szkoły. W śnie Dziadziuś powiedział mi, ze będzie się moim dzieckiem cały czas opiekował i żebym się nie bała. Sierpień 2004

– Babunia powiedziała mi telepatycznie oczami, że mam zdolność widzenia aury. „ moje imię, ty to umiesz”. Ja na to: „ Nie, Babciuń. Ja tego nie umiem” a Babunia odpowiedziała: „ Umiesz. Mówię, że to umiesz tylko ty w siebie nie wierzysz”. Od tamtego czasu co jakiś czas przez jakiś okres czasu widzę aurę ludzi, kolor, grubość. W następnym mailu jeśli jesteście Państwo zainteresowani opiszę kolejne sny. W tym również o reinkarnacji. Zmarli wracają do naszego świata w postaci naszych dzieci. Także o dzieciach, które czekają na pozwolenie przyjścia do naszego świata. Pozdrowienia dla ZN. A.




zwiń tekst



Ten żołnierz co teraz idzie będzie twoim bratem w kolejnym wcieleniu!
Czw, 6 kwi 2017 09:10 komentarze: brak czytany: 2668x

Chciałbym opisać swoją niezwykłą historię, która zaczęła się prawie ćwierć wieku temu i nie daje mi spokoju do dziś.... Wszelkie opisy przykładów synchroniczności bledną w obliczu tej historii. Otóż gdzieś w roku 1992 miałem dziwny i bardzo realistyczny sen. Znajdowałem się na brukowanej ulicy w jakimś mieście, był zachód słońca. Rozglądałem się wokół, patrzyłem na kamienice po lewej stronie ulicy.......

czytaj dalej

Chciałbym opisać swoją niezwykłą historię, która zaczęła się prawie ćwierć wieku temu i nie daje mi spokoju do dziś.... Wszelkie opisy przykładów synchroniczności bledną w obliczu tej historii. Otóż gdzieś w roku 1992 miałem dziwny i bardzo realistyczny sen. Znajdowałem się na brukowanej ulicy w jakimś mieście, był zachód słońca. Rozglądałem się wokół, patrzyłem na kamienice po lewej stronie ulicy, na drzewa w jakimś parku po prawej, na wprost było widać jakiś kościół... To nie były dzisiejsze czasy z pewnością..I nagle dał się słyszeć dziwny rytmiczny dzwięk. Spojrzałem na wprost i zobaczyłem oddziały żołnierzy w dziwnych uniformach.

Stałem jak wryty a żołnierze szybko zbliżali się do mnie i przechodzili przeze mnie jak by mnie nie było..I nagle usłyszałem w swojej głowie głos: "Ten żołnierz co teraz idzie będzie twoim bratem w następnym wcieleniu" Spojrzałem wnikliwie na wprost i zobaczyłem wysokiego czarnowłosego żołnierza, który rozglądał się na boki, widziałem szczegóły jego munduru, guziki, epolety. Nie spojrzał na mnie lecz tak jak inni przeszedł przeze mnie...a potem się obudziłem, ale nie mogłem tego snu zapomnieć.

Za jakieś dwa lata byłem w Kielcach na badaniach okulistycznych bo zaczynała mi się zaćma. Po badaniach wstąpiłem do małej pobliskiej księgarni i zobaczyłem na ścianie małą reprodukcję. Coś mi ten obraz przypominał, więc go kupiłem, przywiozłem do domu i położyłem bo jak na razie to z bliska niewiele widziałem. Za rok miałem pierwsza operację zaćmy a znów za rok drugą.. Jak już przejrzałem na oczy to przypomniałem sobie o tej reprodukcji i ją obejrzałem dokładnie z bliska. Jakie było moje zdumienie, gdy stwierdziłem, że jest to sceneria z mojego snu.

Gdy dokładnie sie przyjrzałem szczegółom, to zobaczyłem nawet szeregi żołnierzy maszerujących na końcu ulicy. Byłem pewien, że to miasto i sytuacja z mojego snu. Ponieważ znów gdzieś za rok wróciłem do pracy zeskanowałem sobie ten obraz i ustawiłem jako tło pulpitu. A któregoś dnia odwiedził mnie w pracy brat, siadł koło mnie a potem spojrzał na ekran komputera, po czym dosłownie zerwał się z niego i zapytał mnie głośno: "skąd masz ten obraz, ta sceneria śni mi się prawie co noc, jestem w tym śnie żołnierze, tam dalej jest garnizon a tym kościele codziennie się modlę". To co mnie najbardziej zaskoczyło, to modlitwy mojego brata, bo w obecnym życiu raczej rzadko chodził do kościoła nie mówiąc o modlitwie. Gdy mu opowiedziałem historię tego obrazu był bardzo roztrzęsiony.

Wyrażam zgodę na publikację tej historii, tylko nie bardzo wiem jak wkleić ten obrazek bo chyba jest za mało miejsca. Według informacji na odwrocie reprodukcji to namalował go Wilhelm Brucke malarz niemiecki (1820 - 1870) Berlin - widok na garnizon i ogród. A nawiasem mówiąc, brat dobrze znał niemiecki i nie wiedział dlaczego. Teraz niestety brat nie żyje, został w ubiegłym roku zamordowany dla zabawy i do tej pory toczą się postępowania karne.

OD FN

Poprosiliśmy autora historii o zrobienie zdjęcia tego obrazu i przysłanie go naszej redakcji. Oto skany tego obrazu.






zwiń tekst



UFO nad Morskim Okiem w 1994 roku - relacja świadka
Nie, 10 gru 2023 23:31 komentarze: brak czytany: 1737x

Było to w drugiej dekadzie października 1994 roku. Około czwartej rano byłem już dość wysoko, powyżej Czarnego Stawu nad Morskim Okiem, nieco poniżej Kazalnicy, gdzieś na wysokości 1900–2000 m n.p.m. Powietrze było nieruchome, noc gwiaździsta, bezksiężycowa. Było bezchmurnie, a dużo poniżej w dolinach ścieliły się mgły. Raptem pomyślałem: „ktoś wystrzelił rakietę”, a zaraz potem pomyślałem: „rakieta.......

czytaj dalej

Było to w drugiej dekadzie października 1994 roku. Około czwartej rano byłem już dość wysoko, powyżej Czarnego Stawu nad Morskim Okiem, nieco poniżej Kazalnicy, gdzieś na wysokości 1900–2000 m n.p.m. Powietrze było nieruchome, noc gwiaździsta, bezksiężycowa. Było bezchmurnie, a dużo poniżej w dolinach ścieliły się mgły. Raptem pomyślałem: „ktoś wystrzelił rakietę”, a zaraz potem pomyślałem: „rakieta nie schodziłaby w dół”. A od północnej strony na niebie zapaliło się jasne światło.


Zapaliło się znienacka, w idealnej ciszy. Zdjąłem plecak z myślą o wyjęciu aparatu, ale pomyślałem, że nie zdążę go wyjąć i sfotografować, więc odłożyłem plecak na ziemię. A wokół skały zrobiły się niemal białe od światła jasności płonącej magnezji. Miałem wrażenie, że krąg rozjaśnionych skał rozciągał się w promieniu kilkunastu metrów ode mnie. Po chwili pociemniało, spojrzałem w górę i na tle ciemnego nieba ujrzałem schodzącą skośnie w dół, od lewej do prawej, około 20 stopni odchylenia od pionu, szarą smugę. Wciąż była idealna cisza. Nie pamiętam już, po jakim czasie wziąłem plecak i ruszyłem w dalszą drogę. Pamięć rejestruje, że idę w górę z plecakiem na grzbiecie.

Dziwne, że nie pamiętam, jak długo po tym zdarzeniu stałem w miejscu, a pamiętam myśli, jakie mi przychodziły i odłożenie plecaka w czasie, gdy to trwało. Zupełnie, jakby się zmieniły proporcje czasu, Przecież meteor nie może spadać tak długo, żeby można pomyśleć tak wiele – nawet jeśli myśli znacznie przyspieszyły. A w międzyczasie odłożyłem na ziemię plecak, co też wymagało pewnej chwili. I gdy otoczenie wokół zalewało białe światło, w pamięci pozostały tylko rozjaśnione skały, jakbym wtedy nie patrzył w górę. Do dziś mam wrażenie, jakbym potem ruszył w dalszą drogę niejako automatycznie, choć wciąż miałem w pamięci to wszystko. I nie mógł to być sen, bo byłem wcześniej w ruchu, całkowicie przytomny, świadomy, wypoczęty i rozgrzany podchodzeniem. I wcale nie jestem pewien, co to było… Przeczytałem, że w hipnozie zmienia się upływ wewnętrznego czasu. Czy mogło zdarzyć się coś takiego, że znalazłem się w podobnym stanie?

[dane do wiad. FN]


 

Nasz czytelnik oczywiście ma rację - być może tego dnia przeżył coś więcej niż tylko obserwację UFO, co wykazać by mogła tylko hipnoza. Opisał jednak jeszcze więcej historii ze swojego życia, z których zainteresowała nas jeszcze jedna - z motylem.
 

[...] Kilka lat temu pojechałem do Warszawy występować jako świadek w sprawie, w której kobieta i dziecko zostali skrzywdzeni przez złych ludzi. Po sprawie wracałem w smutku i przekonaniu, że prawo nie ujmie się za pokrzywdzonymi, że zwycięży brutalność, chamstwo i cwaniactwo. Odczuwałem też nienawiść. Szedłem ulicą Jana Pawła II. Przystanąłem przed przejściem, czekając na zielone światło. Nagle na koszulkę tuż nad sercem spłynął motyl. Nie wiem, skąd przyleciał, po prostu go ujrzałem. Duży, w kolorach brązu i czerwieni. Zapaliło się zielone światło. Przeszedłem na drugą stronę wraz z motylem. Kilka metrów za przejściem przystanąłem, powiedziałem cicho:
Przyleciałeś mnie pocieszyć?
Wtedy motyl oderwał się od koszulki. Ale nie odleciał, tylko usiadł pośrodku czoła, dwa lub trzy centymetry nad poziomem oczu. Widziałem go i czułem jego dotyk, bardzo delikatny. Siedział parę sekund, potem wzleciał i przez kolejne dwie lub trzy sekundy trzepotał w powietrzu przed oczami, zatoczył okrąg. Dopiero potem odleciał, nie wiem gdzie, po prostu znikł. A ja poczułem ogromną ulgę, jakby mi ktoś zdjął z pleców wielki ciężar. I dziwnie jeszcze pomyślałem, że ten motyl coś mi powiedział, nie wiem tylko co to mogło być.
 



zwiń tekst



Sprzedawał samochód nieżyjącego ojca i wtedy pojawił się... gołąb
Nie, 10 gru 2023 23:31 komentarze: brak czytany: 1965x

O przypadku nie może być mowy - w naszym archiwum mamy dziesiątki relacji o tym, że w czasie śmierci bliskiej osoby na parapecie w domu jego rodziny pojawiał się ptak, który albo bardzo głośno się zachowywał, albo wprost stukał dziobem w okno. Zdarzały się nawet przypadki, że ptaki (normalnie unikające kontaktu z ludźmi) wlatywały do mieszkania i siadały tuż przed przerażonymi domownikami. W tym samym.......

czytaj dalej

O przypadku nie może być mowy - w naszym archiwum mamy dziesiątki relacji o tym, że w czasie śmierci bliskiej osoby na parapecie w domu jego rodziny pojawiał się ptak, który albo bardzo głośno się zachowywał, albo wprost stukał dziobem w okno. Zdarzały się nawet przypadki, że ptaki (normalnie unikające kontaktu z ludźmi) wlatywały do mieszkania i siadały tuż przed przerażonymi domownikami. W tym samym czasie w szpitalu umarł bliski członek ich rodziny - nie ma wątpliwości, że oba wydarzenia miały ze sobą coś wspólnego.

Czasami do dziwnego pojawienia się ptaka (kruka, gołębia, gawrona itp.) dochodzi po śmierci osoby, w której mieszkaniu znajdują się świadkowie takiego wydarzenia. Przykładem może być sytuacja opisana przez naszego czytelnika, której opis właśnie dostaliśmy. Sytuacja bardzo często spotykana - po śmierci rodziców dzieci na potęgę wyprzedają wszystkie rzeczy, które dla ich zmarłego ojca czy matki były "wielkimi skarbami". I nagle pojawia się gołąb.

[...] ] Witam. Na początku proszę o anonimowość. Chciałbym podzielić się z Redakcją i Czytelnikami pewnym wydarzeniem, którego byłem świadkiem wraz z żoną. Sąsiad z naszego bloku zmarł a jego syn postanowił sprzedać mieszkanie i samochód należący do jego ojca. Postanowiliśmy kupić samochód i umówiliśmy się na spotkanie w mieszkaniu należącym do zmarłej osoby. Syn zmarłego sąsiada już na nas czekał z gotową umowa. W pewnej chwili na parapet okna które było bez firanki przyleciał gołąb, który bardzo chciał dostać się do środka. Chodził po całej długości parapet stukając dziobem w szybę. Przeszły mi ciarki po plecach. Żona jak wspomniałem też to widziała. Jedynie syn zmarłego zdawał się nie zwracać uwagi na całą sytuacje. Wnioski proszę wyciągnąć samemu. Pozdrawiam. [...]     2017-04-02 

Czy jest to znak od zmarłej osoby? Czy może jeszcze od czegoś innego, co jest tylko pośrednikiem w kontakcie? Te pytania muszą pozostać bez odpowiedzi.





zwiń tekst



STRONA
1 50 53 54 55 56 57 58 59 86
Strona 56 / 86

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

5 kwietnia w wędrówkę wybrzeżem wyruszyli Janek i Miłosz. Przy okazji węd

UFO24

więcej na: emilcin.com

Pon, 24 mar 2025 21:16 | [KONTAKT] Szanowny Panie Robercie nie wiem czy taka informacja jest warta k

Dziennik Pokładowy

Sobota, 5 kwietnia 2025 | Czy można jednym zdaniem zmienić świat? Ja wierzę, że trafna myśl zapisania słowami ma gigantyczną energię, jeśli zawiera w sobie światło czyli prawdę. I może zmienić jednego człowieka, czyli tak naprawdę cały świat. Jak to działa? Zobaczycie sami, bo chłopaki już wyruszyli!

czytaj dalej

FILM FN

Gorzów Wielkopolski: Bez żadnego dźwięku i hałasu

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.