Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
W artykule dla „Nautilusa”, zamieszczonym w sierpniu 2014 roku i zatytułowanym Sny o wojnie i kataklizmach, opisywałam moje i mojej córki sny o wojnie, mające miejsce na przestrzeni wielu lat. Byłam nimi mocno zaniepokojona, bo nasze wizje zawsze się sprawdzają – nawet po latach. Wygląda na to, że jedna z nich właśnie się urzeczywistnia… To ważny sygnał, by nie lekceważyć snów: są kanałem, poprzez który otrzymujemy przesłania z innych sfer rzeczywistości.
Kilka dni przed aneksją Krymu, w nocy z 1na 2 marca 2014 roku śniłam, że biorę udział w spotkaniu grupy sensytywnych osób, które mówiły o tym, co się wydarzy w przyszłości. Jedna z młodych kobiet oświadczyła, że miasto na Ukrainie o nazwie na „A” (zbliżonej do „Anaksajewka” czy „Awdijewka” – dokładnie nie pamiętałam po przebudzeniu) „spłynie krwią” za sprawą Rosjan.
I oto dziś, po wielomiesięcznym okresie względnego spokoju media donoszą: „Prorosyjscy separatyści ostrzeliwują Awdijiwkę – kilkudziesięciotysięczne miasto w Donbasie. Pociski artyleryjskie spadają również na cywilne zabudowania. Ukraińskie władze apelują o reakcję społeczności międzynarodowej i wstrzymanie ognia”.
Dalej czytamy: „Jak informują służby prasowe ukraińskiej armii, w ciągu nocy prorosyjscy separatyści wystrzelili w kierunku Awdijiwki około 80 rakiet Grad. Ponadto do ostrzałów użyli też artylerii kalibru 152 mm, moździerzy i czołgów. Kolejny ostrzał odbył się też o 6 rano czasu miejscowego. Według ukraińskich władz separatyści użyli wyrzutni Grad ukrytych w cywilnych kwartałach Doniecka i Jasynuwatej. Rakiety spadły na cywilne dzielnice Awdijiwki. Są informacje o co najmniej jednym rannym mieszkańcu miasta. Płonie też gazociąg.
Awdijiwka w wyniku ostrzałów pozbawiona jest prądu, wody i ogrzewania. Ukraina, w związku z ostrzałami chce zwołania spotkania trójstronnej grupy do spraw uregulowania konfliktu Donbasie. W nocy ukraińskie ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało oświadczenie, w którym kwalifikuje ostrzał Awdijiwki jako zbrodnię wojenną, za którą odpowiedzialna jest Rosja. Kijów żąda od Kremla wstrzymania ognia. W tej sprawie Ukraina zwróciła się m.in. do sekretarza generalnego ONZ.
Intensywny ostrzał Awdijiwki trwa od niedzieli. W wyniku ataków separatystów na miasto zginęło co najmniej siedmiu ukraińskich żołnierzy, a około 30 zostało rannych. Wczoraj rannych też zostało dwóch cywili” (http://wiadomosci.onet.pl/swiat/ukraina-nie-ustaja-ostrzaly-awdijiwki/k20g77e).
Ta tragiczna wiadomość wstrząsnęła mną. Tym bardziej, że inne nasze sny są zdecydowanie bardziej dramatyczne. Czy od ogólnoświatowego konfliktu nie ma już odwrotu?
Margo11
czytaj dalej
Na pocztę FN przyszedł ciekawy materiał, który obejrzeliśmy i rzeczywiście wiele wniosków podanych przez autora wideo-bloga pokrywa się z naszymi obserwacjami. Być może dla naszych czytelników będzie to ciekawe, jeśli ktoś już wie o tym, że złe i niewidzialne byty są częścią naszej rzeczywistości. Oto wiadomość, którą dostaliśmy kilka godzin temu na pokład okrętu Nautilus:
Witam załogę (dane do wiad. FN)
Zwykle omijam związane z ciemnymi bytami, ale tym razem z dwóch źródeł jednocześnie przyszedł do mnie ten temat. Jednym z nich była wasza strona, a drugim była strona Daniela Cankowa, polskiego medium, który razem z hipnotyzerem Bolesławem Zarębskim robią kawał dobrej roboty.
Nawiasem mówiąc informacje które przekazują pokrywają się z tym co wyczytałem w książkach Edgara Caycea, a i technika moim zdaniem jest prawie identyczna. Różnica jest taka, że Cayce wprowadzał się w stan transowy, autohipnozy samodzielnie, a nasz rodak potrzebuje hipnotyzera, jednak i jeden i drugi potrzebuje kogoś kto poprowadzi go po świecie ducha.
Ale wracając do głównego wątku, Daniel opublikował film o oczyszczaniu, rogów pokoju, sam czułem że mój pokój wysysa ze mnie energię i od razu oczyściłem go jedną z jego technik, co odczuwalnie od razu pomogło. Co jest najciekawsze, w filmie podaje że oprócz kątów, załamań w pomieszczeniach, chochliki bardzo lubią gnieździć się w wyjściach instalacji elektrycznych, czyli włącznikach, gniazdkach, oprawach oświetleniowych, ale tak samo urządzeniach typu router wifi, czy telewizor.
Poniżej podaje link do filmu, (konto na youtube UlotneMysli1)
https://www.youtube.com/watch?v=IRQjk9So_M4
Pozdrawiam serdecznie Paweł
Materiał wideo poniżej:
czytaj dalej
Witam całą załogę! Jestem Waszym stałym bywalcem od lat, śledzę co się ukazuje na pokładzie, przynajmniej staram się czytać wszystko. Mieszkam w centralnej Polsce woj.łódzkie. Piszę w związku z ukazaniem się artykułu o czarnej kuli na lotnisku Gądów na Śląsku. Piszę dlatego , że widziałem w życiu tą kulę , było to bardzo dawno temu , ale dla mnie to tak jakby to było wczoraj.
Musi być to ten sam obiekt, ponieważ jest jedna rzecz ,której nie widać na foto na pierwszy rzut oka. A więc postaram się w skrócie opisać ten spektakl ,bo tak to dla mnie wyglądało. Miałem wtedy około 6-7 lat(rok urodzenia w mailu),mieszkałem w małej miejscowości,teraz mieszkam w innym miejscu ale nie jest daleko od poprzedniego. Dzień był słoneczny ale obserwacja była idealna ponieważ obiekt był na przeciwko słońca ,czyli słońce miałem za plecami.
Stałem obok szczytowej strony domu i zauważyłem kulę na północnej stronie nieba gdzieś na wysokości 100-200m i odległości około 200m ,była na drzewami więc miałem jakiś punkt odniesienia. Jakoś bardzo nie zainteresował mnie ten obiekt, który wisiał nieruchomo w powietrzu ,tzn nie przesuwał się -stał jakieś 20min w jednym miejscu.Ja w tym czasie odbijałem piłkę o tą szczytową ścianę jak zawsze.Miałem ten obiekt na oku praktycznie cały czas gdy zerknąłem w tamtym kierunku. Było to ciekawe ,ale jednak zbyt wysoko by coś szczególnego zauważyć. Po tych około 20min obiekt zniknął, ale ku mojemu zdziwieniu pojawił się (nie widziałem przelotu ponieważ częściowo zasłaniał ten kierunek budynek gdy byłem bliżej ściany)na wprost mnie,czyli centralnie północ-za plecami słońce-ściana szczytowa wschód. Kula była -odległość 20-30m ,wysokość jakieś 20m, średnica kuli koło 1m, czarna,obrót wokół osi około 2 razy na minutę w tę samą co ruch wskazówek zegara.
Stała w jednym miejscu nie przemieszczała się a ja ją obserwowałem nie ze strachem ale ciekawością.Teraz opiszę ,choć będzie to trudne ,sam wygląd tej kuli,niebywałe jest to ,że minęło kilkadziesiąt lat a pamiętam dokładnie jej wygląd,może dlatego co się wydarzyło później.Kula składała się z małych elementów, porównam ją do piłki z takich jakby łatek jak wyglądały pierwsze piłki szyte do gry w piłkę nożną,łatki były w nich sześciokątne.
Kula miała te elementy okrągłe wklęsłe do środka ,czyli coś na przykładzie piłki do golfa na pierwszy rzut oka,tylko dużych rozmiarów ,krawędzie tych elementów tak jakby parowały na kolor złota na zewnątrz całej tej kuli ,która się obracała dość wolno.Taka czarna kula która paruje na kolor złoty-jak promienie słońca,dlatego na fotkach w waszym artykule jest taka poświata wokół tej kuli mimo ,że ona jest czarna prawie jak smoła.
Przyglądanie się tej kuli trwało kilka minut , ja wpatrzony w nią a "ona" we mnie,widok nieziemski, ponieważ była bardzo blisko mnie widziałem wszystkie szczegóły. W pewnym momencie gdy pomyślałem by kogoś zawołać i już odwróciłem się wzrokiem w kierunku drzwi(drzwi kierunek południe) odcięło mi oddychanie w taki sposób,że prawie biegnąc mało się nie udusiłem, mimo ,że drzwi miałem jakieś 25m.
Wbiegłem do domu dusząc się złapałem mamę i wyciągnąłem ją na zewnątrz,ale ku zdumieniu kula rozmyła się-złapałem oddech ale już nie tłumaczyłem o co mi chodzi,bo nie było najważniejszej rzeczy. Opisałem te wydarzenia ,ponieważ może ktoś widział ją z bliska tak jak ja kiedyś. Meritum tego wydarzenia i moje odczucia po czasie , obiekt obserwował mnie i nie przypadkiem mi się to ukazało w życiu miałem kilka takich zdarzeń ,których nie przeżył by nikt na miliony ludzi a ja miałem małe rany,draśnięcia,nie wiem dlaczego ja,ale czuję się tak jakbym był wybrany do czegoś przez kogoś,zawsze gdy coś się dzieje wokół mnie dziwnego -mam przed oczyma tą cholerną kulę która mnie próbuje ,udusić-nie zapomnę tego uczucia do końca życia.Na koniec tej opowieści napiszę ,że nie jestem człowiekiem wierzącym- wszystkiego co dotyczy boga,ale to taki mały szczegół,przekonania i sens życia czerpię z nauk bliskiego wschodu ale bez przesady - ważne kim jesteś i dla kogo ,a nie kim jesteś i dlaczego.
Pozdrawiam WAS do usłyszenia!
... i jeszcze jedna obserwacja z ostatniego roku. Informacja przyszła na naszą pocztę 24 stycznia 2017.
Witam
Długo się zastanawiałam czy o tym pisać jednak się zdecydowałam. Otóż był sierpień 2016 piekna bezchmurna pogoda siedziałam ze swoimi dziećmi na trampolinie w ogródku. Nagle zauważyłam nad pobliskim polem bardzo wysoko stalową kule. Wisiała nieruchomo a słońce się od niej odbijało. Trwało to jakieś 10 minut. Nie wiem ile czasu wisiało to wcześniej zanim to zauważyłam. Po oderwaniu wzroku od tego na jakieś 1,5minuty myślałam, że to zniknie. Nie zniknęło. Powisiało jeszcze nieruchomo może 2 minuty a następnie wyglądało jakby pionowo poleciało w górę jakby wessane w niebo i zniknęło. Co ciekawe tego dnia całe niebo było pocięte przez smugi samolotów.
Pewnie macie milion takich opisów ale może się przyda do danych statystycznych.
Pozdrawiam
czytaj dalej
Zastanawiam się od czego zacząć te moje dziwne doświadczenia, miałam ich kilka albo nawet kilkanaście w swoim życiu począwszy od snów proroczych przez ptaki, drzewa a skończywszy na rozmowie ze zmarłym Tata. Ostatnio znalazłam Was i postanawiam ze opisze to wszystko chronologicznie.
Pierwsze dziwne spotkanie miałam ok 19-20 lat (teraz mam ok 50tki więc dawno, ale wszystko pamiętam i zdecydowanie więcej rozumiem]. Jestem sama w domu z moja Mama mój Tato razem z młodsza siostra pojechali do mojej starszej siostry. Mama ostatnio gorzej się czuje dokucza jej serce, jeszcze gwoli wyjaśnienia moi oboje Rodzice pochodzili z Białorusi, przed wojna były to tereny Polski. Tata był zawsze tu i teraz chociaż tez zdarzało mu się widzieć i czytać Znaki. Mama była w swoim świecie ale o tym dalej
Pamiętam jak dziś jest niedzielne popołudnie ,ciepło może maj albo sierpień nieistotne, ja oglądam telewizje mama siedzi za mną .
Jeszcze jedno wyjaśnienie moja Mama w czasie teraz nie wiem dokładnie czy w czasie ciąży ze mną czy tez w czasie porodu ,zachorowała Stwierdzono schizofrenie paranoidalna, czy to ja byłam tego powodem nie wiem chyba tak, w każdym razie znałam ja od zawsze jako Mamę która ma swój własny świat ,ale jednocześnie dawała mi dużo miłości , brałam ja taka jaka była.
Powracając do tego niedzielnego popołudnia, nagle Mama bardzo racjonalnie jak na nią mówi widzę Śmierć idzie po mnie. widzę to jak dziś, oglądam się do tylu Mama ma prawie granatowe usta. Natychmiast podałam jej Nitroglicerynę w spraju, i inne jej lekarstwa po jakimś czasie wszytko doszło do normalności, wtedy nie pytałam jej jak ta Śmierć wyglądała, wzięłam to na karb jej świata, ale po czasie wiem ze chyba faktycznie coś widziała.
Kilka miesięcy później Mama zmarła, i znów pamiętam jak dziś, to było jesienią. Wracaliśmy z cmentarza. Ojciec moja młodsza siostra i ja. Mama nigdy nie używała perfum czy dezodorantu, pachniała sobą nie mogę opisać tego zapachu ale był jedyny w swoim rodzaju tak pachniała tylko Ona. Wysiadłam z samochodu i nagle ten zapach to było takie realne jakby stała obok. To było pierwsze spotkanie z nieznanym.
Następne [spotkanie z nieznanym – przyp. red.] było związane ze snem proroczym. W całym moim życiu mam okresy, kiedy wydaje mi się ze nic mi się nie śni, to znowu w jednym tygodniu jest ich kilka. Chciałabym opisać dwa, które na tle innych wydają się jak diamenty wśród cyrkonii. Pierwszy miał miejsce 25 lat temu mimo upływu czasu pamiętam go jak by to było wczoraj. Mieszkałam z mężem i malutkim synkiem w dużym komunalnym mieszaniu po dziadkach, miało to być moje gniazdko, ale w międzyczasie stryj rozszedł się z żoną i wrócił do niego. Tak więc mieszkaliśmy tam we czworo. Mieszkanie było w złym stanie technicznym spróchniałe podłogi, zarządca budynku po usilnych namowach z naszej strony zgodził się wymienić podłogi, my mieliśmy na czas remontu (miesiąc, dwa)wyprowadzić się.
Sen miał miejsce w ostatnia noc przed wyprowadzka właściwie nad samym ranem, śniło mi się ze jadę na koniu zbliżam się do przeszkody i pokonuje ją ale muszę się zgiąć praktycznie w paragraf jak to się mówi, wtedy miałam jeszcze sen twardy ale emocje obudziły mnie, i najdziwniejsze było to ze ten skręt albo skurcz czułam jeszcze na jawie. Później okazało się ze do tego mieszkania już nigdy nie wróciłam, wiele stresu kosztowała mnie batalia ze stryjem który postanowił zrobić wszystko żeby pozbawić mnie prawa do zamieszkania tam. W końcu po prawie 2 latach kilku sprawach w sądzie i podziale tego mieszkania na dwa małe wróciłam tam. Tak to był pierwszy sen.
Teraz chciałabym opisać drugi, który przyśnił mi się stosunkowo niedawno 3 tygodnie temu ale wiem ze podobnie jak pierwszy zapamiętam do końca życia. Po ostatnich świętach a właściwie Nowym Roku kiedy to nie mogłam pohamować apetytu na wszystkie przysmaki, dopadły mnie silne bóle brzucha, ale nie to jest tu istotne. W każdym razie mąż zawiózł mnie do najbliższego szpitala, przyjęto mnie i jeszcze tego samego dnia operowana. Operacja przebiegła dobrze ale nie wiem czy dlatego ze mieszkamy w Niemczech i taka jest procedura, wycięto mi nie tylko woreczek żółciowy ale usunęli jeszcze inne dolegliwości które znaleźli w moim brzuchu, zrosty po poprzednich operacjach i torbiel. Byłam osłabiona przez pierwsze 2-3 dni i nie wypuszczałam się dalej niż do toalety, ale 4 i 5 dnia byłam już na tyle na chodzie że miałam dosyć leżenia w łóżku (4 osobowa sala masakra) poszłam na spacer po szpitalnych korytarzach. Odkryłam na końcu korytarza piękną rzeźbę mężczyzny z dzieckiem na ręku a obok drzwi do kaplicy, nie jestem specjalnie gorliwa katoliczka to chyba z nudów chodziłam tak kilka razy dziennie i w ciszy z reguły nie było tam nikogo modliłam się do Tadzia Judy jak go pieszczotliwie nazywam o wsparcie. 5-go dnia pobytu po rozmowie z siostra ,która uzmysłowiła mi ze Pan Bóg jakoś często mnie doświadcza (to była 4 operacja w przeciągu pól roku) żadne z trójki rodzeństwa nigdy nie tylko nie miało operacji ja miałam ich 5 nie było specjalnie chore. poszłam do kaplicy wieczorem i z takim żalem i zapałem prosiłam zęby już dano mi spokój i pozwolono żyć w zdrowiu i dostatku.
Najlepsze było później tłumaczyłam to mojemu synowi i chyba to najlepiej zobrazuje różnice po między innymi snami a tym który miałam .ten był jakby w HD głębia kolor i ostrość były porażające to tak wyglądała jakby jawa nasz dzień powszedni był jakimś starym obrazem a tamta rzeczywistość prawdziwa rzeczywistością.
Przede teraz do snu, znalazłam się w pomieszczeniu którego ściany były z drewnianych bali z drewna - bale były nieheblowane takie surowe ale jednocześnie dawały poczucie solidności i przytulności. Stałam obok dojrzałego mężczyzny, to nie był nikt z rodziny był tak jakby mistrzem lub nauczycielem, widzę jak mówi do kogoś kogo nie widzę Dajcie JEJ TO,PRZECIEZ ONA NIGDY O NIC NIE PROSILA.
I dostaje coś jakby gruby rulon nie z papieru przypominało to gruba na ok 3 4 centymetry skóre lub coś innego, a i jeszcze kolor był ciekawy przypominał różowo brązowe ciasto piernikowe. To było ostatnie co zapamiętałam bo nagle obudziłam się z tego snu, opowiedziałam go wszystkim ale najlepsze było ostatniego dnia, wiedziałam ze muszę zostać w szpitalu do soboty (do końca antybiotyku) cały dzień czekałam na wypis ale lekarza doczekałam się dopiero o 4 popołudniu.
Umówiłam się z mężem ze jak już będę miała wychodzić zadzwonię po nie go. Kilka minut po tym jak dostałam wszystkie papiery zadzwoniłam do domu i poprosiłam żeby po mnie przyjechał, mąż zapytał czy mogę poczekać chwile bo właśnie jest na spacerze z psem ,umówiliśmy się ze wyjdę przed szpital i tam będę na niego czekać. Chodząc przed budynkiem nagle spojrzałam na nazwę tego szpitala do tej pory nie wiedziałam kogo spotkałam we śnie. Dopiero jak skojarzyłam ze szpital jest im Sw Józefa a on był cieślą ,ta kaplica była pewnie poświęcona jemu skojarzyłam te belki z nim. Już w domu szukając informacji o nim natknęłam się na coś co już w ogóle mnie powaliło, Sw Józef podobno był ojcem Tadeusza Judy którego tak lubię i który nie raz ofiarował mi pomoc. Co wy na to?
czytaj dalej
Historia moja jest autentycznym Horrorem-bo wydarzyła się w prawdziwym ( i niesłusznym) Areszcie, gdzie próbowano mnie zamordować -a Psycholog dla sądu jako nielekarz wymyślała mi-zdrowemu różne nieposiadane choroby (których posiadanie zaprzeczyli potem tej Psycholog-oszustce lekarze ZUS ) i robiła ze mnie inżyniera nielogicznego głupka.
W tym tymczasowym Areszcie wsadzono mnie do wąskiej "celi śmierci" nad piwnicą, gdzie była szubienica i gdzie dawniej w tych starych murach skazańcy czekali na śmierć ( w tym w czasie I i II wojny i w czasach komunistycznych). Tam doświadczyłem zjawisk paranormalnych - w postaci głosów i nienormalnych pisków jakby zza świata wydobywających się nie z korytarza -lecz wprost ze ścian . Poza tym w nocy budziło mnie nienormalne dotykanie (szturchanie rękami)-mimo iż nie było koło mnie nikogo w pobliżu -bo szybko to sprawdzałem. Mimo aresztu- nie byłem skonfliktowany z nikim w środku więc nie miałem wewnątrz wroga.
Później dowiedziałem się , że w tej i sąsiednich celach wielu zginęło lub sami się powiesili -a aresztanci którzy tam trafiali mieli podobne wizje. A Psycholog sądowa niesłusznie robiła z nich głupków lub Wariatów. Później zamurowano pewne cele o najgorszej sławie - a ja od tego czasu później zacząłem więcej czytać na temat "Życia po życiu" i później dowiedziałem się, że takie głosowe zjawiska duchowe nazywa się Voice Experience.
Zainteresowałem się też po wyjściu z tej Wieży Absurdów fizyką kwantową i wiem, że niematerialna Energia (w tym "pole kiliarowskie" i Aura duchowa)- jak fale radiowe i telewizyjne może "tunelować" przez ściany i przenosić informacje kwantowe jak efekt tunelowania kwantowego w przenoszeniu informacji na odległość. Niesprzeczne więc dla mnie jest teraz że zjawiska energii ze "światów równoległych" - czyli Duchów z innych wymiarów są możliwe do przenikania - tak samo jak nie o 3 lecz o matematycznie możliwej 10 wymiarowej nakładającej się nadprzestrzeni mówią współczesne teorie kwantowe-co wyjaśnia pozornie niezauważalne inne wymiary równoległe -tj. Duchowe.
czytaj dalej
Witam drogą Fundację. Odkąd tylko znalazłam Waszą stronę, czytam ją najczęściej, jak tylko mogę. Ale do rzeczy. Mianowicie podczas czytania naszła mnie myśl, aby opowiedzieć Wam historię. Tak, wiem, może się wydawać kompletnie zmyślona itp., ale prawdę mówiąc też nie chciałam na początku w to uwierzyć.
Co roku na wakacje jeżdżę na obozy konne do ośrodka agroturystycznego w Kaczynie (k. Kielc) do państwa Wysockich. Prowadzą również stajnię, dlatego to mnie tam przyciągnęło. Na turnusy, wypoczynki zjeżdżają się ludzie z całej Polski, a ostatnio miałam przyjemność poznać się z trzema dziewczynami, które pochodziły z Anglii i Niemiec. Również warszawiacy tam zaglądają. I w tym cały sęk.
Gdy byłam na obozie, właśnie stamtąd przyjechała przesympatyczna pani Ewa wraz z 10-letnią córką Igą. Iga byłą dziewczynką bardzo towarzyską, więc szybko się z nią zaprzyjaźniliśmy. Któregoś wieczora gospodyni zaprosiła nas do swojego salonu na "straszny wieczór", czyli po prostu opowiadaliśmy sobie o duchach, zjawiskach. Krótko: o zjawiskach paranormalnych. Iga po wysłuchaniu opowieści "starszych" zabrała głos i zaczęła opowiadać o swojej przyjaciółce Kasi, która ma "niezwykły dom". Tj., w jej domu (jednorodzinnym, bodajże) "mieszkają duchy". I tu raczę przypomnieć, aby tej historii w tym momencie nie traktować jako nieprawdziwej. Otóż to jeden jej przykład ze spotkania ze "zjawami", nie pamiętam dokładnie słowo w słowo, ale brzmiało to mniej więcej tak:
"Kasia ma bardzo fajne łóżko. Tak jakby dwupiętrowe, lecz na dole, zamiast łóżka, znajduje się biurko, a dopiero nad nim śpi. Wchodzi się po drabince. Raz zostałam u niej na noc, więc mama Kasi przyniosła mi polówkę. Położyłyśmy się spać. W nocy, nie wiem, o której, obudziłam się (i tu już niestety nie pamiętam dlaczego się obudziła) i zobaczyłam w drzwiach psa. Ale to był duch! Warczał na mnie, ale nagle pojawił się drugi pies. I to był też duch, tyle, że niedawno zmarłego pupila Kasi. Przegonił go, ale chwilę wcześniej władowałam się przyjaciółce na łóżko, bo bardzo się bałam. Trwało to dłuższą chwilę, gdy siedziałyśmy na górze ściśnięte zanim te duchy poszły."
Muszę powiedzieć, że gospodyni jest bardzo zainteresowana takimi sprawami. Ja zresztą też. Mama Igi uważa, że to zwykła dziecięca wyobraźnia.
I stało się. Tak, jak zapowiedziała Iga, tydzień później dojechała Kasia. Może wygląd nie jest tu ważny, ale gdy pierwszy raz ją ujrzałam, pomyślałam sobie "naprawdę musi być nawiedzona!". I na to na pewno miało duży wpływ to, co usłyszałam o tej dziewczynce.
Kasia bowiem była osóbką bardzo bladą. Czasami kolor jej cery ocierał się o szarość. Ale dużą rolę grały w tym optycznym złudzeniu oczy - duże, szaroniebieskie. Włosy... Włosy jakby koloru mysiego, ale trzymały się jeszcze barwą brązowego. I dłonie miała zawsze zimnie. Nie mówiła dużo, po podwórku biegała tylko z Igą i z najmłodszym synem (w tej chwili ma 6 lat, wtedy - 5) właścicieli.
Gdy zaaklimatyzowała się, okazało się, że jest równie fajnym i miłym dzieckiem, jak Iga. Tak więc "straszny wieczór" powtórzył się. Kasia zaczęła opowiadać, że budzi się czasem w nocy i widzi, jak przez jej pokój przechodzą postacie - duchy, "jakby zbudowane z mgły, nie widzę ich twarzy, ale one mi nigdy nic nie robią, pojawiają się i przechodzą przez pokój. Znikają.", mówiła. Słuchaliśmy ją z zapartym tchem. Bowiem opowiadała to spokojnie, bez cienia emocji, gdyż była do tego przyzwyczajona. Jestem przekonana, że gdyby dziecko to sobie wymyśliło, byłoby pobudzone, miało rumieńce na policzkach, zachwycone, że ktoś słucha jego "bajki". Nie wiem, jak to brzmi. Pewnie absurdalnie, ale gdybyście mieli okazje sami to zobaczyć, posłuchać...
Kasia i Iga są naprawdę mimo wszystko zwyczajnymi dziewczynkami - pasjonowały je smoki i piraci (ehh, zresztą, tym mnie ułagodziły, bo też lubię te rzeczy ;) ). Wytrwale uczyły się jeździć konno, biegały po podwórku w kaloszach.
Przy maneżu spotkałam je huśtające się na huśtawkach zrobionych ze sznurków. Kasia zaskoczyła mnie pytaniem.
"Czy umarł tu jakiś zwierzak, o, mniej więcej taki?" , zapytała mnie ręką sięgając do mojego kolana (wzrost mój - 171cm.).
"Owszem, umarł tu piesek niedawno, ale taki duży nie był... Pikuś mu było na imię", odrzekłam wspominając psinę, która była moją ulubioną w Kaczynie. Ale Kasia nie dawała za wygraną.
- "A gdyby stanął na łapkach, to mógłby być taki?"
- "No... w sumie tak." Pikuś był kundelkiem, ale na pewno musiał mieć w rodzinie jamnika. Więc w sumie mogłoby być to możliwe... Był niewielki. Szorstkowłosy.
- "Ale... coś się stało, że pytasz?", zagadnęłam ją na powrót.
- "Poczułam tu ducha."
- "To nie jest złe miejsce, tu duchów raczej nie ma."
- "Duchy nie muszą być koniecznie złe."
- "No, OK, ale jak wyczułaś ducha?"
- "Nie wiem, jak mam Ci to powiedzieć. Ale wtedy robi mi się zimno, przechodzą mnie małe dreszcze, trochę mi się kręci w głowie. No po prostu... ja to czuję."
- "Mhm.". I taka była moja odpowiedź na sam koniec, a sama byłam pod wrażeniem i pełna podziwu dla dziewczynki. Iga natomiast stała obok i słuchała tego. Spokojnie. Też była przyzwyczajona do "reakcji" przyjaciółki. A potem "poleciały" bawić się dalej.
Aż przyszedł czas, kiedy one wyjechały (pożegnaniom końca nie było) i kiedy wakacje się skończyły i trzeba było wracać do szkoły. Wzięłam od Kasi e-mail'a i pisałam z nią jakiś czas. Zapytałam znów o duchy:
Pisze:
Hej Kasiu! ;*
Tu Ania z Kaczyna, od Kopii, znaczy się :P. (Kopia - koń, przyp. autorki)
Nie wiem, czy mnie jeszcze kojarzysz xD.
Nie szkodzi, jak coś, to razem z Igą śpiewałyśmy "Marco Polo" i upijałyśmy się coca-colą, twierdząc, że to rum prawdziwy.
Zwlekałam bardzo długo z napisaniem do Ciebie, ale w końcu wygnałam z siebie lenia i piszę :P.
Ciekawa jestem, co u Ciebie słychać.
U mnie w miarę, nowa szkoła, mnóstwo nowych znajomych :).
Jakoś leci.
Ach... Jak Twoje smoki? ;>
Te, które żyją na kartce?
Sama myślałam, czy by też takiego nie znaleźć i zaopiekować się nim ;).
Czekam na odpowiedź i pozdrawiam Cię gorąco! ;*
- Anka/Kaczyn.
PS. Mogłabyś mi podać e-mail Igi?
Cześć! A raczej ahoj(może ahoy nie
wiem jak się pisze, ale co to pirata
obchodzi)
Smoczki (te z kartki) jeszcze żyją ;-) .Miewam się dobrze a
apropos historii o duchach mam 2 nowe.4 klasa najłatwiejsza nie
jest ale jakoś jest.
Iga ma e-mail z mamą ew...@....pl myśli o własnym. Więcej
napisze w e-mailu następnym, bo mnie mama goni do łóźka. >:o
Kasia."
Niestety. E-maila z odpowiedzią o duchach usunęłam. Ale wiem, że mowa była o zjawisku "poza ziemskim", którego Kasia się bała. Ale tylko tego.
"To coś w rodzaju wielkiego oka, takiego, jak we Władcy Pierścieni, oglądałaś chyba, prawda? Ale ma powiekę. I ono wpada przez okno, tak szybko i wygląda z początku jak kula światła. I jeśli otworzy powiekę, nie można w żadnym wypadku patrzeć się w źrenicę! Trzeba mocno zamknąć oczy. Bo w przeciwnym wypadku, to oko patrzy w głąb Ciebie i znajduje w Tobie Twoje największe lęki. Na przykład, jeśli boisz się okropnie pająków, to to oko zamienia się w pająka i chodzi po Tobie. Ale nie prawdziwego, tylko takiego... też z mgły."
Cóż, to na razie koniec mojej opowieści. Powtarzam poraz kolejny : to może się wydawać absurdalne, ale sama to przeżyłam, usłyszałam, przeczytałam i wierzę w to! Naprawdę wierzę. I ręczę, że to dziecko nie kłamie.
Jeżeli Waszą Fundację ta historia zainteresuje, mogę opisać jeszcze inne przypadki tych "zjaw".
Bardzo proszę - nazwę miejscowości - Kaczyn, nazwisko gospodarzy - Wysoccy, podałam tylko i wyłącznie dla Fundacji.
Pozdrawiam gorąco!
- Anna G.
PS. Gospodyni zapytała się, czy wie Kasia może, co przedtem, przed wybudowaniem jej domu, tam było, na tym placu. Kasia odpowiedziała, że chyba jakaś willa. I że może coś się w niej stało. Nie pamiętam dokładnie.
czytaj dalej
Jestem Waszą czytelniczką od lat i jesteście jedyni, do których się mogę zwrócić bo nie jestem w stanie sobie z tym poradzić a strasznie się przez to coś boję, boje się powiedzieć żeby nie uznali mnie za wariatkę. Błagam tylko o cierpliwość w przeczytaniu mojego przypadku.
Otóż „TO” to jakaś siła, jedni piszą „zmora” nocna inni bezdech senny. Ale mnie się wydaje że coś próbuje złapać ze mną kontakt od kilku miesięcy, przestraszyć, ostrzec, nie wiem. Pierwszą sytuację miałam tej wiosny, jak mój mąż wyjechał na kilka dni na zimowy kurs wspinaczkowy, wyjechał nad ranem, ja się przebudziłam jak zamknął drzwi i jeszcze słyszałam odjeżdżający z podjazdu samochód. Dosłownie po chwili zaszeleściła reklamówka z korytarzu, myślałam że mąż wrócił się po coś, nie spałam, dlatego też wykluczam bezdech senny. Nagle poczułam jak cała kołdra na całej szerokości zaczyna mnie wgniatać w łóżko, czułam zimne ciarki przez całe ciało, chciałam krzyczeć lub się ruszyć ale nic z tego, rozglądałam się tylko po pokoju o co chodzi. Po dłuższej chwili odpuściło, dosłownie widziałam jak kołdra znowu wraca do poprzedniego kształtu.
Kolejnej nocy to samo, czułam jakby półsen, znowu coś mnie wgniata, tym razem najpierw czuję zimne ciarki i potem gniecenie, otaczanie kołdrą ciała, znowu zero ruchu i głosu. Bałam się zasnąć, zapaliłam światło w korytarzu. Po jakimś czasie (ta sama noc) widziałam szybko przemykającą smugę do łazienki (jest obok sypialni za ścianą) i leżąc na boku widziałam jak to coś przełazi przez ścianę i znalazło się nade mną i mnie wciska w łóżko, udało mi się podnieść rękę i machałam żeby to odgonić i zobaczyłam dłoń która tez ze mną walczy (takie muśnięcie przed oczami) i szybko się urwało. Nie wiem czemu ale miałam wrażenie że to jakiś mężczyzna.
Myślałam, że to tylko się zdarza jak nikogo nie ma w domu ale nie. Kolejne sytuacje zdarzały się bez względu czy ktoś był w domu i czy spałam sama czy nie.
W krótkim okresie czasu spotkało mnie jeszcze kilka sytuacji ale to już były sny, gdzie cos mnie ciągnie, popycha i często przy tym czuję taki smród… ciężko go określić, taki mdły, spalenizna, no nie do opisania, zawsze wtedy próbuję krzyczeć i we śnie wydaje mi się że nie mogę pisnąć ale budzę się słysząc własny krzyk i spocona jak przysłowiowa mysz.
Najświeższe przeżycie miałam ok. 3 tyg temu, było już jasno i zaraz miałam wstawać, nakryłam się kołdrą i gapiłam w sciane, dziecko było u babci a mąż wyszedł rano pobiegać. Poczułam zimne ciarki…i już wiedziałam ze zaraz zaciśnie się na mnie na cholerna kołdra, no i tak się stało a potem poczułam na sobie kilkanaście szybkich ruchów frykcyjnych z wyraźnym sapaniem, jakby bezkształtne ciało chciało zgwałcic mnie od tyłu (sorry ale tak to czułam), jak odpuściło to popłakałam się i bałam jak cholera.
Po dzisiejszym śnie postanowiłam napisać bo za dużo wrażeń mam od zaledwie kilku miesięcy. Dziś we śnie kolejne przyciśnięcie do łózka, spałam na brzuchu i nagle obraz przeniósł się do jakiegoś jasnego pokoju z drewnianym białym sufitem i na wysokości ramienia kontem oka zauważyłam czarną gęstą.. mgłę? Nie wiem jak to określić ale tak jakby ta czarna powłoka mnie dociskała, obudziłam się z krzykiem i mąż też mnie budził.
Opowiedziałam o tym tylko jedne osobie, która wiem że tez ma na koncie dziwne spotkania we śnie i nie tylko, po wysłuchaniu mnie zrobiła taką zmartwiona i lekko przerażoną minę i poprosiła żebym jak najszybciej się pomodliła… .. no i tu jest problem bo ona jest osobą wierzącą a ja nie. I teraz bardzo bym chciała ale nie potrafię, nie wierzę w Boga jedynego, Jezusa, Maryję dziewicę i takie sprawy ale wierzę że jest coś poza naszym umysłem, wierzę że duchy, reinkarnacja czy jasnowidzenie istnieją. Może jedno nie powinno wykluczać drugiego? Nie wiem, ja nie potrafię uwierzyć, nie wiem jak mam się modlić, odklepać zdrowaśkę czy ojcze nasz? To przecież w ustach niewierzącej osoby brzmi co najmniej jak hipokryzja, zreszta modlitwa w którą się wątpi nie jest modlitwą, prawda? Jak to coś odgonić?
Nie miałam nigdy takich „wrażeń” poza snami, które poniżej opisałam (może powinnam zamieścić to na początku?:).
W życiu od czasu do czasu trafiają mi się sny, które przepowiadają przyszłość, rozmawiam ze zmarłymi bliskimi lub pokazują coś co się wydarzyło, dosłownie dwa dni temu jak mój mąż znowu wybrał się w góry śniło i się ze dostał mandat (a ostatni otrzymał kilka lat temu) i jak go zapytałam czy czasem nie było mandaciku to wywalił oczy i się zaśmiał bo faktycznie mu wlepili. Kilka dni przed śmiercią znajomego ze szkoły przyśnił mi się ten chłopak, był pijany w jakimś tunelu a obok szli moi zmarli bliscy, za 3-4 dni dostałam telefon że zmarł po przedawkowaniu narkotyków a stało się to w metrze warszawskim. Mój brat parę miesięcy temu trafił do szpitala (silne kłucie w głowie, ma torbiela w mózgu), kilka dni wcześniej przyśnił mi się jak jadł ludzkie fekalia. Po długiej śpiączce (długa reanimacja po zawale) mój wujek chrzestny zmarł, miałam bardzo ważny egzamin na studiach i nie pojechałam na pogrzeb, pożegnał się ze mną we śnie (w nim był tez mój brat, który tak się wujka przestraszył jak do mnie podchodził że uciekł z krzykiem), przytulaliśmy się dłuższą chwilę. Takich przykładów mogę przytoczyć jeszcze kilkanaście, no chyba że większość ludzi tak ma ale wydaje mi się ze odbieram świat nieco inaczej niż przeciętny człowiek.
I tu się boję, nigdy nie spotkałam ducha na jawie i bardzo bym tego nie chciała, czytałam już na Waszej stronie o zmorach, wygląda to podobnie, ale jak sobie z tym poradzić?
Jak jestem sama w domu to śpię z zapalonym światłem w korytarzu, jak dziecko….
Aneta
czytaj dalej
Witam szanowną redakcję FN, na początku chciałam Was serdecznie pozdrowić i powiedzieć, iż cieszę się z tego , że jesteście, ponieważ dzięki temu wiem, że są ludzie, którzy tak jak ja szukają sensu życia ... Prawdopodobnie gdyby nie przytrafiło mi się w życiu wiele dziwnych zdarzeń nie wierzyłabym w zjawiska nadprzyrodzone (np. Mój mąż nie przeżył nigdy niczego niewytłumaczalnego i nie wierzy w takie rzeczy).
Ale do sedna, po przeczytaniu artykułu o snach z poprzedniego wcielenia, postanowiłam opisać swój sen chociaż, nie sądzę aby był to zwykły sen, a powodów do postawienia takiej tezy mam kilka. Możecie mi wierzyć lub nie, ale pamiętam różne wydarzenia ze szczegółami odkąd skończyłam 9msc. Jak wspominam o tym rodzicom mówią, ze musieli mi to opowiadać, ale to nie jest to ja mam te obrazy przed oczami jakby to było wczoraj. A wracając do snu...
Miałam wtedy około 3 lat(na pewno mniej niż 3,5- bo pamiętam, że jeszcze nie urodził się mój brat). Pewnej nocy miałam taki sen: Siedzę na ganku domu- dom dość duży drewniany- malowany na szaro z białymi ramami okien, a na parapetach czerwone kwiaty w doniczkach. Siedzę na tych schodach i wiem, że w środku ktoś decyduje o moim losie- zostałam sama mam we śnie między 12-15 lat tak przynajmniej z obecnej perspektywy mi się wydaje. Napięcie i nerwy we śnie są straszne to oczekiwanie i bezradność. Nagle obudziłam się z krzykiem pamiętam, że rodzice coś do mnie mówili nie wiedziałem co, a potem wykrzyczałam do mojej mamy " śniło mi się że umarłaś"
Rodziców zamurowało i ja to pamiętam do dziś i oni też. Z perspektywy czasu wydaje mi się taki sen u trzylatka wręcz niemożliwy, ponieważ sama mam teraz 3 letnie dziecko i nawet nie wie co znaczy słowo umrzeć. Ja wtedy też raczej nie wiedziałam, ponieważ nikt w tym czasie nie umarł, ale sen pamiętam do dzisiaj a będzie to prawie 30 lat. Mam jeszcze jeden taki sen ale o tym może innym razem. A tak na zakończenie opowiem coś jeszcze.
Mojej mamie często śniła się jej zmarła mama, a moja babcia, pewnego dnia przyśniło się mojej mamie że babcia mówi, że już niedługo nie będzie jej odwiedzała bo musi iść. Kolejny sen był taki babcia puka do drzwi z niebieskimi balonami z helem w ręku i mówi do mojej mamy, że ona już jej nie odwiedzi za to dziś moja mama zostanie babcią. Potem dzwoni do mnie moja mama i się śmieje jaki miała sen i się pyta czy przypadkiem nie rodzę( byłam wtedy w ciąży) na co ja odpowiedziałam że faktycznie jakieś skurcze mam. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko, bo kilka godzin później urodziłam, dwa tygodnie przed terminem. W końcu to opowiedziałam komuś obcemu, być może to wszystko jest przypadkiem, a może jest w tym coś więcej, pozostawiam to Państwa ocenie. Pozdrawiam!!!
czytaj dalej
Witajcie! Nazywam się [dane do wiad. FN] jakiś czas temu czytałam jeden z waszych artykułów na temat duchów i przypadku autostopowicza widma. Dziś jadąc rano z szefem męża do Łomży rozmawialiśmy na temat jednego z okolicznych cmentarzy Żydowskich i zeszło na temat widm. Szef męża zaczął opowiadać jak kiedyś jechał do domu z żoną i mieli dosyć dziwną sytuacje a mianowicie zauważyli postać idącą poboczem i nagle zaczęli czuć się bardzo sennie do tego stopnia ze prawie wszyscy usneli. Szef też strasznie był zmożony i nagle jakby ocknął się przed jadącym na czołówkę tirem. W ostatniej chwili udało mu się wjechać z powrotem na swój pas. Co potwierdziła też jego żona. Podobno bardzo często tam są wypadki właśnie z takiego samego powodu. Z tego co szef czytał któryś z carów skazał dużą ilość ludzi na śmierć i niedaleko drogi zostali zakopani i jak to szef ujął "i chyba dlatego wychodzą sobie i chodzą przy tej trasie". Bardzo serdecznie was pozdrawiam. Jestem waszą wieloletnią fanką!
czytaj dalej
Witam, chciałam podzielić sie z wami historią, która przytrafiła mi się kilka lat temu. Sprawa jak dla mnie nie ma logicznego wytłumaczenia wiec zaliczam ją do spraw zjawisk niewyjaśnionych. Otóż w mojej wsi znajduje się kościół parafialny, a co za tym idzie, niestety cmentarz, który położony jest na końcu wsi i licząc na oko leży on około 60 metrów od kościoła, w którym to odprawiane są pogrzeby, gdzie po mszy kondukty żałobne główną drogą wiejską z kościoła wędrują na ów cmentarz. Parafia powstała tuż przed wojną a zły los chciał że cmentarz jest widoczny z kuchennego okna mojego rodzinnego domu, gdzie z siostrami jako dzieci 1 listopada wypatrywałyśmy jaki jest oświetlony.
Od mamy już jako małe dziecko słyszałam, że tą drogą prowadzącą ze cmentarza do kościoła o 12 w nocy, w dzień wszystkich świętych idzie procesja duchów. Działało to na moją wyobraźnie, ale nigdy nie starczyło mi odwagi zaczaic się gdzieś aby podejrzeć czy to prawda. Poza tym uważałam, że jeżeli rzeczywiście taka sytuacja ma miejsce to i tak duchy są niewidoczne gołym okiem. Podsumowując- istnieje na wsi kawałek drogi, która w moim umyśle była naznaczona jako "trasa procesji duchów".
Rzecz działa sie w drugiej połowie sierpnia 2010 roku, kiedy miałam już 20 lat. Wracałam ostatnim wieczornym pociągiem z pracy razem ze swoim ojcem. Ze stacji do domu mamy 3 km, gdyż stacja PKP znajduje się w sąsiedniej wsi. Niestety przed wjazdem do naszej wsi jest ten cmentarz i trzeba jechać drogą, która jest symboliczną "trasą procesji duchów". Traktowałam to jako mit aż do tego dnia.
Jechaliśmy z tatą samochodem. On kierował, ja siedziałam obok. Minęliśmy cmentarz. Nagle, ale dokładnie nie potrafię określić, choć wydaje mi się, że z odległości kilkunastu metrów zauważyłam grupę idących ludzi (ubranych i wyglądających zwyczajnie, kobiety i mężczyzn, w średnim wieku, dodam, że było ciemno, widziałam tylko niektóre osoby). Było ich około 30, szli poboczem, musieliśmy ich minąć. Ja od razu skumałam że coś jest nie tak. Od razu spojrzałam na zegarek. Cztery minuty po dwunastej w nocy.
Spojrzeliśmy się na siebie z ojcem z wybałuszonymi oczami. Ja byłam zaskoczona i szukałam racjonalnej odpowiedzi. Na jego twarzy widziałam strach. Kiedy przejeżdżaliśmy obok tych "ludzi" patrzyłam na nich, oni patrzyli na mnie ( nie wszyscy tylko kilka "osób" które szły z brzegu "procesji"). Co dziwne procesja szła w stronę kościoła będąc już jakieś 20 metrów od cmentarza. Nie muszę już chyba zaznaczać że to była ta słynna "trasa procesji duchów"'.
Kiedy przejechaliśmy bałam się oglądać za siebie czy jeszcze tam są. Szybko wbiegłam do domu wykrzykując wszystkim co się stało. Ojciec nie chciał poruszać tematu, dawał mi wymijające odpowiedzi. Ja również szukałam racjonalnego wytłumaczenia ale nie istnieje tak na prawdę nic co by mogło zlikwidować niepewność. Jeżeli to byli zwykli ludzie na pewno nie szliby do mojej miejscowości, bo gdzie? Nie ma tam żadnych miejsc publicznych tylko prywatne domy. Dalej: dokąd by szli, jeżeli z mojej miejscowości do następnej jest 7 km?
Poza tym dziś mam 26 lat a nigdy nie widziałam na mojej lub okolicznych wsiach idącej około 30 osobowej grupy ludzi ( wiadomo oprócz pogrzebów, procesji bożego ciała itp).
Należy zaznaczyć że to była "trasa procesji duchów", północ, procesja ludzi.... Przypadek?
Pozdrawiam, Monika.
czytaj dalej
Witam, od dawna czytam historie zamieszczone na Waszym forum, choć czasem nie do końca w nie wierzę, coś sprawia, że jednak zawsze tu wracam. Interesuje mnie zwłaszcza tematyka "życia" po śmierci. Ostatnie wydarzenia w mojej rodzinie skłoniły mnie do napisania do Was.
Otóż, kilka tygodni temu zmarła na raka moja ciocia. Męczyła się kilka miesięcy.
Ciocia mieszkała na wsi i bardzo kochała zwierzęta i to z wzajemnością, miała kilka psów (jak to na wsi). Gdziekolwiek nie wychodziła, zawsze towarzyszyła jej obstawa w postaci Puszków, Reksów i innych Azorów. Sytuacja zmieniła się jednak w czasie Jej choroby, zwierzęta po prostu Jej unikały. Gdy wołała je aby pogłaskać, czy nakarmić to albo nie reagowały, albo podchodziły z podkulonym ogonem jakby się... bały(?) Nie wiem, dla nas obserwatorów było to bardzo dziwne zachowanie, wręcz szokujące w porównaniu z tym, co działo się wcześniej, gdy dosłownie nie mogła się od zwierząt opędzić. Ciocia oczywiście też to zauważała i skwitowała tylko, krótkim: "Widzicie, one już wiedzą, że z tego nie wyjdę". Niestety miała rację.
Pozdrawiam,
[..] (dane, do wiadomości redakcji)
czytaj dalej
Bardzo ciekawy opis swojego "spotkania z nieznanym" trafił do naszego działu XXI PIĘTRO 12 stycznia b.r. Nasza czytelniczka opisuje historię śmierci swojego bliskiego kolegi, który umierał na raka. W czasie opuszczania duszy przez ciało miała bardzo poruszające uczucie, które my znamy z innych podobnych opisów. Umierający człowiek (zwłaszcza wtedy, gdy odchodzenie jest połączone z fizycznym bólem) bardzo często odczuwa w momencie uwolnienia się z ciała fizycznego ogromną radość i ulgę. Coś takiego właśnie opisała nam czytelniczka serwisu.
Witam serdecznie całą załogę!
Jestem Wasza stała czytelniczka od 5 lat. Tworzycie dobra robotę - oby tak dalej :)
Pisze do Was po raz pierwszy, nie sądziłam , że kiedykolwiek to nastąpi i to jeszcze w takich okolicznosciach. Mam bardzo sceptyczne podejscie do "tych spraw", wszystko próbuje sobie wytłumaczyć, ale tego nie potrafie. Miesiąc temu zmarł mój bliski kolega-moja bratnia dusza. W trakcie jego życia mieliśmy kontakt telepatyczny. Wiedziałam, co u niego się dzieje kiedy o nim pomyslalam, a także czułam kiedy miał się odezwać. Notorycznie myslelismy o tym samym w jednym czasie, zaczynałam o czyms mowic a on na to : "to samo chciałem powiedzieć!".
Wynikały z tego śmieszne sytuacje, byliśmy jak jedna dusza w dwóch ciałach. Dlatego też zareagowałam bardzo emocjonalnie na wiadomość o jego śmierci.
Od 2013 roku zdarzało mu się wspominac, nie tylko mi ale innym znajomym też, że duzo czasu mu nie zostało,mówił o smierci, co mnie denerwowało, kwitowalam to krotkim "nie mow glupot, nie wywoluj wilka z lasu" ale on był uparty. To było dość dziwne, bo chłopak mial wtedy 18 lat ( w chwili smierci 21)był tzw pozytywnym wariatem, nie dla niego były smutki, żył chwilą.
Nie chorował, nie miał większych problemów(bo i podejrzewalismy go o mysli samobojcze), miał kochająca rodzine,oddanych przyjaciół. W ubiegłym roku stracił przytomność. Trafił do szpitala, gdzie miał zrobione badania - lekarz skomentował "TO CUD, że przy takich wynikach Pan zyje" . Nie chcę pisać szczegółów, żeby pozostać anonimową, ale wierzcie mi, miał paskudne wyniki, a czuł się dobrze, leczenie też dobrze znosił - choc ludzie z lepszymi wynikami "ledwo żyli". Chorował na wyjatkowo paskudny nowotwor.
Jak to powiedziała wspolna kolezanka - mial w sobie potezna sile, chec zycia i dlatego organizm tak reagowal...
Po 5 miesiącach walki z choroba odszedł. Był swiadomy, co mu grozi, mowil mi o tym. W grudniu leżałam w łózku, była godzina 21, w głowie usłyszałam tak jakby echo. "Umieram, to koniec.Boże, umieram".
Zaniepokoiłam się i zaczęłam wsłuchiwać, sama siebie pytałam " co ? kto umiera ? czy to ja umieram ?! "
I tak przez kilkanascie minut "słyszałam" : " Umieram, to tak boli, szybciej " :(
Po okolo 30 minutach POCZUŁAM ulgę. Wiedziałam, że to nie są moje myśli i odczucia. Spanikowałam, bo wczesniej mialam podobne intuicyjne sytuacje. Zaczełam sie zastanawiać czy to moze jednak moja fantazja, czy coś się stało i komu. Nie mogłam zasnąć. O 9 rano przyszedł sms od siostry A. " A. odszedł wczoraj wieczorem (..)" jak się dowiedziałam, było to przed 22!
Przez cały dzień byłam w szoku, wymiotowałam, płakałam - nie mogłam w to uwierzyc. Przeciez dobrze się czuł,jak to tak nagle?
Jeszcze przed pogrzebem przysnil mi się po raz pierwszy w zyciu i jak dotad - ostatni. Bylismy w jakims jasnym i ciepłym pomieszczeniu,czułam radość , miłość i dziwny spokój jakiego nigdy wczesniej nie doswiadczylam.On był naprzeciwko mnie, bardzo blisko.Był bardzo usmiechniety, szczęsliwy,wrecz czulam to fizycznie. Ja mialam zwieszoną głowę, byłam smutna, nieobecna, cieszylam sie ze go widze ale bylam jakas zablokowana, zszokowana, nie wiem jak to opisac... nie patrzylam na niego , ale widzialam wszystko jak na filmie. Zapytałam " Jak sie czujesz, jak Ci tam jest?"
Odpowiedział z dumą, że wspaniale i w koncu dobrze sie czuje i juz nic go nie boli. Powiedzialam cicho " to super, ciesze sie bardzo " on patrzył, jakby oczekiwał na coś, może nie usłyszał mnie? Nic juz nie powiedział, patrzyl z usmiechem i nagle sie obudzilam. Przyznam, ze poczulam sie lepiej, ale tez sny moga byc projekcja moich pragnien, wiec nie potraktowalam tego do konca na powaznie.
Po poludniu siedziałam z laptopem w łóżku,pod kołdrą. Ogladałam jego zdjęcia, myślałam, tak przez okolo godzine a potem skupilam sie na czyms innym i w tym momencie poczułam przeszywający chłód, zupełnie jakbym nagle znalazła się w letnich ubraniach na zewnatrz na mrozie. Aż mną zatrzęsło. Po chwili miałam takie odczucie,jakby ktoś był bardzo blisko mnie,po prawej stronie i w tym momencie poczułam dotyk, w lewa reke jakby ktos mnie objął. Zignorowałam to, choc zrobilo sie nieswojo. W nocy "strzelał"czajnik a rano okazało się, ze kilka żarówek jest przepalonych.
W dzien pogrzebu też czułam przy sobie chłód, niestety na pogrzeb nie dałam rady przyjechać z przyczyn losowych. Mowie o takim naglym,przeszywajacym chlodzie kiedy jest mi cieplo, jestem w pomieszczeniu , nie czuję zmęczenia itp .
Wczoraj mialam taka sama sytuacje. Było mi ciepło, siedziałam u siebie w pokoju i nagle zaczęłam myslec o nim i w tym samym czasie poczułam dosłownie mróz, zwłaszcza w okolicy rąk, mialam wrazenie jakby ktoś dotykał moich rąk przez okolo 5 minut i przytulał się, ten 'mróz'się przemieszczał w okolicy ciała. Rozmawiałam z koleżanką, powiedziała, że miała to samo kiedy zmarł jej brat.
Zastanawiam sie,czy moze to efekt stresu a moze i cos w tym jest?
Co o tym myslicie??
Apropo tej sytuacji jeszcze przypomniało mi się, że przez około 2 tygodnie po śmierci ciągle czułam silne natchnienie, by się modlic ( a nigdy tego nie robię ) konkretną modlitwą. Modlilam sie i czulam ze ciagle jest za malo... Rozmawialam z siostra A. kilka dni temu.Powiedziala mi o bardzo przykrej sytuacji - ksiądz nie chciał pochowac chlopaka i na mszy pominął TĄ modlitwę.
Pozdrawiam i zycze wszystkiego dobrego w Nowym roku, a przede wszystkim - zdrowia !
K. [dane do wiad. red. FN]
Jeszcze jedna mała uwaga na koniec - w przypadku historii opisanej przez naszą czytelniczkę mieliśmy także do czynienia z tzw. przeczuciem zbliżającej się śmierci. Jest to związane z karmą, której wypalenie się było integralnie połączone z krótkim życiem zakończonym bolesną chorobą. Tego typu ludzie często mają przemożne uczucie, że ich życie się wkrótce zakończy. Czy ten chłód opisywany w liście jest związany z przybyciem ducha tego kolegi? Bez dwóch zdań. Obecność duchów jest zawsze związana z tym, że nagle wokół robi się przeraźliwie zimno. Ma to coś wspólnego z tym, że duchy czerpią energię z otoczenia, aby mogły się zamanifestować ludziom.
czytaj dalej
Czy może być coś więcej we śnie o "obcej cywilizacji na dalekiej planecie"? Przykład opisany przez naszego załoganta pokazuje, że być może był to sen proroczy. Podchodzimy ostrożnie do snów, ale ten jest ze wszech miar wyjątkowy. Jego autor jest nam dobrze znany i ma talent w tworzeniu grafik. Ta zamieszczona na dole tekstu jest jego autorstwa i przysłał ją nam wiele lat temu z adnotacją, że jest to słynna planeta Nibiru. Mieliśmy ją cały czas w naszej pamięci. Dziś znamy także opis snu.
Witam.
Jest to historia sprzed wielu lat. Dotyczy dziwnego snu który po latach zaczyna się potwierdzać. Było to jeszcze w podstawówce. którejś nocy śniłem że znalazłem się w przestrzeni kosmicznej. Ale trwało to moment. W trakcie tego zobaczyłem że zbliżam się do potężnej błękitnej gwiazdy a zaraz potem zobaczyłem pod sobą planetę. Mniej więcej wielkości Ziemi z tym że całkowicie jałowej. Była błękitno-brązowo fioletowa. następna scena to powierzchnia planety. Było to po nocnej stronie globu.
Wysoko na orbicie było widać potężną stację orbitalną nie przypominającą ziemskich konstrukcji. A na powierzchni planety był kompleks niskich kopulastych budynków. Wokół snuło się wiele istot zarówno ludzi jak i innych humanoidów ( nawet paru szaraków!) Było niesamowicie gorąco. Skądś przekazano mi informacje że za dnia temperatura jest zabójcza i dlatego aktywność istot odbywa się w nocy. I jeszcze to że są tutaj tylko czasowo wydobywając jakiś szczególnie rzadki minerał. W odległości paru kilometrów zauważyłem potężne stożkowate ,,wieże,, zakończone ogromnymi kulami.
Było ich dużo i stały w rzędzie w pewnej odległości od siebie aż po horyzont. I znowu poinformowano mnie że te konstrukcje to potężne emitery pola ochronnego rozstawione po całej planecie i chroniącej ich przed morderczym promieniowaniem gwiazdy...Wegi! Byłem w szoku! W tym czasie teleskopy nie były w stanie wykryć na orbicie tej gwiazdy żadnej planety! Ale to nic.Przekazano mi informację że emitery pola również maskują planetę przed obserwacjami z zewnątrz gdyż nie chcą by ktoś im przeszkadzał w pracy.
I na koniec najważniejsza informacja. Przekazali mi że za kilkanaście lat zakończą eksploatację planety i wyniosą się z niej a tym samym teleskopy będą ją w stanie wykryć. jeszcze w końcowej scenie zrobili mi prezent. Znalazłem się w przeszklonym pomieszczeniu z widokiem na powierzchnię planety. I wtedy się zaczął spektakl. Zza horyzontu zaczęła wyłaniać się gigantyczna tarcza błękitnego olbrzyma. W rogu pomieszczenia był termometr z naszą skalą celsjusza. W miarę wznoszenia się gigantycznego słońca słupek termometru wznosił się w górę. Po przekroczeniu ponad 400 stopni, nagle całe pomieszczenie zadrżało i ...zaczęło się opuszczać w głąb gruntu.
Skądś wiedziałem że pozostałe budynki które wcześniej widziałem również miały ten mechanizm. Było to zrozumiałe. Za dnia temperatura była zbyt wysoka by pracować. Na tym sen się skończył. Ale wrył mi się w pamięć ze względu na niesamowity widok wstającego dnia na planecie. I prawie o nim zapomniałem.
Aż tu nagle rok czy dwa lata temu podano sensacyjną informację że wykryto planetę krążącą wokół Wegi. I ja już wiedziałem że to oznacza iż obcy wynieśli się z planety że już ich tam nie ma. Radzę monitorować tę sprawę bo to nie koniec. Skądś wiedziałem że zabrali swoje emitery pola i pozostały po nich dziury w planecie. Teraz wyniesiony na orbitę będzie nowy teleskop do obserwacji planet. I znowu będzie szok jak na powierzchni tej planety zobaczą regularne otwory pozostawione po instalacji. To tyle.Pozdrawiam załogę!
Jerzy (replikant3d) [dane w naszym Archiwum FN]
/grafika wykonana przez autora wiadomości/
od FN
Wcześniejsza grafika była kiedyś do nas przysłana przez autora, ale dopiero poniższa... pokazuje świat z jego snu. Tę dostaliśmy w ostatnich godzinach.
czytaj dalej
Witam serdecznie. Chciałem opowiedzieć swą historię,bo to ciągle nie daje mi spokoju i wracam ciągle do tego pamięcią, choć czas zatarł już szczegóły. Byłem wtedy w czwartej czy też piątej klasie podstawówki, urodziłem się w 1958 i bawiłem się na swym podwórku. Nie wiem czy to był okres wakacji, ale było ciepło. Niewiele tam atrakcji było, trzepak, piaskownica, śmietnik, wychodek i po obu stronach drewniane komórki. Lubiłem przez szpary zaglądać do komórek.
W pewnej chwili zauważyłem że w komórce jest zwierzę,łasica,czy coś podobnego. Zdziwiłem się ,odskoczyłem,na podwórzu pojawia się wiele zwierząt. estem zdziwiony tym co się dzieje, słysze w głowie: spokojnie i nagle pojawiają się "oni". Bije od nich straszny blask,nie mogę patrzeć.
Zachęcają mnie abym się przemógł i na nich spojrzał, co mi się udaję ale za cenę ogromnego wysiłku. Są jacyś dziwni,jak się na nich spojrzeć to cały czas zmieniają się proporcje ich postaci. Są zadowoleni z mego zachowania i mnie gdzieś zabierają. Tu mam niestety lukę w pamięci. Ppamiętam tylko z tej podróży jeden szczegół:było jakieś okno czy coś w tym rodzaju i za nim przemykały gwiazdy. Zaciekawiony zbliżyłem się i dostałem polecenie natychmiastowego odsunięcia się ,bo to może zagrozić memu zdrowiu.Jesteśmy na miejscu,nie mam pojęcia gdzie,widzę sceny,straszne,tłumy ludzi idących na rzeż,morze krwi.
"Czy to tak musi być","Nie ma innej drogi ?",coś tam odpowiadam,czegoś ode mnie żądają,na coś się godzę,nie mam pojęcia."Pamiętaj że to jest w tobie",co ?,"gdy przyjdzie czas będziesz wiedział jak to wykorzystać","Nie wierz nikomu","to wszystko iluzja". Jesteśmy z powrotem na podwórzu. Dostaję polecenie odwrócenia głowy.Wszystko niknie ,zostaję sam.Może Fundacja będzie w stanie choć częściowo odpowiedzieć na pytanie, co to mogło być.
Opis historii wskazuje jednoznacznie, że może mieć to związek z Bliskim Spotkaniem Czwartego Stopnia, czyli uprowadzeniem przez obcych z klasycznym wykasowaniem pamięci świadka. Zapisujemy sobie tę historię z adnotacją, aby kiedyś spróbować namówić naszego czytelnika na odczytanie tych zakrytych przed pamięcią minut używając hipnozy. Innej możliwości odpowiedzi na pytanie "co to mogło być" nie ma.
czytaj dalej
Dzień dobry! Chciałabym opowiedzieć Wam o cudzie, który wydarzył się dzięki modlitwie do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły. Mój dziadek nie był ochrzczony. Urodził się w rodzinie Komunistów. Wpojone za młodu ideologie antychrześcijańskie sprawiły, że w ogóle nie chciał słyszeć o Bogu. Twierdził, że życie ludzkie kończy się na cmentarzu, i żadne argumenty nie przekonają go, że jest inaczej.
Kiedyś dałam mu różaniec, ale wyrzucił go za szafę. Koleżanka mojej mamy jest siostrą zakonną. Często bywa u nas w domu. Powiedziała mi, abym swojego dziadka poleciła Matce Bożej Rozwiązującej Węzły. Twierdziła, że Matka Boża nie pozostanie głucha na tę modlitwę.
Odmówiłam kilka nowenn za nawrócenie mojego dziadka, ale zmian wciąż nie było widać. Po około pół roku dziadek jadąc na ryby miał ciężki wypadek samochodowy. Konieczna była natychmiastowa operacja, gdyż w głowie utworzył się duży krwiak.
Podczas zabiegu dziadek przeżył śmierć kliniczną. Wszyscy czekaliśmy w tym czasie na szpitalnym korytarzu. Mój tata jest mechanikiem samochodowym. Przyjechał prosto z pracy w brudnych ciuchach. Operacja się udała, ale dziadek wciąż był nieprzytomny. Odzyskał ją dopiero na drugi dzień. Gdy do niego weszliśmy swoje pierwsze słowa skierował do mojego taty.
„Mogłeś się chociaż przebrać do szpitala, wstyd mi było za Ciebie" – zażartował. Nie wiedzieliśmy o co chodzi. Później nam opowiedział, że podczas operacji wyszedł ze swojego ciała i chodził po całym szpitalu. Słyszał o czym gadaliśmy na korytarzu, jak byliśmy ubrani. Płakał. Żal mu było, że tyle lat życia stracił bez Boga. Dopiero to doświadczenie utwierdziło go w przekonaniu, że życie po drugiej stronie jest realne. Widział też swojego Anioła Stróża, który mu coś powiedział, ale nie chce z nami o tym rozmawiać.
Jakiś czas później dziadek się ochrzcił. Dziwne uczucie być na chrzcie swojego dziadka. Jest teraz bardzo religijną osobą. Ja wiem, że to wszystko wydarzyło się dzięki Matce Bożej i tej niezwykłej Nowennie, którą odmawiałam za nawrócenie dziadka. Siostra zakonna mi powiedziała, że Pan Bóg szanuje naszą wolną wolę i nikogo nie zmusi do nawrócenia czy miłości, ale może nas doświadczyć, tak jak doświadczył mojego dziadka i sami zmienimy zdanie.
żródło: http://rozwiazwezly.pl/inne/item/170-chrzest-dziadka.html
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.