Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[XXI PIĘTRO] Wydarzenie sprzed 3-ech lat.wyszedłem na spacer z psem. Mieszkam w okolicy Pułtuska, na obrzeżach puszczy . Wieczór, lato. Nagle nad zagajnikiem pojawia sie pojazd w kształcie talerza . Zatrzymuje sie, widac wyraznie swiatła kolorowe jak kolejno zapalają się . Tak dla checy pomyslałem sobie, że fajnie by było wysłac im pozdrowienie. I wysłałem -pozdrowienia dla załogi tego pojazdu.
W pewnym momencie zgasły kolorowe światła a zapaliły sie potężne reflektory białego światła. W głowie usłyszałem wyrazne słowa - i my pozdrawiamy was.
Swiatła gasły i zapalały się w rytm wypowiadanych słów. Reflektory zgasły a na ich miejscu zapłoneły kolorowe zmieniające sie swiatełka. I ostatnie zdarzenie. W lutym tego roku, około północy nagle bardzo zle poczułem sie. Objawy wskazywały na zawał serca lub cos w tym rodzaju Położyłem się i nie moge sie ruszyc, ból potężny. Pomysłałem sobie, że to już pora na mnie. W tym momencie w drzwiach staje męska postac patrzy na mnie przez kilka chwil,nagle ze zdziwieniem widze jak on jak by lepiłPrzesyłam w rękach kule energetyczną a następnie ciska nią w moją klatkę piersiową. Ból ustąpił w ciągu sekundy. Poczułem się idealnie i tak czuje się do dzisiaj. Oczywiscie nie zapomniałem podziękowac. Przesyłam pozdrowienia dla załogi.
DATA OTRZYMANIA HISTORII: 2016-05-19 23:26:13
czytaj dalej
O tak zwanym "duchu opiekuńczym" zwanym popularnie "Aniołem Stróżem" pisaliśmy wiele razy. Dostaliśmy właśnie kolejną historię, która natychmiast trafiła do Archiwum FN.
From: [dane do wiadomości FN]
Sent: Wednesday, May 18, 2016 10:50 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Hisoria z "aniołem stróżem"
Dzień dobry.
Chciałem opisać krótką historię związana z czymś co może być związane z tematem "anioła stróża". Dziś pod wpływem pewnych okoliczności doszło do szczerej rozmowy z moim tatą. Opowiedział mi ciekawą historię. Tata jest raczej osobą posiadającą "otwarty umysł" ale rzadko kiedy opowiada o tego typu przeżyciach. Pewnie dlatego, że mam jest ateistką i nie trawi takich "wycudowanych historii". Wygląda na to, że o tym przeżył tata wiem tylko ja.
Otóż wiele lat temu tata pracował u siebie na działce w borach tucholskich. Ścinał uschłe gałęzie drzew. Stał na wysokości kilku metrów na końcu drabiny. W pewnym momencie drabina oparta o drzewo spadła. Tata nie zdążył złapać się gałęzi i spadł z wysokości kilku metrów na plecy. Wbrew pozorom skutkiem upadku było tylko lekkie stłuczenie. Według relacji ojca, tata czuł że ktoś złapał go w locie. Mówił ze dosłownie czuł ręce kogoś na plecach. czuł ręce które go złapały!! Był absolutnie przekonany, że tak właśnie było.
ciekaw jestem jakie jest Państwa zdanie.
Pozdrawiam
OD FN:
Oczywiście, że wiemy o istnieniu tzw. duchów opiekuńczych. Nie mieliśmy do tej pory historii o tym, że ktoś czuł, jak "coś go łapie w powietrzu i ratuje przed upadkiem", ale... są rzeczy na niebie i ziemi, o którym się nie śniło filozofom.
czytaj dalej
Czytelnik serwisu przysłał link do filmu i kilka screenów. Zadał także pytanie: czy to jest dron? Oczywiście może to być dron, ale może być także efekt pracy na programie do animacji komputerowej. Poniżej film:
I jeszcze screeny z filmu przysłane przez naszego czytelnika.
czytaj dalej
Witam , chciałem podzielić się informacją z waszą fundacją iż dnia : 27 lipca 2009 widziałem w Norwegii w miejscowości Stavanger w okolicach lotniska " czerwone światełko które poruszało się przecząc prawom fizyki dla statków powietrznych jakie znamy na ziemi " byłem wtedy ze znajomym Norwegiem , oraz całą grupą ojców swoich dzieci na grilu i pijąc pierwsze piwko i obserwując lotnisko nagle zauważyłem czerwone światełko które zaczęło poruszać się w bardzo dziwny sposób , tak jakby ktoś pisakiem zaczął bazgrać po kartce , tak ono się poruszało na horyzoncie patrząc na nie w lini prostej , trwało to około 2-3 sekund , obo bardzo szybko się poruszało w wielu kierunkach potem zniknęło, Do dnia dzisiejszego się zastanawiam nad tym zjawiskiem , od razu po tej obserwacji powiedziałem to Norwegom którzy zemną byli , ale nikt akurat nie spoglądał w tamtą stronę ja siedział wprost dlatego to zauważyłem. Jestem przekonany że to widziałem i że nie miałem żadnych złudzeń, szkoda że trwało to tak krótko i że nikt oprócz mnie tego nie widział z tamtego towarzystwa.
Kamil [dane do wiad. FN]
Kamil
ps. pragnę jeszcze dodać iż obserwując te zjawisko poczułem coś takiego co utwierdziło mnie w przekonaniu że obserwowałem coś wyjątkowego, przeczucie to było bardzo głebokie
czytaj dalej
O snach z poprzednich żyć opowiedziała nam czytelniczka naszej witryny na facebook`u. Oczywiste jest dla nas, że w poprzednim wcieleniu przeżyła koszmar holokaustu. A te sny z małym istotami o dużych oczach? Być może jest to tylko "uboczny efekt" śledzenia serwisu FN, ale... prawdy trudno dociec.
Dzień dobry,
Od dawna chciałam do państwa napisać, ale w natłoku codzienności zawsze odkładałam to na potem. Tak naprawdę to nawet nie wiem od czego zacząć, bo rzeczywiście w moim życiu troszkę jest "dziwnosći" ale nie wszystko naraz. Mam 44 lata, jestem plastyczką, córki plastyczki i od pokoleń po stronie Mamy Taty od dawna ze sztuka jakoś związana. Jestem też nauczycielką tak samo jak rodzice, babcia, kiedyś brat. Uczę także historii. postanowiłam napisać teraz ze względu na reinkarnację. W mojej rodzinie mam trzy przypadki współczesne, które odpowiadają tym standardom. Po pierwsze moja ciocia, siostra mojej mamy ma pod obojczykiem blizne czerwona jak po sztylecie, ja mam kilka - czerwone dwie kocie łapki odbite zaraz powyżej linii pasa po lewej stronie i na głowie z tyłu, pod włosami, czerwone ślady jakby ściekającej krwi. Nie wiedziałam o tym aż w liceum postanowiłam ściąć włosy i podgolić je wysoko zgodnie z ówczesną modą.
Musiałam szybko zapuszczać z powrotem, bo wyglądało niezbyt ciekawie. Podobne miała moja babcia. Ale chyba nie to jest najważniejsze. Kiedy byłam małym dzieciakiem mieszkałam z dziadkami. Rodzice pracowali, brat jest starszy i tak było wszystkim wygodniej. Pamiętam to, pamiętam tę chwilę, gdy narysowałam obrazek, na którym trzymam małe dziecko na ręku. Ja jestem w długiej sukni, mam kok... pokazałam go mojemu dzidziusiowi, mówiąc że to on i ja. Był bardzo zdziwiony i spytał gdzie on jest a ja byłam kompletnie zdziwiona, ze nie widzi, bo przecież go trzymam na ręku. Była to anegdotka powtarzana przez lata, ale ja pamiętam to moje zdziwienie dlaczego on tego nie wie i dlaczego jest to dla nich śmieszne. Druga rzecz, to gdy byłam mała miałam straszne koszmary - albo wojna, albo kosmici. Makabra. W końcu wytworzyłam w sobie umiejętności panowania nad snem. w momencie, gdy zaczynało się dziać źle, narastać zagrożenie, wchodziłam w niego świadomością, jak reżyser i mówiłam stop, teraz trzeba tu pozmieniać, to przesunąć, tamto wyciąć itd. z wiekiem straciłam tę umiejętność, ale pamiętam, ze wiele mi dawała. Byłam też strasznie zafiksowana na punkcie szarego mydła, którym babcia myła mi włosy. Zawsze była awantura, a ja się nie umiałam przyznać, że się go boję i potwornie brzydzę, bo jest... z ludzi!
Potem miałam takie sytuacje, że już jako nastolatka szłam z koleżanką po ulicy Strażackiej w Częstochowie, gdzie chodziłam do liceum i miałam wrażenie, że coś zatyka mnie, nie mogę oddychać, że ziemia mnie parzy, że muszę uciekać, że czuję oddychającą z ziemi krew. To teren getta z II wojny. Dziś prowadzę dzieciaki w Radomsku, w którym mieszkam na coroczną wycieczke na Kirkut, pisałam o nim pracę magisterską, jestem żywo zainteresowana tą tematyką... Nieraz mam wrażenie, ze wystarczy, ze otworzę jakąś furtkę w mózgu i z moich ust popłynie język, który znam ale go teraz nie pamiętam. Ze jestem kimś innym, niż jestem, albo raczej, ze jestem cały czas sobą ale przez jakieś continuum.
Nie byłam nigdy w obozie koncetracyjnym z żadną wycieczką. Wiem, ze nie zniosłabym tego. Gdy jako nastolatka jechałam kiedyś do Krakowa z paczką przyjaciół, byłam pewna, że w pewnym momencie odbijające w bok tory prowadzą do jakiejś zagłady, do śmierci, strachu. Starszy pan, który siedział w przedziale powiedział:
- dziecko, to droga, którą jeździły pociągi do Auschwitz. Zamilkliśmy wszyscy. Mam tego w głowie tyle z całego życia, tych dziwności... przedziwne sny ze stworami, które wiem, że nienawidzą nas. Sa mniejsze od nas, humanoidalne z czerwonymi oczami. To była cała seria snów, gdy byłam w Pieninach jako dwudziestoletnia lub prawie już dziewczyna. w jednym z nich szłam przez las, który rósł na bagnach. czułam strach jakiejś istoty, pamiętam, że strasznie chciałam jej pomóc. W pewnym momencie zobaczyłam skuloną nagą postać siedzącą na ziemi. podeszłam do niej a ona spojrzała na mnie i miała te straszne oczy, w których nie było ŻADNYCH innych emocji oprócz nienawiści. Takiej czystej.
Potem śniła mi się kilka razy ale nie sama, tylko w mijanych ludziach nagle widziałam te oczy, jakby się zmieniali. Rrzy lata później w tym samym miejscu w górach miałam w nocy sen, który mam opisany w terminarzu z tamtego roku. Był w nim chłopiec na tle dziwnego nie naszego nieba, jacyś starcy, których widziałam tylko dłonie wyglądające z bardzo zdobnych, haftowanych rękawów. nakazywali oni chłopcu odejść, ale on wpatrywał się we mnie bardzo intensywnie i powiedział, zapamiętaj, to bardzo, bardzo ważne. Gdy się obudziłam za oknem wisiała kula światła a w pokoju było tak jasno, ze mogłam czytać. Miałam też kiedyś sen, który po obudzeniu wydaje się realny aż do dziś. Zresztą też sobie go częściowo zapisałam. należę w nim do rodziny - tata, babcia, ja (córka) i mój braciszek ok. 4-5 lat. Mieszkamy na jakiejś wielkiej farmie, plantacji... jest noc i nagle zaczyna się pogrom.
Wszystko płonie, wielki dom stoi w płomieniach. Tata przybiega i każe nam uciekać z malutkim zawiniątkiem w ręce. Biegniemy pod osłona nocy, dymu do łódki, która jest przy brzegu rzeki i udaje nam sie stamtąd wydostać. W zawiniątku jest księga. potem błąkamy się tu i tam aż w końcu trafiamy do jakiegoś kraju - Dania, Szwecja... (?). Pamiętam jak brat już jest wtedy starszy, ja jestem w sumie już młoda kobietą i mieszkamy na jakimś poddaszu. Wchodzi się tam wąskimi schodami i na końcu są w bok drzwi do naszego mieszkania. Wchodzi z nimi tata, siada zmęczony, bierze mnie za ręce i mówi, że chyba już nie musimy uciekać ale nigdy już nie możemy się przyznać kim jesteśmy. I pamiętam nazwisko, którego nigdy już nie możemy używać Beschewak. Minęło już spokojnie około 13/14 lat a ja pamiętam to wszystko. czy to normalny sen? Wiem też, ze mam kogoś, kto jest ze mną. Potrafię nieraz spieszyć się do pracy i wiedzieć, że nie muszę, bo autobus będzie opóźniony, że nie muszę czegoś zrobić albo wprost przeciwnie. To trochę tak, jakbym miała zaplanowaną drogę ale jej nie znała. Działam intuicyjnie, ale też kierowana przez te Osobę. A na koniec, bo pewnie i tak zamęczyłam, sny mojej córki.
Ma teraz 12 lat. Od zawsze bała się spać sama, ciemności, ludzi. Ma naprawdę odjechane sny. gdy w końcu spytałam ją kiedyś dlaczego się boi powiedziała, że kiedyś dwaj panowie zrobili jej coś bardzo złego i później utopili w wodzie. To znaczy wciągnęli ją tam. Dalej bardzo się bała i nie chciała mówić. Ten sen się powtarzał. Później doszły sny, w których drzwi wejściowe do domu mówią jej, żeby się nie bała, ze razem ze starą kotką, która mieszka z nami ochronią ją w domu od jakiegoś stwora, który nocą stoi pod oknem, albo drapie pazurami chcąc wejść po ścianie. Drzwi powiedziały jej, że nas ochronią bo mnie kochają. Głupio to brzmi, ale się powtarzało a ona doskonale pamięta. Oprócz tego mam jeszcze kilka zafiksowań, którymi raczej się nie chwalę, żeby ktoś nie pomyślał, że jest z nami coś nie tak, ale sądzę, ze z powietrza takie rzeczy się nie biorą. Pozdrawiam serdecznie
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
W internecie pojawia się sporo materiałów o nieżyjącym od wielu lat Sławiku, "świętym chłopcu z Rosji". Nasi czytelnicy także nam zwracają uwagę na tę postać:
Witam Was,
przesyłam adres strony do b. ciekawego i obszernego materiału, który być może Was zainteresuje. Nie wiem, czy słyszeliście o rosyjskim „świętym chłopcu”, Sławiku Kraszennikowie. Żył w latach 80-tych XX wieku zaledwie 11 lat, ale miał wprost niesamowity kontakt z duchowym światem. Mówił niesamowite rzeczy o przyszłości Ziemi, UFO, katastrofach, III wojnie. Warto w tym materiale skupić się na faktach, odrzucając cerkiewną retorykę.
Pozdrawiam,
Małgosia
Oto krótkie fragmenty tego rzeczywiście obszernego materiału:
Imię SŁAWIK – jest zdrobnieniem od imienia WIACZESŁAW, końcówka Sław=Sławik. Matka używała jeszcze zdrobnień: Sława, Sławoczka. Urodził się 22 marca 1982 roku, zmarł w dniu swego Anioła – 17 marca 1993 roku, na 5 dni przed osiągnięciem 11-go roku życia. W wieku 5 i pół roku (w 1987 r.) zaczął prorokować, diagnozować i leczyć ludzi z różnych chorób, w tym psychicznych, udzielając też rad w sprawach rodzinnych i życiowych. Jego misja prorokowania i leczenia trwała również dokładnie 5 i pół roku, do samej śmierci. Uzdrowił tysiące ludzi. Uzdrawianie chorych i potrzebujących obecnie trwa nadal, przy jego grobie. Tysiące ludzi, przybywających z terenu Rosji i zagranicy, przez modlitwy uzyskuje pomoc, uzdrowienie, umocnienie w wierze, nawraca się…
Przed podaniem proroctw 10-letniego Sławika, szczególnie dotyczących czasów i pieczęci Antychrysta, chipów i czipizacji, a będących tematem przedstawianego cyklu, proponuję zapoznanie się wpierw z szeregiem faktów z jego życia, które pomogą nam wyrobić pogląd na temat jego misji i proroctw.
Narodziny
Niezwykłe wydarzenia, związane z małym prorokiem, zaczęły się przed jego narodzinami lub tuż po narodzeniu. Oto trzy wydarzenia, opowiedziane przez Matkę, Walentynę Kraszennikową, zamieszczone w pierwszej książce, napisanej przez nią pt. „Cuda i przepowiednie chłopczyka Sławika” (ros. – «Чудеса и предсказания отрока Славика»). Książkę tę wydano z błogosławieństwem przewielebnego Diomida (pol. – Diomedesa – od tł.), biskupa Anadyrskiego i Czukockiego.
* Niezwykłości zaczęły się na miesiąc przed jego narodzeniem. Pewnego razu obudziliśmy się rano z mężem od jakiejś dziwnej, głośnej muzyki, płynącej jakby z sufitu. Była bardzo melodyjna, delikatna, nieziemska. Powstał w nas strach: co to? Przecież tak nie może być! Ledwo doczekałam rana i pobiegłam do sąsiadki – stuletniej prawosławnej babci, mieszkającej w naszym wejściu. Wyjaśniła: „Dobry człowiek powinien się narodzić!”. Uspokoiłam się.
* Następne zdziwienie było w klinice położniczej. Wszystkim mamom przyniesiono dzieci do karmienia, a mi – nie przyniesiono. Bardzo się wystraszyłam, ponieważ trzy lata temu w tej samej klinice zmarło nasze dziecko. Naraz otwierają się drzwi (obie połowy) i do sali wchodzi z moim Sławikiem na rękach ni to lekarz, ni to siostra w śnieżnobiałym stroju, jakby ze sali operacyjnej, w wieku około 16-17 lat. Twarz miała zasłoniętą opaską z gazy, widoczne były tylko oczy – piękne, nie dające się opisać!. Podając mi syna, powiedziała: „Dziecko urodziło się całe w pieprzykach (ros. – „в родинках” – od tłum.) i wyszła. Głos był delikatny, dziewczęcy, ale pełen siły i władzy. Kiedy dzieci zabrano ze sali, zapytałam kobiety: „Czy widziałyście, kto przyniósł mi dziecko?” Ale okazało się, że żadnej siostry nikt nie widział, zapamiętano tylko dziecko na moich rękach. Siostry takiej nikt na porodówce nie znał. Możliwe, że zapomniałabym o tym wypadku, ale za każdym razem, jak kąpałam syna, od razu przypominałam ją: dlaczego mówiła ona o pieprzykach? Przecież ich wcale nie ma! Pomyślałam, że jest młoda i nie wszystko rozumie. Ale po trzech latach na całym ciele Sławika pojawiły się pieprzyki.
* Kiedy Sławik skończył trzy miesiące, poszliśmy z wizytą do neuropatologa. Kobieta – lekarz, która znalazła się w gabinecie zamiast naszego stałego neuropatologa, który na chwilę gdzieś wyszedł, obejrzała Sławika i powiedziała: „Dziecko urodziło się z delikatnym systemem nerwowym i psychicznym, nie wolno go szczepić”. I zrobiła w karcie taki wpis. Później, chcąc uzyskać od niej poradę, nie mogłam nigdzie jej znaleźć. Takiego „neuropatologa” nikt w szpitalu nie znał! Znikła bez śladu, jak „siostra na porodówce”. Dopóki Sławik rósł, wszyscy lekarze nie rozumieli wpisu w jego karcie, ale szczepień jednak mu nie robiono. Jedynie szczepienie od ospy zrobiono mu jeszcze na porodówce.
Początek życia (tutaj i dalej – z relacji Matki Sławika)
Kiedy przybyliśmy z porodówki do domu, przyszła sąsiadka. Oglądając niemowlę, powiedziała, że ma takie odczucie, jakby widział ją na wskroś i że trochę boi się jego przenikliwego wzroku. Później sama też miałam takie odczucie. … Minął pewien czas, nim zrozumiałam, że Sławik łatwo czyta moje myśli. Gdy miałam jakiś kłopot, on jakby od niechcenia dawał mi odpowiedź. Myślałam długo, że to przypadek. Gdy miał nieco ponad 5 lat, przenieśliśmy się z mężem (wojskowym, oficerem) do jego nowego miejsca służby – na Ural. Nie było gdzie mieszkać i ja z dziećmi pojechałam do mojej matki w województwie Kiemierowskim, a mąż został w namiocie, w lesie, przy rekrutacji poborowych, ponieważ w hotelu nie było miejsc. Bardzo się denerwowałam z tego powodu. Sławik, widząc mój stan, podszedł i po raz pierwszy otwarcie powiedział, że niedługo nam dadzą 3- pokojowe mieszkanie. Że zostało mu to „powiedziane”. Byłam zaszokowana nie tym, że w końcu dadzą nam mieszkanie, a tym, że to ktoś mu powiedział. „Sławoczka, dawno z tobą rozmawiają? – pytam. – „Zawsze, jak tylko pamiętam. I głos jest jeden i ten sam. Kobiecy, żywy. A wasze głosy obok niego są jakby martwe. I znam przeszłość, teraźniejszość i przyszłość”…
Matka Walentina Kraszennikowa i Sławik
W wieku 7 lat Sławik poszedł do szkoły. I od razu zaczął opowiadać wszystkim dzieciom o Bogu. Jego pierwsza nauczycielka mieszkała w naszym wejściu. Pewnego razu, na lekcji, cichutko powiedział jej, że widzi w jej brzuchu maleńką dziewczynkę. Nie uwierzyła, ale lekarze potwierdzili ciążę. W szkole poszły o nim wieści. Ciekawscy zaczęli go wypytywać o wszystko, po kolei, a on im odpowiadał. Potem rozmowy o nim poszły po całym naszym woskowym miasteczku i byłam zmuszona zwrócić się do cerkwi w mieście Miass do kapłana Ojca Władimira Ziemlanowa. Porozmawiał on o czymś ze Sławikiem przy ikonie Matki Bożej. Mi nie pozwolono słuchać, o czym mówili. I Ojciec Władimir, jak ta stuletnia staruszka powiedział, że mój syn – to dobry człowiek. W tym czasie męża przenieśli na nowe miejsce służby – do Szadryńska, a starszego syna wzięli do wojska. Ale Sławik powiedział, że do Szadryńska nie pojedziemy, a ojciec wróci z powrotem do Czebarkula. Tak tez się wkrótce stało.
Kiedy zostałam sama z synem, powiedział mi, że widzi wszystkie narządy wewnętrzne ludzi, widzi ich wszystkie choroby od samego początku i że wielu dzieciom w szkole już pomógł. Wie, o czym myślą wszyscy ludzie, zna myśli naszego prezydenta i prezydenta amerykańskiego, wie, gdzie stoją rakiety jądrowe i w ogóle, tajemnic na ziemi dla niego nie ma.
Gdy Sławik chodził do szkoły, to zdecydowanie odmówił strzyżenia włosów, powiedział: „Niech będą takie jak u Jezusa Chrystusa”. Z tego powodu wyśmiewali się z niego złe dzieci, nauczyciele wywierali na mnie naciski, ale odpowiedziałam, że nie mam wpływu na jego decyzję. Prymusem Sławik nie był, ale uczył się dobrze. Wszystko, o czym nauczyciele mówili, on nazywał nieprawdą, ponieważ znał Rzeczywistą Prawdę od Boga, a kiedy odrobił lekcje i dostawał „piątkę”, to mówił: „Dla ciebie, mamusiu, ją przyniosłem, aby było ci przyjemnie”.
Notatki, które zaczął robić, gdy żył, w czasie pogrzebu znikły, w wraz z nimi nie wiadomo dlaczego mój szal i świeca ślubna. Nie wyglądało to na zwykłą kradzież, ponieważ w domu było co ukraść.
Gdy były zaginięcia broni, dokumentów, rzeczy, ludzi, zwierząt lub czegoś innego, to proszono Sławika o pomoc i on pomagał. Pewnego razu był następujący przypadek. Przyszli do niego mąż i żona. Powiedzieli, że skradziono im samochód. Proszą o pomoc. Nie wiadomo dlaczego, Sławik zaczął rozmawiać z kobietą. Mężczyzna stał na boku. Sławik powiedział, że samochód stoi prawie tuż obok: za przejazdem jest dom, tam jest stodoła i w tej stodole stoi wasz samochód. Na pytanie: „Kto go tam postawił? – Sławik odpowiedział: „Pani mąż postawił”. Kiedy ta kobieta przyszła podziękować Sławikowi, to zapytałam ją: „Dlaczego Pani mąż tak postąpił?” Okazało się, że oni rozwodzą się i w ten sposób mąż postanowił zostawić samochód sobie.
Temu dziwnemu chłopczykowi była odkryta nie tylko data jego śmierci, ale i wiele innych spraw, jeśli nie wszystko w tym grzesznym świecie, począwszy od zjawisk ogólnoświatowych: przyszłych katastrof oraz innych najważniejszych wydarzeń, losy miast, kontynentów, krajów, narodów, itp. aż do czysto osobistych problemów każdego człowieka, który zwrócił się o pomoc do niego. Otwierane było o nim wszystko: jego przeszłość, teraźniejszość, a nawet przyszłość, łącznie z jawnymi i ukrytymi chorobami, przyszłymi tragediami i chorobami, oraz jak ich można uniknąć lub wyleczyć. Niekiedy, chociaż bardzo rzadko, nagle stawał się on poważny, jak dorosły, mówiąc: „Tego mi nie wolno powiedzieć” . Za życia miał dwukrotne spotkanie z Archimandrytą Naumem, znanym Starcem, z Ławry św. Siergija i Trójcy Świętej.
Matka Sławika, Walentyna Afanasjewna początkowo bardzo się bała i przeżywała: czy ten dar syna być może jest od diabła i czy nie jest on bioenergoterapeutą? Żeby to sprawdzić, przeszła kilka specjalistycznych komisji, konsultacji, spotkań, w tym z lekarzami i kapłanami, po czym uspokoiła się, ponieważ wszyscy oni odrzucili to, chociaż jego zdolności nikt nie potrafił wyjaśnić…
Sławik mógł komunikować się z roślinami, zwierzętami i ptakami; znał ich język, znał też język, muzykę i tańce Górnego Niebiańskiego Świata. Czasem próbując coś z tego odtworzyć, ze smutkiem mówił, że w ziemskim ciele powtórzenie tego jest niemożliwe. Kiedyś rozmawiał w nieznanym języku z kimś niewidzialnym i gdy Matka zapytała go, w jakim języku rozmawia – odpowiedział jej, że w języku, którym posługiwał się Pan Jezus.
Z opowiadania Matki Sławika: „Sławik kochał wszystko i wszystkich. Przyjmował i okazywał pomoc i muzułmanom i katolikom, w ogóle wszystkim, kto przychodził. Zwierzętom i ptakom też pomagał. Bez przyczyny nie zerwał ani kwiatka, ani listka. Starał się nie chodzić po trawie, aby jej nie gnieść. Pewnego razu moja znajoma przyniosła piękną gladiolę. Sławik podbiegł, popatrzył i szybko odbiegł od kwiatka. Potem zapytałam go, dlaczego tak postąpił? Odpowiedział, że kwiatek mu się poskarżył, że jeszcze by pożył, gdyby go nie ścięto.
Albo taki zabawny przypadek. Była piękna pogoda i wyszliśmy ze Sławikiem na spacer. Na ulicy było wielu ludzi. W piekarni kupiliśmy bułeczek, a gdy wyszliśmy, to nagle nie wiadomo skąd przyleciały gołębie, usiadły i otoczyły go zwartym kołem tak, że nie mógł zrobić kroku. Ludzie zatrzymywali się ze zdziwienia i uśmiechali, patrząc na to „honorowe koło”. Sławik stał zakłopotany. Więc wtedy ja poprosiłam gołębie, aby zostawiły go w spokoju. Rozstąpiły się, ale jeszcze jakiś czas mu towarzyszyły, tuptając za nim. Chociaż bułeczki były u mnie, gołębie nie zwracały na nie uwagi.
Podczas życia Sławika drobne ptaszki nieustannie zaglądały do niego przez okno. A kiedy kilka dni leżał w szpitalu w Czebarkulu, to przy jego oknach była prawdziwa bitwa między wronami i drobnymi ptaszkami. Ludzie ze zdziwienia wychylali się z okien swoich sal, ponieważ był wielki hałas. A kiedy przywieziono go po raz pierwszy do szpitala, to w ślad za nim do bloku szpitalnego wleciała jedna z sikorek. Przyleciała na piętro i nie wiedziała, jak się wydostać. W tym czasie Sławik wszedł do gabinetu lekarza. Póki tam był, sanitariusze starali się otworzyć okno, aby ją wypuścić, ale ona tak mocno uderzyła się w szybę, że upadła na parapet. Wszyscy z żalem pomyśleli, że umarła. Ale wszedł Sławik, podszedł do parapetu okna, wziął ją w ręce, trochę potrzymał i wypuścił na wolność. Mego męża to tak uderzyło, że wypadku tego nie może w żaden sposób zapomnieć i zawsze, gdy o tym wspomina, to bardzo się rozczula.
Za życia Sławika obok naszego domu rosła dwupienna brzoza i zawsze śpiewał na niej słowik. Gdy Sławik odszedł do Pana, jedna połowa brzozy uschła (do tej pory stoi w takiej postaci), a słowik od razu odleciał i więcej już ani razu nie przyleciał.
Swoim otwartym duchowym wzrokiem wyraźnie widział demony, ich świat, mógł duszą spuścić się do piekła, aby dowiedzieć się o losie każdego człowieka. Sławoczka mówił, że jeśliby dowolny człowiek zobaczył demony w ich naturalnej postaci, to jego serce nie wytrzymałoby i pękło z przerażenia, na tyle oni są straszni. Dlatego Bóg zamknął ludziom cielesny wzrok na świat duchów. Mówił również o nich, że są nieznośnie smrodliwi, rzucają straszne przekleństwa i obrzydliwe wyrazy, w tym i na niego, wiedząc, że on ich widzi i słyszy. Jakie tylko wyznania i sekty nie spróbowały przeciągnąć go do siebie, widząc, jak ludzie, po jego powrocie ze szkoły, aż do nocy nieustannie walą do niego po pomoc. I to we wszystkich sprawach, począwszy od chorób nieuleczalnych, poważnych problemów rodzinnych, odnalezienia osób zaginionych, skradzionych samochodów, aż do małych rzeczy. A on bez narzekania wszystkim pomagał. Nie potrzebne mu były żadne zdjęcia osób, w sprawie których prosili odwiedzający, ani nic innego. Wszystko było mu otwierane natychmiast, i on, oczywiście, mówił to im od razu. Przed spotkaniem z nim, wiele osób uważało to za brednie lub bajki. Ale tylko do pierwszego z nim spotkania. Miał niezwykle przenikliwe spojrzenie, ludzie czuli się, jakby ich prześwietlał rentgenem. W chwilę później mówił o wszystkich dolegliwościach ciała i duszy osoby, potrzebującej pomocy. Wielu ludzi po spotkaniu z nim ochrzciło się, przyszło do Wiary, do Boga.
Kiedy zaczął służyć, „powiedziano” mu z Góry (z Nieba), aby w jego dłoni nie było ani jednego rubla, zabronione mu było branie czegokolwiek za swoje „usługi”, a tym bardziej pieniądze. On bał się bardzo tego. Jednak kiedyś ktoś niepostrzeżenie włożył pieniądze do jego kurtki. Sławik od tego się rozchorował i nie spoczął, dopóki nie zwrócił pieniądze właścicielowi. Za swoje usługi Sławik również nie brał żadnych prezentów. Gdy ktoś potajemnie i niepostrzeżenie kładł mu pieniądze do kieszeni, to on natychmiast to czuł i zwracał, ponieważ zaczynał chorować, odczuwać ból, szczególnie głowy. (Ten zakaz również działał i na jego Matkę). Jakże wiele pożytecznych przepisów dotyczących leczenia różnych chorób, w tym nowotworowych, a także proroctw o globalnych katastrofach, losach krajów, miast, narodów i sławnych osób zostawił on ludziom. Wiele z nich zostało przedstawionych w tej książce. Niektóre z nich zostały już spełnione, ale główne, najbardziej straszne i tragiczne wydarzenia, czekają nas wszystkich w przyszłości.
Sławoczka leczył zwracających się do niego o pomoc, modląc się do Boga, prosząc za nich, zalecając wszystkim jak najczęstsze przyjmowanie Komunii św. i Sakramentu Chorych (Ostatniego Namaszczenia; ros. – „cоборования” – od tłum.). Najczęściej lekarstwami u niego były woda święcona, święcony olej i różne zioła. Wiele receptur jest unikatowych i są podane w książce o nim. Komunię św. brał co tydzień.
Dzięki synowi również i jego Mama, która na początku czytała mu regułę modlitewną przed Komunią św., ponieważ on jeszcze po dziecięcemu czytał powoli, zaczęła także z nim często korzystać ze Świętych Darów (Najświętszego Sakramentu).
Nawet po śmierci trwa pomoc chłopczyka Sławika ludziom, którzy szczerze zwracają się do niego, a szczególnie po wizycie na jego grobie i zabraniu z niego kamyczków i ziemi. Rzadko nie ma tam ludzi. Najczęściej przyjeżdżają oni wpierw do jego Mamy, Walentiny Afanasjewnej, a następnie już z nią razem jadą na cmentarz, gdzie modlą się, czytają ułożony dla niego akatyst i proszą o pomoc, a przyjezdni kapłani odprawiają nabożeństwa i msze żałobne. W chwili obecnej pisana jest nawet książka z licznymi świadectwami pomocy ludziom po jego śmierci. To, co zrobił za swoje tak krótkie ziemskie życie ten dziwny chłopczyk, wymyka się z pod praw prostej logiki. Jego wkład w dzieło zbawienia ludzi i ciała, a zwłaszcza ich dusz, jest ogromny. Wielu z tych, którzy prosili go o pomoc, on nawet objawiał się we śnie, a niektórym i w rzeczywistości, na jawie.
czytaj dalej
Nasza ostatnia publikacja o "UFO zatrzymującym wiatrak na polu w miejscowości Majdan" sprawiła, że jeden z czytelników serwisu przypomniał sobie ciekawą sprawę sprzed wielu lat, która jest związana z tą miejscowością. Chodzi o... krąg zbożowy. Oto ten e-mail:
From: Paweł [dane do wiad. FN]
Sent: Monday, May 16, 2016 2:12 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: kiedyś znaki w zbożu nieopodal Majdanu
Może to was zainteresuje,
http://roztocze.net/newsroom.php/17520.html
pamiętam jak w jakoś koło 2000 roku była histeria w okolicy związana z tym piktogramem.
Typin, jakieś 10 minut drogi od Majdanu Górnego
Oto tekst na temat tego piktogramu.
Kręgi zbożowe w Typinie
W podtomaszowskim Typinie nikt nie wierzy, że odciśnięte w zbożu olbrzymie „pieczęcie” to robota żartownisiów. Od kilku dni na pole Nowaków ściągają pielgrzymki. Wszystko za sprawą tajemniczych kręgów. Niektórzy szemrzą, że to UFO wylądowało. Inni gadają, że to meteoryt. Są też tacy, którzy milczą i tylko dłonie składają. Jakby do modlitwy...
- Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. A do osiemdziesiątki niewiele mi brakuje. Jak stanęłam na polu pszenicy i zobaczyłam te kółka, to aż ciarki po plecach mi przeszły – opowiada babcia Emilia, seniorka rodu Nowaków.
Jest środa, 4 sierpnia, a Nowakowie już drugi dzień przyjmują wycieczki. Olbrzymich rozmiarów wstęgi wyłożonego zboża przychodzą oglądać dzieciaki i sędziwi gospodarze. Nie tylko z Typina. Ściągają pielgrzymki z Gródka, Podhorzec, Łaszczowa... Jedni pytają rolnika o zgodę, drudzy omijają należące do niego zabudowania i „walą” prosto na pole. Pieszo, rowerami...
- Zajechała do nas na podwórko łada, a z dziesięć osób tam siedziało. Wszyscy chcieli te place obejrzeć – z dumą podkreśla syn Nowaków.
Jak cyrklem nakreślone
Równy kawałek pszenicy o dorodnych kłosach. Blisko 2 ha. Obok poletko zboża należące do innego gospodarza, dalej plantacja buraków cukrowych. Gdzie nie spojrzeć, połacie ziemi uprawnej. Do najbliższych chałup ok. 1 km.
- Te ścieżki zostały po ciągniku. Mąż opryski robił – tłumaczy Jadwiga Nowak, gdy zmierzamy na sam środek plantacji. Po przejściu ponad stu metrów palcem wskazuje dziwne ślady pozostawione na polu.
– A z 10 arów tak poszatkowane. Cztery koła i cztery półksiężyce. Mąż na oko mierzył. Mówił, że te kręgi to ze 40 metrów szerokości mają. Jeden to nawet o pole sąsiada zahaczył – pokazuje na olbrzymich rozmiarów place wyłożonego zboża.
Gdy pytam Nowakową, co o tym myśli, nieznacznie wzrusza ramionami.
- We wsi mówią że to UFO, ale ja niczego nie widziałam. O takich cudach to jedynie w radiu słyszałam. Kiedyś podobne koła w telewizji pokazywali – mówi. – Na początku pomyślałam - pewnie żart ktoś sobie zrobił. Albo że to na złość. A tak... z zazdrości, bo pszenica całkiem niezła w tym roku urosła. Wie pani, dziś są różni ludzie. Jak dokładnie to miejsce obejrzałam, zmieniłam zdanie. Te kółka to jak cyrklem nakreślone. Każdy z tych pasów równiusieńki. Zaczyna się i kończy, jakby linijkę przyłożył. Ani śladów maszyn, ani działań zwierzyny, bo kłosy nie zjedzone. Gdyby komuś zależało na reklamie, to poszedłby bliżej domów, a nie w szczerym polu takie cyrki urządzał.
Bogusław Nowak był pierwszym, który dostrzegł tajemnicze kręgi w zbożu.
- Było popołudnie. Właśnie skończyłem pleć buraki. Wracałem do domu. Żeby było szybciej, wybrałem ścieżki po traktorze, zrobione w pszenicy. Gdy zobaczyłem te place pomyślałem, co za wariat po moim polu samochodem jeździł – opowiada mężczyzna. - Dopiero później, gdy dokładnie je obejrzałem stwierdziłem, że niemożliwe, by pojazd to zrobił. Te kłosy to jakby grzebieniem ktoś uczesał. Grudy ziemi nietknięte. A jaka precyzja...
- Jeżeli był to statek kosmiczny to trzeba przyznać, że niezły kolos. Jeżeli jest to dzieło kosmitów to tylko pogratulować technologii. Nie dość, że Typin jest tak małą wioską, to jeszcze moje gospodarstwo sobie obrali – uśmiecha się rolnik.
Typin pod kontrolą
Wiadomość o pojawieniu się tajemniczych kręgów lotem błyskawicy obiegła wieś. Jedni zaczęli sobie przypominać, że kilka dni wcześniej sklepowy Grot widział oddalający się na wschód słup ognia. Ktoś inny słyszał dziwne odgłosy.
Zaczęto analizować, czy w ostatnich dniach była burza, porywiste wiatry... Odciśnięte w pszenicy „pieczęcie” dla miejscowych stały się tematem nr 1.
- Mam pole obok Nowaków. Nawet byłem, gdy sąsiad to zobaczył. Krzyknął. Chodź, popatrz, tu chyba coś wylądowało – relacjonuje Stanisław Czapla. – Spostrzegłem pasma jakby wałem wyłożonego zboża.
- Mówią, że Ameryka satelity zwiadowcze na wschód wysyła. Może w ten sposób nas kontroluje. Aż strach pomyśleć. A może to był jakiś meteoryt – dodaje po chwili.
Zdaniem sklepowego, jest duże prawdopodobieństwo, że kręgi na polu Nowaków to dzieło meteorytu. On sam przekonuje, iż nie tak dawno był świadkiem zagadkowego zjawiska...
- Wyszedłem przed sklep i zobaczyłem na niebie dziwną jasność. To była chwila, jakby słup ognia na ziemię spadał, jakaś świetlna rakietka. A przecież nie było nocy ani chmur – opowiada mężczyzna.
Sołtys Typina, Bogdan Barczak o tajemniczych kręgach w pszenicy wie, choć jak przyznaje, nie zdążył ich jeszcze zobaczyć.
- Dopiero z pracy wróciłem. Do tego samochód mi się zepsuł – usprawiedliwia się sołtys. – Nie wiem skąd to mogło się wziąć. Satelita? Możliwe, że rząd coś testuje. Albo może kosmici...
Żona sołtysa przywołuje w pamięci księgę proroctw Michaldy, w której napisamno o dziwnych, tajemniczych znakach pojawiających się na ziemi i niebie.
O kręgi pytam też siedzącego na ławeczce przed miejscowym sklepem staruszka. Wydaje się być zaskoczony tą informacją.
- O niczym takim nie słyszałem - odejmuje fajkę od ust.
- A jak to wygląda – pyta z zaciekawieniem, by za moment dodać. – Nasza wieś do spokojnych należy. Od dziwach się tu nie mówi. Raz tylko, jak pamiętam, poruszył mnie obrazek. To było coś niezwykłego. Od tamtej pory to już ze dwadzieścia lat minęło. Na polu pod lasem w dojrzałym łanie zboża zobaczyłem pasma zielonych kłosów. Te kłosy rosły na kształt krzyża.
UFO na przemiał
- Przez te kosmiczne kółka to tylko ludzie się zlatują i pszenicę mi tłuką. Jak tylko będzie pogoda zacznę kosić. Nie ma na co czekać. Zmarnuje się – odzywa się gospodarskie sumienie Nowaka. – I tak już sporo ziarna na marne poszło. A przecież nie ubezpieczone. I tak nie wiadomo, czy za takie cuda by nam zapłacili...
Nowakową dręczą innej natury problemy.
- Chodzimy po tym polu z dziećmi, a jak ono jest napromieniowane – dywaguje. – Może o takich przypadkach należy wójta powiadomić. Ale jak postawią tabliczkę z napisem: „Nie kosić”, wtedy całe zboże przepadnie.
Na kartce wyrwanej z zeszytu syn Nowaków nakreślił rysunek. Cztery koła i cztery półksiężyce... Zostanie na pamiątkę.
Typin... z kart przeszłości
Typin posiada bardzo starą metrykę. Pierwsza wzmianka mówiąca o tej miejscowości pochodzi z 1409 roku. Wieś była wówczas własnością rodziny Szwabów, drobnej szlachty mazowieckiej, która na początku XV wieku przybyła na tereny dzisiejszej Zamojszczyzny. Osiedlili się tu skuszeni rozdawnictwem ziemi w okresie polonizacji tych terenów. Terenów, które od końca XIV wieku były w lennym posiadaniu książąt mazowieckich.
Szwabowie okazali się dobrymi zarządcami wsi. Wybudowali cerkiew, dwa młyny, karczmę. Byli współfundatorami kościoła w pobliskim Gródku.
Pierwszy dwór prawdopodobnie o charakterze obronnym powstał we wsi w XV wieku. Jeszcze w latach 60. XX wieku były widoczne fortyfikacje – fosa i wały ziemne wraz z czterema narożnymi bastejami. Obiekt ten, z uwagi na dużą wartość historyczną w 1967 roku został wpisany do rejestru zabytków.
Od XVII wieku właścicielami Typina była rodzina Łaszczów, od 1754 roku Franciszek Cyryna, później Paweł Gembarzewski i inni.
Dziś Typin jest jedną z mniejszych wiosek w gminie Łaszczów. Jest zarazem trzecią po Lublinie i Sułowie miejscowością, w której, w ostatnich latach można było zobaczyć tajemnicze kręgi w zbożu.
zobacz także:
http://www.nautilus.org.pl/xxi-pietro,335.html
czytaj dalej
Znamy dobrze ten film, a także dziwne wydarzenia, które towarzyszyły jego realizacji. Być może jednak nie wszyscy o tym wiedzą, więc wiadomość trafia do naszego XXI PIĘTRA.
Droga Fundacjo,
Wczoraj zdecydowałem się obejrzeć po długiej przerwie film "Omen" z 1976 roku z Gregorym Peckiem w roli głównej. Fabuła związana z Szatanem jest Wam zapewne znana, ale chciałem Was zainteresować pewnym fragmentem, jaki na temat tego filmu znalazłem zwyczajnie na Wikipedii. Trzeba przyznać, że jest ciekawy.
Tekst:
"Podczas kręcenia filmu ekipę prześladowały „klątwy”, przypisywane mocom nadprzyrodzonym, uniemożliwiającym ukończenie filmu: scenarzysta David Seltzer został uderzony przez piorun, hotel, w którym zatrzymał się reżyser Richard Donners został zbombardowany przez IRA, a Gregory Peck odwołał lot do Izraela, który zakończył się katastrofą samolotu i śmiercią wszystkich osób na pokładzie. Podczas kręcenia sceny w zoo dwa lwy zabiły strażnika, a pierwszego dnia zdjęć jeden z członków ekipy miał wypadek, w którym całkowicie zniszczony został jego samochód."
Pozdrawiam,
Patryk [dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Figurka Maryi Dziewicy w Fresno z Kalifornii płacze już od roku, po tragicznym wydarzeniu. Kuzyn właścicielki posągu został brutalnie zamordowany.
Mimo że sprawa dopiero ujrzała światło dzienne, właścicielka rzeźby Maria Cardenas mówi, że płacz trwa już od roku, a ona łzy przechowuje w szklance. W miarę możliwości Cardenas dzieli się łzami z ludźmi, którzy ją odwiedzają.
Świadkowie twierdzą, że łzy są tłuste i pachną jak róże, co jest dość powszechną cechą zjawisk związanych z objawieniami Maryi.
Cardenas dostała posąg na Dzień Mamy od swojego kuzyna, Jesse Lopeza, który został zamordowany w ubiegłym roku. Po jego śmierci, figura zaczęła płakać.
Figurka nie była jeszcze przebadana przez Kościół, więc nie ma na razie potwierdzenia, że jest to autentyczny cud.
Nawet jeśli jest to rzeczywisty cud, trudno jest dostrzec, jaki komunikat i jakie znaczenie ma dla wiernych. Większość cudów i objawień dotyczy osobistych spraw pomiędzy Najświętszą Maryją i jej odbiorcami.
Portal catholic.org prosi o modlitwę za duszę Jesse Lopeza i za Marię Cardensa. Niech odnajdą pokój w ramionach Najcudowniejszej Matki.
żródło: http://www.fronda.pl/a/kalifornia-figurka-matki-bozej-placze,71567.html
czytaj dalej
Już kiedyś na łamach FN pisaliśmy o zdumiewającym podobieństwie znanych aktorów do postaci z przeszłości, które były równie znane jak oni dzisiaj. Czy możemy mówić o reinkarnacji? Jak najbardziej. Oto znany aktor-karzeł, czyli Peter Dinklage
Jeden z najbardziej znanych na świecie aktorów cierpiących na karłowatość. A znany nie dzięki niskiemu wzrostowi, lecz wybitnemu talentowi, który podziwiać możemy nie tylko w genialnym serialu "Gra o tron", ale też w innych ciekawych produkcjach, jak np. filmach "Dróżnik", "Zgon na pogrzebie" czy "Opowieści z Narnii".
Peter Dinklage jest niezwykle podobny do karła (!) modela wybitnego malarza Diego Velazqueza. Obraz "Karzeł Don Sebastián de Morra". Obraz pochodzi z... 1645 roku.
zdjęcie pochodzi z tekstu przysłanego przez czytelnika serwisu:
http://facet.wp.pl/gid,18276807,img,18276858,kat,1007871,mgaleria.html
czytaj dalej
Na temat piramid, które rzekomo znaleziono na Antarktydzie napisano ostatnio bardzo wiele. Ogromne struktury przypominające ostrosłupy wydają się być znacznie większe niż ich odpowiedniki z Egiptu, a biorąc pod uwagę fakt, że są skute lodem, musiałyby tez być dużo starsze. Ale czy piramidy na Antarktydzie naprawdę istnieją?
Antarktyda to do dzisiaj najmniej zbadany kontynent na Ziemi i może skrywać jeszcze nie lada niespodzianki. Według jednej z teorii, to właśnie tam znajduje się słynna Atlantyda, albo raczej to, co z niej zostało po kataklizmie.Niektórzy uważają, że struktury odnalezione na zdjęciach satelitarnych, to właśnie pozostałości po jakiejś starożytnej zaawansowanej cywilizacji. Ich adwersarze uważają, że są to po prostu naturalnie powstające polodowcowe zbocza gór wspomagane działaniem erozji.
Nową strukturę odkryto dzięki usłudze Google Maps (współrzędne: 79°58'39.25"S 81°57'32.21"W), która przyciąga rozmaitych pasjonatów, gotowych godzinami wpatrywać się w odległe tereny w poszukiwaniu czegoś interesującego. Jeśli okaże się, że nie jest to złudzenie, albo formacja polodowcowa, tylko rzeczywiście starożytna piramida, może to posłużyć jako dowód, że kontynent pokryty obecnie lodem był kiedyś wystarczająco ciepły, aby mogła tam kwitnąć starożytna cywilizacja.
Czytaj więcej na http://nt.interia.pl/technauka/news-na-antarktydzie-odkryto-ogromne-struktury-podobne-do-piramid,nId,2201728#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
czytaj dalej
W serwisie FN ukazał się ciekawy tekst o przelocie UFO, które wyłączyło prąd w jednym z tzw. wiatraków, czyli tak naprawdę elektrowni wiatrowych.
W naszym archiwum na hasło "Majdan" (w pobliżu tej miejscowości doszło do incydentu) pokazała się ciekawa wiadomość sprzed dwóch lat. Oto ona:
-----Original Message-----
From: Grzegorz [dane do wiad. FN]
Sent: Friday, May 14, 2010 12:45 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: dziura w ziemi
Witam,
Mój tato zauważył dziurę w ziemi na polu, gdy pojechał siać zboże w miejscowości Majdan Obleszcze (lubelszczyzna). Zdjęcia zostały zrobione trochę później. Dół wygląda tak, jak by ziemia została wciągnięta do środka, brzegi dołu są pionowe, jedynie z jednej strony pod kątem. Rozmiar dołu ok. 2,5-3 m średnicy i 1,1m głębokości. Pojawienie się tego dołu jest trudne do wytłumaczenia, nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy, nie znaleziono nic w pobliżu, jedynie co nam logicznego przychodzi na myśl to, to że powstał ciek wodny i ziemia została zassana, lub po poprostu ziemia się zapadła z nieznanego nam powodu.
Pozdrawiam,
Grzegorz
I jeszcze jeden, ciekawy potencjalny wątek tej historii, który dostaliśmy na pocztę Fundacji Nautilus.
-----Original Message-----
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Monday, May 16, 2016 8:34 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Sprawa UFO z Majdanu, może kolejny wątek
Dzień dobry,
przeczytałam na Waszym portalu artykuł o UFO na Majdanie Górnym.
Skojarzyłam to z filmem, który kiedyś widziałam w internecie, dotyczy on UFO w Tomaszowie Lubelskim, czyli mieście w bezpośrednim sąsiedztwie Majdanu Górnego.
To jest nagranie archiwalne, reportaż, wygląda jak z początku lat 90.
Proszę zobaczyć, może to są powiązane sprawy
Pozdrawiam
Alicja
zobacz także:
czytaj dalej
Na naszym profilu na facebooku warto śledzić komentarze. Pojawiają się tam czasami bardzo wartościowe rzeczy. Po naszej ostatniej publikacji o "śladach poprzednich żyć", które odnajdujemy w naszych dzieciach pojawiły się dwa bardzo fajne przykłady takiej właśnie 'pamięci poprzednich żywotów'.
czytaj dalej
Po przeanalizowaniu obrazów z kosmicznego teleskopu Keplera, naukowcy z NASA odkryli 1284 egzoplanety, w tym wiele systemów planetarnych poza Układem Słonecznym. Przesłane dane wskazują, że planet jest dwa razy więcej, niż się spodziewano. Dziewięć z nich ma szczególnie interesującą charakterystykę. Obiekty krążą blisko lub wewnątrz ekosfery swych gwiazd. Oznacza to, że może tam istnieć woda w stanie ciekłym, a więc i życie. Są wielkości Marsa i Merkurego, co najprawdopodobniej oznacza, że jak Ziemia są skałami.
więcej:
czytaj dalej
Nie mamy szansy tego sprawdzić, ale jeśli ktoś z czytelników ma ochotę, to... proszę bardzo!
-----Original Message-----
From: [dane do wiad. FN}
Sent: Thursday, May 12, 2016 1:16 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: NOL w Faktach tvn
Witam, mam dla Państwa ciekawostkę
W wydaniu faktów tvn z 11 maja, w materiale o 16 letnim bramkarzu, od 17:09 minuty, przez kilka sekund na niebie widać ciekawy obiekt. To wydanie jest ciągle dostępne na stronie http://fakty.tvn24.pl/ pozdrawiam, Jacek
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.