Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[...] Witam,w październiku 2018 wracałem z wesela wraz z dziewczyną i jej bratem,około godziny 3. Wesele w górach więc przekrój nieba znakomity,brak smogu,widok pełnej drogi mlecznej,bardzo piękny widok.
Z racji tego, że od dzieciństwa interesowałem sie astronomią lubię patrzeć w niebo, a w tym dniu zaciekawił mnie jeden dosc specyficzny punkt. Wyglądało to jak gwiazda o silnej magnitudzie,jednakże mieniła się w kolorach niebieskim,czerwonym zielonym, fioletowym. Była nieruchoma wiec kwestia sputnika odpadła.
Przyglądałem sie temu dluga chwile,gdyz wyglądalo to jak lampki choinkowe,nie potrafiłem wyjsc z podziwu i chęci uwiecznienia tego obiektu na filmie. Jednakze moj telefon nie potrafil uwiecznic obiektu wielkosci gwiazdy,gdyz maja one za slaba jasnosc,niewyczuwalną przez aparat w telefonie. Z pomoca przyszla mi lornetka,jednak ustawic lornetke pod obiektyw telefonu,wlaczyc zoom i znalezc obiekt bylo niewykonalne,jednakze zrobilem tylko serie zdjec, akurat w fazie koloru zielonego. Nie wiem co to jest,wysylam bo moze ktos spotkał sie z takim zjawiskiem. Pozdrawiam.
Ps mam w domu zdjecie wykonane lata temu,pzedstawiajace wychwycony obiekt ufo,wyglada to jak plama na niebie,ale pewnie jest to rzeczywiscie cos niewytlumaczalnego, podsylam zdjecia
[poniżej zdjęcia przysłane przez czytelnika]
/poniżej powiększenie obiektu UFO, który jest widoczny na zdjęciach/
I jeszcze zdjęcie "sprzed lat", które przysłał nasz czytelnik.
czytaj dalej
Miałam może sześć lat kiedy z rodzicami i młodszym rodzeństwem wyjeżdżaliśmy latem, samochodem do dziadków. To były wczesne lata 80-te, nasz „maluch” zapakowany był po brzegi – dzisiaj aż trudno wyobrazić sobie ile rzeczy mieściło się w takim aucie. Czekała nas męcząca, mało komfortowa, kilkusetkilometrowa podróż. Zawsze wyruszaliśmy w drogę nocą.
Ojciec twierdził, że łatwiej jest wyjechać wtedy z miasta, bo na drogach panuje mniejszy ruch. Prawdę mówiąc w tamtych czasach o tej porze można było przejechać prawie całą trasę napotykając jedynie pojedynczych kierowców. Jadąc tak w ciszy nieoświetlonymi, pustymi szosami, widząc za oknem- czarne kołyszące się na wietrze kształty drzew i od czasu do czasu błyski światła odbijanego przez oczy dzikich zwierząt cieszyłam się, że nasz mały wehikuł się porusza, bo świat naokoło wydawał mi się przepastną, wrogą otchłanią.
Zazwyczaj nocna podróż była dla mnie błogosławieństwem, bo mniej mi dokuczała choroba lokomocyjna, która sprawiała, że jazda kojarzyła mi się z piekłem. Nie tym razem niestety - cierpiałam tak bardzo, że rodzice przesadzili mnie na przednie siedzenie, żebym mogła otworzyć sobie okno i korzystać z orzeźwiającego powiewu powietrza, które przynosiło mi pewną ulgę. Nie miałam zapiętego pasa, bo mimo że siedziałam na kocu, byłam za mała i wrzynał mi się w szyję – kazano mi więc przerzucić go tylko „pro forma” przez ramię.
Po przejechaniu około połowy drogi dzieci spały, a rodzice wspólnie ustalili, że podjedziemy jeszcze 300 metrów na niewielkie wzniesienie na które prowadziła jezdnia i tam na poboczu się zatrzymamy na odpoczynek.
I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o planowanie.
Owszem dojechaliśmy na wzgórze, ale zupełnie nieświadomie. Oboje rodzice zasnęli. Ojca obudziło mocne uderzenie w drzewo. Próbował manewrować kierownicą, ale nie miał już władzy nad samochodem. Mógł być tylko biernym obserwatorem toczących się wydarzeń. Na szczęście na drodze nie było żywej duszy, bo odbiło nas na drugą stronę ulicy, a zatrzymaliśmy się dużo dalej, w chaszczach na przedpolu lasu. Samochód był zupełnie rozbity. Pamiętam niemoc, ciszę, ciemność, potem dochodzące do mnie znajome głosy, na których dźwięk postanowiłam zareagować, ale nie mogłam za bardzo się ruszyć.
Okazało się, że od dłuższej chwili rodzice biegają wzdłuż traktu i gorączkowo mnie szukają, będąc przekonanymi, że wypadłam z samochodu, w którym nie mogli mnie znaleźć. Jedyne co odszukali na trasie to zupełnie nie uszkodzoną przednią szybę, która o dziwo bez jednego zadrapania wyleciała z auta i leżała przy drodze. Natomiast ja zsunęłam się na podłogę, kiedy mój fotel samochodowy podczas zderzenia złożył się, osłaniając mnie całkowicie. Gdybym miała zapięty pas pewnie by mnie udusił.
Gdy się przejaśniło ojciec udał się po pomoc do najbliżej miejscowości. Pamiętam komentarze autochtonów, że przecież jest to równa, prosta droga, a co najmniej kilka razy do roku zdarzają się w tym miejscu wypadki. Dziwili się, że wyszliśmy z tego bez szwanku, bo tam najczęściej kończyło się poważnie. Drzewo, w które uderzyliśmy, było jedynym na długim odcinku po tej stronie jezdni. Gdyby nie ono, to wpadlibyśmy do ciągnącego się tam głębokiego bagna. Według nich mieliśmy strasznie dużo szczęścia.
Całe to zdarzenie stanowiło dla mnie tylko niewielką niedogodność w drodze na wakacje. Nie było warte szczególnej uwagi ani zapamiętania... Do niedawna. Tę samą sytuację na nowo przeżyłam w bardzo realistycznym śnie i jej przebieg nie był już tak pomyślny, a w głowie huczała mi jedna, powtórzona kilkakrotnie myśl: „To nie przypadkowi, zawdzięczasz życie. Nie ma przypadków.”
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Zacznę od tego, że mój starszy syn bardzo chciał mieć brata, a my z mężem chcieliśmy się rozwijać zawodowo, potem budowa domu, nie było czasu. Syn cały czas należał, w końcu zaczął się modlić o brata. No i ulegliśmy, od razu zaszłam w ciążę. Młodszy urodził się w dziesiąte urodziny starszego. W szóstym miesiącu ciąży miałam sen, o którym chciałam napisać. W pierwszej wizji spotkałam syna jako chłopca w wieku ok 8 lat. Upierał się żebyśmy poszli w miejsce nawiedzonego domu do którego nie można było wejść. Mówi do mnie mamo ale ja muszę walczyć ze złym, bałam się o niego bardzo, skontaktowałam się z trzema egzorcystami żeby z nim szli. W końcu poszliśmy, nie chciał czekać na księży, wszedł sam, oni przyszli i patrzyli, mówili, że sobie poradzi.
W drugiej wizji uciekam. Dwóch mężczyzn w czarnych garniturach chcą mi zrobić krzywdę, nie chcą żeby dziecko ale urodziło, udało mi się ukryć.
W trzeciej wizji stoję na łące, jest wiosenny poranek, idzie dwóch starszych mężczyzn a po środku mój syn, rozmawiają i uśmiechają się. Jeden mężczyzna odchodzi zostaje starszy. Patrzę na niego i myślę, że musi być bogaty bo to wszystko do okoła jest jego i czułam, że jest bardzo mądry, potężny. Mówi do mnie jestem dumny z mojego syna (ja się zastanawiam i myślę, że przecież mój mąż jest jego ojcem, dotarło do mnie kim jest ten mężczyzna). Mówi dalej: daję Ci pod opiekę mojego syna, będzie wielkim człowiekiem. Patrzę i myślę o czym mówi. Spójrz, pokazał rosnącą marchew na grządce, wyrwij jedną, wyrwałam średniej wielkości marchew, teraz Ty synu, a on wyrwał ogromną marchew. Mówi do mnie: widzisz....Sen się urwał. Ten mężczyzna to była metafora, że syn będzie o wiele silniejszy ode mnie. Co o tym sądzicie? Syn ma roczek dopiero i jest niesamowity, emanuje spokojem, ma oczy dorosłego człowieka, niektórzy ludzie zwracają uwagę na jego oczy, ale ja nikomu jeszcze nie mówiłam o swoim śnie.
Pozdrawiam
[...]
czytaj dalej
[...] witam właśnie przeczytałam maila z działu XXI piętro i zadziwiająco przypomina mi on moją historię. Mam 30 lat i jestem kobietą, a zdarzenie to miało miejsce gdy byłam w liceum. Z resztą BARDZO PODOBNE ZDARZENIE. mogę uzupełnić tą historię, ponieważ otrzymałam wtedy przekaz od "tych" istot. Jest też kilka istotnych różnic, ale nie mogę wyjść z szoku jak ta historia jest podobna do mojej, użyłabym w jej opisie jedynie kilku innych słów...
No więc było to tak: Spałam w swoim małym pokoiku na IV piętrze w bloku w Stalowej Woli. Spałam jakoś dziwnie, leżąc "na wznak", wydaje mi się, że nigdy tak nie lubiłam spać, a od tamtej pory to już na pewno bardzo rzadko. Spałam z rękami lekko odchylonymi od ciała, ale wiem na 100% że na wznak. Nagle ze snu, przeszłam w stan świadomości, ale nie pełnego rozbudzenia, oczy moje widziały, ale nie tak jak można powiedzieć rześko jak w ciągu dnia, była to jakby taka "hipnoza", ale już na 100% nie sen, tego jestem pewna.
W opisie bardzo ważną sprawą jak w podobnym mailu jest dla mnie opis pokoju. Po lewej mojej stronie miałam przeszklone drzwi, były jak zwykle zamknięte, po mojej prawej stronie okno, za którym panowała szarówka, dzięki temu określam czas na bardzo wczesny ranek, 4.00-5.00 rano...nie był to jeszcze dzień, i już nie noc. No więc byłam świadoma i leżałam na łóżku z uczuciem takim jak opisuje to poprzednik, jakby moje ciało było w ołowiu, nie mogłam zrobić ani jednego ruchu, nawet małym palcem, a chciałam się uwolnić, przewrócić na bok, cokolwiek... jakbym była przyspawana do łózka.
Nagle po mojej lewej stronie, czyli tam gdzie były drzwi, ale przy samym łóżku zobaczyłam postaci ubrane całe na czarno, czarne płaszcze i czarne kapelusze, obok mnie stał największy a wzdłuż łózka stały równo jakby powielenia tej pierwszej postaci, coraz mniejsze i mniejsze i mniejsze, ale identyczne, jakby klony, nie widziałam ich twarzy, albo ich nie miały, albo były czarnym dymem te twarze, ale kapelusze i płaszcze były wyraźne, coraz mniejsze schodzące w dół łózka.
Przestraszyłam się, czułam ogromny lęk, nie wiedziałam co się dzieje. I nagle usłyszałam męskie głosy i powtarzane jak mantrę słowa, brzmiały równo i złowieszczo, jak chór i powtórzyły 3 razy: "My, aniołowie zła, przyszliśmy po ciebie, my, aniołowie zła, przyszliśmy po ciebie, my, aniołowie zła, przyszliśmy po ciebie". Po czym szybko te postaci zmieniły się w szarą ścianę dymu, albo mgły, odcinając moje łózko od reszty pokoju, mieszkania. była to ściana pionowa dymu, równa jakby za szkłem, ale nie było szkła, chodzi o to, że była to wysoka ściana, do sufitu szarego, brudnego dymu, która zmieniła się w lej, jak trąba powietrzna i w sekundzie skierowała ten początek leja na moje piersi, wnikając w moje ciało? coś na wzór tego, jakby chmurka w komiksie, ten dymek z trójkątem, żeby było wiadomo która postać co wypowiada. dym zniknął we mnie, tak to widziałam i natychmiast zaczęłam się dusić. nie mogąc się ruszyć, nie mogłam złapać oddechu, chciałam strasznie zawołać "mamo!", ale z mojego gardła tylko ostatnią siłą woli udało mi się wydostać takie: "aaaa..."
Nie chciałam się poddać, czułam jakby na mojej piersi leżał ogromny przytłaczający mnie głaz, dalej nie mogłam ruszyć żadną częścią ciała.Krzyczałam tak głucho jakiś czas, ale zorientowałam się, że nie dam rady, nie tędy droga, a nic nie "działało", oprócz mojego umysłu, mojej świadomości. Wtedy przyszła ostatnia myśl, pomyślałam, mimo, że całe zdarzenie to ułamek sekundy, tylko tak z opisu wynika że mogło trwać dłużej, ale nagły przebłysk skierował mnie na te słowa: "jezu, tylko modlitwa" i zaczęłam powtarzać w myślach:"Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, módl sie za nami grzesznymi...." itd strasznie intensywnie, i powtarzałam i powtarzałam, tutaj próbując krzyczeć i poczułam że zaczęło puszczać, że puściło. Ale byłam tak potwornie wyczerpana, że leżałam jeszcze kilka-kilkanaście minut bez ruchu, czułam , ze siły muszą się zregenerować, leżałam na wznak ciężko przestraszona całym wydarzeniem, i siły zaczęły mi wracać, najpierw ruszyłam jednym paliczkiem najmniejszego palca u ręki, potem dwoma itd.
Jak rekonwalescentka wstająca po długim paraliżu. Stoczyłam się z łóżka i pobiegłam do nadal jeszcze śpiącej mamy mówiąc: "Mamo, był u mnie szatan! daj mi szybko różaniec" mama była zaspana, sama znalazłam sobie mały jakiś luzem leżący krzyżyk i poszłam spać z nim w garści. tak strasznie się bałam. w następnych dniach spałam z tym krzyżykiem w dłoni i bałam się go puścić. Wiele razy myślałam nad interpretacją tego zdarzenia, dlaczego wróciłam do żywych, dlaczego mnie "oddali"... myślę, że wróciłam, ale ktoś obiecał im coś w zamian. ciało i duszę mojej córki, która urodziła się kilka lat później i ciężko zachorowała. jest głęboko upośledzona, nie chodzi i nie mówi... proszę nie podawać moich danych
[...]
czytaj dalej
[...] Witam
Lubie czytać wasze prace związane ze śmiercią, jednak coś mnie interesuje. Często piszecie o przebłyskach z poprzednich żyć, jednak albo tego tematu nie poruszyliście, albo go nie znalazłem. Chodzi mi o urywki dawnego życia widziane w snach.
Już wielokrotnie śniło mi się jakieś miejsce np. stare ruiny jakiegoś domu.
Jednak pewnego dnia (miałem chyba 10 - 11 lat) babcia z rodzicami postanowiła gdzieś pojechać, mnie i brata zabrali ze sobą. Kiedy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że jest to miejsce z mojego snu (do tego zdawało mi się jakbym spędził tam dobre pare lat). Kiedy weszliśmy między ściany z gołych cegieł zapytałem babci co to za miejsce, a ona ku mojemu zaskoczeniu powiedziała, że prababka lubiła tu spędzać wakacje (czy coś w tym stylu). Działo się to w okolicach Radzymina.
Jeśli macie jakieś informacje na temat podobnych zdarzeń to proszę o odpowiedź.
Pozdrowienia dla całej ekipy.
[...]
OD FN
Pisaliśmy o tym wielokrotnie. Poniżej materiał z naszego archiwum FN, gdzie wątek "dawnych miejsc z poprzedniego życia w snach" pojawia się w relacji świadka.
I jeszcze jeden opis snu z naszej poczty.
[...] Droga Fundacjo. Na wstępie pragnę powiedzieć, że zjawiskiem reinkarnacji interesuję się od dawien dawna, gdy jeszcze będąc nastolatką moją ulubioną literaturą były książki R. Moody'ego, ale do rzeczy. Wiem, że jestem kolejną osobą, która chce opisać Wam swój sen, ale myślę, że w jakiś sposób jest on związany z reinkarnacją, a przynajmniej ja nie mogę przestać o nim myśleć i czuję potrzebę podzielenia się tym, co mi się przyśniło. Mianowicie jestem na spacerze razem z moją mamą i córkami. Chodzimy po łąkach a nieopodal, w miejscu gdzie w rzeczywistości jest przejazd kolejowy znajduje się wesołe miasteczko. W pewnym momencie moja mama mówi do mnie tak "może przejdziemy się z dziewczynkami do tego wesołego miasteczka, pobawią się trochę". Ja oczywiście bardzo się na tą myśl ucieszyłam.
Gdy dotarłyśmy na miejsce, mama razem z dziećmi poszły oglądać karuzele, a ja stałam i patrzyłam, gdzie w ogóle jestem. Miasteczko wcale nie było takie barwne i kolorowe jak wydawało się z zewnątrz, była to raczej forma atrapy, zwykła stacja kolejowa. Nagle podjechał pociąg i się zatrzymał.Zastanawiałam się czy wsiąść do niego czy też nie. Wiedziałam, że ten pociąg zawiezie mnie do prawdziwego wesołego miasteczka, a ja bardzo chciałam tam być, z drugiej strony w tym "sztucznym" zostały moje dzieci i mama, a ja bardzo nie chciałam zostawiać ich samych więc nigdzie nie wsiadłam. Wtedy pociąg ruszył. Lecz w tym samym momencie na stację przyszedł jakiś starszy człowiek i pociąg zatrzymał się specjalnie dla niego żeby go zabrać. Pamiętam nawet jak zazdrościłam jemu, że jedzie do prawdziwego wesołego miasteczka, zastanawiałam się czy jednak nie wsiąść, ale on już odjechał. I wtedy znowu szłam na tą stację tylko tym razem nie z moją rodziną tylko z tym panem co pojechał do tego miasteczka.
Wyglądał jak człowiek, który wiele przeszedł. Mówił do mnie tak, że on pracuje w tym wesołym miasteczku, ale jest niepełnosprawny umysłowo a mimo wszystko studiuje (na tym miała polegać jego praca) i jest jemu bardzo ciężko. To co innym przychodzi łatwo to on musi dużo na to pracować, ale że teraz jedziemy do jakiegoś miejsca ze skał (powiedział to po angielsku sky rock czy coś w tym stylu, pamiętam tylko słowo rock). W tym momencie dotarliśmy znowu na tą stację, tylko tym razem wyglądała jak atrapa Wielkiego Kanionu.
Wtedy powiedziałam sobie, że już na pewno pojadę w prawdziwe miejsce i nadjechał pociąg. Jednak tym razem jechał bardzo szybko bałam się, że nie wyhamuje na stacji. Oczywiście miałam rację, ale cały czas wiedziałam, że ten pociąg na pewno się zatrzyma bo musi zabrać tego mężczyznę, a wtedy ja też wsiądę. Tak jak myślałam pociąg zatrzymał się za stacją, ale zaczął się cofać. Pamiętam jak cieszyłam się, że w końcu pojadę do prawdziwego miejsca. Niestety w tym momencie zadzwonił budzik i się obudziłam.
Teraz najdziwniejsza sprawa w tym wszystkim. Na tym przejeździe kolejowym, który mi się śnił niecałe 2 lata temu zginął starszy mężczyzna. Druga dziwna sprawa, że po przebudzeniu jak poszłam do łazienki słyszałam sowę choć to był już dzień, a poza tym w miejscu gdzie mieszkam nie ma terenu leśnego i nigdy wcześniej tu sowy nie słyszałam. Na następny dzień po przebudzeniu też było to samo. Zastanawia mnie ten fakt, bo niedawno czytałam, że jak się słyszy sowę to śmierć jest rychła. Zwiastuje też podobno kontakt z zaświatami. Mam nadzieję, że jeszcze trochę pożyję w tym wcieleniu.
[...]
czytaj dalej
[...] Witam. Nazywam się Marcin i mam 26 lat. Czytałem artykuły na waszej stronie jakieś 10 lat temu. Dziś przypomniało mi się zdarzenie, które przeżyłem mając może z 10-13 lat. Może słyszeliście coś podobnego albo nakierujecie mnie na jakieś pomocne strony czy artykuły lub pomożecie to wyjaśnić :). W internecie ciężko cokolwiek znaleźć na ten temat. A sytuacja miała się tak: Jak już wspomniałem miałem około 10-13 lat.
Wracałem z rodzicami z wakacji w Chorwacji. Zatrzymaliśmy się w jakiejś restauracji by poprosić o pomoc ponieważ na stacji benzynowej odrzucało nam kartę płatniczą a rodzice nie mieli już gotówki. Po wejściu do tego lokalu szedłem za ojcem i nagle poczułem na ramieniu dotyk. Choć minęło już około 15 lat to pamiętam doskonale że była to dłoń. Wraz z dotykiem poczułem coś w rodzaju wstrząsu i zrobiło mi się biało przed oczami. Ledwo ustałem na nogach. Za mną nie było nikogo. Był tylko korytarz i drzwi, które zamknąłem kilka sekund wcześniej. Rodzicom powiedziałem o tym dopiero po przyjeździe do domu.
Po wyjeździe z tej restauracji i przejechaniu kilkunastu kilometrów autostradą tata zjechał na postój i zauważył że przy jednym z kół wszystkie śruby były luźne. Dokręcił je. Rodzice i moja babcia, której również opowiedziałem o moim przeżyciu stwierdzili że był to jakiś znak lub jakiś stróż, który nade mną czuwał i dlatego tata zauważył to luźne koło. Ja jednak podszedłem sceptycznie do tego. Jestem ateistą a może raczej agnostykiem. W sumie to sam nie wiem ale na pewno nie wierzę w Boga. Zastanawiam się całe lata co to mogło być... Co o tym myślicie? Pozdrawiam :)
No cóż... było to pewnie ostrzeżenie ducha zmarłej osoby - takie rzeczy się zdarzają, mamy w naszym archiwum kilka tego typu relacji. Dziękujemy za opis - trafia do naszego archiwum.
czytaj dalej
[...] Witam! Kiedyś przytrafiło mi się pewne zjawisko... Przebudziłem się w nocy i na moim łóżku zobaczyłem siedzącą postać. Osoba siedziała tyłem do mnie. Wydawało mi się, że to mężczyzna w swetrze z dłuższymi włosami. Nie mogę sobie przypomnieć lub po prostu nie widziałem czy były to włosy do ramion czy dłuższe.
Nie za bardzo pamiętam co wtedy czułem, wiem tylko, że pierwszą myślą było: "Odwróć się w kierunku ściany i zaśnij, żeby "jego" nie widzieć". Tak też zrobiłem. Najciekawsze jest to co usłyszałem od mamy rano... Swoją historią za bardzo się nie przejąłem i nie miałem zamiaru zaraz po przebudzeniu biec do rodziny i opowiadać o tym. Nie jestem osobą za bardzo rozmowną:) Wolę słuchać:)
Wróćmy do tematu. W porannej rozmowie mama powiedziała mi, że w nocy dusiła ją zmora(!). Ten temat nie jest obcy w mojej rodzinie. Zmora dusiła także siostrę mojej mamy oraz żony dwóch kuzynów.
Niekiedy w rozmowie z kimś przedstawiamy swoją historię komuś z rodziny i ja trochę żartobliwie zawsze podkreślam, że mnie zmora się bała, że jestem za mocny:)
POZDRAWIAM
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Pozdrawiam serdecznie Fundacje Nautilius i bardzo dziekuje ze jestescie a zainteresowane osoby moga sie dzielic swoimi doswiadczeniami . Przepraszam ze nie pisalem od kilku miesiecy. Chcialbym podzielic sie z Wami kilku doswiadczeniami.
Bruno Groning moje przezycie.
Kilka miesiecy temu poszedlem na spotkanie w hotelu w Oakville,Ontario,Kanada aby obejrzec film o zyciu Bruno Groning. Film z mala przerwa trwal kilka godzin. Bylo nas tylko mniej niz dziesiec osob. Na koncu filmu byla pokazana czarno-biala fotografia twarzy Bruno. Po chwili wpatrywania sie w to zdjecie odczulem cos co trudno mi wytlumaczyc. w jednej chwili poczulem w centralnej czesci ciala-torso energie. Odebralem to jako bardzo mocne wibracje troche przypominajace prad. Trwalo to bardzo krotko-moze sekunde. Nie spodziewalem sie ze cos takiego moze nastapic. Poszedlem na ten film z nadzieja aby sie wiecej dowiedziec o tej osobie. Mialem tez cicha intencje aby Bruno pomagal mi zmienic swiat na lepszy. Po tym incydencie rozpoczalem kontakt z ludzmi ktorzy naleza do grupy przyjaciol Bruno Groninga. Rozmawialem z kilkoma osobami ktore wierza ze zostaly uzdrowione dzieki niemu. Przychodza na te spotkania osoby wielu wyznan i to co je laczy jest wiara w Boga ktory jest Miloscia bez granic.
Czy mozna przewidziec przyszlosc?
Pewnego razu dzwoni do mnie kolega z wiadomoscia ze jego przyjaciel jest w szpitalu powaznie chory. W tym momencie ukazuje mi sie torso czlowieka a wzdluz niego dwie czerwone linie. Moj kolega przyjechal do mnie po krotkim czasiea ja mu powiedzialem w ktorej czesci ciala jest problem. Byl on zdumiony i zapytal skad ja to wiem. Powiedzialem jemu tylko ze wiem bo jak moglem powiedziec ze zostalo mi to pokazane. Kilka dni pozniej Janusz dzwoni do mnie ponownie z wiadomoscia ze jego przyjaciel czuje sie lepiej i lekarz mowi ze powinno byc dobrze. W tym momencie ukazuje mi sie torso czlowieka z dwiema grubymi czerwonymi liniami wzdluz torso. Zostaje mi powiedziane ze ten czlowiek wkrotce odejdzie. Nie powiedzialem tego mojemu koledze ale poprosilem aby jego przyjaciel pogodzil sie ze swoim bratem z ktorym byl w niezgodzie. W kilka dni pozniej dusza opuscila cialo tego czlowieka. Moglem tylko biernie obserwowac co sie bedzie dzialo .
Drugi przypadek.
Jestesmy z zona w sali bankietowej na zabawie. Przy stoliku jest z nami zaprzyjaznione malzenstwo. Popatrzylem w pewnej chwili na zone kolegi i zamiast jej twarzy ujrzalem ludzka czaszke. Odwrocilem wzrok ale po chwili z niedowierzaniem ponownie popatrzylem na twarz tej osoby. I ponownie ten sam widok. Trwalo to chwile ale po krotkim czasie ponowniezobaczylem twarztej osoby. Zastanawialem sie co to moze oznaczac. Po kilku dniach dostalismy wiadomosc ze ktos z rodziny tej osoby popelnil samobojstwo.
W tych przypadkach przyszlosci nie mozna bylo zmienic i byla tym osobom przypisana. Jestem jednak przekonany ze w wielu sytuacjach mozna przyszlosc zmienic.
Kontakt z duszami.
Jak pisalem we wczesniejszych listach czasami udaje sie mi skontaktowac z duszami osob ktore odeszly. Przewaznie sa to prosby dla rodzin aby poczuly sie lepiej .Powiem szczerze ze nie zawsze ten kontakt jest. To chyba zalezy od checi obu stron.
Czasami dusze przekazuja wiadomosc w inny sposob. Dla przykladu. Pojechalem niedawno na duzy cmentarz w Toronto odwiedzic grob mojego znajomego taty. W trakcie jazdy poprosilem w mysli aby dusza tej osoby, jesli to mozliwe, wsparla mnie i pomogla mi pomagac ludziom w potrzebie. Gdy dochodzilem do grobu to zauwazylem stojace przy nim trzy sarny. Podszedlem blisko ale one nie mialy zamiaru odejsc. Wrecz przeciwnie . Caly czas patrzyly na mnie a w pewnej chwili jedna polozyla swoja glowe na szyi drugiej i tak staly do momentu az odszedlem.Byl to bardzo przyjemny widok.
Reinkarnacja.
W chwili porodu z pelna swiadomoscia zobaczylem jak trzymam pepowine laczaca moja mame ze mna i z pelna swiadomoscia zastanawialem sie co sie dzieje. Sam ten fakt mowi mi o istnieniu reinkarnacji.
Moim zdaniem to ze kazdy rodzi sie z grzechem pierworodnym ma wielki sens.
Dusza wychodzac z ciala zabiera ze soba w formie informacji doswiadczenia pozytywne i negatywne i w kolejnych wcieleniach musi doswiadczyc i zrozumiec swoje bledy bo jesli kazdy ma w sobie esencje Boga to wszyscy dazymy w kierunku Milosci bez granic.
Niektorzy rozumieja to szybciej niz inni.
Uwazam ze jesli Pan Bog kocha nas miloscia bez granic to Karma nie jest kara ale dodatkowa lekcja ktora trzeba przejsc aby zrozumiec kim naprawde jestesmy.
Pozdrawiam Cala Zaloge Fundacji Nautilius i dziekuje bardzo ze pomagacie zmienic nasz Swiat na lepszy.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Drodzy moi,
Ostatnio gdzieś przeczytałem art. nt." przeskoków w czasie" i przypomniała mi się historia, która miała miejsce jakieś 4 lata temu a którą opowiedziała mi ( i doświadczyła ) moja mama. Mama jest łodzianką od urodzenia tzn. od 1941 roku, więc można przyjać że trochę miasto zna. Jak już wspomniełem, ok. 4 lata temu, mama wybrała się z wizytą do mojej firmy, która mieściła się wtedy w samym centrum.
Było tak : wysiadła z tramwaju i przejściem podziemnym udała się w kierunku ul. Piotrkowskiej ( jak wiele razy ). Gdy wyszła na powierzchnię, poczuła się jakoś dziwnie obco. Nie mogła zoriętować się gdzie jest i dokąd iść. Co najdziwniesze, zobaczyła jakiegoś faceta w liberii (?) stojącego przed wejściem do jakiegoś budynku, więc zapytała go o drogę, a gość jakby nic nie rozumiał - robił dziwne miny i nic nie dopowiedział. Wróciła więc tą samą drogą do przejścia podziemnego i na przystanek. Jak już wyszła z powrotem okazało się że wszystko jest tak jak być powinno.
Nie specjalnie przykładałbym wagę do tej relacji gdyby nie była to moja mama - bardzo rzutka i rozsądna osoba i gdyby nie fakt innej jeszcze historii rodem z końca wojny.
Otóż pod konie wojny mama miała 4 lata i została sama w domu. Dziwić się trudno - małe dziecko wystraszone - płakało, ale nagle przestało. Jak babcia wróciła do domu, zastała moją mamę w iście "anielskim" humorze - bez śladu łez, strachu itd. Spytała więc co się stało, a mama powiedziała że usłyszała głos Matki Boskiej ( z obrazu który wtedy wisiał na ścianie ) : "nie płacz dziecko, wojna skończy się za 2 tygodnie " . Co się faktycznie stało. Kilka osób powiadomili o tym zajściu wcześniej więc zaskoczenie było jeszcze większe.
Co Wy na to ?
Pzdrawiam.
Andrzej.
[...] Witam!!! Jestem Waszą załogantką. Jeszcze Żyła moja Mama - a było to w Swięto ZMARŁYCH - MAMA NIE zYJE JUŻ 15 LAT - wieczorem weszłyśmy do dużego pokoju - a mieszkałyśmy na Górskiego 4 w Warszawie - w doniczce róża złamała się na pół, za łóżkiem były z drewna jak łóżko obiciwe, trzy razy podnosiło się samo ( nikt tym nie ruszał), róża sama się w wazonie wyprostowała. Ktoś powiedział, że dusza prosi o modlitwę. Z mamą pomodliłyśmy się i odtąd to się nie powtórzyło. Z podziękowaniem i pozdrawiam załogę Nautilus. Liliana
czytaj dalej
[...] Witam. Widzę, że ludzie dzielą się z wami swoimi snami, więc i ja dodam swój do archiwum. W dzień katastrofy smoleńskiej spałam bardzo długo do godziny 11. Męczył mnie dziwny sen, nie był to koszmar, raczej wesoły sen z wycieczki klasowej.
Siedziałam jakby w autobusie, po prawej stronie przy oknie, widziałam krajobraz ale jakby z góry - jakbyśmy jechali po podwyższonej autostradzie? Miałam dziwne wrażenie, że jednocześnie jestem kobietą tam siedzącą, a z drugiej strony, że to ona relacjonuje mi co się dzieje. Jakbym weszła w jej ciało. Mówiła mi "jest fajnie, patrz, jak na klasowej wycieczce, przypomniały mi się dawne czasy, haha". Rozglądałam się dookoła i wszyscy głośno rozmawiali, śpiewali, rozpakowywali coś, popijali? Rwetes, śmiechy, zamieszanie. Czułam podekscytowanie. "Patrz jak jest fajnie, jedziemy na imprezę! Tam będzie impreza! Czekają na nas (na miejscu)" Nagle zobaczyłam przez okno jakąś skarpę, krawędź. Wiedziałam, że musimy tam dotrzeć, usadowić się kołami, a pod nami była przepaść. A ponieważ mam lęk wysokości nagle przeszły mnie ciarki, bo zorientowałam się że lecimy, albo autobus jest w powietrzu. Pomyślałam "nie zdążymy tam dolecieć". I w tym momencie ogromna betonowa ściana spadła mi na klatkę piersiową, nie mogłam oddychać. "Nie mogę oddychać, nie mogę oddychać". Nie czułam żadnego bólu, tylko nagle obraz się "wyłączył".
Obudziłam się, włączyłam telewizję i wszędzie mówiono już tylko o katastrofie.
Do dzisiaj zastanawiam się, którą z tych kobiet byłam wtedy na pokładzie.
Pozdrawiam Was. Julia.
From: [...]
Sent: Thursday, January 24, 2019 11:23 PM
To: FN
Subject: Sen - wizja o wojnie Stanów Zj. z Chinami
Dzień dobry
Postanowiłam napisać o moim śnie - wizji, która nie daje mi spokoju od 9 lat. Sen był wielopoziomowy(tak to nazwałam) z dn. 24 na 25 stycznia 2010 roku. Dlaczego wielopoziomowy, ponieważ nie mogłam się z niego wybudzić, moja świadomość dawała sygnał wybudzenia 4 krotnie i budziłam się w tych samych okolicznościach snu, był tak głęboki i wielowarstwowy, że aż ciężki, z trudem udało mi się obudzić w tej rzeczywistości.
Sam sen dotyczył wojny na morzu, a w zasadzie aktu terrorystycznego wywołanego przez Państwo Chin ze Stanami Zjednoczonymi. Oglądałam w telewizji tę relację we własnym pokoju ( klimat snu był tak rzeczywisty jak w życiu codziennym) informację podawały wszystkie stacje telewizyjne podobnie jak w dn. ataku na WTC. Widziałam okręty wojenne Chin i Stanów Zjednoczonych na morzu albo oceanie, w wiadomościach podano że Chiny sprowokowały wojnę ze Stanami ...i moje przedziwne odczucie w tym śnie, które wypowiedziałam na głos, a w zasadzie wewnętrzne przekonanie, że atak był sprowokowany przez Stany Zjed. pod tz. operacją fałszywej flagi. Dołączam mojego maila z dn. 25.01.10 do przyjaciółki bo jedynie z nią podzieliłam się tą wiadomością. To nie jest jedyny sen -wizja mam ich wiele, pamiętam je bardzo dobrze, głownie dotyczą nowej broni wojskowej i operacji na wysokim poziomie technologicznym. Jestem gotowa podzielić się nimi z Państwem, jeśli wyrazicie swoje zainteresowanie, proszę o kontakt. Pozdrawiam A. [...] z Wrocławia.
czytaj dalej
[...] Szanowna FN,
Jestem niezwykle wstrząśnięty tym, co opisała moja ciocia (siostra mojej mamy) na przyjęciu rodzinnym. Ostatnio w szpitali zmarł jej mąż, to była ciężka choroba nowotworowa. Umierał długo, bardzo cierpiał. Ciocia razem z córką były w jego pokoju, kiedy nagle na jego łóżku wylądował czarny ptak! Obie dosłownie zamarły z przerażenia. I teraz najlepsze - ptak zerwał się i poleciał, ale nikt potem nie mógł go znaleźć. Przeszukali cały pokój z pacjentami i korytarz. W godzinę po odlocie tego ptaka wujek zmarł. Myślę, że był to jakiś zwiastun śmierci. Czy spotkaliście się z czymś podobnym? Czy macie podobną historię w archiwum?
Pozdrawiam moją ulubioną załogę
[...]
Dziękujemy za opis. Mamy bardzo podobną historię, ale z Wielkiej Brytanii z 2017 roku. Kiedyś o niej pisaliśmy.
To historia Sharron Coll (43 l.). Kobieta zobaczyła coś bardzo dziwnego, gdy odwiedzała w hospicjum swojego ojca. W korytarzu dostrzegła kruka i czarną postać. Zrobiła im zdjęcie. Kilka godzin po niepokojącym incydencie jej ojciec zmarł.
Roy Crank zmagał się z nowotworem jelita grubego. 67-latek przebywał w hospicjum niedaleko Doncaster w Wielkiej Brytanii. Czuwała przy nim córka, Sharron Coll.
– Opiekowałam się tatą, jednak on dziwnie się zachowywał. Wciąż spoglądał w jedno miejsce. Miał problemy z mówieniem, więc nie mógł wyjaśnić mi o co chodziło. Wyglądał jednak na przerażonego. Myślałam, że winne są leki – wspomniała kobieta.
– Poszłam do toalety. W drodze powrotnej nagle zobaczyłam tę postać. Trochę się wystraszyłam. Dojście do siebie zajęło mi chwilę – kontynuowała.
Czarna postać pojawiła się przed salą pacjenta. Brytyjka zrobiła jej zdjęcie. Na fotografii widać też kruka. – Wrony i kruki kojarzą się ze śmiercią – powiedziała Sharron Coll. 43-latka była przy ojcu w jego ostatnich chwilach życia. Mężczyzna zmarł kilka godzin później. Kobieta postanowiła opowiedzieć bratu o dziwnym zdarzeniu, jakiego była świadkiem. – Zapytałam go, czy sądzi, że nasz tata poszedł do nieba. Pokazałam mu też zdjęcie, które zrobiłam. Zapytał: „co to jest”. Był w szoku – wyjaśniła.
Brat powiedział jej, że tajemnicza postać wygląda jak ponury żniwiarz.
– Widziałam duchy od kiedy skończyłam pięć lat, ale ten trochę mnie przestraszył. Przyjrzałam się mu. Wyglądał jakby się modlił nad jakąś książką. Dla mnie wygląda jak mnich, a nie ponury żniwiarz – dodała. – Gdy teraz spoglądam na fotografię, czuję ulgę. Wiem, że to on czekał na tatę i zabrał go ze sobą – tłumaczyła Brytyjka.
czytaj dalej
[...] Witam!
Jestem Szczecinianinem od urodzenia czyli 45 lat i odkąd pamiętam wierzyłem w istnienie innych cywilizacji i form życia gdzieś we wszechświecie, to było dla mnie oczywiste od zawsze. Moim marzeniem było zobaczyć UFO, a jak wiadomo, marzenia się spełniają... pierwszy raz to był 1996 rok. Wracałem z dwoma koleżankami do domu, konkretnie to odprowadziłem jedną a z drugą usiadłem jeszcze na ławce żeby porozmawiać. Jak zwykle zacząłem patrzeć w niebo, czyste, bez śladu chmur... zawsze tak robię mając okazję do spokojnego spoglądania gdzieś w kosmos, dziwnie się wtedy czuję, jakby gdzieś tam było moje miejsce. W momencie w którym uniosłem głowę kątem oka ujrzałem coś czerwonego i w jednej sekundzie to coś wleciało w pole mojego widzenia.
To był wielki, "czerwony" dysk. Dlaczego piszę jego kolor w cudzysłowie? Ponieważ nie był to nasz, ziemski czerwony, przynajmniej ja takiego nie widziałem. Na dodatek lekko transparentny i jakby pulsujący. Jak wielki? Otóż dzisiaj, a w zasadzie w tamtej chwili również jego wielkość była taka jak różnica zakrętki od słoika takiego mniej więcej 300g przyłożonego do gwiazdy. Nie wydawał żadnego dżwięku, nie pozostawił żadnej smugi, po prostu przeleciał nade mną ale coś dziwnego poczułem w tym momencie czego nie potrafię do dzisiaj nazwać. Powiedziałem do koleżanki tak zwyczajnie, bez emocji "Paula właśnie nad nami przeleciało UFO" zapytała dlaczego jej nie powiedziałem ale gdy usłyszała, że działo się to zbyt szybko stwierdziła, że w takim razie coś mi opowie. To była jej historia z wakacyjnego wyjazdu na którym też "coś" widziała. Piszę "coś" bo byłem pod takim wrażeniem, że w końcu się to stało, że jej opowieść tylko się o mnie otarła.
Druga obserwacja miała miejsce w ciągu dnia około godziny 15. Niestety nie pamiętam roku. (powinienem mieć gdzieś notatkę w domu ale w tej chwili przebywam w Oslo. za dwa tygodnie wracam do kraju i jak znajdę to uzupełnię opis, myślę jednak, że to było ok. 17 może 18 lat temu) Rozmawiałem na swojej ulicy z koleżanką i kolegą. Patrzyłem na samolot pasażerski który pojawił się na niebie i leciał w naszą stronę z kierunku południowo-wschodniego. W pewnym momencie po jego lewej stronie ukazał się "punkcik" który podążał za nim. Rzuciłem żartem do moich znajomych "patrzcie, ufo goni pasażera". W sumie to nie wiem dlaczego tak powiedziałem... Nasza trójka patrzyła na to co się działo na niebie, a było ciekawie... Otóż ów "punkcik" im bliżej nas tym bardziej wyglądał na kulę. Ten obiekt dogonił samolot, chwilę leciał równo z nim, wyprzedził go i po pewnym czasie skręcił pod kątem prostym na południowy zachód. Nie pamiętam już czy komentowaliśmy to w jakiś sposób, jednak mam to szczęście, że moi znajomi akurat również wierzą w UFO. To był piątek. Następnego dnia spotkałem wujka, brata mojego ojca który kłócił się ze swoimi kolegami o coś, minąłem go pod blokiem i poszedłem do domu. Po chwili wujek przyszedł do nas wyrażnie zdenerwowany. Kiedy zapytałem go o co poszło pod blokiem nie bardzo chciał powiedzieć, Wspomniał tylko, że kumple się z niego śmiali a jakby to zobaczyli to ciekawe co by powiedzieli. "Wczorajszą kulę" zapytałem. "Skąd wiesz?" "Bo też ją wczoraj widziałem" odpowiedziałem. Wujek mi opowiedział jak wracając od drugiego brata z pobliskiego osiedla Zawadzkiego (ja mieszkam na POGODNIE) widział na niebie lecącą kulę, która skręciła pod kątem prostym w stronę dzielnicy Krzekowo. Dzisiaj nie pamiętam, a może wujek nie wspomniał z jakiego kierunku. Możliwe, że widział ten sam moment co ja. W poniedziałek odwiedziłem koleżankę, której opowiedziałem piątkową obserwację, natomiast ona zrewanżowała się tym co słyszała w tramwaju jadąc na zajęcia. Za nią siedział chłopak z dziewczyną i opowiadał jej o kuli latającej nad osiedlem Zawadzkiego, jednak miał mniej szczęścia niż ja bo został przez swoją towarzyszkę wyśmiany.
Około 10 -12 lat temu kolega wpadł po mnie wieczorem żebyśmy wybrali się na Zamek Książąt Pomorskich na Noc Kupały. Zabraliśmy jeszcze jednego kumpla i pojechaliśmy. Impreza jak zawsze udana, ale najlepsze zobaczyliśmy na końcu. Ostatnim punktem imprezy było przedstawienie walki dwóch wojów, którzy oblali swoje tarcze i miecze naftą, podpalili i zaczęli walczyć, dla lepszego efektu pogaszono światła na całym obiekcie. W pewnym momencie kumpel pociągnął mnie za rękę i wydarł się żebym patrzył w niebo. Nad nami leciały, przynajmniej tak to wyglądało, dwa "czerwone" dyski. Leciały bardzo powoli, w pewnej odległości od siebie, w pewnym momencie zatrzymały się, zbliżyły do siebie, oddaliły i poleciały dalej. Manewr ten wykonały dwa razy, przynajmniej ja tyle widziałem. Wyglądało to jakby skanowały teren. Oprócz naszej trójki widziało ten obiekt jeszcze kilka osób stojących obok nas jednak stwierdzili, że to helikopter... machnąłem na nich ręką.
Jak wspomniałem wierzyłem zawsze, że nie jesteśmy sami we wszechświecie... uczucie towarzyszące mojemu zapatrzeniu w rozgwieżdżone niebo to coś na kształt tęsknoty... wiem, że jeszcze ich zobaczę... jestem tego pewien. Interesuję się również ezoteryką, również odkąd pamiętam a właśnie rozpocząłem pracę z kartami Tarota oraz wahadłem... pozdrawiam całą załogę a w najbliższych dniach opiszę jeszcze moje doświadczenia ze zmarłymi.
[dane do wiad. FN]
rom: maciej [dane do wiad. FN]
Sent: Wednesday, February 6, 2019 10:24 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: zjawiska wzrokowe UFO ?
Witam.
Oglądam Was od niedawna na kanale YouTube podoba mi się to co robicie i po pewnym przemyśleniu postanowiłem, że napiszę i przedstawię swoje dwa doświadczenia wzrokowe, które z pewnością uważam za nie codzienne, przynajmniej dla mnie. Może nie wyda się to zbyt interesujące i będzie zbyt pospolite ale może jednak,kto wie.
Była to zeszła zima dokładnie nie pamiętam czy już 2018 rok czy jeszcze 2017. Pracuję w innym mieście oddalonym od mojego jakieś 25 km, droga między tymi dwoma miastami jest to trasa krajowa ale w znacznej części pokryta lasem. Z reguły jestem pasażerem dzięki czemu mam możliwość znacznego odwrócenia wzroku od drogi którą się poruszamy. Często patrzę w las bądź w niebo. Jako, że była to zima a pracę kończę o godz 17 było ciemno co też umożliwiało mi wpatrzenie się w niebo na gwiazdy a pamiętam, że było przejrzyste. Nagle podczas powrotu do domu w pewnym momencie nad lasem zauważyłem dwa światła. Światła te były usytuowane w jednej linii w niewielkiej odległości od siebie i nie były małe choć trudno jest mi sprecyzować jaka to była odległość i jak wysoko było to nad lasem lecz z pewnością jestem pewien i podpisuję to swoim nazwiskiem, że owe światła były nieruchome., trudno też określić wielkość ale były na tyle duże, że nie szło ich nie zauważyć. Kolor był bardzo jasny jak jasna biała dioda LED o zimnym kolorze, nie zmieniały barwy, jedynie delikatnie mrugały. Po jakiś 30 sekundach ciągłej obserwacji znikły, lecz nie w ułamku sekundy a delikatnie zaniżając częstotliwość świecenia, wykluczam przy tym race, flary itp. itd. bo rzeczy takie po wystrzeleniu nie stoją w miejscu tylko lecą w górę bądź spadają i w dodatku z biegiem czasu załamują kąt. Jeżdżę tą drogą już prawie od dekady i wiem, że w tym miejscu nie ma możliwości jakiejkolwiek usytuowania lampy tym bardziej na takiej wysokości, swego czasu również ze znajomymi jeździliśmy mniej więcej w tym miejscu na motocyklach i wiem, że nie ma tam nic tylko duży kompleks leśny dlatego zjawisko to wzbudziło we mnie zainteresowanie.
Drugie doświadczenie nie było zbyt daleko bo już na drugi dzień. Była to sobota wtedy pracuję krócej bo do godz 13. Jak co dzień wracałem tą samą trasą do domu i jako, że była godzina między 13/14 jak już byłem w trasie na zewnątrz było jeszcze jasno. Niebo tego dnia było takie samo jak dzień wcześniej czyli z drobnymi skupiskami chmur. Dosłownie maksymalnie 2 kilometry od miejsca gdzie widziałem nad lasem te 2 światła zaczyna się obwodnica mego miasta a w raz z nią kończą się lasy i zaczyna się otwarta przestrzeń, pola i w oddali jakieś pojedyncze domostwa. W pewnym momencie spoglądam w górę w stronę jednej z chmur dostrzegam ciemny punkt tuż obok niej i również jak w przypadku tych dwóch świateł ciężko było mi zweryfikować wielkość oraz wysokość położenia tego punktu. Jednego byłem pewny na sto procent, że nie był to żaden balon oraz samolot, jak żyje nie raz widywałem małe, większe samoloty na niebie i za każdym razem widać obrys samolotu, tym razem było to o owalnym kształcie. Najciekawszym elementem było to, że punkt ten tak samo jak te światła był bez ruchu, świadczyło o tym to, że chmura i ten punkt nie oddalały się od siebie ani nie przybliżały. W pewnym momencie nie wiem czemu ale odwróciłem głowę na dosłownie 2/3 sekundy w inną stronę i kiedy powróciłem by przyglądać się temu dalej punktu już nie było. Gdyby był to samolot to dawno schowałby się albo oddalił od chmury bo przyglądałem się temu z dobre 30/40 sekund, skoro tego nie uczynił w tym czasie to z jakiej racji miałby to zrobić w o wiele krótszym ? Patrzyłem w to miejsce tak długo jak tylko jeszcze mogłem i nic zza niej nie wyleciało.
Nie wiem naprawdę co to było podczas tych dwóch doświadczeń wzrokowych trudno mi powiedzieć ale oglądając nie raz różne filmy o tematyce pozaziemskiej to wszystkie znaki dosłownie na niebie świadczą, że być może byłem naocznym świadkiem UFO.
Chciałem się podzielić tym co dostrzegłem.
Możliwe, że się nie mylę myśląc o tym tak jak chce myśleć.
Dziękuję za wytrwałość w czytaniu do końca.
Pozdrawiam. Maciej.
czytaj dalej
Witam. Chciałem przedstawić sytuację jaka przydarzyła mi się w nocy z 14 na 15 stycznia 2019r. Na wstępie chciałem zaznaczyć że nigdy wcześniej nie przytrafiły mi się żadne inne tego typu sytuacje. Mieszkam w dwupokojowym mieszkaniu razem z bratem i jego dziewczyną. Położyłem się spać pomiędzy godziną 11 a 12.
Po jakimś czasie zbudził mnie dźwięk otwieranych drzwi do mojego pokoju, spojrzałem na zegarek, było jakoś przed 3:00, prawdopodobnie 2:43. Trochę zdziwiło mnie to że brat lub jego dziewczyna otwarli drzwi i ich nie zamknęli (zwykle koło tej godziny chodzą spać) ale nie chciało mi się wstawać więc poszedłem dalej spać. Po niedługiej chwili usłyszałem jeszcze odgłosy jak ktoś chodzi po mieszkaniu. Rano zapytałem dlaczego otwarli drzwi do mojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu powiedzieli że tej nocy poszli spać przed 1:00 i do rana nikt z nich nie wychodził z pokoju. Dodam jeszcze że nie ma możliwości aby drzwi otwarły się same ponieważ trzeba naprawdę mocno nacisnąć klamkę. Nie mam pojęcia co to mogło być. Chciałem wiedzieć czy często przytrafiają się tego typu sytuacje. Pozdrawiam
[...]
czytaj dalej
[...] Witam serdecznie. Chciałbym podzielić się zdarzeniem, które miało miejsce dzisiaj nad ranem. Nasz 3 letni synek ostatniej nocy miał gorączkę więc postanowiliśmy z żoną, że będzie spał z nami w łóżku. Robimy tak zawsze gdy choruje, żeby mieć go na oku. Tym razem jednak pobudka była wyjątkowa. Nad samym ranem śniło mi się, że jestem w jakimś pokoju i rozłupuję dwa orzechy dla synka, którego we śnie nie widziałem, ale wiedziałem, że jest w tym pomieszczeniu. Gdy je rozłupałem okazało się, że jeden jest pusty, a drugi czarny, zepsuty, nienadający się do jedzenia. I nie byłoby w tym śnie nic nadzwyczajnego gdyby nie pobudka. Obudził nas krzyk naszego synka, który przez sen niemal płacząc zawołał "chcę orzeszka!". Po chwili się obudził i gdy dopytałem go czy chce orzecha potwierdził, że tak.
Było to niesamowite uczucie. Cały dzień o tym myślę. Czy to miało związek z telepatią czy ze współśnieniem? Co redakcja o tym myśli? Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem.
Pozdrawiam
[...]
Dane do wiadomości redakcji.
czytaj dalej
[...] Witam! Mam pytanie: czy ktoś spotkał się z czymś takim jak "zły urok", a może ktoś słyszał o miejscowych "czarownicach" i ich umiejętnościach? Jakieś 10 lat temu moi 2 wujkowie udali się w tajemnicy do takiej miejscowej "czarownicy".
Od tej pory część ich problemów sama się rozwiązywała, a oni mogą pochwalić się ogromnymi pokładami szczęścia i przychylności losu. W tym samym czasie moja rodzina doznała serii nieszczęśliwych "zbiegów okoliczności" i ciągnie się to po dziś dzień. Czasem zastanawiam się ile pecha można mieć w życiu. Kilka lat temu mój brat pojechał do miejscowej jasnowidzki i co ciekawe powiedziała, że ktoś "życzy nam źle" i były ku temu przeprowadzone jakieś rytuały lub coś w tym stylu. Nie mogła ona jednak dużo zrobić w naszej sprawie.
Ponoć ta "czarownica" którą odwiedzili moi wujowie miała duże zdolności(np.: siłą woli potrafiła spowodować samozapłon samochodu) i ciężko to teraz odkręcić. Niestety obie kobiety już nie żyją, może ktoś słyszał o podobnych przypadkach i wie co z tym można zrobić. Jestem osobą która patrzy na życie z przekonaniem, że nic nie dzieje się przypadkiem, miałam w życiu takie trudności, że tylko przysłowiowy cud mógł by pomóc i tak się działo. Wierzę w ludzi i to trochę w dzisiejszych czasach gubi, wierzę również, że "coś" ma wpływ na to co nas dotyczy. Proszę o odpowiedź w ramach możliwości. Temat trochę nie dzisiejszy, ale aktualny. Pozdrawiam!!!
Monika [dane do wiad. FN]
[...] W czasie gdy miało miejsce opisywane przeze mnie zdarzenie, byłam nastolatką obarczoną lękiem o zdrowie mamy i dalsze losy moje i mojego młodszego rodzeństwa. Żyliśmy w ciągłym oczekiwaniu i niepewności na to co ma się wydarzyć. Mieliśmy nadzieję, budowaliśmy ją ale była bardzo krucha i potrafiła szybko rozsypać się przy każdym, najmniejszym nawet niepokojącym objawie. Ten ponad dwuletni okres nacechowany był nieustającą obawą i totalnym brakiem poczucia jakiejkolwiek stabilności czy bezpieczeństwa.
Właśnie wtedy, któregoś dnia, gdy mama była w domu i czekała na kolejny zabieg, przyjechała do nas w odwiedziny jej koleżanka ze swoją babką. Szczególne emocje i poruszenie swoim przybyciem wzbudziła uśmiechnięta, sprawiająca wrażenie sympatycznej staruszka. Nie mieliśmy jej okazji wcześniej poznać osobiście, ale słyszeliśmy o niej przeróżne opowieści, które układały się w nieco tajemniczy, ekscytujący, a na pewno budzący zainteresowanie większości domowników obraz. U mnie dodatkowo po przywitaniu się z nią pojawił się na tyle silnie odczuwalny niepokój, że postanowiłam jej wówczas unikać.
Owa pani bardzo wiele w życiu przeszła, między innymi przebywała podczas wojny w obozie koncentracyjnym. Właśnie tam nauczyła się stawiać karty i twierdziła stanowczo, że tylko dzięki temu, iż była w tym naprawdę dobra, udało jej się to piekło przetrwać. Potrafiła chociażby wytypować bezbłędnie komu uda się przeżyć. Ci nieliczni, którym wróżyła, bo robiła to rzadko, żywili przekonanie o jej niezwykłych w tej materii uzdolnieniach i nie mieli co do tego wątpliwości.
W okresie w którym nas odwiedziła od dawna już nie wróżyła. Była za to duszą towarzystwa, potrafiła snuć barwne opowieści. Tego dnia jednak nieoczekiwanie bardzo chciała postawić karty- upatrzyła sobie mnie i moją mamę. Nie chciałam. Prosiłam mamę, żeby też tego nie robiła, ale jakaś ciekawość w niej zwyciężyła i mimo moich sprzeciwów zgodziła się.
Po około godzinnej sesji, przyszła mi oznajmić, że szybko umrze, a my zostaniemy sierotami. Ale – o ironio – żebym się nie martwiła bo będziemy żyć dalej i jakoś sobie poradzimy. „Mój Boże” – myślałam – „będziemy żyć dalej...”
W tym momencie uderzył mnie tak duży wyrzut adrenaliny i poniosła mnie taka fala wzburzenia, że nie mogąc znaleźć miejsca w domu wybiegłam na zewnątrz. Zawsze musiałam być twarda i stanowić oparcie dla innych, a w tym momencie wszystko we mnie pękło. Chodziłam w tę i z powrotem nie mogąc opanować gniewu. Letni, spokojny, cichy, bezwietrzny wieczór wokół stanowił znaczny kontrast do tego, co szalało we mnie. Ani księżyc w pełni na bezchmurnym niebie, ani widok zatoki, ani las nie był w stanie mnie ukoić. Słyszałam, swoje własne powtarzane na głos słowa: „Jak można?... Jak można życzyć młodej kobiecie, matce dzieci, śmierci?” – tę wróżbę w ten sposób odczytywałam. Chodziłam jak oszalała płacząc, aż w pewnym momencie doznałam pewnego rodzaju olśnienia, zatrzymałam się i usłyszałam swój głos tym razem głośniejszy i bardziej dobitny. „Skoro życzysz śmierci... Umieraj! Sama Umieraj!” – powtórzyłam. W tej samej chwili całe napięcie zeszło ze mnie. Byłam wszystkim wyczerpana, ale już bardzo spokojna. Wróciłam do domu.
Nie opiszę szoku i bólu jakiego doznałam niespełna tydzień później, gdy dowiedziałam się, że ta kobieta zginęła tragicznie w wypadku samochodowym. Pomimo że to nie ja kierowałam pod wpływem alkoholu tym samochodem, którym jechała. Nie ja, jechałam z niedozwoloną prędkością po wyboistej, wąskiej, słabo oświetlonej drodze, wioząc kilku pasażerów na śmierć. Wiem, że to nie ja. A mimo to... Mimo to, od tego czasu ważę słowa. Zwłaszcza gdy niosą je żywe i szczere emocje. Staram się w gniewie nie posuwać się w wypowiadaniu życzeń za daleko.
Dodam, że od tego czasu minęło już dwadzieścia lat, a moja mama żyje i póki co cieszy się całkiem dobrym zdrowiem.
[...]
/dane do wiad. FN/
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.