Dziś jest:
Środa, 30 października 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[...] piszę bo przydarzyło mi się wczoraj (16 maja 2018 - przyp. FN) coś niezwykłego . Przy okazji będąc w Górach Sowich, postanowiłem zajechać do Jugowic , gdzie znajduje się "muchołapka" czyli budowla , na której niemcy testowali pojazdy antygrawitacyjne, wg. Witkowskiego i wycieczka jak wycieczka , podjechałem pod bramę kompleksu "Riese" zrobiłem zdjęcie
przejechałem bramę i podjechałem pod sam obiekt i wtedy nagle momentalnie temperatura w układzie chłodzenia auta drastycznie się podniosła ,na granicy uszkodzenia uszczelki pod głowica , musiałem wyłączyć silnik. Cały czas siedziałem w samochodzie , nagle zaczęła mnie boleć głowa i dziwnie zacząłem się czuć, wtedy do mojego samochodu zaczeło zbliżac się jakieś zwierzę , to był kot, który wszedł pod auto , i wyszedł , zaczął się dziwnie na mnie patrzeć .
Poczułem się tak nieswojo w tamtym miejscu,że musiałem szybko uciekać mimo zagotowanej wody , po opuszczeniu terenu "Riese" licznik temperatury się nagle unormował a ja pojechałem dalej do pokoju na terenie Ludwikowic Kłodzkich, gdzie wynajmowałem jako turysta i to o czym chciałem napisac zdarzyło się koło godz 23:30 , poszedłem zrobić herbatę i w głowie usłyszałem głos - ziemianinie...ziemianinie ...nic więcej tylko to , poczułem również obecność kogoś kto był choć nikogo nie widziałem , oprócz czasami dziwnych błysków w kuchni ...obecność była na tyle wyczuwalna ,że musiałem w nocy uciekać z tamtego miejsca , gdyż zacząłem się bać [...]
[dane do wiad. FN]
/poniżej zdjęcia z Archiwum FN/
czytaj dalej
[KONTAKT] Piszę już trzeci raz o NL tj nocnych światłach. Przeczytałam w Nautilusie o próbach kontaktu z NL, o ile dobrze zrozumiałam. Ktoś zastosował sygnalizację świetlną. Pomyślałam że opiszę swoje doświadczenia. Najpierw jedno niezwiązane z tematem listu, ale dające do myślenia.
Jestem stałą czytelniczką Nautilusa i często czytałam o zmorach nocnych. Myślałam że to zjawisko nie istnieje i jest tylko tworem wyobraźni ludowej. Zapragnęłam doświadczyć i miewałam ataki zmory wielokrotnie.Za każdym razem odpędzałam ją imieniem Jezus. Raz słyszałam nawet jej głos. Czasem nawet bałam się położyć spać, kiedy obejrzałałam film "Egzorcyzmy Annelise Michel" uświadomiłam sobie że przecież mogłam zostać opętana.
Teraz nie miewam już ataków .Codzienny różaniec, należę do grupy modlitewnego wsparcia i koniec zmory. I tu przejdę do tematu.NL nie reagują na światła reflektora lecz na światło duszy. Rozmawiam z nimi o tym że chciałabym by ludzie poznali prawdę o sobie,,,ze jedynym sposobem na zakończenie dewastacji Ziemi jest brak mięsa w diecie.
Wczoraj mówiłam im o Jezusie. O Jego życiu i czego nas nauczył. Poświęcił życie byśmy mogli mieć nadzieję na lepszą przyszość i przekazał nam wielką mądrość. Nie mam wielu tematów którymi mogę zainteresować ale gdy opieram się na Jezusie zawsze mnie słuchają z powagą. Objawia się to m ich wzmożoną aktywnośćią na niebie. Czasem jednak mam wrażenie że to co tam jest jest ze strony ciemnośći. Podobno jest taka możliwość.
Myślę że jest to bardzo duchowe zjawisko i trzeba raczej zaświecić sercem by dostrzec jego głębię a nie tylko światełka pomykające po niebie. Jego duchowość nie polega na religii lecz na tzw. wibracji i tp. Nie znam się na tym, ale przypuszczam, że po prostu trzeba starać się mieć lepsze życie. Zjawisko opętania i kontaktu ma jedną cechę wspólną ,oddziaływanie na mózg i jego pracę. Przyczepia się do czakramów ta zmora i się wydaje że jej nie ma a ona jest. Tak i w przypadku tych NL tworzą się nici astralne które nas łączą ze sobą tak żę są obecni mimo że niby ich nie ma.Nie posiadam odpowiedniej wiedzy i czasu by lepiej i jaśniej opisać to zjawisko. Zależy mi na tym by obaczyć trzy obiekty lecące jednocześnie. To jest eksperymentu ciąg dalszy.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] 10 maja 2018 r miałem spontaniczną wizję. Przed oczami pojawił mi się posąg Neptuna z gdańskiej fontanny, o którego postument , do wysokości stóp Neptuna rozbija się woda. Sama postać Neptuna była tylko smagana nieregularnie stróżkami wody. Po chwili pojawia się drugi obraz - płaskorzeźba z 2 starodawnymi , skrzyżowanymi pistoletami.
Nigdy w życiu nie byłem w tamtym miejscu ani nie oglądałem go w internecie czy w książkach. Zadzwoniłem do Znajomego z Gdańska i zapytam o powyższą płaskorzeźbę w jego mieście- czy coś takiego gdzieś tam w ogóle jest… Przez telefon nie kojarzył ale po kilkunastu minutach przysłał mi zdjęcia wejścia do starej zabytkowej zbrojowni, która okazała się znajdować na tej samej ulicy gdzie stoi fontanna z Neptunem.
Płaskorzeźba jest w górnej części drzwi i wg mojego Znajomego jest to wysokość ok 4 m nad ziemią. Wnioskuję, że na tej wysokości ustabilizuje się woda po przejściu fali.. Zdjęcia w załączeniu.
--
czytaj dalej
Szanowna Redakcjo FN,
Niezmiernie się cieszę, że jesteście i robicie to, co robicie. Dzięki Wam mogę poczytać o różnych tematach, które mnie nie tylko interesują, ale również czasami dotyczą.
Od kiedy śledzę Waszą pracę zastanawiałam się, czy podzielić się z Wami kilkoma „wydarzeniami” z mojego życia. Nigdy o nich nie rozmawiałam publicznie, a jedynie z kilkoma osobami w rodzinie lub w gronie najbliższych przyjaciół. Wiadomo, że pewne „przypadki” nie są wytłumaczalne w racjonalny sposób i lepiej zachować milczenie niż skazać się na niezrozumienie bądź śmieszność.
Do tej pory opisałam Wam przypadek UFO nad moim miastem, ale on dotyczył bezpośrednio mojego męża nie mnie. Tym razem jednak chcę z siebie coś wydusić. Nie wiem czy to kiedykolwiek wykorzystacie, czy w ogóle Was to zainteresuje, ale chcę wreszcie komuś postronnemu opisać co mnie spotkało. A Wy wydajecie się Jedynymi, którzy mogą podejść do tego ze zrozumieniem.
Na początek – co mnie skłoniło nagle do napisania? Otóż sen i artykuł w FN.
Są sny i … sny. Zdecydowana ich większość przychodzi i odchodzi. Zapominamy o nich. Nie są jakieś szczególne, zbyt wyraźne.
Ale raz na jakiś czas trafia się ten szczególny, inny, niezwykle wyraźny i taki dotykający wręcz ciała lub duszy. Wówczas wiem, że jestem, że czuję, nie śnię i wiem, że nie potrwa zbyt długo dlatego rozglądam się, by jak najwięcej zobaczyć. Jedne są miłe, inne niespokojne.
Ten był przerażający. Z 6 na 7 maja tego roku (2018 - przyp. FN) znalazłam się w drewnianym domu nad morzem. Wiedziałam, że jestem na Florydzie. W pewnej chwili dotarło do mnie, że zbliża się potężne tsunami i jedyna ucieczka to dojechanie do bardzo odległego cmentarza na jakieś wyżynie. Nigdy na Florydzie nie byłam wiem tylko o niej to, że jest tam ciepło i zdarzają się huragany ( no i chyba jest dość płaska).
Mąż powiedział, że zabieramy najważniejsze rzeczy oraz naszą kotkę i uciekamy. Właśnie kończyłam w pośpiechu pakowanie (wszystko widziałam dokładnie, nawet napis na czarnym laptopie, którego chwyciłam – zastanawiałam się po co to robię, ale pomyślałam że może gdzieś będzie zasięg i będzie możliwość jego użycia). Gdy skończyłam pakowanie zgasło światło. Pomyślałam, że jest już blisko. Wówczas mąż powiedział: Już jest za późno, nie mamy szans na ucieczkę. To co zrobimy? Zapytałam. Musimy to przyjąć, może jakimś cudem to przeżyjemy powiedział głosem mocno zrezygnowanym. Wzięłam na ręce ukochaną kotkę - bo jeśli mamy zginąć to razem. Czy chcę zobaczyć tę falę? Pomyślałam. Tak. Wyszłam przed dom i się odwróciłam w kierunku morza.
I tego momentu snu nigdy nie zapomnę. Nawet teraz czuję duży niepokój. Zobaczyłam potężną ciemną falę, której wysokość była tak ogromna, że nie jestem w stanie jej określić, ale z pewnością powyżej 60 m. Zbliżała się z niezwykłą prędkością. Wielka ściana masy wody. Krzyknęłam: Jezu! I zdążyłam jeszcze poprosić Boga o lekką śmierć dla mnie, męża i kotki bo wiedziałam, że to koniec. I sen się urwał.
Przez cały następny dzień byłam poruszona ponieważ strach ze snu pozostał. Serce mi szybciej biło i byłam niespokojna. Poszukałam nawet w internecie, czy gdzieś kiedyś coś takiego się już stało ale były jedynie jakieś wzmianki sprzed 10 tyś lat. Dwa dni później czyli 8 maja jeszcze o tym myślałam, ale już mniej. Miałam wolną chwilę i włączyłam stronę FN. A tam na pierwszej stronie zobaczyłam obraz fali ze snu z informacją o nowej rosyjskiej broni która może spowodować tsunami sięgającego nawet 100 m. Szybko artykuł otworzyłam i z bijącym sercem przeczytałam. Ostatnie słowo artykułu mnie zmroziło. Może ono dosięgnąć Florydę!
Nie wiem kiedy ten artykuł został publikowany, bo wcześniej był długi weekend i nie wchodziłam na stronę FN od 27 kwietnia do 7 maja. Wcześniej nic o tym nie czytałam i nie widziałam tego artykułu. Większość osób pewnie powie, że się czymś zasugerowałam bądź widziałam ten artykuł. Ja wiem że nie. Ale wszystkie niewytłumaczalne przeżycia są subiektywne i mocno osobiste. Mam tylko nadzieję, iż nigdy nie nadejdzie chwila, gdy ludzkość będzie musiała się zmierzyć z takim żywiołem. Ten strach i bezradność czuję do dziś i myślę, że już nigdy go nie zapomnę.
[...]
Gorąco pozdrawiam Redakcję FN oraz wszystkich załogantów Nautilusa
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Dzień dobry. Chciałbym przytoczyć kilka opowieści mojego znajomego. Nie podam jego personaliów, ani moich, ponieważ pochodzimy z małego miasta, gdzie wszyscy się znają. Przedstawię go jako Jan, aby łatwiej mi było opisywać. Miejscowość to Miechów, województwo małopolskie.
Jan posiada zdolności medium, co zapewne sprawia, że widzi więcej niż inni.
Pierwsza historia miała miejsce kilkadziesiąt lat temu, gdy Jan był jeszcze młodym chłopakiem. W ciepły wieczór stał przed domem wraz z kilkoma innymi osobami. Wtedy jeden dorosły facet zapytał - "czy ktoś widzi to co ja?". Tylko Jan również to widział. W odległości kilkudziesięciu metrów przechodziła kolumna zakapturzonych mnichów, którzy śpiewali jakąś starą pieśń i żadnemu z nich nie było widać twarzy, tylko jakaś ciemna plama zamiast twarzy. Nikt chyba nie miał odwagi podejść do tej pielgrzymki. Dodam tylko, że Miechowie funkcjonował kiedyś zakon Bożogrobców. Kilka lat temu byłem gdzieś w pobliżu miejsca tego wydarzenia. Wsiadałem do samochodu. Godzina była późna, coś koło północy. Zapinam pasy i kilka metrów przed sobą zobaczyłem ogniki, które zapalały się i gasły, latały jak zwariowane. Trwało to kilkadziesiąt sekund. Jestem człowiekiem wyjątkowo strachliwym. Dlatego dostałem strasznej gęsiej skórki i dosłownie zamarłem w bezruchu. Przypomniałem sobie od razu opowieść znajomego. Jednak nic innego nie widziałem.
Druga historia wydaje mi się nieprawdopodobna. Jan jako dwudziestoparolatek wybrał się z kolegami na szukanie w Noc Świętojańską złotego kwiatu paproci. Jan z jednym kolegą został w samochodzie a dwóch pozostałych poszło do lasu. Wrócili a w zasadzie przybiegli po kilkudziesięciu minutach bladzi i roztrzęsieni. Podobno udało im się znaleźć złotą paproć. Jeden z nich ją zerwał i nagle zaczęła ich gonić kilkumetrowa fala wody. Wyrzucili znalezisko i przybiegli do auta. Podobno trudno było im nie uwierzyć, w takim byli stanie.
Następna opowieść to też młodzieńcze lata. Jan z kolegami umówili się na ognisko w lesie z jakimiś dziewuszkami. Ognisko również miało być w lesie. Gdy szli z oddali widzieli już palące się ognisko, słychać było głośne śmiechy. Jednak po przybyciu na miejsce spotkania śmiechy ucichły i żadne ognisko się nie paliło, nie było nawet żaru. Jedynie do okoła paleniska poukładane były gruszki. Jak się później okazało, dziewczyny w ogóle nie przyszły.
Dodam też, że Jan będąc w wojsku urządzał seanse spirytystyczne, będąc przy tym dobrym medium. Kiedyś w mieszkaniu kolegi wywołał ducha Hitlera, który bardzo przeklinał, a gdy matka kolegi weszła do mieszkania w trakcie owego seansu duch tak się wkurzył, że rozwalił telewizor.
Być może na te zjawiska miało wpływ właśnie wywoływanie duchów, aczkolwiek pierwsza historia miała miejsce jeszcze przed tym jak Jan zaczął się tym interesować. Jan twierdzi też, że widział ufo kilka razy w życiu, ale nie znam szczegółów.
Ja osobiście znalazłem kiedyś ufo na zdjęciu, zresztą wysłałem je do Państwa fundacji. To było w Krościenko nad Dunajcem. Proszę o ukrycie mojego maila.
Pozdrawiam,
Marek
czytaj dalej
„Ogniste, czerwone kule” – tak zwykł określać je mój dziadek. W okresie przed II wojną światową, przez jakiś czas mieszkał on ze swoją ciotką (siostrą ojca) i jej mężem. Byli życzliwymi ludźmi i mogąc zaoferować mu dogodniejsze warunki życia i kontynuowania edukacji, przygarnęli go do siebie. Wujek był Żydem, a za to, że związał się z ciotką, został wykluczony ze swojej społeczności, wydziedziczony i bezwarunkowo odrzucony przez swoją rodzinę. Przeszedł na katolicyzm, zmienił nazwisko, ożenił się z ciotką i został całkowicie zaakceptowany przez jej bliskich. Dziadek zawsze wypowiadał się o nim bardzo ciepło i z dużym szacunkiem. Co gorsze, jego własna rodzina przypomniała sobie o nim później, w trakcie aresztowania przez Niemców, przed wywózką do obozu, podpowiadając, że mają syna, który mógłby się zabrać tam z nimi.
Na szczęście wówczas udało się go skutecznie ukryć. Zginął jednak później, tuż przed końcem wojny, na progu swego własnego domu – zabity wcale nie przez Niemców, ani nie przez Rosjan...
To co opiszę zdarzyło się na krótko zanim miały miejsce wszystkie te tragiczne wydarzenia. Któregoś letniego wieczoru, kiedy w domu robiło się już ciemno i wszyscy szykowali się do snu, po pokoju zaczęły energicznie przemieszczać się w różnych kierunkach „ogniste, czerwone kule”. Dziadek opowiadał, że ten widok go tak zaszokował, że automatycznie wycofał się w najdalszy kąt i ze strachu nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Potem zamarł w bezruchu i tylko przyglądał się niespotykanemu zjawisku. Ciotka zareagowała zgoła odmiennie.
Dziadek zawsze powtarzał, że była niezwykle odważną kobietą. Żałuję, że nie miałam okazji jej nigdy poznać, bo umarła przed moim urodzeniem. Być może hart ducha odziedziczyła po swojej matce, która pół życia spędziła „składając” ludzi z bliższej i dalszej okolicy, którzy ze złamaniami, ranami czy kontuzjami ściągali do niej. Dziadek opowiadał, że jego babka zawsze miała ręce pełne roboty, bo oprócz normalnych obowiązków, dochodziły jeszcze te – pomagała ludziom bezinteresownie.
Ciotka, jak relacjonowała mu później, postanowiła, że nie będzie się bać we własnym domu i że musi sprawdzić co to jest. Zdecydowała więc, że to „złapie” a przynajmniej dotknie. I udało jej się to...
Według dziadka całe zjawisko, przeciągało się. Być może przez szok jakiego doznał – wydawało mu się, że czas się na chwilę zatrzymał. Jednak kule w końcu zniknęły, a ciotce po wszystkim zostały tylko poważnie poparzone dłonie. Na szczęście jej matka, babka dziadka, jakoś sobie z tymi ranami poradziła swoimi sposobami. Myśląc czasami nad zjawiskiem, które akurat wtedy miało tam miejsce, najbardziej przychylam się do tego, że był to piorun kulisty. Ale pewności nie mam.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Dobry wieczór Nautilusie
Na wstępie chciałbym pozdrowić całą załogę oraz kapitana okrętu. Dziękuję jeszcze raz że jesteście i za to że zmieniliscie moje życie na lepsze.Mija właśnie rok od kiedy nie piję alkoholu również dzięki Wam;)
Pisze do Was w sprawie mojego kolegi który jest człowiekiem normalnym nie fantazjującym. Dziś opowiedział mi coś na wspólnym małym grillu coś o sobie a mianowicie o wychodzeniu ze swojego ciała w momencie zasypiania,które towarzyszy mu od 15roku życia a ma już lat ponad 40.
Opowiada, jakie to "uczucie" kiedy się wychodzi z ciała opisał to tak ze samo wyjście z ciała zaczyna się szumem usznym które się nasila I czuję jak spada tętno w tym samym momencie a właściwie zatrzymuje się serce... W jeden chwili znajduje się ponad sufitem jednocześnie widzi siebie z góry i z dołu nie potrafi tego opisać słowami tego widzenia ponad przestrzennego,kiedy kończy mówi że samo wejście jest dość ciasne w swoje ciało.
Jak już widział że nie uważam jego za wariata i się nie śmieje z tego opowiedział ze widzi duszę zmarłych ludzi ze wierzy w reinkarnacje ja mu powiedziałem że to nie wiara a wiedza zresztą po chwili się zgodził ze mną ,zresztą sama Fundacja tak uważa z której wziąłem przykład na temat wiedzy a nie wiary w reinkarnacje.
Opowiedział historię kiedy to siedział z kolegą w salonie i grali na gitarach i śpiewali, nagle w jednym momencie około kominka wyszła postać Tak jakby ze ściany się pojawiła widzieli to we dwójkę więc szansa że to się wydaje to mała, postać szła przez salon spoglądając rozmazana twarzą w ich stronę następnie usiadła na fotelu przyglądając się co robią... Powiedzieli tylko do siebie czy ty widzisz to samo co ja.. odpowiedź padła - tak. Nie wiedza kiedy a duszek rozszedl się w powietrzu.
Dobrej nocy i ciepłej majówki.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Miałam wtedy około dziesięciu lat tak samo jak p.Piotr. Z przyjaciółmi wybraliśmy się nad rzekę, ja byłam pod opieka mojego starszego brata, pływaliśmy i bawiliśmy się świetnie ja ze chciałam trochę od nich odpocząć odpłynęłam dalej i w tedy to się stało - zaczęłam się topić.
Byłam w takim miejscu ze nikt mnie nie widział, próbowałam się wynurzyć ale nie udało się. Pamiętam mułowate dno i zdałam sobie sprawę ze to juz dla mnie koniec i umrę, nawet zaczęłam się modlić. Nie wiem ile to wszystko mogło trwać w każdym bądź razie nagle znalazłam się w dużej szarej jaskini(przynajmniej tak to pamiętam) unosiłam się i czułam się bardzo szczęśliwa, tego uczucia nie da się opisać byłam lekka i taka wolna przestałam się bać.
A teraz najciekawsze - zobaczyłam tak jakby film z mojego życia dobre i złe rzeczy które zrobiłam(może miał to być rachunek sumienia?). Pamiętam dokładnie ostatnia z tych złych rzeczy - teraz to mnie bardzo śmieszy a mianowicie był to spalony przeze mnie garnek mojej mamy,który zakopałam w ogródku żeby się o tym nie dowiedziała.
Po tym wszystkim zobaczyłam światło i przemieszczałam się w jego kierunku-niestety do światła nie mogłam się dalej dostać, pisze niestety bo czułam się niesamowicie dobrze. Jakiś głos kobiety powtarzał "Jeszcze nie twój czas" i zaczęło mnie ściągać w dól.
Ocknęłam się w wodzie złapałam jakiś korzeni i wyszłam, możecie sobie wyobrazić w jakim byłam szoku wszystko dokładnie pamiętałam co widziałam i co czułam. Schowałam się żeby nikt mnie nie widział, trzęsłam się bardzo i musiałam jakoś dojść do siebie, żeby móc pokazać się bratu.
Oczywiście nikomu o tym nie powiedziałam, bałam się ze mnie wyśmieją i bałam się tez konsekwencji ze pływałam sama. Dopiero po jakiś trzech latach przeczytałam o podobnych historiach wtedy kamień spadł mi z serca - były jeszcze osoby które przeżyły to co ja. Po tym wydarzeniu byłam (przez jakiś czas :-)wzorowym dzieckiem. Zdawałam sobie sprawę, ze od tego jaka jestem na ziemi zależy gdzie trafie po śmierci i oczywiście przyznałam się mamie co stało się z garnkiem.
Ten głos kobiety był niesamowity nawet po 18 latach pamiętam go bardzo dokładnie a chciałam jeszcze powiedzieć ze po paru miesiącach słyszałam go jeszcze raz. Wracałam ze szkoły przechodziłam przez ulice na poboczu zaparkowany był autobus tuż za zakrętem, wiec drogi nie było widać dobrze. Gdy byłam już na jezdni ktoś zawołał mnie po imieniu, odwróciłam się i nikogo nie było, w tym momencie metr ode mnie przejechała bardzo szybko ciężarówka. Jestem przekonana ze to był ten sam głos kobiety, dzięki niej zatrzymałam się i uniknęłam ponownie śmierci. Pozdrawiam Was bardzo gorąco i dziękuję ze prowadzicie Nautilusa. Ola
czytaj dalej
Droga fundacjo..
Jestem waszym stałym bywalcem, strony fundacji są jedną z pierwszych stron, które otwieram po włączeniu komputera...
Postanowiłem więc do was napisać i podzielić się najdziwniejszą historią jaka mnie spotkała..
Pisaliście kiedyś o mgłach, które wychodzą jedyne na zdjęciach, a w rzeczywistości ich nie widać, mi się zdarzyło coś podobnego, ale jednak były pewne różnice, ale o tym opowiem z trakcie..
Historia ta zdarzyła się 17 grudnia 2006 roku...
Pojechaliśmy z grupą znajomych na wycieczkę do Wiednia gdzie zabrała nas nauczycielka od niemieckiego z naszej szkoły... Miała tam sporo znajomych i powiedziała, żebyśmy się zebrali i jak chcemy to ona nas zabierze, więc pojechaliśmy w sumie było nas kilkanaście osób.
Wyjazd był cudowny, ale do rzeczy... dojechaliśmy na miejsce dzień wcześniej niż wszystko się wydarzyło... Przy kolacji właściciele Hotelu, w którym się zatrzymaliśmy (mieliśmy okna z widokiem na cały Wiedeń, bo mieszkaliśmy na górce, zresztą już w Alpach) opowiedzieli nam historię lasów, w okolicy których mieszkaliśmy... Była to typowa historia biwakowa o nawiedzonym lesie opowiedziana tylko po to, żeby stworzyć klimat.. XD
Nawet już dokładnie nie pamiętam o czym była.. no w każdym razie chodziło o to, że te lasy są nawiedzone i że zdarzają się tam różne dziwne rzeczy... Oczywiście jak to zwykle bywa po takich opowieściach, poszliśmy w kilka osób do tego lasu... Był wieczór (a właściwie już noc, bo przypominam, był koniec grudnia) a my w cudownych humorach poszliśmy na podbój nawiedzonego lasu...
Była to naprawdę piękna noc.. gwiazdki świeciły, było ciepło, jednym słowem pogoda była wspaniała... Weszliśmy do lasu (oczywiście miałem ze sobą aparat) i zaczęliśmy sobie żartować, śmiać się, strzelać głupie fotki.. humory nas nie opuszczały (co zresztą nie jest dziwne, gdy jest się w gronie przyjaciół)... I wszystko było pięknie aż do pewnego momentu... Trafiliśmy w lesie na starą, malutką chatkę... właściwie to przypominała schowek na narzędzia. Przed chatką było wypalone okrągłe miejsce (wyglądało jakby ktoś palił tam ognisko).
W cały czas tak samo doskonałych nastrojach stwierdziliśmy, że na pewno to jest chatka pustelnika i w tym wypalonym miejscu spalał on ciała zamordowanych (Blair Witch Project? ;)) i Agata (jedna z moich koleżanek, która była tam z nami), postanowiła, że ona będzie przeskakiwała nad tym miejscem a jej zrobię jej w tym czasie zdjęcie... No i na zdjęciu oprócz Agaty wyszło jeszcze coś... Dziwny biały obłok dokładnie nad wypalonym miejscem... Przestraszyliśmy się trochę, ale w sumie jeszcze nie aż tak bardzo... w końcu to tylko obłoczek.. No niestety potem nie było już tak różowo...
Przeszliśmy kilka kroków i pstryknąłem zdjęcie w las... To co na nim wyszło przeraziło nas.. od tego momentu nie było już nam do śmiechu.. Wcześniej, dziwne białe kształty pokazywały się tylko na fotkach, jednak po niezbyt długim czasie zaczęła nas otaczać dziwna mgła.. (nie muszę chyba mówić, że się zgubiliśmy, na szczęście las nie był aż tak duży i trafiliśmy potem do hotelu) Mgła ta na początku przypominała najzwyklejszą mgłę... trochę tylko dziwnie układała się w takie jakby obłoczki... Jednak dziwne w niej było to, że podpływała do nas ze wszystkich stron.. nie z jednej jak to zwykle bywa, tylko dookoła zaczynało się robić biało... mgła podeszła do nas na odległość około 3 metrów i bardziej się już nie zbliżała, za to robiła się coraz gęstsza...
Uczucie było niesamowite.. i nie był to tylko strach, ale także pewna fascynacja tym, co się wokół nas dzieje... wyglądało to tak, jakbyśmy byli w jakiejś szklanej kopule, a wokół niej mgła.. była ona gęsta jak mleko i można było w nią włożyć rękę i dotknąć (nikt się jednak nie odważył, czego trochę teraz żałuje). Staliśmy tak przez kilka minut totalnie sparaliżowani, ale w końcu zaczęliśmy iść.. najpierw powolutku, potem coraz szybciej, mgła ruszyła z nami, ale po chwili się zaczęła rozmywać i gdy wybiegaliśmy z lasu w stronę hotelu już jej nie było... Przerażeni weszliśmy do hotelu i niemalże wpadliśmy na gospodarzy... widząc nasze miny powiedzieli tylko: Byliście w lesie..?
Pozdrawiam serdecznie,
[dane do wiad. FN]
I jeszcze jedna wiadomość "z ostatnich godzin"
[...] Witam.
Przed chwilą spotkało mnie coś dziwnego przez co nie mogę zasnąć. Nie mam pojęcia czy dane zjawisko ma coś wspólnego z państwa badaniami ale nie zaszkodzi zapytać. Otóż o 23.35 obudził mnie hałas przypominający iskrzenie (Jak w piecykach bądź zimne ognie trudno powiedzieć do czego podobny) mojego 15sto miesiecznego syna również to rozbudzilo. Usiadłam na łóżku w celu zlokalizowania źródła dźwięku i zobaczyłam na ścianie na przeciw okna migajace biało- niebiesko- czerwone światełka ukladajce się w kręgach toczace koła.
Chwilę po tym jak je zlokalizowalam i źródło dźwięku i światła zniknęło. Najdziwniejsze dla mnie był o to że dźwięk nie pochodził zza okna tylko jakby z tego światła. Czy słyszeli Państwo kiedyś o czymś podobnym? Co to mogło być?
czytaj dalej
‘Mamo ten pan jest czarny! Bardzo sie go boję!’ krzyknął mój trzyletni wtedy synek. ‘Kochanie ten pan jest biały‘, odpowiedziałam. ‘On jest czarny tak dookoła‘, usłyszałam. Wtedy zrozumiałam, że moje dziecko zobaczyło czarną aurę tego człowieka. A czarna aura zazwyczaj oznacza złą osobę.
Jest pewne, że już kilkumiesięczne dzieci widzą aurę. Wyraźnie reagują na obcych ludzi; pozytywnie lub negatywnie. Czasami przyglądają się z uśmiechem, czasem z przerażeniem. Moi synowie nazywali mijane osoby kolorami ‘zielona pani’, ‘pan jasno czerwony’, osoby były też kolorowe, szare albo czarne. Teraz, jako nastolatkowie, niestety nie posiadają już tej zdolności.
I tak sobie pomyślałam ostatnio, że widzenie aury przez wszystkich dorosłych już ludzi byłoby bardzo pożyteczne. Moglibyśmy wtedy nasze osądy oprzeć na faktach; czy ta osoba jest dobra, czy zła. A nie na tym, czy to jest Ukrainiec, Arab, Żyd, Warszawiak albo Ślązak, czy Czarny, Żólty, Skośnooki.... Lista jest nieograniczona. Dzielimy ludzi ze wzgledu na ich kolor skory, wyznanie, miejsce zamieszkania, majątek albo jego brak. Ziejemy przy tym nienawiścią jak smok wawelski.
''Ludzi należy dzielić na dobrych i złych. Rasa, pochodzenie, religia, wykształcenie, majątek – nie mają żadnego znaczenia. Tylko to, jakim kto jest człowiekiem'' - powiedziala Irena Sendlerowa, polska Sprawiedliwa wśród Narodów Świata, która w czasie okupacji uratowała od zagłady ok. 2,5 tys. żydowskich dzieci....
Może skoro nie widzimy aury, warto sobie po prostu zadać pytanie, czy ten czlowiek jest dobry, czy zły. Jeśli nie wiemy, dajmy sobie czas na poznanie danej osoby. I wyraźmy opinię po jakimś czasie. Bo osądzając kogoś według jego pochodzenia, po prostu go krzywdzi i rani.
Mieszkając za granicą, też przyklejane mi są różne etykietki i proszę mi wierzyć, nie są one miłe. To boli. Warto więc traktować innych w taki sam sposób, w jaki chcielibyśmy, żeby i nas traktowano.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Dzień dobry. To co opisuję w poniższym tekście przydarzyło mi się w 1991 roku, miałam wtedy 36 lat. Nie ma dnia abym o tym nie myślała a mam 67 lat. Moja mama przyszła do mnie po śmierci, siedziałam u niej na kolanach, obejmowałam ją a ona głaskała mnie po głowie.
Moja mama zachorowała mając 66 lat na nowotwór. Była dobrym, mądrym człowiekiem. Po operacji mamy, rodzice zamieszkali u mnie w mieszkaniu w bloku. Robiłam wszystko, żeby ją ratować choć lekarze nie dawali żadnych szans. Mikroelementy od prof. Nowaka, wizytyu bioenergoterapeuty. Udało się przedłużyć życie o 2 lata. Nie mogę wybaczyć sobie, że oddałam ją na kilka dni do jej siostry a sama potwornie zmęczona wyjechałam z dziećmi i mężem odpocząć.
Po 4 dniach wróciłam, bo stan się pogorszył. Zmarła 16 lipca 1991 roku w swoim domu na wsi. Siedziałam przy niej i trzymałam ją za rękę całą ostatnią noc. Była przytomna, nie cierpiała - o co ciągle pytałam (podawałam jej morfinę). Słyszałam jak głośno opowiada i przeżywa bardzo intensywnie niektóre momenty ze swojego życia Mówiła mi także, że widzi wysoko w rogu pokoju swoich bliskich którzy po nią przyszli: rodziców i dzieci – wskazała ręką miejsce w rogu nad drzwiami pod sufitem i powiedziała: wszyscy czekają tam na mnie.
Rozmawiałam z nią cały czas, więc zapytałam skąd wie, że to są jej dzieci, przecież jak umierały były malutkie (dwoje dzieci miało po kilka miesięcy, jedno 2 dni). Odpowiedziała, że poznaje je i wie dobrze, że to one, choć nie są już takie małe (tu się zawahała, nie wiedziała jak to wytłumaczyć) Jeszcze w nocy poprosiła o zaprowadzenie jej do toalety a ok. godziny 12 następnego dnia zmarła. Trzymając ją cały czas za rękę, poczułam jak ostatni raz zatrzepotało jej serce i przestało bić. 16 lipca to święto Matki Boskiej z Góry Karmel. Jest to data wymowna. Mama była osobą bardzo wierzącą i nieustannie modliła się do Matki Boskiej.
Kilka dni po pogrzebie zdarzyło się coś, czego nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Mama podczas pobytu u mnie, kiedy opiekowałam się nią w czasie choroby, bardzo czekała na obraz Matki Boskiej, który wędrował od domu do domu. Nie doczekała się, zmarła jakieś 2 tygodnie wcześniej. Kiedy trafił do mojego mieszkania już po pogrzebie, długo przy nim się modliłam rozpaczając po jej odejściu, wyrzucając sobie wiele rzeczy które zrobiłam nie tak a między innymi mój wyjazd z rodziną i zostawienie jej pod opieką jej siostry.
Położyłam się spać w pokoju mojej córki w którym stał obraz. Nad ranem, w jakimś półśnie , nie wiem co to był za stan (słyszałam jak pada deszcz za oknem) przyszła do mnie mama. Siadła na łóżku na którym spałam, a ja znalazłam się u niej na kolanach, bokiem tak jak siada małe dziecko. Przytulała mnie i głaskała po głowie. Do dziś słyszę wyraźnie słowa (chociaż słyszę to źle powiedziane- raczej wiem, czuję, lub słyszę wewnątrz, bo głosu nie słyszałam) które wtedy powiedziała: „Przyszłam ci podziękować za to, co dla mnie zrobiłaś. Och, co ty dla mnie zrobiłaś” To „och, co ty dla mnie zrobiłaś” powtórzyła kilka razy. Znalazłam się w jakiejś innej rzeczywistości.
Ogarnęło mnie poczucie niesamowitej miłości, dobroci i bezpieczeństwa. Trudno to opisać i zrozumieć, ale intensywność tych odczuć nie była z tego świata. Nigdy w swoim życiu czegoś takiego nie doświadczyłam. Było to tak intensywne, że brakuje słów na opisanie tego co wtedy czułam. Byłam świadoma, że ona nie żyje, zdziwiona, ucieszona ale widziałam ja, obejmowałam, czułam jej ciało – była fizycznie ze mną. Przytulona, obejmowałam ją mocno w pasie, czując że zaraz odejdzie – w jakiś sposób dawała mi to znać. A ona ciągle mnie głaskała po głowie i powtarzała "och, co ty dla mnie zrobiłaś"
Pamiętam, że pomyślałam wtedy, iż nie wypuszczę jej tak łatwo i mocniej objęłam ją w pasie. Pytałam ją o wiele rzeczy, między innymi o to jak Tam jest. Odpowiedziała mi tak: „nie mogę ci powiedzieć, bo i tak nie zrozumiesz”. Była to bardzo zdecydowana odpowiedź i wiedziałam, że nie mogę więcej nalegać. Pytałam czy mam ubierać się na czarno, czy jest to dla niej ważne (było lato, ciepło a ja nie znosiłam czarnego koloru. Odpowiedziała mi, z lekceważącym machnięciem ręki, że to nie ma żadnego znaczenia. Cały czas podczas tej wizyty, czułam, że to nie ona decyduje ile może ze mną zostać, że dostała jakby zezwolenie żeby na chwilę tu wrócić dla mnie i że bardzo się śpieszy żeby odejść. Ciągle powtarzała muszę już iść. Czułam, że jej nie zatrzymam, że ma mało czasu, ale mocno ścisnęłam ją w pasie, żeby choć chwilę jeszcze z nią pobyć. Wyrwała się z mojego objęcia z taką siłą, że poczułam ogromny wstrząs, tak jak gdyby coś wybuchło, miałam wrażenie że straciłam równowagę i spadłam z łóżka.
Zatrzymała się jakby w powietrzu, wyżej i dalej ode mnie (widziałam ją w górze nad drzwiami wejściowymi do pokoju i tak do mnie powiedziała oddalając się powoli: „Ale ty pamiętaj, ty masz być święta”. Podniosła do góry palec i lekko grożąc mi tym palcem, z naciskiem, oddalając się, ciągle powtarzała to jedno zdanie „Pamiętaj, ty masz być święta”. Powtórzyła to kilka razy, nie 2-3 ale dużo więcej, tak z 6-8. I zniknęła.
Czułam, że bardzo chce, żebym to zapamiętała i że jest to bardzo, bardzo ważne. Cały czas miałam świadomość niezwykłości tego wydarzenia i jego realności. Ale to co było najważniejsze, to poczucie tej niesamowitej, niewyobrażalnej miłości, akceptacji i ogromnego bezpieczeństwa które mnie otoczyło. Czułam się zaopiekowania, otoczona miłością trudną do wyobrażenia. Nigdy wcześniej ani później, takich uczuć nie doświadczyłam. Przez długi czas, mogłam jakby powracać i odtwarzać w sobie te cudowne uczucia, których wtedy doświadczyłam. Długo nie mogłam zrozumieć, czego tak naprawdę ode mnie chciała, mówiąc „masz być święta”. Nie było dnia, żebym o tym nie myślała Po wielu latach różnych przeżyć i doświadczeń, czytania czego się dało na ten temat, doszłam do wniosku, że może tymi słowami chciała mi przekazać, iż być świętym to doskonalić dobro w sobie. Była osobą bardzo wierzącą.
Takie było Jej przesłanie. Mamy stawać się coraz lepszymi i czynić dobro na tym świecie. Pamiętam ciągle o tej wizycie mojej mamy, daje mi ona nadzieję, że po drugiej stronie sama miłość i dobroć i zrozumienie dla naszych ziemskich słabości nas czeka. Miałam takie wrażenie podczas tej wizyty, że nie jesteśmy w stanie ogarnąć naszym rozumem jak tam jest i że jest zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażamy. I, że dla mojej mamy, mimo, że czułam od niej ogromną miłość, o wiele ważniejsza, prawdziwa była tamta rzeczywistość, że była we władaniu jakiejś ogromnej siły, która dla niej była bardzo ważna, której nie chciała zawieść i za którą podążała.
Czułam, że wie o wiele więcej niż tu na ziemi, że poznała tajemnice których nie może mi wyjawić i że ktoś na nią czeka, żeby zaprowadzić ją jeszcze dalej, żeby poznała jeszcze więcej. Była zadowolona, szczęśliwa, ożywiona (jakiej jej nie znałam za życia- raczej zawsze była wyciszona, smutna) i chociaż żegnała się ze mną to widziałam, że bardzo śpieszy się żeby odejść, że o wiele bardziej ją interesuje i ciekawi ta druga rzeczywistość. Jeszcze teraz, po tylu latach doskonale to pamiętam, wręcz czuję ten Jej pośpiech żeby odejść, jej ciekawość tą drugą rzeczywistością i moje poczucie, że nie jestem w stanie jej zatrzymać, że ta ziemska rzeczywistość już jej nie interesuje.
Więź która nas łączyła, chociaż bez okazywanej na co dzień czułości (obie z tym miałyśmy problem), była ogromna. Jestem przekonana, że nadal czuwa nad moją rodziną, że wszystko widzi i rozumie i że będzie czekać na mnie po drugiej stronie. Po tym spotkaniu, w różnych przełomowych okresach mojego życia, często mi się śniła i śni.
Ale to są sny. Tamto wydarzenie było realne, widziałam, czułam, rozmawiałam, obejmowałam Ją. W snach nigdy nie mam poczucia tej niewiarygodnej wszechogarniającej miłości, dobroci, zaopiekowania, poczucia bezgranicznego bezpieczeństwa jakie wtedy mi towarzyszyło. Dawno powinnam podzielić się z innymi moim przeżyciem, ale jak tylko zaczynałam opisywać, brakowało słów aby oddać wiernie to co przeżyłam. Teraz również mam podobne odczucie, ale ponieważ mam 67 lat, i jestem w wieku mojej mamy kiedy umarła, nie mogę dłużej czekać. Serdecznie pozdrawiam całą załogę Nautilusa.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Moje pierwsze doświadczenie z obcymi miało miejsce na Wybrzeżu Gdańskim w roku 1982 lub coś koło tego-głośna sprawa opisywana w gazetach. Mieszkałam wówczas na ulicy Piastowskiej ,kilkaset metrów od brzegu morza . Pod wieczór wyszliśmy z moim chłopakiem z klatki bloku i poszliśmy na spacer pobliskim deptakiem w kierunku morza...
Nagle na niebie - wysoko nad taflą morza - pojawiło się błyszczące rozświetlone cygaro , a po chwili wyleciały z niego ruchliwe kuleczki , które wyczyniały na niebie cuda , poruszając się z prędkością z jaką nie poruszają się do dziś żadne ziemskie maszyny... Pokaz szalonych kuleczek trwał dosyć długo , po czym każda z nich po kolei wleciała w głąb cygara a po chwili cygaro oddaliło się w ułamku sekundy ... Od tamtej pory - jak to zwykle bywa - już zawsze interesowałam się zjawiskami związanymi z UFO i tak trwa do dnia dzisiejszego :)
Któregoś dnia obejrzałam sobie program z naszym Kapitanem w roli głównej , w którym opowiadał o niezwykłej postaci z kosmosu , przy czym wymieniając Jego imię stwierdził cytuję : Nie myślcie że kiedy wymawiam jego imię to Jego tutaj nie ma ... on wszystko wie... " Bardzo mnie to stwierdzenie zaciekawiło i ja postanowiłam , ot tak dla hecy wymówić sobie w wolnej chwili imię tej postaci... No i ... Okazało się , że faktycznie przybyła i do dziś prawdopodobnie jest ze mną .
Rozpoznaję to po nienormalnym zachowaniu mojej Kotki , moim szalejącym telewizorze i potężnych łunach o zmiennych kształtach wokół moich lamp w salonie , czego nie widać gołym okiem , a dopiero wtedy gdy robię zdjęcia . Kiedyś zaczęłam się śmiać sama z siebie że to wszystko jest niemożliwe , że to tylko jakieś śmieszne zbiegi okoliczności i że w ogóle to po prostu bzdury...w końcu co innego widzieć Ich na niebie a co innego mieć Ich w domu...
I wtedy to nagle wszystkie moje światła - włącznie z lampką na baterię(którą mam w kuchni w ramach oszczędności i niezależnego źródła światła) - wyłączyły się w jednym momencie a po 10 minutach włączyły z powrotem- oczywiście włącznie z lampką na baterię . Nie wymieniam tego imienia , wręcz zapomniałam jak brzmi , bo szczerze mówiąc wolałabym cofnąć czas , głównie ze względu na moją kotkę , która momentami bardzo się boi i sprawia mi to ogromny ból i smutek - niestety nie potrafię jej ochronić przed nieznanym - ona Ich widzi i słyszy , ja nie :(
[...]
czytaj dalej
[...] Witam Państwa,
chciałbym sie podzielić kwestią wspomnień reinkarnacyjnych mego syna Kamila, wypowiadanych przez niego bezbłędnie kilkakrotnie w tygodniu o różnych porach dnia w latach 2,5 - 3,0 swego życia.
Otóż nasze dziecko na zapytanie:"Kim byłeś, jak byłeś duży" - niezmiennie odpowiadało przez 1/2 roku tak samo: "Było tutu (tj. pociąg), było auto, był pies i ja. Ciemno i jestem u was".
Po 3-cim roku życia na takie pytanie zbywał nas i nic już podobnego nie mówił.
Prawdopodobnie żył w ciepłym kraju, bo praktycznie przez pierwsze 8-10 lat swego życia nie sypiał pod kołdrą, tylko w polarze i skarpetkach. Widząc po raz pierwszy w tv moskitierę podskoczył z wrażenia. Pierwszą książkę, którą musiałem mu koniecznie wypożyczyć, to była książka - album o wulkanach.
Obecnie ma 14 lat i nie zwraca na takie sprawy uwagi
Pozdrawiam serdecznie całą Załogę "Nautilusa"
[...]
From: [...]
Sent: Tuesday, December 27, 2022 10:59 AM
To: [...]
Subject: Wypowiedz 6 letniego Leona
Witam oto co napisał do mnie kolega na temat konwersacji jaka miał ze swoim 6 letnim synem Leonem .
Pozdrawiam
[...]
czytaj dalej
[z poczty do FN] Siedzielem sobie przed komputerem i postanowilem pojsc zapalic papierosa do kuchni. Siedzac i palac wpatrywalem sie w kuchenke mikrofalowa,po lewej stronie jest okno ok,2 m ode mnie.
Nagle kątem oka widze promien wpadajacy przez okno i zatrzymujacy sie w powietrzu ok 30 40 cm od blatu ,jakby ktos go obcial.Gasze papierosa odrazu ide do pokoju mojej mamy (pokoj po przeciwnej stronie domu ) i mowie ze wlasnie widzialem pomaranczowe swiatlo ,laser .Moja mama na to ze widziala biale swiatlo a nie pomaranczowe ,moze jakby kula ,zanim wszedlem do pokoju . Powiedzialem ze to nie samowite ,na co mama ze pewnie jakis samochod albo cos innego . Powiedziala to jakby nic sie nie stalo jej reakcja mnie troche zastanowila ,czasami rozmawiam z nia o tym ale odnosze wrazenie ze jakby nie zrobilo to na niej wrazenia . taka to historia.
[...]
[od naszego współpracownika] W jednym z odcinków serialu "Wrzesień 1939" a konkretnie w odcinku/epizodzie 8 o tytule - " Ułani wędrują , strzelcy maszerują " , została ukazana historia płaczącego konia ludzkim głosem, o której już pisał " Nautilus"!
Okazuje sie iż w tym serialu jest jeszcze jedna historia tzw " znani o nieznanym " , a mianowicie relacja Zbigniewa Ścibora Rylskiego z września 1939r .
Oto link do odcinka Wrzesień 1939 -5 - "Wara!"
Opowieść pana Zbigniewa od 8 minuty - głos który ratuje mu życie .
From: [...]
Sent: Thursday, October 6, 2022 3:02 PM
To: FN
Subject: Piramidy
Witam serdecznie
W załączniku przesyłam zdjęcie które bardzo mnie zainteresowało.
Mianowicie jest to przelot motoparalotniarza nad piramidą i co ciekawe na szczycie na tych ostatnich kamieniach są wyryte jakieś napisy.Bardzo ciekawi mnie czy są one współczesne czy też zrobione podczas budowy .Może was to zainteresuje :)
Pozdrawiam.
czytaj dalej
[...] Dobry wieczór jestem "MK" i mieszkam aktualnie już od 16 lat w Belgii. Pochodzę z małego miasta koło Kołobrzegu ( Trzebiatów ) Nigdy nie interesowały mnie sprawy takie jak historię paranormalne i nie wierzyłam w ufo i byłam ateistką.
2 lata temu miałam po raz 3 operacje na zespół cieśni kanału nadgarstka i przeżyłam śmierć kliniczną , nie wiedziałam co się dzieje i nigdy o tym nie słyszałam ale tak byłam zabsorbowana innymi zdarzeniami ze to że wyszłam z ciała i widziałam się z góry to było nic dla mnie nie ważne ponieważ później szlam w stronę światła i nie rozumiałam tego co to ma być pokazywały mi się urywki z życia bardzo traumatyczne takie które wiem że były ale o tym zapomniałam bo byłam dzieckiem i tego nie rozumiałam.
Teraz rozumiem dlaczego rodzina inaczej mnie traktowała a matka była wredna dla mnie
Jestem a raczej byłam bo jak skończyłam 6lat to miałam badania że jestem dziewczynka ale na początku byłam I chłopcem i dziewczynka . Te wszystkie szczególne obrazy z życia mi się ukazały że mówili na mnie TO bo nie miałam imienia i wiele innych rzeczy z tym związanych. Oczywiście zapytałam rodziców czy tak było i dlaczego mi nie powiedzieli jak skończyłam 18lat bali się ze jednak źle wybrali . Na szczęście dobrze wybrali tyle że to całe moje życie od początku do tamtej chwili co leżałam na stole operacyjnym. To był wstrząs krzyczałam tak właśnie było wszystko mi się przypomniało i płakałam miesiąc lub 2 trauma Wielka i depresja . Później jakoś to zaakceptowałam i wydarzyło się to POCZULAM BARDZO WYRAZNIE
Stałam się inna osoba więcej zaczęłam zauważać czuć inaczej kochać być świadoma i przebudzona zaczęły mnie interesować obcy i różne inne rzeczy które wcześniej miałam za przeproszeniem w du...
Trafiłam nawet nie wiem jak to się stało ma Wasz kanał o śmieci klinicznej i dziękuję za to bo wiem teraz co się stało podczas operacji
Tylko proszę nie mówić o mnie ani nie podawać mojego imienia i nazwiska
Z góry dziękuję że jesteście
POZDRAWIAM
[...]
Z poczty do FN (naszej skrytki pocztowej)
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.