Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[...] Pozdrawiam serdecznie Fundacje Nautilus. Dziekuje Wam bardzo ze jestescie a takze aby pomoc mi zrozumiec moje doswiadczeniana ktore obecna –“materialna wiedza” nie ma wytlumaczenia.
Kilka tygodni temu Ktos z tamtego wymiaru mocnym glosem powiedzial do mnie slowo SIDDHARTHA. Nigdy wczesniej nie slyszalem takiego slowa. Spojrzalem do Wilkipidia. Slowo SIDDHARTHAjest utworzone z dwoch slow w jezyku Sanskirt-w jednym z najwczesniejszych jezykow w Indiach. Ono oznacza.Ten ktory odnalazl sens istnienia lub ten ktory osiagnal wszystkie cele.
W rzeczywistosci imie BUDDY,zanim osiagnal swoje cele bylo SIDDARTHA Gautama Ksiaze Kapilavastu. Powstala takze nowela w 1922 roku o tym tytule w ktorej opisana jest duchowa podroz do odkrycia siebie. Swiat duchowy pokazuje nam wlasciwa drogei kieruje nas w kierunku szacunku do Wszystkiego I Wszystkich. Kilka dni pozniej doswiadczylem czegos fascynujacego.
Piec lat temu bylismy z zona na wakacjach w Meksyku. Po opuszczeniu hotelu I bedac juz w samolocie zorientowalem sie ze zapomnialem zabrac z pokoju hotelowego swoja kurtke. W jednej z jej kieszen zawsze nosilem Rozaniec.
Mial on dla mnie szczegolne znaczenie bo podarowal mi go kolega w Polsce. Przez dlugi czas modlil sie on majac go w swoich rekach. To wyzwolilo go z “ciezkiej choroby psychicznej”.
Pomyslalem sobie wtedy ze tak wlasnie mialo byc I byc moze ten Rozaniec pomoze komus w potrzebie. On ma w sobie bardzo duzo Pozytywnej Energii.
Kilka dni temu wlozylem reke do nowej kurtki I byl w niej TEN Rozaniec. Po powrocie z Meksyku przeszukalem wszystkie rzeczy dziesiatki razy I nic nie znalazlem. Slyszalem o tego rodzaju rzeczach ale dla mnie bylo to pierwszy raz.
Caly czas szukam Prawdy odnosnie sensu istnienia pomimo tego ze chyba wiem o co chodzi. To jest jak glod ktorego nie mozna zaspokoic. Dwa zdarzenia z dwoch roznych religii a jednak maja ze soba cos wspolnego.
Mysle ze wiekszosc religii ma wspolny przekaz tj. Milosc bez Granic.
Pozdrawiam Was I Wszystkich Czytelnikow bardzo serdecznie.
Rysiek
[dane do wiad. FN]
/poniżej zdjęcie załączone do korespondencji, którą dostaliśmy 3 czerwca 2021/
I jeszcze jedna historia z różańcem - rozmawiał nasz współpracownik z pokładu okrętu Nautilus - "Gryzonek".
czytaj dalej
Witam Szanowną Redakcję.
Parę lat temu Waszą stronkę polecił mi znajomy i od tamtej pory jestem Waszą wierną fanką.
Wasze artykuły otworzyły mi oczy na wiele aspektów życia i nie tylko :)
Długo zbierałam się, żeby podzielić się z Wami moją historią na temat snów z osobami zmarłymi.
Otóż przyszedł do mnie we śnie mój nieżyjący dziadek.
Ale od początku. W 2008 roku pracowałam w jednej firmie i z moim tatą i chłopakiem (obecnie mąż). Firma ogłosiła upadłość i wszyscy straciliśmy pracę.
Sytuacja na ryku pracy była na tyle nieciekawa, że nie mogliśmy znaleźć pracy przez parę miesięcy.
Pamiętam jak dzisiaj jak płakałam do mojej mamy zastanawiając się co jest ze mną nie tak, że nie mogę znaleźć pracy.
Wieczorem położyłam się spać i miałam dziwny sen - tak realistyczny jakbym dosłownie śniła na jawie.
Przyszedł do mnie mój nie żyjący od 3 lat dziadek, z którym byłam bardzo zżyta.
Pamiętam, że byłam w pokoju bez żadnych mebli, okien, świateł a było bardzo jasno.
Nagle podszedł do mnie mój dziadek tylko taki młodszy - zmarł mając 82 lata a we śnie miał najwyżej 60 lat.
Dokładnie widziałam jego twarz, ubrany był w koszulę w kratę. Zaczął do mnie mówić ale nie poruszał ustami tylko się uśmiechał.
Biło od niego takie ciepło i wielka miłość. Powiedział mi żebym się nie martwiła bo niedługo wszystko się ułoży i będzie wszystko dobrze.
Jak się obudziłam nie bałam się. Czułam takie mega ciepło na sercu, jakby motyle w brzuchu - ciężko mi opisać to uczucie - nigdy czegoś takiego nie czułam no i niesamowity spokój wewnętrzny.
Rzeczywiście po niecałym miesiącu wszystko się ułożyło. W jednym dniu pracę dostaliśmy ja z moim chłopakiem a tato tydzień wcześniej.
Dodam, że bardzo mocno wierzę w reinkarnację i wędrówkę dusz.
Mojego tatę z dziadkiem łączyła niezwykła więź - czegoś takiego nie widzi się na co dzień. 7 lat temu czyli 9 lat po śmierci dziadka urodził się mój syn. Ponownie zobaczyłam tą niezwykła niesamowitą więź. Syn jest w ogóle bardzo podobny do mojego dziadka.
Uwielbia wędkarstwo, prace w ogrodzie - dzieci w jego wieku raczej wolą komputer- jest małą złotą rączką :) wierzę i mam nadzieję, że mój syn jest kolejnym wcieleniem moje dziadka.
Pozdrawiam Was serdecznie życząc dużo zdrowia w tych dziwnych czasach.
Proszę o zachowanie moich danych do Waszej wiadomości.
Pozdrawiam,
[dane do wiad. FN] /e-mail i opis snu dostaliśmy 13 maja 2021/
Witam,
Do napisania tego e-maila skłonił mnie opis snu jednego z Waszych czytelników, z 14 maja 2021 roku. Właśnie tej samej nocy 1415 maja mój znajomy miał podobny sen. śniło mu się, że 17 maja 2023 roku (ta data cały czas powtarza mu się w snach od ponad 10 lat - kiedyś pisałam do Was o tych dziwnych snach) przechadzał się ulicami wielkiej europejskiej metropolii (jednak w śnie nie wiedział o jaką chodzi). Nagle na niebie coś rozbłysło, usłyszał wielki huk, przeraźliwy krzyk ludzi i ujrzał wielki łuk ognia. Sen wywarł na nim wielkie wrażenie, bo był bardzo realistyczny i spowodował w nim wielki niepokój. Mam nadzieję, że do tych wydarzeń nigdy nie dojdzie i sen okaże się jedynie majakiem sennym.
[...]
czytaj dalej
[...] Czesc,witam zaloge i wszystkich,ktorzy sledza poklad statku Nautilus.Dzis mialem sen (w sumie nie pierwszy taki) o soczewkowatych obiektach nad moim miastem.Byl jakis festyn i jeden z tych statkow unosil sie niedaleko festynu,bylo pelno ludzi ale go nie widziali tylko ja.Podszedlem do niego i we snie poczulem elektryczne powietrze.Nagle znalazlem sie w srodku,byli tam ludzie tylko w dziwnych strojach,wygladali jak my i slyszalem ich mysli a oni moje.Zadawalem im mnostwo pytan na temat zycia,wszechswiata,Kreacji itd.Wiedzialem ze jak sie obudze bede pamietal co mowili i bylem tak skupiony na ich slowach,zeby je zapamietac ze zatracilem czas.Czulem od nich niesamowita aure i dobro.Ja rozmawialem z kobieta,przez chwile bylismy poza statkiem ale nikt nas nie widzial.Obudzilem sie i staralem sie przypomniec co mowili.Nie pamietam nic.Pozdrawiam
[...]
Tybetańska koncepcja śmierci
Jeśli będziesz rozmyślać nad kwestią śmierci i nietrwałości, zaczniesz nadawać sens swemu życiu.
XIV Dalajlama Tybetu
We wszystkich kulturach i systemach myślowych dają się zauważyć liczne podobieństwa w podejściu do problemu śmierci. Chyba najwyraźniejszym jest założenie, że nie ma absolutnej nicości. Zawsze po śmierci następuje jakiś rodzaj dalszej egzystencji. Jednak, tak naprawdę, nikt na świecie nie jest specjalistą w tej dziedzinie. Dla każdego człowieka ten temat stanowi zagadkę. Stosunek do śmierci większości ludzi charakteryzuje niepokój, strach, a w skrajnych przypadkach przerażenie. Choć przecież tak naprawdę dla nas żywych śmierć - jak powiedział Epikur - nie istnieje, bo kiedy my jesteśmy, nie ma śmierci, a kiedy jest śmierć, nie ma nas. Dlatego można powiedzieć, że każdy z nas jest kompetentny, aby przedstawić swoją wizję śmierci.
Każda kultura, jaką zrodziła nasza planeta zetknęła się z tym problemem. Od najdawniejszych czasów ludzie interesowali się faktem odejścia ich bliskich i próbowali konstruować takie wizje życia po śmierci, aby żyło im się łatwiej i spokojniej. Podstawowym elementem propagandowym wielu religii świata była zaś koncepcja zaświatów i samego momentu śmierci. Współczesna cywilizacja końca XX wieku nadbudowana została na poglądach, które swymi korzeniami sięgają starożytnych wierzeń z regionu Morza Śródziemnego oraz dorzecza Tygrysu i Eufratu. Już w tych najstarszych wierzeniach i mitach, które spisano około 4 tysiące lat temu przez Sumerów, śmierć przerażała ludzi. Strach przed nią towarzyszył także innym wierzeniom, które rozwinęły się tu przed powstaniem chrześcijaństwa.
Po okresie starobabilońskim na Bliskim Wschodzie pojawił się prorok Zoroaster, będący założycielem religii, która wywarła niesłychany wpływ nie tylko na rozwój chrześcijaństwa, ale również na rozwój wielu innych religii Wschodu, a przede wszystkim hinduizmu, islamu i buddyzmu. Opierał się na starych wierzeniach wedyjskich i nauczał, że podstawą tej religii jest wiara w istnienie dwóch sił rządzących światem - sił dobra i zła[1]. Eschatologiczne koncepcje wielkich religii Europy i Azji są powiązane ze sobą znacznie silniej, niż nam się to obecnie wydaje. Jednakże powód tego jest bardzo prozaiczny. Efektem rozpowszechnienia eschatologicznych stereotypów była sieć tysiąca szlaków handlowych przecinających te dwa kontynenty. Również hordy "dzikich" wojowników i żołnierzy wielkich armii przemierzający drogi i ścieżki starożytnych miast i miasteczek, były swoistym transportem dla mitów, legend, wierzeń a także religii.
I może właśnie dlatego, z dala od wielkich religii Europy, z dala od wielkich wojen, wysoko za murem Himalajów, w tybetańskich klasztorach, przyklejonych do stromych i ośnieżonych zboczy gór, wyrosła zupełnie inna kultura wraz ze swoją odrębną religią. Nauczanie kolejnych etapów ścieżki ku oświeceniu przyszło do Tybetu z Indii. Buddyzm nie był bowiem znany w Tybecie przed VIII wiekiem. Jednakże już w IX wieku na tyle się rozpowszechnił, że król Lang-dar-ma zakazał jego praktykowania i zamknął klasztory będące głównymi ośrodkami nauczania. W XI wieku do Tybetu przywędrowały dwie szkoły praktykowania buddyzmu: sutra, czyli ścieżka oddania się studiom i praktyce prowadzącym do oświecenia poprzez wiele wcieleń oraz tantra - praktyki, dzięki którym osiągnięcie oświecenia jest możliwe w jednym wcieleniu. Przez wiele lat Tybetańczycy sprzeczali się między sobą nie mogąc znaleźć wspólnej drogi. W celu pojednania sprowadzono do Tybetu nauczyciela z Indii, gdzie obie szkoły współistniały bezkonfliktowo. Efektem jego pobytu w tybetańskich klasztorach była napisana tam Latarnia na ścieżce ku oświeceniu, która miała streszczać w sobie ogrom nauk buddyjskich przystosowany dla ludu tybetańskiego. W XV wieku inny już nauczyciel Tsong-kha-pa zebrał wiedzę ludu tybetańskiego w księdze zatytułowanej Lam Rim (czyli Etapy ścieżki ku oświeceniu). Jego praca zaś stała się podstawą współczesnego buddyzmu tybetańskiego i łączy w sobie obie szkoły. Stanowi również rdzeń nauk obecnego XIV Dalajlamy.
Jak w wielu innych religiach, również w buddyzmie tybetańskim wiele miejsca poświęca się problemowi śmierci. Śmierć i umieranie wyznaczają płaszczyznę, na której spotykają się tradycja i osiągnięcia nauki. Jednakże jedną z najważniejszych nauk Buddy jest kontemplacja śmierci. W oczach Tybetańczyków cywilizacja Zachodu nie rozumie śmierci i nie wie, co dzieje się podczas procesu umierania. Wielu ludzi żyje nie myśląc o niej lub wręcz przeciwnie wpada w obsesyjne przerażenie. Nawet mówienie o śmierci nie jest w "dobrym guście". A przecież wielkie duchowe tradycje świata, w tym i chrześcijańska, mówią nam, że śmierć nie jest końcem. Współczesna cywilizacja jest, dla wyznawców tybetańskiego odłamu buddyzmu, duchową pustynią, gdyż ludzie nie posiadają prawdziwej wiary w życie po śmierci i wiodą egzystencję najeżoną egoistycznymi celami. Radą na taki stan rzeczy ma być zasadnicza zmiana w naszym nastawieniu wobec śmierci i umierania.
Budda nauczał, że nie musimy czekać na bolesną śmierć i nie jesteśmy skazani na wędrówkę ku nieznanemu. Możemy szukać sensu swego życia każdego dnia. Każda chwila może być szansą na zmianę i przygotowaniem do spotkania ze śmiercią i wiecznością. W buddyzmie bowiem życie i śmierć postrzega się jako jedność, w której koniec jednego z etapów jest tylko początkiem drugiego. Zaś śmierć jest zwierciadłem, w którym odbija się sens naszej egzystencji. Te poglądy stanowią rdzeń nauk najstarszej szkoły buddyzmu tybetańskiego, a przedstawione są w Tybetańskiej księdze umarłych.
Budda powiedział, że spośród wszystkich pór roku na orkę najlepsza jest jesień, spośród wszystkich rodzajów opału najlepszy jest krowi nawóz, a spośród wszystkich rodzajów świadomości najlepsza jest świadomość nietrwałości i śmierci. Śmierć jest pewna, choć nie ma pewności, kiedy nastąpi, nie jesteśmy nawet pewni tego, czy obudzimy się następnego dnia. Zatem najlepszym, co możemy uczynić, według Tybetańczyków, to przygotować się na najgorsze. Ziemskie sprawy nie mają większego znaczenia i poświęcanie im całej naszej uwagi to marnotrawienie czasu i sił. Przyszłość jest w naszych rękach. Zatem możemy doświadczać cierpień, odradzając się pod inną niż ludzka postacią, możemy osiągnąć wyższą formę odrodzenia i wreszcie możemy osiągnąć stan oświecenia. Mamy odpowiedzialność i mamy możliwość zadecydowania i określenia, jakie będzie nasze przyszłe życie. Zatem powinniśmy ćwiczyć umysł, by nie zmarnować swego życia - nawet przez jeden miesiąc czy dzień - i przygotowywać się do nadejścia śmierci.
Według nauk buddyzmu tybetańskiego rozmyślanie nad kwestią śmierci i nietrwałości nadaje sens życiu. Świadomość tego nieuchronnego faktu, a także jego kontemplacja przynoszą wielkie korzyści. Oddalanie od siebie zaś tych myśli stanowi poważną przeszkodę w samodoskonaleniu się i prowadzi do przywiązania do sławy, zamożności i dobrobytu. Powoduje także, że człowiek umiera dławiony strachem i żalem. Takie odczucia zaś mogą zepchnąć go na niższe poziomy egzystencji. Ucieczka od kontemplacji śmierci sprawia też, że gdy ona w końcu nadchodzi, ludzie są zaskoczeni i całkowicie nieprzygotowani. Praktyka buddyjska zaleca, aby nie ignorować nieszczęść, lecz akceptować je i stawiać im czoło, przygotowując się na nie już od samego początku; kiedy więc faktycznie doświadcza się jakiegoś cierpienia, nie wydaje się ono tak zupełnie nie do zniesienia. Prozaiczne unikanie problemu nie pomoże w jego rozwiązaniu, a może go nawet powiększyć. Tybetańczycy mówią, że jeśli ktoś ma się udać w podróż po bardzo niebezpiecznym i groźnym obszarze, powinien się przedtem zorientować, jakie niebezpieczeństwa mogą tam na niego czyhać i w jaki sposób sobie z nimi poradzić. Bardzo nierozsądnym zaś jest nie myśleć o nich wcześniej. Taką podróżą jest w ich oczach również przejście przez wrota śmierci.
Kiedy przychodzi śmierć, pomóc człowiekowi może jedynie współczucie i zrozumienie natury rzeczywistości. Z tego też powodu jest bardzo ważne, aby ustalić, czy istnieje życie po śmierci. Według nauk buddyzmu tybetańskiego dowodem istnienia przeszłych i przyszłych wcieleń jest istnienie obecnej świadomości człowieka. Uważa się, że przed obecną świadomością, istniała również jakaś świadomość, gdyż pierwszy przebłysk świadomości w naszym obecnym życiu nie pojawia się bez przyczyny. Podobnie nie rodzi się on z czegoś stałego bądź nieożywionego. Obecną chwilę świadomości poprzedza coś wyraźnego i obdarzonego mocą poznania - poprzednia chwila świadomości. Najstarsze księgi buddyjskie utrzymują, że nie jest możliwe, aby owa pierwsza chwila świadomości w naszym obecnym życiu mogła pochodzić z innego, niż poprzednie wcielenie, źródła. A umysł naszego obecnego wcielenia pochodzi z umysłu poprzedniego wcielenia i stanowi przyczynę sprawczą dla umysłu kolejnego wcielenia.
W Tybecie mówi się, że śmierć to chwila prawdy lub że umierając stajemy wreszcie twarzą w twarz z samym sobą. Dlatego jednym z podstawowych aspektów śmierci, akcentowanych przez nauczycieli tybetańskich jest stan, w jakim znajduje się umysł umierającego człowieka. Ważne bowiem jest, aby cechowała go szlachetność i przepełniały pozytywne myśli, gdyż każda chwila jest ważna i nawet ostatnie myśli mogą mieć wpływ na otrzymanie następnego wcielenia. Osoby dobrze przygotowane do śmierci, o pozytywnym nastawieniu do świata w momencie śmierci mogą mieć wrażenie, że wychodzą z ciemności w kierunku światła i widzieć piękne obrazy, uspakajające ich, co w rezultacie spowoduje, że nie będą odczuwały cierpienia. Osoby przepełnione goryczą, żalem i nienawiścią mogą odczuwać natomiast trawiące ich gorąco i mieć wrażenie, że zapadają się w ciemność. Moment śmierci będzie zatem dla nich bolesny.
Tybetańczycy wierzą, że po śmierci człowiek przechodzi w stan pośredni, zwany bardo. Ciało w tym stanie ma wiele niezwykłych właściwości. Obdarzone jest na przykład wszystkimi zmysłami fizycznymi, co powoduje, że wygląda identycznie jak istota, w którą wcieli się w następnym wcieleniu. Okres trwania w tym stanie wynosi siedem dni. Jeżeli po tygodniu istota w stanie pośrednim znajdzie się w odpowiednich okolicznościach, narodzi się ponownie na odpowiednim poziomie egzystencji. Jeśli to nie nastąpi, wówczas będzie musiała umrzeć powtórnie "małą" śmiercią i znów przejść w stan pośredni. Może się to powtarzać siedem razy, lecz po czterdziestu dziewięciu dniach istota pośrednia nie może już dłużej pozostawać w tym stanie i musi się narodzić bez względu na to, czy jej się to podoba, czy nie. Sogjal Rinpocze - twórca Tybetańskiej księgi życia i umierania - zauważa, że większość ludzi wierzy w reinkarnację jako odradzanie się "czegoś", co wędruje z życia na życie. Buddyzm nie wierzy jednak w niezależny i niezmienny byt, taki jak dusza czy ego, który przeżywa śmierć ciała. Zdaniem Tybetańczyków ciągłość między żywotami zapewnia nie jakiś byt, lecz najsubtelniejszy poziom świadomości.
Śmierć jest niewątpliwie formą cierpienia. Jednak celem ludzkiej egzystencji nie jest pomnażanie cierpień własnych i innych istot. Człowiek nie umie i nie powinien żyć w samotności, gdyż nikt z nas nie jest samotną wyspą na oceanie. Dlatego gdy ktoś umiera w Tybecie, natychmiast zbierają się krewni i przyjaciele, spontanicznie wyciągając do siebie pomocne dłonie. Z miłością i niezwykłą szczerością udzielają duchowego wsparcia rodzinie zmarłego. W rok po śmierci odprawiają ceremonie ofiarne, by uczcić jego odrodzenie. Tybetańczycy nigdy nie zapominają o umarłych. W ich imieniu składają ofiary na ołtarzach, podczas szczególnych uroczystości proszą o modlitwy w ich intencji oraz odbywają pielgrzymki do kosmologicznego centrum wszechświata znajdującego się w górach Tybetu, gdzie wspólnie kontemplują śmierć.
Jak bardzo odmienna jest zatem koncepcja śmierci społeczeństwa zachodniego i koncepcja mieszkańców tego dalekiego kraju. Opętani fałszywymi nadziejami, marzeniami i ambicjami zachowujemy się według Tybetańczyków, jak ludzie poszukujący wody na pustyni. Współczesna cywilizacja, która wyrosła przecież na urodzajnym gruncie, teraz wydaje się zapędzona w ślepy zaułek. Pogoń za pieniędzmi i dobrobytem zepchnęła na dalszy plan coś tak nierealnego jak śmierć. Tybetańczycy apelują jednak, aby traktować życie poważnie. Nie oznacza to jednak konieczności życia w himalajskim klasztorze. Celem człowieka jest znalezienie równowagi, harmonii. Jednakże tylko akceptacja i kontemplacja śmierci może przynieść spokój umysłu i radość życia. Dlatego może charakterystyczną cechą Tybetańczyków jest rozświetlający twarze uśmiech i promieniujący od nich spokój.
http://www.anthropos.us.edu.pl/anthropos1/teksty/tybeta.htm
[...]
From[...]
Sent: Sunday, August 2, 2020 5:02 PM
To: Fundacja NAUTILUS
Subject: 2 sierpnia po godzinie 2 w nocy nad polem - gmina Brenna
Witam,
Ok. 1:30 w nocy wyszedłem na spacer.
Niebo było bezchmurne - bardzo jasny księżyc. Pełno gwiazd. Każdy kto mieszka poza miastem to zna tą różnicę między niebem a niebem pełnym gwiazd.
Udałem się na polanę - parędziesiąt kroków od domu. Postałem tutaj jakąś dłuższą chwilkę.
Pomyślałem, że przejdę się dalej. 3 minuty później byłem już na drodze koło pola z widokiem na miejscowość z góry. Ja to już nazywam punktem widokowym. Ale prawdę mówiąc taki punkt widokowy z "nazwy" jest jeszcze kawałek wyżej.
Zawahałem się chwilkę czy iść dalej (w sumie po raz pierwszy) na ten już "właściwy" punkt widokowy.
No i kolejne 3 minuty później byłem już na położonej wyżej drodze gruntowej oraz też położonej koło pola. Dotarłem do tego "punktu widokowego z tablicą".
Nie wiem ile tam stałem. Wracając zatrzymałem się na chwilkę. Dalej byłem na drodze gruntowej obok pola i niedaleko punktu widokowego.
Patrzę na gwiazdę zaraz nad górami. Wtem błysnęło mi światło w plecy. Jakby zapaliło się jakieś światło albo ktoś błysnął mi fleszem z aparatu w plecy - bo to było dość mocne światło.
Ale tutaj nie było żadnego światła przy drodze z np. czujnikiem ruchu czy cokolwiek podobnego. A kto by mi cykał zdjęcia o tej porze i skąd?
Spojrzałem więc za siebie i na niebo w górę. Zobaczyłem "obłok" który zanikał i zniknął. Taka podłużna bańka. Jakby niewyraźna pozostałość po ogonie komety.
Może meteor/kometa przeleciała albo meteor wszedł do atmosfery w tym miejscu. Ale nie oświetliło to pola przede mną - ja tylko poczułem jasne światło za plecami.
Pomyślałem sobie, że ludzie zawsze patrzą nie w tą stronę w którą powinni. Żartobliwe pomyślałem jeszcze - że tutaj by brakowało, by mi teraz "zgubił się czas". Ale nic takie nie odnotowałem.
Ogólnie doświadczyłem czegoś takiego po raz pierwszy.
Zrobiło się zimno a byłem w samej koszulce. Wsadziłem ręce pod koszulkę i do domu.
Już będąc w domu (o 2:45), po tym jak podzieliłem się z żona moją obserwacją, to coś mi przyszło do głowy.
Ja nie wiem czemu mi to od razu do głowy nie przyszło. Czemu o tym nie pomyślałem w tamtej chwili.
Bo jak byłem na tej polanie, zanim w ogóle udałem się na jakiekolwiek punkty widokowe, to ... zadałem w myślach pewne pytanie. Konkretne. Mam pewien dylemat etyczno-moralny w życiu osobistym.
A najbardziej odpowiednie osoby do udzielania odpowiedzi na taki dylemat to....
Poprosiłem o odpowiedź "Tak" lub "Nie".
Że może na niebie mógłbym uzyskać odpowiedź - ale by wykluczyć przypadek, to zacząłem się zastanawiać w jaki sposób. Ostatecznie pomyślałem, że... Oni powinni wiedzieć najlepiej w jaki sposób to zrobić.
Czy nad tym punktem widokowym to była "ta odpowiedź".....
Dla większości populacji to byłby jedynie przypadek - ale.... ale od kiedy to niby "większość populacji" ma w czymkolwiek rację...
Pzdr,
[...]
,W MOICH SNACH SIĘ DZIAŁO OSTATNIO...''
Wielu z Was dzieli się swoimi snami o osobach zmarłych. Myślę, że to daje ogrom otuchy tym, którzy szukają potwierdzenia, że śmierć to nie koniec. Też mi się ostatnio takie sny zdarzają, bo śmierć pojawiła się w mojej rodzinie ostatnio dwukrotnie w ciągu 4 miesięcy.
Najpierw zmarł mój Brat, który w moim śnie spacerkiem szedł w kierunku domu naszych Rodziców. Mijając go, wiedziałam, że to On i wiedziałam dokąd idzie. Wiedziałam też, że już nie żyje - byłam zdziwiona, że Go widzę. Chciałam się zatrzymać, porozmawiać z nim, ale nogi same mnie niosły szybko do domu Rodziców. Wyciągnęłam rękę, by chwycić Brata, ale on tylko uśmiechnął się, pomachał mi i wciąż szedł spacerkiem w tę samą stronę co ja, tylko wolniej.
Kiedy się obudziłam, ucieszyłam się, że mi się przyśnił, bo zmarł kilkanaście dni wcześniej i było mi ciężko... Opowiedziałam sen moim Rodzicom, którzy bardzo przeżywali Jego śmierć. Płakaliśmy razem. Zastanawiałam się, co może znaczyć ten sen? Czy Brat przyszedł się ze mną pożegnać? Zadawałam sobie pytanie, czy Brat dał mi do zrozumienia, że on już nigdzie nie musi się spieszyć tak jak ja, jak my wszyscy, którzy wciąż żyjemy...?
Zastanawialiśmy się z Rodzicami, czy jest coś po drugiej stronie, czy istnieje życie po śmierci? Rodzice żałowali, że ich zmarły Syn nie chce się przyśnić właśnie im. To chyba naturalne, że zwyczajnie chcemy wierzyć w senne spotkania ze zmarłymi, bo jest nam łatwiej znosić rozstanie, ich śmierć.
Kilka tygodni później dowiedzieliśmy się, że Tata ma raka. Stracił głos tydzień po pogrzebie swojego Syna, mógł mówić jedynie szeptem. Chemia tylko pogorszyła Jego stan. /W pewnym wieku chyba nie powinno się w ogóle jej podawać choremu..../ Zamieszkałam u Rodziców, bo potrzebowali oboje pomocy. Było ciężko... / Nadal jest... /.
Któregoś dnia Tata wyszeptał, że we śnie odwiedził go zmarły Syn (a mój Brat) i z uśmiechem na twarzy powiedział mu: ,,Tato, jak ja się cieszę, że już niedługo będziemy razem...''. Płakałam, bałam się, nie chciałam tego snu traktować jak ,,snu proroczego''. Odpędzałam myśli, że Tata mógłby nas zostawić, mógłby umrzeć...
Odszedł 4 miesiące po swoim Synu. Odeszli w ten sam sposób; cichutko, w samotności, w szpitalu, bez słów pożegnania, odizolowani od bliskich / bo obostrzenia covidowe wyrządziły wiele rodzinnych tragedii, po których z traumy długo nie uda się wyjść ludziom./
I przypomniałam sobie sen, w którym mój zmarły 4 miesiące wcześniej Brat szedł pomalutku, spacerkiem do domu naszych Rodziców....Puścił mnie przodem.... Dziś wydaje mi się, że szedł po Ojca. Puścił mnie przodem, bym jeszcze spędziła czas z Tatą, zaopiekowała się nim, pomieszkała z nim, zanim po niego przyjdzie.
Po śmierci Taty zostałam u Mamy, by nie była sama. Spałam w łóżku Taty. Dwa dni po Jego śmierci przyśnił mi się. Był w tym moim śnie wciąż zmęczony chorobą, ale nieco młodszy. Zdziwiłam się, że widzę Tatę żywego. Poczułam radość, że jednak w szpitalu się pomylili, że jednak nie umarł (!).
Zapytałam: ,,Tato, to Ty żyjesz?". Skinął głową i szepnął: ,,Tak''... Ten szept był tak głośny w mojej głowie, że zerwało mnie ze snu. W powietrzu pokoju poczułam obecność Taty, Jego zapach. Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę śmierci Taty.
Od śmierci Ojca minęło 43 dni. Przyśnił mi się jeszcze 4 razy. Wygląda jakby coraz lepiej... Chciałabym, by przyśnili mi się chociaż raz razem: Tata i Brat. Mam nadzieję, że gdzieś TAM są razem, że Tata nie zmarł nadaremnie, a po to, by Jego Syn nie był TAM sam...
[...]
Czesc,witam zaloge i wszystkich,ktorzy sledza poklad statku Nautilus.Dzis mialem sen (w sumie nie pierwszy taki) o soczewkowatych obiektach nad moim miastem.Byl jakis festyn i jeden z tych statkow unosil sie niedaleko festynu,bylo pelno ludzi ale go nie widziali tylko ja.Podszedlem do niego i we snie poczulem elektryczne powietrze.Nagle znalazlem sie w srodku,byli tam ludzie tylko w dziwnych strojach,wygladali jak my i slyszalem ich mysli a oni moje.Zadawalem im mnostwo pytan na temat zycia,wszechswiata,Kreacji itd.Wiedzialem ze jak sie obudze bede pamietal co mowili i bylem tak skupiony na ich slowach,zeby je zapamietac ze zatracilem czas.Czulem od nich niesamowita aure i dobro.Ja rozmawialem z kobieta,przez chwile bylismy poza statkiem ale nikt nas nie widzial.Obudzilem sie i staralem sie przypomniec co mowili.Nie pamietam nic.Pozdrawiam
[...]
Temat: Sen o bogu w tajemniczym pięknym ogrodzie
Witam,
Przeglądając moje zapiski dotyczące ciekawych snów, natknęłam się na jeden z tych, które "są tak pełne mądrości" i jednocześnie dużo znaczą dla mnie.
Poniższy sen przyśnił mi się w 2011 roku. Po latach odkryłam jego znaczenie, jak również odkryłam tajemnicę pewnego pięknego ogrodu pod Hanowerem.
Teraz wiem, że nasza podświadomość odbiera pewne emanacje miejsc, ich symbolikę, jeszcze zanim my świadomie dowiemy się czym naprawdę są te miejsca.
Przyznam się, że u siebie na Facebooku trzymam do tej pory piękny album ze zdjęciami tego miejsca i stopniowe odkrywanie z moimi czytelnikami tajemnicę tego miejsca.
Pamiętam, jak niezwykłe było odkrycie symboliki pięknego stawu z nenufarami, które to miejsce było siedzibą dzikich kaczek i innych zwierząt. Ja tam uczyłam się tajników fotografii i filmowania, co teraz jest moją wielką pasją. Nigdy nie zapomnę też jak kaczki przyprowadzały swoje młode do mnie, by się nimi pochwalić :-) Jak się cieszę, że uszanowałam to miejsce i ich mieszkańców, bo ono symbolizuje...No właśnie - co? Zaraz się o tym dowiemy :-)
Zanim przejdę do mojego snu, muszę coś nieco opowiedzieć o tym niezwykłym miejscu.
Parę dobrych lat temu przechodziłam liczne zawirowania w życiu zawodowym i prywatnym. W końcu trafiłam na emigrację do Niemiec. Był to niezwykle skomplikowany czas w moim życiu. Skrótowo mogę powiedzieć, że "Karty Tarota, odwróciły się z Karty Świat, na Kartę Głupiec". Stanęłam na rozdrożu, niczym ten Głupiec, chociaż wcześniej robiłam "wielkie rzeczy" w moim zawodowym życiu. Teraz mogłam tylko ...sprzątać. Nie było po mnie tego widać, ale byłam przerażona, zwłaszcza przed podjęciem pierwszego zlecenia.
Pamiętam, że przed pójściem do sprzątania pierwszego domu, wałęsałam się po okolicy domków mieszkalnych. Tam znalazłam tajemniczą dróżkę prowadzącą do owego tajemniczego parku. Było tam przepięknie. Tam po raz pierwszy od lat mogłam się wypłakać i pożalić się nad własnym losem.
Nie wiedziałam, że ten park skrywa jakąś tajemnicę - nie było tam wówczas żadnych symboli czy informacji.
Z internetu dowiedziałam się, że to miejsce to Ogród Hinübersch w Marienwerder, który zostal utworzony przez pana Jobsa Hinübera, urzednika klasztornego, ktory sprawowal swoja funkcje w latach 1767 - 1774. Ogrod zostal zaprojektowany jako ogrod angielski, w ktorym oprocz zieleni, stawu z wyspa, sa jeszcze ruiny zamku (tzw. Hexenturmes - wieza wiedzm). Taka forma parku odpowiada tematyce romantycznej popularnej w tamtym czasie - malownicze drzewa, przepiekne widoki, romantyczne krajobrazy. Tego rodzaju ogrod, jakim jest der Hinüberche Garten, jest jednym z pierwszych w Niemczech. Od 1927 r. powyzszy ogrod znajduje sie we wladaniu wladz Hannoveru i jest objety ochrona, jako historyczny obiekt krajobrazowy, ktory otoczony jest dodatkowymi "zielonymi kregami" (Grünen Rings). W ramach projektu EXPO "Miasto jako Ogrod" "der Hinübersche Garten" nalezy do czesci parkowej o wadze historycznej.
Przychodziłam do tego parku raz w tygodniu, przez wiele lat aż do mojej przeprowadzki do innej miejscowości (nomen omen - też skrywającej pewną symbolikę :-) )
Ale przejdźmy już do mojego snu:
Snilo mi się ze jestem tuz przed egzaminem dojrzalosci –
chodzilam do szkoly na lekcje, pisalam notatki, powtarzalam material itp.
Pewnego dnia, z cala klasa przyszlam na lekcje religii -
przedmiot który mial pojawic sie na egzaminie maturalnym.
Weszlismy do niewielkiej ponurej salki, ktora byla umieszczona w piwnicy.
Gdy wszyscy juz usadowilismy sie na swoich miejscach, otworzyly sie drzwi i do srodka wkroczyla mało sympatyczna
zakonnica, która miala prowadzic z nami lekcje.
Na samym poczatku wykladu zakonnica zapytala się, kto z nas
nie odmawia codziennie modlitwy i nie chodzi regularnie do
kosciola.
Bylam niezmiernie zdziwiona, ze tak malo osob podnioslo się
z lawki - przeciez wiadomo, jak naprawde jest z tym odmawianiem modlitw wsrod mlodziezy.
Zakonnica spojrzala z wyrzutem na grupe osob nie odmawiajacych
modlitw i chcac nas ukarac zagonila "niewiernych" do wneki w
klasie, która znajdowala się za jej biurkiem.
Cala klasa spogladala na nas, a nasza grupa – na nich.
Zdziwilam się, ze wsrod „prawowitych wiernych” są nie tylko
osoby praktykujace i religijne, ale również nielubiane przeze
mnie kolezanki – aferzyski i manipulantki. Wyczulam tez, ze
sporo osob zostalo po prawowitej stronie z samego strachu
przed zakonnica. Zalezy im na dobrych ocenach z egzaminu i nie
chca „postawic sie” kosciolowi.
Stojac w tej wnece za nauczycielskim biurkiem wyczulam, ze ta
wneka ma okna wychodzace na przepiekny znamy mi ogrod i jest sloneczna piekna pogoda. Letnie promienie slonca zaczely
padac na moja blada zmęczoną twarz.
Zakonnica spojrzala na mnie i powiedziala, ze jest niezmiernie
zaskoczona, w szczegolnosci, moja obecnoscia w tej niewielkiej grupce, bo przeciez ja zawsze uchodzilam za uduchowioną osobe i po krotkim milczeniu zadala mi pytanie:
- Giova, dlaczego codziennie nie odmawiasz rozanca do swojego
stworzyciela, Boga Jedynego?
- Prosze zakonnicy, samo „klepanie wyuczonych formulek” jest
bez sensu i osobiscie wole w modlitwie do niego uzyc wlasnych slow plynacych z glebi serca – odpowiedzialam ku jej zaskoczeniu.
- Dlaczego nie chodzisz regularnie do kosciola?
- Bo wole wysluchac slow czlowieka watpiacego albo kogos
poszukujacego, np. filozofa, z ktorym moge podyskutowac na
tematy religijne w poszukiwaniu prawdy anizeli stac w
kosciele, niczym kloda drewna, i bez slowa przyjmowac nauki
ksiedza, który uwaza się za jedynego „glosiciela Prawdy”.
Przyznam się tez, prosze zakonnicy , ze bardzo brakuje mi w dzisiejszym swiecie obecnosci prawdziwych mistrzow duchowych, którzy razem z uczniami mogą wspolpracowac nad praktykami duchowymi.
Zakonnica szeroko otworzyla oczy na moje odpowiedzi i dalej drazyla temat:
- Giova, w jakiego Boga ty wierzysz?
Z pewnym skupieniem, patrzac zakonnicy w oczy odpowiedzialam:
- Problem w tym, ze nie wierze w tzw. boga
judeochrzescijanskiego, blizsze są mi wschodnie pojecia boga,
jako sily zyjacej w przyrodzie i wciąż stwarzajacej swiat.
Tego bylo juz za duzo, zakonnica strasznie sie zezloscila:
- Nie wierzysz w boga judeochrescijanskiego?! - wykrzyczala z ze zloscia przedstawicielka Jedynego Slusznego Boga.
Była wyraznie wciekla na mnie i kazala mi się czym predzej wyniesc po takich bluznierstwach z tej ciemnej i zatechlej salki.
Wyszlam z sali i zaczelam mowic do siebie:
- Wierze w boga, ale nie w tego judeochrzescijanskiego –
powiedzialam glosniej, majac przeczucie, ze cos się
stanie po wymowieniu tych slow.
Nagle za moimi plecami otworzyly się drzwi do pieknego
ogrodu, ktory znalam w rzeczywistosci (der Hinüberschen
Garten).
Salka gdzies zniklela, ludzie tez, a ja zostalam sama.
Był przepiekny letni dzien, promienie swiatla przenikaly przez
liscie i mialam wrazenie wszechogarniajacego spokoju
otaczajacego mnie dookola.
To co było dla mnie najdziwniejsze, to czyjas duchowa
obecnosc - patrzylam w niebo i czulam, ze to cos Wielkiego.
Tak jakby czas się zatrzymal specjalnie dla mnie. W ogrodzie
widzialam tez fragmenty zdjec, które ostatnio robilam
aparatem, na jawie w swiecie rzerzywistym – w kazdym zakatku
tego przecudnego ogrodu czuc bylo obecnosc Wielkiego Ducha.
Czulam się tak, jakbym medytowla i doswiadczala obecnosci
czegoś Wielkiego i Wiekuistego. Czas się zatrzymal abym mogla
zakosztowac jego Obecnosci. Nie było zadnych slow między nami, tylko to wszechogarniajace uczucie „Jestem z Toba”.
Po kilku latach odkryłam tajemnicę tego pięknego ogrodu wraz z pojawieniem się pewnych symboli.
NIe będę omawiać tu każdego z tych intrygujących symboli - to zabrałoby dużo czasu. Przedstawię tutaj tylko jeden -ten pierwszy. Przy samym wejściu do tego ogrodu pojawił się duży kamień z napisem; " Drogi Czlowieku, Twoje zycie to podroz, ktora uwodzi swoja droga, idz, wierz, badz madrym (czlowiekiem)"
Obok po lewej stronie "Loza wolnomularska Frederich zum weisse Pferde", Hannover, utworzona w 1746 r. Stolica Landu Hannover, dzial srodowiska i zieleni miejskiej.
Proszę wyobrazić sobie moje zdziwienie, przerażenie i szok. "Mój" park okazał się...ogrodem masońskim! Potem krok po kroku odkrywałam symbolikę każdego elementu tam umieszczonego. "Mój" ukochany staw mieścił się w miejscu, gdzie w symbolice masońskiej mieści się litera "G" Wielkiego Architekta. Byłam w szoku, że przez cały czas wpatrywałam się w Wielkie Oko przy okazji zaprzyjaźniając się z żyjącymi tam stworzeniami. Mój Boże - przecież to otaczająca nas Natura jest owym Stworzycielem! To Duch tego Miejsca przemówił do mnie w moim śnie! Owo Wielkie Oko!!!!
Oczywiście nie byłabym sobą, abym tego wszystkiego nie sfotografowała i nie opisała. Byłam nawet w "jamie Lwa" :-), aby stworzyć ciekawy reportaż na moim profilu Fb. Ale to już inna historia i nie będą nią już Was zanudzać. W razie czego dodam jeszcze, że nie jestem żadnym masonem :-) Lubię neutralność :-)
Na koniec dodam - po latach przeprowadziłam się do innej miejscowości. A tam kolejne...masońskie symbole ;-) Na razie nic ciekawego nie przyśniło mi się związanego z tą miejscowością. Jak mi się przyśni - to na pewno do Was napiszę.
Serdecznie pozdrawiam,
Giovanna
From: [...]
Sent: Monday, May 10, 2021 11:53 PM
To: FN
Subject: Niewyjaśnione zjawiska brak logicznego wytłumaczenia tego co się wydarzyło i dalej trwa
Witam Nazywam się Jacek obecnie mieszkam Białymstoku ale pochodzę z miejscowości Kodeń nad Bugiem i to tam obecnie dzieją się rzeczy których przynajmniej ja nie mogę logicznie wytłumaczyć dlatego też piszę do was bo pewnie macie większą wiedzę a także jakby ktokolwiek chciał pogłębić ten temat a nawet być w tym miejscu to służę pomocą Zacznę od początku około dwóch miesięcy temu siostra poinformowała mnie że kilkukrotnie widziała człowieka kręcącego się koło byłego gospodarstwa rolnego tam gdzie wychowaliśmy się a obecnie mieszka nasza mama.Któregoś dnia to jest około miesiąc temu osobiście widziałem z odległości około 50 metrów postać człowieka w godzinach wieczornych kiedy zaświeciłem latarką postać zniknęła pozostawiając po sobie ślady narosie natomiast to co się wydarzyło później w nocy to już nie mogę tego logicznie wytłumaczyć a mianowicie tym w dniu wraz z żoną i dzieckiem nocowałem w przyczepie kempingowej oddalony około 50 m od zabudowań nad stawem w nocy około godziny 1:00 usłyszałem dźwięki
, a także takilkukrotnie uruchomiło się światło lampy solarnej.Wtedy pomyślałem że wiatr zawiał i gałąź zaczepia o przyczepe kempingowa ale o dziwo kiedy rano wstałem i wyszedłem do namiotu które bezpośrednio przylega stwierdziłem brak talerza z golonką i galarety w miseczce ktore wieczorem zostawiłem . Namiot oczywiście zamknięty na suwak wtedy też pomyślałem że pewnie pies się czołgał pod plandeką ale pomyślałem to dlaczego zabrał miseczkę i porcelanowy talerz poszedłem rozejrzeć się i ze zdziwieniem zobaczyłem że około 8 m od przyczepy leży miseczka w której była galareta jest pusta czysta jakby umyta lub wylizana jedynie na samym środku miseczki czarny błotnisty ślad natomiast idąc dalej już na łące około 30-40 metrów od przyczepy pusty talerz. Miseczka i talerz nie nosiły jakichkolwiek uszkodzeń śladów zadrapań.Następnego dnia wyjechaliśmy do domu wiec poprosiłem mamę aby otworzyła namiot i zobaczyła czy pozostawione rzeczy są na miejscu oczywiście wymieniłem przedmioty która zostawiłem wtedy dowiedziałem się że buciki mojego dziecka trzyletniego zostały wyniesione pod pobliskie drzewa 1 znajdował się około 8 metrów drugi około 15 metrów od przyczepy Po tym zdarzeniu zostały założone lampy solarne z czujkami a także dwie leśne kamery wysokiej jakości które w nocy uruchamiają się bez powodu natomiast kamery przesyłają zdjęcia na których widać jasną poświatę któregoś dnia kamera przesłała zdjęcie nóg i kawałka tułowia bez głowy Natomiast w kilka dni później znowu się uruchomiła i wtedy siostra w nocy wyszła na zewnątrz z paintball_em cichutko podeszła w rejon kamery i zobaczyła postać człowieka z tego co mi mówiła to ubrany był tak jakby piankowy kombinezon a na twarzy miał jakby silikonową maskę z odległości nie większej niż 10 m oddała kilka strzałów w kierunku twarzy trafiając co najmniej 3 razy usłyszała sapniecie i bardzo szybko przez pola postać uciekła z tego co mi jeszcze powiedziała postać tą widziała już wcześniej osobiście lecz kamery nie rejestrują jej tak jakby nie widziały ale uruchamiają się rejestrując jasne poświaty takie jakby ktoś świecił latarką w górę. Siostra nie należy do osób bojacych się Ale obecnie jak z nią rozmawiam to się przestraszyła chociaż ona to tłumaczy że to człowiek w przebraniu i nie chce zbytnio nawet ze mną rozmawiać o tym co widziała. Dodam że bardzo podobne sytuacje miały miejsce już w 2010 r ale w tedy jeszcze żył ojciec i tłumaczył to tym ze to klusownicy lub Straż Graniczna.Stwierdzam również fakt że to miejsce jest w zainteresowaniu służb, ale to tylko moje zdanie, lecz uważam że nie wiedzą do końca z czym mają do czynienia. Za dużo by opisywać moich spostrzeżeń jeżeli ktoś z was jest zainteresowany to zapraszam do kontaktu mój nr tel [...]
Ps. Jestem osobą "twardo stopajaca po ziemi" ale to co zabserwowalem to wzbudziło ciekawość i brak logi
czytaj dalej
[...] Witam serdecznie, Pisze do was w dosc nietypowej sprawie. W dniu 28 lipca 2006 piatek, moi rodzice-naprawde powazni ludzie, którzy nie zmyslaja, wracali pozno ok godz 23 rowerami przez na obrzezach Leszna (Wielkopolska) i zaobserwowali bardzo dziwne zjawisko, do dzis nie wiedza co to bylo, ani kto to mogl byc.
Na tle nocy zaobserwowali na polu w odleglosci ok 30 metrow od siebie 4 postacie-poniewaz bylo bardzo ciemno, a oswietlenie miejskie na tym terenie nie istnieje-jest to obecnie sciernisko, nie potrafia wiele powiedziec o wygladzie tych osob, poza tym ze byli rownego wzrostu i ubrani na ciemno. Niedaleko stal zaparkowany pojazd, te osoby trzymaly w reku switalo i staly w taki sposob ze formowaly kwadrat, swiatlo osob po przekatnej bylo takie samo-dwoch mialo niebeskie, dwoch
zolto-pomaranczowe.
kierowali to swiatlo rytmicznie raz w strone nieba w potem do ziemi, wydajac przy tym dziwne dzwieki-pipipipi i na przemian powiekszajac i zmniejszajac formowany przez siebie kwadrat. moim rodzice obserwowoali to cale zajscie kilka minut, a jedna z postaci gdy zauwazyla moich rodzicow zaswiecila swiatem w ziemie i ulozyla sie dookola swiatla na ziemi. istoty te rownie sie miedzy soba porozumiewaly wydajac dziwne dzwieki niezrozumiale dla moich rodziców.
po kilku minutach rodzice odjechali. przyznam szczerze ze cale zajscie jest dla rodziców i mnie bardzo intrygujace, po przeczytaniu na waszej stronie informacji o tym iz tego samego dnia w okolicach leszna-Boszkowo, ktos zaobserwowol kule switale postanowilam cale zajscie opisac, byc moze oba te zdarzenia moja jakis zwiazek, sami nie wiemy co to bylo, moze jakas sekta, albo badania, ale zastanowiajce jest miejsce tego zdarzenie-sciernisko, godznia 23 i ta dziwna formacja tworzona przez te
osoby.
Mam prosbe czy pomozecie nam rozwiazac ta zagadke;)))
Prosze napiszcie co to moglo byc? moze jakas sekta?
Prosze o zachowanie moich danych tylko dla redakcji.
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN, wiadomość z 2006 roku]
----Original Message-----
From: [...]
Sent: Sunday, July 19, 2009 8:57 PM
To: FN
Subject:
Witam całą fundacje Nautilus
Postanowiłem do was napisac bo ostatnio przydarzyło mi się cos bardzo
dziwnego, spróbuje to w skrócie opisać.
Była godzina ok. pierwszej w nocy śliśmy z kolegą do cpn bo zabrakło
nam paliwa i pomyslelismy że pójdziemy na skróty przez teren należący do
cukrowni bo będzie szybciej. Idąc poczuliśmy bardzo specyficzny zapach i
intensywny nie moge go porównac do niczego. Nie wiem czemu ale nas to
zainteresowało i postanowilismy wejśc na to pole skąd dochodził zapach.
Nie wiem jakim cudem ale zapomnielismy wogle ze mamy isc po jakie
kolwiek paliwo i buszowalismy po tamtym terenie. W pewnej Chwili Kolega
krzykną że ktos biegnie ja w tym czasie przykucnołem i swieciłem latarką
na ziemie i coś tam szukałem.Lecz nie wiem co i dlaczego.Gdy Kolega
zaczą krzyczec ze cos biegnie chciałem wstac lecz nie zdąrzyłem bo jakas
siła powaliła nas na ziemie. W jednej chwili poczulismy to cos. Trudno
mi opisac co to było i jak się wtedy czułem wiem tylko ze cos nas
wypchneło z tego miejsca co bylismy i napewno działo się to
naprawde.Bardzo się wystraszylismy ze to jakis diebeł lub zła siła
Ucieklismy bardzo szybko z tam tąd.Rano wstalismy i pomyslelismy ze
musimy to wyjasnic
bo to wszystko było związane z tym zapachem który tam poczulismy. I
nawet sobie tłumaczyłem ze może jakies zioło kwitło które podziałało na
nas halucynogennie, więc musielismy to sprawdziic. Gdy dotarlismy na
miejsce następnego dnia to bardzo się zdziwilismy bo rosliny w tym
miejscu były częsciowo wyschnięte i i przylegały do ziemi tak jak by od
góry osiadł tam jakis pojazd W podobny sposób jak wygniecione jest zboże
w piktogramach to własnie tam wszystkie rosliny były powiginane do
ziemi.( oczywiscie nie tak precyzyjnie) Ten teren jest bardzo zarosnięty
są tam same chwasty (krzaki) I wszędzie na około jest piękna zielen
prócz tego miejsca. Od tamtej pory nie daje mi to spokoju bo wiem co się
wydarzyło tamtej nocy i te slady tak jak by cos tam wtedy wylądowało
lecz było nie widoczne a my weslismy w sam środek tego i nagle to cos
przyleciało i tak jak by nas z tamtąd wypchneło i ten zapach na następny
dzien nic nie poczułem nawet bylismy tam w nocy by zobaczyc i nic.
Rosliny w tym miejscu są bardzo dziwnie wygniecone wyraznie widac ze cos
z góry tam osiadło.Na łodygach są czarne plamy widac na zdjęciu. Po 3
dniach całkowicie wszystko wyschło lecz tylko w tym miejscu Zabrałem
troszke ziemi do domu z tego miejsca i jest w niej pełno jakichs larw
nie żywych to tez mnie zadziwiło. I Chcę tą sprawe wyjasnic do konca
lecz prawie nikomu o tym nie mówimy bo wiadomo jak ludzie odbierają
takie sprawy. Ja wiem co się wydarzyło tamtej nocy i dlatego musze to
wyjasnic dla samego siebie. Czy jest możliwosc np. wysłania gdzies
ziemi z tego miejsca i sprawdzenia przebadania, Lub jak moge sam tą
zagadke rozwiązac. dołączam zdjęcia z tego miejsca. Z pierwszej wizyty
po całym zajsciu oraz 2 i 3 dni pózniej Czytałem ze powinna padac
bateria np. w aparacie lecz u mnie nic się złego nie działo. Jesli
chodzi o ten zapach to ja sobie tłumacze ze to może był zapach paliwa
którym był napędzany pojazd lub wytwarzał jakies pole i był dzięki temu
niewidoczny naszym okiem. Lub wisiał nad nami lecz nie zwrócilismy na to
uwagi. Prosze o pomoc w rozwiązaniu tego co się wydarzyło. Pozdrawiam i
jesli to możliwe to czekam na odpowiedz.
Szanowna FN,
Ciekawy artykuł ukazał się w koszalińskim wydaniu GW o UFO. Warto myślę zawiadomić czytelników.
pzdr
czytaj dalej
[...] Witam Serdecznie Załogę Nautilusa oraz Jego Wiernych Czytelników, Chciałbym podzielić się z Wami niezwykłą historią związaną ze srebrnym pierścieniem Atlantów, który posiadam od 7 lat. Już kilka razy go gubiłem i odnajdywałem w dość niezwykłych okolicznościach.
Dziś prawie ścięło mnie z nóg, bo zostawiłem go w spodniach roboczych, które w pracy oddałem do prania. Pogodziłem się z tym, że już go nie odzyskam, ponieważ praniem zajmuje się zewnętrzna firma, jak również spodnie nie posiadają imiennych naszywek.
Sporo myślałem o nim, żałowałem że go straciłem, nawet chciałem zamówić nowy. A on po prostu pojawił na parapecie i spadł z niego... Czyżby doszło do spontanicznej teleportacji lub materializacji? Nie mam pojęcia jak to wyjaśnić. W każdym bądź razie jest to niesamowite.
Przy okazji chciałbym poruszyć inny ciekawy wątek, z którym mam dość często do czynienia. Otóż powtarzające się ciągi cyfr w numerach telefonów, kontach bankowych, kartach identyfikacyjnych. Czy spotkali się Państwo z czymś takim.
Serdecznie Wszystkich Pozdrawiam
[…]
Dziękujemy za wszystkie historie, które trafiają na pokład okrętu Nautilus w ramach funkcjonowania naszego działu XXI PIĘTRO – TWOJA HISTORIA. Wszystkie czytamy, klasyfikujemy i umieszczamy w Archiwum FN. Mamy trochę za dużo zgłoszeń, więc będziemy się starali prezentować kilka opowieści czytelników w jednej publikacji (tak jak tym razem). Odpowiadając na pytanie czytelnika – oczywiście, tak zwane „znaki numerologiczne” (na przykład ciągi liczb, które ktoś ciągle dostrzega tu i tam) były przedmiotem wielu publikacji. Choćby tutaj:
https://nautilus.org.pl/artykuly,935,wciaz-powtarzajaca-sie-godzina-na-zegarze-pani-psycholog-podaje.html
Poniżej jeszcze kilka historii z naszego katalogu „XXI PIĘTRO – DO PUBLIKACJI”.
From: […]
Sent: Sunday, November 8, 2020 8:09 PM
To: FN
Subject: Dziwna sprawa
Witam serdecznie.
Chciałem Państwu opisać co mnie spotkało dzisiejszej nocy, była to sytuacja, której do tej pory nie mogę zrozumieć. Zacznę może od tego że przez cały tydzień pracowałem na nocki, potem w dzień spałem. Tak samo było z piątku na sobotę. Wróciłem do domu poszedłem spać i obudziłem się o 16 tej.
Potem pojechałem jeszcze do kolegi i wróciłem przed 21 do domu.
Z racji tego, że ostatnio zakupiłem mały komputer postanowiłem zainstalować na nim system.
Instalacja i konfiguracja zajęły ok 2 godziny. Wziąłem prysznic i po 23 położyłem się spać.
Miałem bardzo dziwne sny, wręcz bez sensu i wtedy jakoś miałem przeczucie że coś jest nie tak, wtedy się obudziłem.
Nie mogłem się ruszyć. Ale wiedziałem że muszę się przebudzić bo poczułem że znowu zapadam się w sen. Okropne uczucie. Postanowilem poruszyć palcami, otwarlem oczy i ujrzałem pod moim sufitem mały czarny pojazd lub coś co go przypominało. Było to półokrągłe i podzielone na 3 części tak jakby piętrowe. Wtedy ostatkiem sił postanowiłem zaświecić światło, przełącznik znajduje się za łóżkiem.
Udało mi się to ale w pokoju już nic nie było.
I teraz zaczyna się najlepsze.
Postanowiłem sprawdzić która jest godzina.
Patrzę a na ręce nie mam zegarka.
To już wzbudziło mój niepokoj.
Wiedziałem że stało się coś złego.
Z góry w pokoju brata dobiegały dziwne hałasy.
Mój pokój znajduje się pod nim, na górze znajduje się także sypialnia rodziców.
Poszedłem na górę bo nie wiem dla czego ale czułem że coś tam się dzieje.
Zastałem tatę śpiącego, który się obudził i pytał co się stało. spytałem go czy nie słyszał jakiś odgłosów powiedział że nie.
Do pokoju brata nie wszedłem ale słyszałem tam jakby kroki. Zszedłem na dół pozaswiecalem światła i poszedłem do łazienki.
Jakie było moje zdziwienie gdy w łazience na parapecie znalazłem swój zegarek. Oczywiście mogłem go tam zostawić jak brałem.prysznic, ale że nie jest to zwykły zegarek tylko opaska mierząca tętno i sen. Postanowiłem na telefonie w aplikacji sprawdzic mój sen.
Jakie zdziwienie gdy zobaczyłem że opaska zarejestrowała godzinę zasniecia i obudzenia 23.41 i 2:20.
Wtedy ciarki przeszły mi po całym ciele, bo podczas snu musiałem mieć opaskę na ręce.
Wiedziałem już że musiałem być odwiedzony przez coś. Poza tym wcześniej miałem podobne sytuacje, raz obudziłem się sparaliżowany i na suficie widziałem jakby.mieniacy się na czerwono hologram.
Podejrzewam że jestem regularnie odwiedzany. Bo zawsze po takim czymś jest motyw przewodni.
Po pierwsze bardzo dziwne absurdalne sny.
Sny w których bohaterami są moi domownicy.
We śnie jest coś co ostatnio robiłem lub oglądałem.
Wczoraj przed zaśnięciem oglądałem służby ratownicze i tam reanimowali jednego pana.
W.moim.snie to ja reanimowalem swojego ojca razem z bratem.
W tej chwili mieszkam właśnie z nimi.
Podejrzewam że oni indukują sen na podstawie ostatnio przebytych doświadczeń i zawsze w takim śnie są moi domownicy.
Dodam jeszcze że zaraz po obudzeniu i sprawdzeniu na telefonie danych z opaski zrobiłem screenshota i wysłałem na swojego maila, aby rano sprawdzić czy mi to się nie.przysnilo i mieć jakiś dowód.
Dzisiaj rano opowiedziałem tą sytuację domownikom ale oni mi nie wierzą i się śmieją.
A ja nie potrafię wytłumaczyć jak opaska znalazła się w łazience skoro gdyby tam była nie było by danych snu zapisanych w telefonie.
Pisząc to jest godz. 20 a ja już myślę co będzie w nocy.
Dodam tylko że prawdopodobnie obudziłem się tylko dlatego, że byłem wyspany bo spałem w dzień dość długo po nocy w pracy.
To coś co do mnie przyszło pewnie o tym nie wiedziało.
Raz też się kiedyś w nocy.przebudzilem i nie miałem na ręce opaski ale leżała na łóżku.
Czyżby oni ściągali mi ją aby nie było jakiś dowodów? Nie wiem.
Jeżeli jeszcze podobna sytuacja się powtórzy odezwę się ponownie.
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN], Malopolska
Dzien dobry …..
ostatnio, czyli 29.05.2020 mialam znow jeden z tych moich snow, tym razem
jednak o znaczeniu symbolicznym. Dotyczyl on tego co jeszcze jest przed
nami i w pewien sposob co sie wydarzy, co nas czeka…
Przed snem zaczelam sie zastanawiac nad tym wszystkim. No I dostalam na te
pytania pewien rodzaj odpowiedzi. Co widzialam we snie:
Znajdowalam sie w jakiejs starej, opuszczonej, parterowej fabryce - w jej
biurze, ktore znajdowalo sie na koncu tej budowli. Sciany byly szare,
pokryte tynkiem. Jedynie gdzie niegdzie widac bylo jeszcze resztki starej
farby koloru zielono-niebieskiego (morskiej wody). Przez glowe przeleciala
mi mysl, ze kiedys, za swoich swietlnych czasow, musialo to biuro naprawde
piekne wygladac – przypominalo jakby salon gentelmenski.
Stalam po srodku, pod sciana tego biura, gdzie moglam wszystko dobrze
widziec I obserwowac… Po lewej I prawej stronie znajdowaly sie bardzo
duze drzwi wejsciowe zrobione z drewna- jak na jakims zamku. Lewe drzwi
byly otwarte a prawe zamkniete. Pomiedzy drzwiami wisialo na scianie,
stare, z odpryskami srebrnej farby -lustro. Ponizej stal zniszczony
kominek. Posadzka byla betonowa i pokryta gruba warstwa kurzu. Po srodku
tego pomieszczenia stalo stare, metalowe krzeslo, a przed nim jedna na
drugiej poukladane na sobie stare ksiazki.
Chcialam sprawdzic jeszcze, co znajduje sie za tymi otwartymi drzwiami.
Podeszlam do nich. Prowadzily one do ogromnej hali produkcyjnej, ktora byla
pusta. Sciany tam pomalowane byly na bialo I jedynie widac bylo powyrywane,
stare kable zwisajace luzno ze sciany. Po powrocie do biura zdziwilam sie
bo zobaczylam , ze wszystkie ksiazki leza porozrzucane po calej podlodze,
jakby kompletnie byly bez rzadnej wartosci. Jakby nikomu nie byly one
potrzebne…
Tlumaczenie, jakie dostalam do tego snu…
- Cale to biuro oznaczalo nasza ziemie, ktora jest strasznie zaniedbana I w
oplakanym stanie, ale mimo to mozna ja jeszcze odratowac -
„odremontowac“.
- Te szare sciany, z resztka tej zielono-niebieskiej farby oznaczaja
otaczajaca nas dzika nature, ktorej jedynie resztki gdzie niegdzi
pozostaly przy zyciu – rowniez i tu, mozna ja jeszcze uratowac
“odmalowac“.
- Ta betonowa posadzka, pokryta kurzem oddaje nasza jalowa ziemie- ktora
pomalu przestaje rodzic- mozna rowniez I ja jako nowa piekna drewniana
posadzke “polozyc”…
- Ta wielka, pusta hala, oznacza nasza gospodarke, ktora tak jakby
przestala istniec. (???)
- Ksiazki, ktore rozsypaly sie po podlodze, oznaczaja wszelkiego rodzaju
dziedziny naszego zycia i zwiazane z nimi przepisy prawne. Chodzi tu o
medycyne, szkolnictwo, prawo, finanse, bezpieczenstwo itd… To wszystko
sie rozsypie. Nikt tego nie bedzie chcial juz „zbierac“…
- Nie wiem natomiast co krylo sie za prawymi, zamknietymi drzwiami.
- Nie wiem rowniez, co mogloby oznaczac to stare lustro oraz kominek.
Pozdrawiam serdecznie,
[…]
From: […]
Sent: Tuesday, August 25, 2020 11:14 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Blizna na głowie
Dzień Dobry. Lata temu został wyemitowany program tel o nazwie NA KAŻDY TEMAT. Była tam kobieta, która opowiadała o swoich spotkaniach z UFO. Miała ona ich trzy. Pewnego razu wstając rano mąż zwrócił jej uwagę, że ma dziwnie wygolony fragment włosów na głowie, czego wcześniej nigdy nie miała. Po wizytach u lekarzy zrobiła tomografię głowy. W wyniku tego okazało się, że ma mały kawałek czegoś dziwnego w głowie. Jakas blaszka 2x2cm. Nikt nie chciał się podjąć wyciągnięcia, czy nawet sprawdzenia. Naście lat temu zauważyłem u siebie bliznę z tyłu głowy. Blizna o wielkości po ok 2x3 cm. Nie wiem od czego ja mam. Nic nie pamiętam. Rodzice moi również nie są w stanie przypomnieć sobie czy coś sobie zrobiłem w głowę. Na dniach będę robił tomografię głowy. Jeśli będę coś tam miał na pewno się odezwę. Nie wiem co mógłbym z tym dalej zrobić. Dodam tu jeszcze, że mialem kilka bardzo dziwnych sytuacji w swoim życiu. Po prorocze sny. Znamię na Ciele, ktore również wam wysłałem i opisałem. Po spotkanie z jakąś dziwna postacią w nocy.
Pozdrawiam
[…]
Witam.
Od wielu lat interesuję się okultyzmem. Wróżę z run, wahadełek, moja intuicja prawie nigdy mnie nie zawodzi.
Kilka lat temu podpisałam pakt/cyrograf. Jak kto woli. Bardzo lubiłam grać w Lucyferka, gra polega na rozmowie z duchami. Coś jak ouija tylko przy pomocy igły i nitki. Od tamtej pory spotykają mnie dziwne rzeczy. Często odczuwam niepokój, czyjąś obecność. Również mój pies dziwnie się zachowuje. Z natury jest spokojnym zwierzęciem. Jednakże ostatnio gdy siedziałam z bratem w salonie pies nie chciał zejść z moich nóg, warczał w stronę balkonu. Gdy szłam do kuchni się napić, on wybiegł przede mnie i schował się pod stołem. Warto dodać, że my nic nie słyszeliśmy. Ale wiadomo, że zwierzęta są czułe na niską częstotliwość dźwięku. Jednakże on rzadko kiedy zwraca na nie uwagę.
[…]
I jeszcze informacja od naszych kolegów z Czech (przetłumaczona przez google translator)
Ciekawa historia z Włoch. Pewien mężczyzna przeszukiwał ziemię wykrywaczem metalu w Alpach i znalazł podobno taką dziwną postać. Miał te dziwną figurkę w domu przez wiele lat, ale w czasie kryzysu musiał ją sprzedać i nikt jej późniejk nie widział. Udało mu się to kilka lat temu pokazać, a także osobiście pokazał przyjacielowi przyjaciela, a nawet zrobił mu zdjęcie, jak ją trzyma. przesłał mi to moderator naszej grupy na FB. Pytamy FN, czy kiedykolwiek o tym słyszeliście To trochę jak postać, którą znalazł Steven Greer.
czytaj dalej
[…] Witam FN. Chciałem opowiedzieć dla was taką dziwną historię, którą przeżyłem w 1993 roku. Miałem wtedy dziewczynę we Francji, która mieszkała w Nicei. Jako 26-latek pojechałem do niej na tydzień, a o ona zorganizowała nam spływ kajakowy po bardzo atrakcyjnym wizualnie terenie, wokół góry – po prostu przepięknie. Był tam jeden moment, kiedy trzeba było ominąć taki kamień cały czas mocno wiosłując, bo inaczej woda wciągała, bo był bardzo silny nurt. Ja nie znam francuskiego, więc tylko pamiętam, że podpłynąłem do tego kamienia, a potem usłyszałem krzyki Francuzów. Oni krzyczeli, abym wiosłował, ale ja ich nie rozumiałem i byłem ciekaw, jak mnie poniesie nurt. W pewnym momencie oczywiście siła wciągnęła mnie pod wodę i na głębokości około 2 metrów zaklinował mi się kajak. Wpadłem w panikę, bo jednocześnie siła wody tego strumienia omijającego kamień uniemożliwiała mi wyjście z kajaka i wypłynięcie na powierzchnię. Zacząłem tonąć i przez głowę przeszła mi taka myśl, że zakończę życie w taki głupi sposób. Wiedziałem, że nikt mi nie pomoże, bo nurt przy tym kamieniu był zbyt silny. Już prawie pogodziłem się z myślą o śmierci, kiedy nagle gdzieś w głowie usłyszałem wyraźny głos:
- To nie jest twój czas, nie bój się… będziesz żył!
Głos był ciepły, bardzo wyraźny. Poczułem spokój i nagle jakaś siła wyrwała mój kajak z potrzasku między głazami i wypłynąłem na powierzchnię. Moja dziewczyna w panice już chciała biec po pomoc. Twierdziła, że pod wodą byłem ponad 2 minuty i już myślała, że nie wypłynę. Do dziś zastanawiam się, co to za głos. Nie wiem, czy to był Bóg czy co innego, ale nie mam wątpliwości, że był to głos jakieś potężnej istoty, która tamtego dnia zdecydowała, że moja przygoda będzie trwała nadal. Pomyślałem, że zainteresuje Was moja historia.
Proszę, aby moje nazwisko (imię może być) pozostało dla waszej wiadomości
Piotr [dane do wiad. FN]
[...] Bóg istnieje i mi pomaga.
Chciałabym poświadczyć Wam o działaniu Boga w moim życiu. Nie jest to post o nawiedzeniu, ani o głoszeniu idei, ale o Jego realnej pomocy w moim życiu. Mam syna z zaburzeniami AS w kierunku autyzmu. Syn funkcjonuje bardzo dobrze, jest ponadprzeciętnie inteligentny, rozmowny, kontaktowy, ale w większej grupie dzieci czuje się nieswojo. Były problemy już od przedszkola. W moim życiu zwątpiłam w Boga przez księży i historie o nich, które wyszły na jaw. Lecz będąc w ciemnym dole, że tak to ujmę, poczułam, że tylko Bóg może nam pomóc. Wszystkie nieudane wizyty u lekarzy (bo syn jest za mały, żeby coś zdiagnozowac) wpędzały mnie prawie w rozpacz, że nie potrafię pomóc dziecku. Zaczęłam w myślach się modlić po swojemu, dodając formułkę "Ojcze nasz" i "Chwała Ojcu i Synowi". I wiecie co? Poskutkowało.
Bóg postawił na naszej drodze wspaniałych pedagogów, dyrektorów szkół, terapeutów. Tak się szczęśliwie zlożyło, że moja koleżanka prowadziła terapię SI, której syn potrzebował. Pani dyrektor w poprzedniej szkole wysłuchała nas z mężem i podpowiedziała, ze we Wrocławiu mogą zdiagnozować nam syna. Pojechaliśmy, koszt wizyty był pokryty w części przez MGOPS - też nam załatwiła pani dyrektor. Syn dostał diagnozę autyzm dziecięcy wysokofunkcjonalny.
Wszystko co przecyztałam na ten temat pokrywa się z zachowaniem syna. Syn dostał w szkole nauczyciela wspomagającego, ale po ukończeniu klasy trzeciej potrzebna była zmiana szkoły, bo nauczyciel wspomagający przyznany był tylko w nauczaniu początkowym. Cóż, powiedziałam, działaj Boże, pomóż nam. No i kolejny dyrektor i kolejny cud. Wspaniała szkoła, wspaniali nauczyciele, terapeuci i pan dyrektor przewspaniały. Co jakis czas sie modlę, boże prowadź mojego syna itp. I co jakiś czas syn nas zaskakuje swoim zachowaniem. Rozumiem, że te wszystkie zajęcia i terapie dają efekt, ale to Bóg podsyła nam myśli, pomysły i ludzi. Mąż sceptycznie do tego podchodzi, ale ja wierzę widząc to wszystko. Co jeszcze? Teraz jest trudny okres pandemii. dwa razy byłam chora na grypę - raz rok temu w lutym i potem w listopadzie.
Nie mam powikłań, więc to była zwykła grypa. Ani syn, ani mąż nie byli chorzy, nie zarazili się ode mnie. I tylko z tyłu głowy kołaczy sie cichy dzięcięcy głos pieśni, którą uwielbiałam jako dziecko: "Kto się w opiekę odda Panu semu". Myślcie co chcecie. Żyjemy zgodnie z przykazaniami Bożymi, dbamy o wnętrze i wspólne relacje i szczęściem od Boga omija nas zaraza. Nie namawiam nikogo do wiary, ale to jest moje świadectwo. Gdy miewam chwile zwątpienia odpowiedzią jest wręcz głód czytania Biblii, którą mam na telefonie. Niech moje świadectwo da Wam nadzieję.
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
From: [...]
Sent: Wednesday, March 24, 2021 5:35 PM
To: FUNDACJA NAUTILUS
Subject: UFO CZ
Dobry dzień,
Pozdrowienia dla Fundacji NAUTILUS.
Niedawno obejrzałam na YouTube ciekawy wywiad z Robertem Bernatowiczem . Znam waszą fundację od lat, ale jeszcze tego nie widziałem. Widać, że bardzo interesujecie się tym tematem i podoba mi się Wasza działalność . Piszę o "podróżowaniu po światach za granicą" w UFO. Znam mężczyznę, który przeżył w zasadzie to samo co dziecko. Nazywa się Josef Květoň i mieszka we wsi Kváskovice nr 18. Po przewrocie politycznym, którego również dokonał, wykłady i byłem na jednym Muszę powiedzieć, że wtedy byłem z jego historii w szoku i nie wiedziałem, co o tym myśleć. Minęło dużo czasu, ale trochę pamiętam.
Kiedy był chłopcem, pewnego dnia pasł krowy na łące. Nagle przyleciał dysk i wyszła postać. Przyszedł do Josefa i powiedział mu, że jest obcym, Franta, i gdyby chciał z nimi polecieć inna planeta. Ale Franta zapewnił go, że to nie potrwa długo, więc Josef zgodził się. Podczas lotu był nawet pilotowany, wciąż pamięta wszystkie kody i jest w stanie kontrolować UFO. Po przybyciu na planetę znalazł że wszędzie i przed nimi były skały. Weszli do środka i znaleźli się w dużej sali, w której znajdowało się 7 dużych ekranów z panelami kontrolnymi wzdłuż ścian. Przy każdym z nich siedziała postać. Otrzymał informację, że 7
„Komputery” kontrolują 7 galaktyk, z których każda kontroluje jedną. Nagle ktoś przyszedł i Joseph wiedział, że to Bóg. Wyższy mężczyzna, z długimi białymi włosami i brodą, miał na sobie kamizelkę z jagnięciny uszytą z kawałków gałązek z krzaka lub drzewa.
Wyglądał, jakby był przedstawiony na wielu ilustracjach, z których Józef wywnioskował, że ktoś musiał go wcześniej widzieć. Bóg podzielił niektóre zadania, a kiedy zobaczył Józefa, zapytał: „Co on tutaj robi? nie musi widzieć wszystkiego. "Josefa zabrano do bocznej jaskini i Bóg powiedział mu, że będzie spał tutaj na wielkim kamieniu. Joseph sprzeciwił się, że będzie mu zimno, ale zapewnił go, że na pewno nie będzie. I naprawdę powiedział, że jest mu ciepło przez cały czas.
Potem pamiętam, jak po kilku dniach polecieli do domu, a Josef z wysokości zobaczył swojego ojca pasącego krowy i zaczął się bać kary. Bał się, że zostanie pobity. Ale po wylądowaniu Franta wszystko wyjaśnił ojcu i było to w porządku.
Od tego czasu Josef miał uzdrawiające zdolności, widział aurę, spawane kości itp. Przyszły do niego tłumy ludzi, którym pomagał. Pamiętam też, że kilkakrotnie spotykał objawienie Najświętszej Marii Panny, zapomniałem o szczegółach…
Nie wiem nawet, czy nadal goi się w ciągu dnia, ale chyba tak. Jeśli chcesz się z nim skontaktować, przesyłam zdjęcie telefonu i jego miejsce w załączniku. Myślę, że jego historia jest tego warta Niestety nie pamiętam szczegółów z wykładu iz pewnością nie powiedziałem wtedy wszystkiego.
Życzę wszystkim powodzenia i ciekawych przeżyć.
Pozdrawiam [...] , CZ
Dobrý den,
Zdravím nadaci NAUTILUS.
Nedávno jsem shlédl na YouTube – „Sueneé universe“ zajímavé rozhovory s Robertem Bernatowiczem.Vaši nadaci znám už roky,tohle jsem ale ještě neviděl.Je vidět že Vás tato problematika velmi zajímá a líbí se mi Vaše aktivita.Píši ohledně tématu „Cestování na cizí světy“ v UFO.Znám člověka který v dětství prožil v podstatě to samé.Jmenuje se Josef Květoň a žije v obci Kváskovice č.18.Po politickém převratu pořádal i přednášky a na jedné jsem byl.Musím říci že tehdy jsem byl z jeho vyprávění šokován a nevěděl jsem co si o tom mám myslet.Už je to hodně dlouho,ale něco si z toho pamatuji.
Když byl chlapec,pásl jednoho dne krávy na louce.Najednou přiletěl disk a z něj vystoupila nějaká postava.Přišel k Josefovi a řekl mu že je mimozemšťan Franta a jestli chce letět s nimi na jinou planetu.Josef namítl že nemůže,protože musí hlídat krávy.Franta ho ale ujistil že to nebude na dlouho a tak Josef souhlasil.Při letu ho dokonce nechali pilotovat,prý si dodnes pamatuje všechny kódy a je schopen řídit UFO.Po příletu na planetu zjistil že všude jsou skály a před nimi byl vchod do nějaké jeskyně.Vešli dovnitř a ocitli se v rozlehlém sále,kde bylo podél stěn 7 velkých obrazovek s řídícími pulty.U každého seděla nějaká postava.Dostalo se mu informace že těch 7
„počítačů“ řídí 7 galaxií,každý řídí jednu.Najednou kdosi přišel a Josef zcela jasně věděl že je to Bůh.Vyšší chlap,dlouhé bílé vlasy a vousy,na sobě měl vestu z beránka sepjatou kousky větviček z nějakjého keře nebo stromu.
Vypadal prý stejně jako je vyobrazen na spoustě ilustrací,z čehož Josef usuzoval že ho už někdy někdo musel spatřit.Bůh rozdělil nějaké úkoly a když viděl Josefa,zeptal se: „Co ten tady dělá?Odveďte ho vedle,nemusí všechno vidět.“Potom Josefa odvedli do vedlejší jeskyně a Bůh mu řekl že tady na tom velkém kameni přespí.Josef namítl že mu bude zima,ale dostalo se mu ujištění že určitě nebude.A skutečně mu prý bylo celou dobu teplo.
Potom si vzpomínám jak letěli po několika dnech domů a už z výšky Josef viděl otce jak pase krávy a začal se obávat trestu.Bál se že dostane výprask.Ale po přistání Franta otci všechno vysvětlil a bylo to v pořádku.
Od té doby měl Josef léčitelské schopnosti,viděl auru,svařoval kosti atd. Jezdili k němu davy lidí,kterým pomáhal.Také si vzpomínám že se několikrát setkal se zjevením Panny Marie,Podrobnosti už jsem zapomněl…
Ani nevím zda ještě dne léčí,ale asi ano.Kdyby jste ho chtěli kontaktovat,posílám v příloze obrázek na kterém je telefon a místo pobytu.Myslím že jeho příběh stojí za to.Bohužel už si z přednášky nepamatuji podrobnosti a určitě neřekl tenkrát všechno.
Přeji Vám všem mnoho štěstí a zajímavých zážitků.
S pozdravem [...],CZ
czytaj dalej
[…] Witam. Postanowiłem do serwisu fn napisać, bo wiele lat temu widziałem UFO . Było to w 1972 roku, kiedy jeszcze nikt nie słyszał o samolotach w takim kształcie. Mieszkam w Zabrzu i tego dnia szedłem rano do pracy. Był to maj, ale dziś już nie pamiętam, jaki dzień. Razem ze mną szedł kolega z pracy i to on zauważył, że po niebie bardzo szybko leci coś w kształcie trójkąta. Miało na końcach jasne, białe światła, które świeciły tak jasno, jak nawet trudno napisać. Trochę tak, jak wygląda paląca się magnezja lub łuk elektryczny, bardzo bardzo jasno. Obiekt leciał bezszelestnie i bardzo szybko, widzieliśmy go może z dziesięć sekund góra. Na jakiej wysokości to trudno mi powiedzieć, ale myślę, że było to z trzysta metrów. Jego prędkość była nieporównywalna z prędkością samolotu czy nawet rakiety. Leciał znacznie szybciej. Pomyślałem, że przyda się ta relacja w archiwum fn, że takie UFO w takim kształcie też się pojawia. Ciekaw jestem, czy mieliście już do czynienia z relacjami o pojawianiu się takich obiektów w kształcie trójkąta. I jeszcze jedno, czyli jego wielkość. Potem rozmawiałem z kolegą o tym, co widzieliśmy i wspólnie zgodziliśmy się, że UFO musiało być ogromne, co najmniej ten trójkąt miał 100-150 metrów długości. Był to trójkąt równoramienny, w czasie lotu obiekt był nieco pochylony.
Pozdrawiam ekipę, podziwiam za to, co robicie
[dane do wiad. FN]
From: […]
Sent: Monday, March 22, 2021 10:24 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Ufo V
Dzień Dobry .
Pisze do Państwa z pytaniem, czy posiadacie jakaś wiedzę na temat obiektów ufo w kształcie litery V?
Lubię patrzeć w niebo, potrafię odróżnić podstawowe konstelacje, wiem kiedy patrzę na spadający bolid a kiedy na flare iridium, gapię się w nocne niebo przy każdej możliwej sytuacji od kilkunastu lat ,nigdy nie widziałem obiektu lub zdarzenia którego nie można było logicznie wytłumaczyć , aż do wczorajszego dnia
21.03.2021 godzina 22.30 Wschodnia część Łodzi obiekt w kształcie litery V , nie oświetlony, delikatnie odznaczający się na nocnym niebie, bez wydawania dźwięku poruszał się z zachodu na wschód
Obserwacja trwała kilka sekund ale jestem pewien że widziałem coś dziwnego, do tej pory jestem w szoku.
Proszę o odpowiedź
Pozdrawiam
[…]
From: […]
Sent: Thursday, February 25, 2021 6:48 PM
To: Fundacja NAUTILUS
Subject: UFO
Witam. Z tej strony [dane do wiad. FN]
Napisałem kiedyś do was około mniej więcej 3 lata temu w wiadomości prywatnej na facebooku, że widziałem ufo to było we wakacje w lipcu bądz w sierpniu
że bardzo się aż wystraszyłem, oraz podesłałem wam też wiadomości które pisałem w tym czasie z moim znajomych.. Ufo które widziałem miał kształt takiego trójkąta i bardzo nisko i wolno leciał, przed dosłowną chwilą znalazłem artykuł o podobnej obserwacji, przesyłam wam artykuł w którym ktoś zagranicą TAKIE SAME UFO WIDZIAŁ!!!
przesyłam link do tego artykułu: https://www.mufon.com/ufo-news?fbclid=IwAR3UKsZodhLb4Z7jXaEAQ5xvbkMsqic0z33MKIQ_pEXEeSjfE13iJbkn8fs
na dodatek nie psiałem wam o tym bo zablokowaliście możliwość pisania do was na facebooku ale w tamtym roku we wakacje chyba nawet to był wrzesień, to samo doświadczyłem tylko że ich chyba było trzy, słyszeliśmy w domu szum jakby odkurzacz i wiedziałem że to jest to co dwa lata wcześniej widziałem od razu zawołałem swoją rodzinę na dwór i widzieli to samo co ja dwa lata temu! tylko że ten incydent był mniej więcej 18:00/19:00 a dwa lata temu to samo ufo widziałem około 23:00!
nie wiem czy mam racje ale jakby czegoś oni szukali na ziemi, skoro widziałem w 2018 i w 2020roku, teraz ten artykuł że ktoś podobne ufo widział...
Co o tym myślicie? może w końcu zrobicie o tym artykuł?
o tym ufo które widziałem w 2018 i wtedy podesłałem wam na facebooku dosyć długą wiadomość, bo to jest naprawdę ciekawa sprawa
/poniżej pliki przesłane przez czytelnika/
From: […]
Sent: Sunday, May 23, 2021 12:49 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Trójkątne ufo.
Witam. Tak trochę zastanawiam się czy warto o tym pisać ale z drugiej strony czuję nieco taki niedosyt lub coś podobnego gdybym tego nie zrobił tym bardziej że mnie samego również takie rzeczy bardzo interesują. Ogólnie to historia dotyczy nie mnie a mojej siostry ale ona raczej nie zdecydowała by się aby kiedykolwiek o tym napisać. A tak do rzeczy to sprawa miała miejsce kilka lat temu ok roku 2000-2003 a ja dowiedziałem się o tym podczas przypadkowo rozmowy z siostrą dłuższy czas temu. Sprawa dotyczy obserwacji przez nią trójkątnego obiektu- ufo podczas nocnego powrotu rowerem z pracy przez wiejskie mało uczęszczane dróżki (skróty) w bliskich okolicach Torunia. Historia o której zacząłem pisać jest prawdziwa w stu procentach i nie mam najmniejszych wątpliwości w wiarygodność siostry która mi ją kilkukrotnie odpowiedziała. Jest jeszcze dużo szczegółów o których nie napisałem ale nie wiem na ile sprawa będzie interesującą więc na ten moment nie będę dalej się rozpisywał. W razie zainteresowania pozostawiam kontakt do siebie oczywiście proszę o anonimowość. Pozdrawiam Serdecznie [dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Witam, Chciałam się podzielić dziwnym zdarzeniem które mnie spotkało jakiś czas temu. Ma ono swój początek ponad 20 lat temu, ale o tym zdałam sobie sprawę dopiero niedawno. Może zacznę od właściwego wydarzenia. Jakiś rok temu w pewien bardzo zwyczajny poranek ok 5 rano spałam już dość płytko. Pamiętam, że się przebudziłam i sprawdziłam godzinę. Leżałam jakąś chwilę z zamkniętymi oczami, gdy poczułam że coś delikatnie ale bardzo wyraźnie dotyka mojego policzka tak jakby od ucha w stronę nosa ktoś powoli przesuwał palcem. Odruchowo podniosłam lewą ręke żeby się podrapać i ju mojemu zdziwieniu jakieś kilka centymetrów od mojej twarzy natrafiłam na to coś. Jakbym dotknęła bardzo gęstej, wibrującej, intensywnej i bardzo zimnej mgły.
Nie umiem tego lepiej nazwać, ponieważ nigdy w życiu nie doświadczyłam niczego do czego mogłabym to porównać. W momencie kiedy moje palce zatopiły się w tej dziwnej energii cały ten chłód powędrował przez ręke do całego ciała wywołując paraliż jaki znam tylko ze snów, kiedy człowiek jest świadomy ale nie może się poruszyć . Rozpaczliwie próbowałam zebrać się i zwrócić uwagę męża który spał obok, ale mogłam tylko leżeć bezwładna i przerażona. Po chwili, może minucie, zaczęłam odzyskiwać władzę nad ciałem. Kiedy otwarłam oczy bardzo wyraźnie widzialm wysuwający się z pokoju czarny cień. Pora roku była taka, że było już całkiem jasno o tej godzinie.
Dopiero po chwili kiedy mogłam już usiąść obudziłam męża i opowiedzialam mu co się stało. Jestem pewna, że nie był to sen ponieważ chwilę wcześniej już nie spałam. Najdziwniejsze jest to że przez cały dzień towarzyszyl mi chłód i odrętwienie w lewej dłoni promieniujące aż do łokcia tak jakbym ją przemroziła do szpiku kości i nie mogła jej ogrzać .
Byłam tym mocno wystraszona, ponieważ w domu były moje małe dzieci, które spaly w swoim pokoju a jeżeli to mogło dotknąć mnie to mogło też dotknąć ich. Zaczęłam szukać informacji o tym co mogło mnie spotkać . Opowiedziałam mamie, która w takie rzeczy wierzy.
Dała mi numer telefonu do jej znajomej, która jest wróżką i całe życie zajmowała się podobnymi rzeczami.
To w trakcie rozmowy z nią zdałam sobie sprawę z tego co i dlaczego się wtedy stało.
Jakieś 2 tygodnie przed zdarzeniem spotkałam u mojej mamy jej przyjaciółkę , która od kilku lat mieszka za granicą. Kiedyś jednak, za czasów mojego dzieciństwa mieszkałyśmy klatka w klatkę a ja nazywałam ją ciocią. Pamiętam pewną historię która rozegrała się kiedy miałam jakieś 10-12 lat mniej więcej. Historię tę właściwie podsłyszałam w ich rozmowach i krótkich zdawkowych odpowiedziach na moje pytania. Teraz rozumiem że nie chciały mnie straszyć jako dziecka. Ja i tak zapamiętałam ją jako historię o pajacyku.
Dopiero wtedy kiedy się spotkałyśmy usłyszałam ją w całości.
Były lata 90 a mąż cioci od lat pracował za zachodnią granicą i wracał do domu na weekendy. Zawsze jednak przywoził sporo skarbów z tak zwanych wystawek. Ciocia była wielka fanką staroci więc w jej domu można było znaleźć wiele unikatowych przedmiotów. Kiedyś przywiózł jej lalkę - pajacyka. Niewielką, drewnianą malowaną ręcznie figurkę wielkości dłoni. Po kilku dniach cioci przyśnił się sen. Tak straszny, że pamiętam kiedy go opowiadała mamie to płakała.
Śniło jej się że w jej domu jest cień, który krążył po pokojach. Bardzo bała się o dzieci więc go złapała i zaczęła dusić ca potem wyrzuciła za drzwi. Kiedy w końcu go wypchnęła zdała sobie sprawę że to nie cień leży na klatce schodowej a pobite przez nią małe dziecko. Była tym bardzo przerażona.
Od tego czasu w domu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Jej pies warczał i był niespokojny jakby widział coś czego nikt inny nie dostrzega. Kiedy pewnego dnia siedziały z moją mamą w kuchni cioci i zastanawiały się skąd mogło to się wziąść moja mama zapytała, czy ostatnio mąż nie przywiózł jej czegoś nowego,bo czasem się zdarza że przedmioty mają złą energię. Wtedy ciocia popatrzyła na lalkę, która siedziała na jednej z półek i zamarła. Zdała sobie sprawę że pajacyk ma taką samą buzię jak to dziecko ze snu. Niewiele myśląc zabrały lalkę i zapakowały w foliowe worki i okleiły szczelnie taśmą klejącą. Worek zaniosły do kontenera i wrzuciły w odległy kąt.
Chwilę później przyszła ogromną nawałnica i lało aż do wieczora. Ciocia dzwoniła do mamy przerażona prosząc żeby do niej przyszła bo zaklinała się że słyszy jakby pod jej oknem w strugach płakało dziecko i coś drapało w parapet. Mimo że zabawka zniknęła to energia została w domu i dopiero oczyszczanie przez znajomą wróżkę pomogło.
A teraz wróćmy jeszcze do momentu kiedy poprosiłam ciocię , żeby mi opowiedziala historie o pajacyku. Ona pyta wtedy ''- o jakim pajacyku? " więc mówię, że o tym nawiedzonym. A ona na to : " Ale to nie był pajac tylko mały strach na wróble... "
Kiedy potem o tym myślałam przypomniał mi się sen który miałam będąc mniej więcej w czasie kiedy te zdarzenia się rozgrywały. Śniło mi się że w przedpokoju przy drzwiach stał wielki i przerażający strach na wróble. Kiedy uciekłam przed nim do pokoju wszedł za mną i zaczął mnie dusić. Pamiętam jego szorstkie szpony na gardle i jak realistyczny był to sen. Mimo upływu lat sen ten wciąż wywoływał u mnie dreszcze i niepokój. Nagle zdałam sobie sprawę że może była to ta energia która krążyła wtedy w okolicy i szukała miajsca. Fakt że mogłam miec z tym styczność napawił mnie przerażeniem i zadzwoniłam do mamy żeby się z nią podzielić tym spostrzeżeniem. Cała ta sytuacja z poznaniem tej historii i moim odkryciem zdarzyła się na kilka dni przed doświadczeniem z dotykiem.
Kiedy mi się to przypomniało w trakcie rozmowy z wróżka stanowczo zgodziła się z tym, że przez moje intensywne myślenie o tej istocie sama ja do siebie ściągnęłam, tworząc jej portal. Od tego czasu przestałam myśleć o tej sytuacji, choć długo czułam strach przed zaśnięciem. Porzuciłam wszystkie filmy, seriale czy artykuły na temat duchów itp mimo że do tamtej pory bardzo je lubiłam.
Moja historia jest chaotyczna, ale chciałam pokazać jak rzeczy które sobie uzmysłowiłam i myśli które Ukierunkowałam ściągnęły do mnie coś z czym mam nadzieję nigdy już się nie zetknąć.
PS. Pamiętam jeszcze jak oglądałam kiedyś program na faktach w którym przedstawiona była historia pani psychiatry która leczyła pewnego młodego mężczyznę. Słyszał on głosy i opowiadał różne dziwne rzeczy. Po jakimś czasie rzeczy które jej opowiadał zaczęły dziać się w jej domu. Była tym coraz bardziej przerażona i pojechała do jego domu. Początkowo nie chciał z nią rozmawiać, ale wtedy mu opowiedziała czego doświadcza i zapytała dlaczego to przyszlo od niego do niej. Wtedy ten mężczyzna powiedział jej coś w tym stylu : to od zawsze chciało się dostać do ciebie. Od zawsze chodziło mu właśnie o ciebie tylko nie miało wcześniej dostępu.
Nie wiem czy mój tok rozumowania jest dobry a łączenie faktów sensowne. Wiem że brzmi to jak nonsens ale czuję, że właśnie to było powodem mojego doświadczenia.
Pozdrawiam serdecznie
[dane do wiad. FN] /opis historii na pokład okrętu Nautilus trafił 27 kwietnia 2021/
czytaj dalej
Dzień Dobry !!!! Długo zastanawiałam się czy opisać moje przypadki zobaczenia UFO , ale teraz jak jestem od stycznia na emeryturze mam więcej czasu. [...] Odkąd pamiętam interesuje się tym zjawiskiem od dziecka może dlatego że pierwszy raz mając 5 lat {ur. się 24.12.1960 r} bawiłam się przed naszym blokiem z innymi dziećmi w piaskownicy i nagle ktoś z nas zauważył srebrną kule bardzo wysoko nad piaskownicą, ale nie idealnie tylko tak trochę w bok.
Kula była w miejscu nie przemieszczała się , była tam parę godzin potem znikła nikt z nas nie zauważył kiedy . Drugi raz to było u mnie w domu , mieszkam na trzecim piętrze , miałam 16 lat i stałam na balkonie . Był piękny słoneczny dzień patrzyłam w niebo jak zwykle , widzę lecący samolot smuga za nim i nagle na niebie w odległości może 10 cm z mojego punktu widzenia pokazał się spodek srebrny był, mniejszy od samolotu i leciał idealnie za samolotem jego torem . Po czasie znikli mi z oczu . Trzeci raz to 14.06.2020 byłam w domu i zachwyciło mnie niebo .
Piękny błękit z przeplatającym się różem . Pomyślałam muszę zrobić zdjęcie dawno nie widziałam takiego nieba . Zrobiłam zdjęcie na komórce i zapisałam . Niczego nie podejrzewałam . Dopiero po jakimś czasie powiększyłam zdjęcie i zobaczyłam to coś. Myślę że to niebo było nie na darmo takie piękne !!!! Mam prośbę , czy można by było w jakiś sposób to obrobić lub powiększyć żeby zaspokoić moją ciekawość co to było posyłam zdjęcia z komórki . Pozdrawiam [...] serdecznie i proszę o tak ciekawe audycje . Czytałam książkę Misja i zaraz skojarzyłam te kolory nieba z tymi kolorami które są na ich planecie, oczywiście nasze są dużo bledsze !
[dane do wiad. FN]
[KONTAKT] Dzień dobry, postanowiłem założyć konto i podzielić się swoim doświadczeniem z 10 kwietnia 2010 roku.
Miałem bardzo, bardzo realistyczny sen, nigdy wcześniej, ani później mi się to nie zdarzyło. W śnie widziałem samolot z perspektywy jakby trzeciej osoby, mogłem oglądać to co się dzieje na pokładzie, ale sam nie byłem widziany przez innych pasażerów. Ludzie ci byli elegancko ubrani, miałem poczucie, że to ważne osobistości. Panowała wesoła atmosfera, było wiele prowadzonych rozmów na raz. Po chwili znalazłem się obok w powietrzu i zobaczyłem ten samolot z zewnętrznej perspektywy, jak leci wśród mgły. Widziałem po prostu samolot, a wszędzie wokół było białawo, mglisto, widziałem jedynie samolot. Tu już akcja potoczyła się błyskawicznie i mnie przeraziła. Usłyszałem huk i okropne krzyki ludzi, a samolot szybko opadał, ludzie cały czas krzyczeli, cierpieli. W momencie uderzenia o ziemie drugi huk był tak duży, że wyrwał mnie ze snu, miałem wrażenie jakbym usłyszał ten huk wewnątrz własnej czaszki. Serce biło mi jak szalone z przerażenia. Po obudzeniu podniosłem od razu telefon by sprawdzić godzinę i było około 8:45. Nie pamiętam dokładnie, na pewno było około 20-15 minut przed godziną 9:00.
Miałem wtedy 13 lat, a w domu byłem akurat sam z mamą, która była w łazience, więc zrobiłem sobie jedzenie w kuchni i oparłem się o blat rozmyślając o tym śnie (zrobił na mnie wielkie wrażenie), czekając by jej to opowiedzieć, gdy wyjdzie z łazienki. W kuchni mieliśmy radio i około 9:15-20 w radiu zet lub rmf fm (raczej to pierwsze) powiedziano, że coś się stało w Smoleńsku, bo urwał się kontakt z samolotem prezydenckim i czekają na więcej informacji w tej sprawie. Zamurowało mnie. Później już było jasne, że wszyscy pasażerowie samolotu zginęli. Opowiadałem tą historie różnym osobom... historia robiła wrażenie, ale ludzie nie wiedzieli co o tym myśleć lub byli nieprzekonani.
Jakiś czas później, gdy już były nagrania z czarnych skrzynek z zapisem czasowym itd. to połączyłem fakty, że ten sen miałem dokładnie w momencie, gdy się to wydarzyło.
Nie sądzę, żebym miał takie zdolności do śnienia o czymś co się właśnie dzieje na świecie, a jednak mi się to zdarzyło. Nie interesuję się lotnictwem. Nigdy wcześniej czy później nie śniły mi się samoloty. W tamtym okresie nie oglądałem, ani nie czytałem filmów związanych z taką tematyką, więc nie może to być zbieg przypadków.
Próbowałem cofać się myślami do tego snu, by przypomnieć sobie coś więcej, czy to była katastrofa czy jak to niektórzy uważają zamach. Niestety nie mam pojęcia lub nie pamiętam. Wiem tylko, że najpierw był jeden huk i krzyki, a później drugi ogromny huk, który mnie wybudził.
Przysięgam, że napisałem prawdę.
Pozdrawiam
PS: Mam też inną historię o obserwacji statku kosmicznego.
To było w 2013 r. kiedy zbliżałem się do zakończenia 1 klasy liceum ogólnokształcącego w Brodnicy w kujawsko-pomorskiem. Mieszkałem w internacie obok szkoły i w okresie maja/czerwca wspólnie z kolegą z pokoju pobraliśmy program na komputer, który pokazywał, o której godzinie będą przelatywać satelity na niebie. Wieczorami otwieraliśmy okno na oścież i obserwowaliśmy niebo za satelitami. Któregoś wieczora czekając na przelot satelity, która miała być za około 5-10 minut, zobaczyliśmy złoty, intensywnie świecący trójkąt wysoko na niebie.
Kształt miał taki jak trójkąt równoboczny, lecz u środka dolnej podstawy było wklęśniecie do środka, więc tak naprawdę przypominało to trójkąt, ale ścian było 4 ze względu na to wklęśniecie dwóch ścian do środka, tam gdzie powinna być podstawa trójkąta. Trójkąt poruszał się po niebie wbrew wszystkim prawom fizyki, przemieszczał się subtelnie po niebie i się obracał najwyższym wierzchołkiem, gdy zmieniał kierunek lotu. Wreszcie na chwile się zatrzymał po czym wystrzelił z prędkością światła, została po nim na sekundę tylko kreska na niebie, taka jak jest widoczna na ułamek sekundy od spadającego meteoru. obserwowaliśmy go z zapartym tchem przez około minutę i więcej go nie widzieliśmy. Rzecz jasna razem z kolegą opowiadaliśmy tego wieczora o tym, ale zostaliśmy wyśmiani, że widzieliśmy ufoludki, więc więcej, już nie wróciliśmy do tematu. Ja chciałem do tego wrócić, ale kolega traktował to jak temat tabu.
Czy w Waszych zbiorach ktoś udokumentował podobny obiekt? Mój wujek raz opowiedział mi, że jak był na rybach to zobaczyli przelatujące cygaro. Wtedy zabrzmiało to niewiarygodnie, ale sprawdzałem i są relacje o obiektach, w kształcie cygaro. Jestem ciekawy jednak czy ktoś zaobserwował taki czworościan przypominający trójkąt jak opisywałem powyżej.
Przepraszam, że się tak rozpisałem.
Pozdrawiam raz jeszcze.
[dane do wiad. FN]
Obiekt UFO w kształcie metalicznej kuli, który został zauważony nad dzielnicą Los Angeles (San Gabriel Valley, USA) we wrześniu 2017 roku.
Policyjny helikopter okrążył obiekt UFO - chwilę potem kula błyskawicznie odleciała. W Archiwum FN mamy film z tego wydarzenia (poniżej fragment przekształcony do postaci krótkiej animacji).
czytaj dalej
[...] Piszę do Was, gdyż w nocy z niedzieli na poniedziałek miałem bardzo niepokojący sen. Zdarzało mi się już mieć 'prorocze' sny, jeden z nich Wam opisałem, a Wy go umieściliście na stronie razem z innymi mu podobnymi (chodziło o wybuch bomby pod stadionem krótko przed ostatnimi Mistrzostwami Świata w piłkę nożną).
Wracając do mojego ostatniego snu, otóż sytuacja rozgrywała się niby w miasteczku, z którego pochodzę (małe miasto w Wielkopolsce), dlaczego niby? Za chwilę wyjaśnię.
No więc chodziłem ze znajomymi po głównej ulicy naszego miasta, od knajpki do knajpki i zatrzymywaliśmy się w każdej na przekąskę oraz drinka, co mnie jednak zdziwiło jako pierwsze, w rzeczywistości, ta ulica w moim miasteczku w zasadzie 'nie żyje', tzn. znajdują się tam banki, apteki, punkty sieci komórkowych itp., ale nie ma tam żadnych barów, pubów, restauracji itp., więc siłą rzeczypo 18 ruch tam zamiera. We śnie jednak, każda z tych kanjpek była wypełniona ludzmi. Porównałbym tę ulice we śnie, do uliczek w Barcelonie, Dubrowniku czy Paryżu (nie przypadkiem, do czego zaraz dojdę).
W pewnym momencie snu, nagle nastał wieczór, gwar nie ustawał a my szliśmy w dół tej ulicy, w kierunku Rynku miejskiego. Nagle zobaczyliśmy, że przed wejściem na rynek, zgromadziło się mnóstwo ludzi i widać potężną, pomarańczową łunę. Kiedy podeszliśmy bliżej, zobaczyliśmy....wieżę Eiffla, pożeraną od dołu przez ogromne płomienie!
Widok ten był tak wyraźny, że mogę porównać go tylko do patrzenia na Wieżę Eiffla stojąc przed nią w rzeczywistości. Całość snu nie miała takiej 'rozdzielczości', tylko momenty kiedy patrzyłem na tę wieżę.
Po kilku sekundach wpatrywania się, usłyszałem potężny wybuch i kiedy obróciłem się w stronę, z której dochodził, zobaczyłem, że miał on miejsce w jednej z knajpek. W tym momencie wybuchła potężna panika, ludzie zaczęli uciekać we wszystkie strony, zaczęły migać policyjne światła i nastąpił chaos.
Ja wraz z kolegami, ruszyłem w stronę innej ulicy i kiedy już na niej byliśmy, nastąpił kolejny wybuch, tym razem w piekarni.
Tym razem widzieliśmy ofiary, panika wybuchła ze wzmożoną siłą, pojawiło się jeszcze więcej wozów policyjnych...
Zaraz po tym nastąpiła seria wybuchów w różnych punktach miasta, a my, nie wiem skąd, ale w końcu to sen, wiedzieliśmy już, że to seria islamskich ataków terrorystycznych.
Cofnęliśmy się grupą w stronę ulicy gdzie nastąpił pierwszy wybuch i będąc już na niej, znów spojrzeliśmy na płonącą Wieżę Eiffla i w tym momencie, w 3/4 jej wysokości, nastąpił wybuch i wieża złamała się, upadając w prawą stronę.
W tym momencie poczułem we śnie potężny niepokój i wybudziłem się. Niepokój towarzyszył mi przez jeszcze ok. 2 minuty, po czym znów zasnąłem.
Chciałbym dodać, że ani w niedzielę, ani nawet dni czy tygodnie wcześniej, nie oglądałem, nie czytałem czy nawet nie myślałem ani o terrorystach ani o Paryżu. Piszę to, bo często sny powstają na bazie czegoś co wywarło na nas podświadomy wpływ (albo i świadomy) w ostatnim czasie.
Największą zagadką dla mnie jest ta wyrazistość/ jakość/rozdzielczość widoku na Wieżę Eiffla. Cała reszta snu odbywała się w 'normalnej jakości', ale ten widok pokazany był mi niewyobrażalnie wyraźnie.
Mam szczerą nadzieję, że nie było to nic innego niż majaki mojego mózgu i że do scen w nim zawartych nigdy nie dojdzie.
Pozdrawiam załogę,
[...] (dane do wiadomości redakcji) e-mail z opisem snu dostaliśmy 14 maja 2021
Poniżej przepowiednia z naszego Projektu Messing największego niemieckiego jasnowidza Aloisa Irlmayera.
czytaj dalej
[KONTAKT] Witam Ponownie Szanowną Redakcje Nautilus. Chciałem opisać moją obserwacje UFO z 1995 roku z sierpnia, pasuje to artykułu "OBSERWACJA DZIWNEJ ISTOTY I POJAZDU UFO". Dlaczego? - otóż czas podobny i miejsce, (woj.wielkopolskie) wieś Małgów na południe od Jarocina, blisko miasteczka Pogorzela. Obserwacja miała miejsce około godziny 24tej... Szedłem z Ojcem wiejską drogą, kiedy to na niebie ujrzeliśmy obiekt, który "krążył wokół gwiazdy" wyglądał podobnie jak ona... Idziemy dalej, a obiekt jakby nas zauważył? Podążał dość szybko w naszym kierunku i obniżał lot.
Doszliśmy z Ojcem do dwóch, dwu piętrowych bloków. Ojciec poszedł do domu cioci, a Ja zatrzymałem się pomiędzy blokami,obiekt się gwałtownie zatrzymał nad blokami, tak , że widziałem jego okrągły spód, i odziwo kolor biały,ale skąd on odbijał światło, może sam emanował jakoś delikatną białawą poświatą? Patrzyłem na niego przez pare chwil, po czym poczułem najpierw ciekawość po chwili lęk. Obiekt nagle niczym meteor odleciał, z miejsca nie nabierając prędkości!!! Znalazłem listy, które pisałem na brudno w 1997 roku do Pana Bronisława Rzepeckiego. Odświeżyłem w miare dokładne pamięć. Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Kolejny sen z kolekcji snów proroczych co do mojego życia. Kiedyś miałam narzeczonego, ale nie dane nam było razem iść przez życie, bo on był ze wsi, ja z miasta i zerwaliśmy. Przed zerwaniem, zanim zaczęło się psuć w naszym związku, miałam sny, że nie potrafimy się dogadać, że zrywamy itp. Pamiętam pewien sen: byłam w kościele i był przy nawie bocznej ustawiony stolik, trwały zapisy na bal. Wpisane było moje nazwisko, drugie niezrozumiałe, nieczytelne, ale wiedziałam, że to nie jest mój ówczesny narzeczony. Potem znalazłam się w miejscu, auli, gdzie dokonywałam urzędowych spraw.
Na koniec przyśniło mi się miejsce: wielki rynek, kamieniczki ze schodami między nimi, tak że z jednej strony można było przejść w inną uliczkę, bez schodzenia na rynek. Nie miałam pojęcia, że takie miejsce istnieje naprawdę. Zerwaliśmy zaręczyny, cierpiałam tylko 2 tygodnie, chodziłam na randki i kiedy już straciłam nadzieję, odezwał się na funskunie mój mąż. Jakież było moje zdziwienie, że kiedy załatwialiśmy formalności ze ślubem, wszystko było co do joty jak we śnie. Po ślubie pojechaliśmy na wycieczkę do Chorwacji i kiedy stanęliśmy w Dubrowniku na rynku starym, to mnie zatkało z wrażenia. Kamieniczki, między nimi wąskie uliczki ze schodami, przewodnik coś objaśniał, a ja wiedziałam, że sen się spełnił.
[dane do wiad. FN]
[...] Dzień dobry! Zacznę od tego, że miałam dobry sen. W tym śnie dostałam przekaz od osoby, że warto być dobrym człowiekiem, bo za to czeka nas nagroda po śmierci. Zanim doszło do tej sceny we śnie, przeżyłam lęk o syna, bo oczywiście we śnie wszystko rządzi się swoimi prawami.
Byłam na kawie u miłych ludzi, w tle była Matka Boska, w normalnych ciuchach i mały Jezus, który chciał bym z Nim wszędzie szła, nawet do toalety. Później było tak, że syn mój bawił się z jakimiś dziećmi poza domem i zrobiło się źle. Nagle zaczęły nadbiegać złe, dzikie zwierzęta domowe, wściekłe i groźne, zostałam rozdzielona z synem. Przeżyłam lęk o niego. Potem szłam gdzieś sama, bez męża i syna. Później była scena w jakimś pięknie umeblowanym mieszkaniu i ta "rozmowa" o byciu dobrym człowiekiem. Wtedy się odwróciłam i zobaczyłam młodego chłopaka medyka, a na jego piersi plakietkę z imieniem mojego syna i nazwą "lekarz" obok imienia. I zaraz potem druga postać powiedziała mi o byciu dobrym. Obudziłam się z ulgą, że syn jest z nami zdrowy i cały, że nikt go nie rozdzielił od nas. Na razie ma zainteresowania ściśle komputerowe, więc do medycyny daleko.
Chodzi mi o przekazanie mentalnej wiadomości, że warto czynić dobro, mieć dobre serce i ogólnie być dobrym człowiekiem.
[dane do wiad. FN]
[...] Chciałam wam opisać historię sprzed 11 lat, kiedy byłam w ciąży. Miałam wtedy niezwykły sen. W tym śnie było ciemno w pokoju i nagle zadzwonił telefon - wtedy jeszcze stacjonarny. Telefon jarzył się poświatą, odebrałam pytając się halo? Chwile później ujrzałam dwunastoletniego chłopca, który do mnie powiedział: cześć mamo! Wystraszyłam się na maksa. Teraz syn ma 11 lat i wygląda ja z tamtego snu, nawet głos ma podobny. [...]
[...] Życie jest podróżą.
Od wczesnych lat szkolnych miałam przeświadczenie , że nigdzie nie pasuję , że to nie powinno być moje życie, a nawet że chyba żyję za karę. Moje dzieciństwo nie było łatwe, zawsze ciągnęło mnie do książek , lubiłam się uczyć i miałam różne pasje, ale w domu rodzinnym nie było to istotne, potrzeby dzieci były spychane na dalszy plan bo przecież ,, dzieci i ryby głosu nie mają ” , praca w gospodarstwie i chodzenie do kościoła – to miało kształtować charakter i zapewnić szacunek dla rodziców. Nie pamiętam dokładnie kiedy po raz pierwszy doświadczyłam porażenia sennego, mogłam mieć wtedy kilka lat.
Pamiętam jak obudziłam się w nocy przerażona nie mogąc się poruszyć , chciałam krzyczeć ale nie mogłam wydobyć głosu. Czułam jakby coś siedziało mi na nogach. Oczywiście nie miałam wtedy pojęcia co się ze mną dzieje – dopiero lata później kiedy Internet stał się powszechny zrozumiałam co to było. Epizody tego typu pojawiały się u mnie bardzo często , czasem po kilka razy w nocy. W domu rodzinnym często straszono mnie i rodzeństwo diabłami i zmorami , które przyjdą po nas jak będziemy niedobrzy i nieposłuszni. Bałam się zasypiać , byłam przerażona i byłam z tym sama . Idąc spać zawsze naciągałam kołdrę po samą szyję żeby zmora do mnie nie przyszła.
Może komuś to wydać się śmieszne ale noce były dla mnie koszmarem. W dodatku pewnej nocy na strychu było słychać jakieś kroki, słyszeli je wszyscy domownicy i nie dało się tego racjonalnie wytłumaczyć. Prawie w tym samym czasie zaczęłam się buntować nie chcąc chodzić do kościoła i nie chodziło o msze niedzielne gdzie nie było dyskusji tylko o mszę w tygodniu. Nie dość że na naukę było mało czasu ponieważ na pierwszym miejscu były prace w polu to jeszcze przymusowo uczestnictwo we mszy w pierwszy piątek miesiąca. Chodziłam wtedy do LO. Zbuntowałam się i usłyszałam od mamy że jestem diabła warta , że jestem nic nie warta. Tak , jakby chodzenie do kościoła decydowało o wartości człowieka, a nie wszystko inne. Moje życie było koszmarem, marzyłam o tym żeby zasnąć i się nie obudzić, a nawet sen nie był dla mnie łaskawy. To było jak klątwa rzucona na mnie w imię kościoła.
W nocy jak już wydawało mi się że zasypiam pojawiał się ten wibrujący dźwięk zwiastujący następny koszmar. Walczyłam z tym i siłą woli starałam się poruszyć np. głową jak już wiedziałam że to pomaga się wybudzić. Najgorsza była zachowana świadomość i przerażenie, powtarzalność tego zjawiska. Pewnego razu podczas „ snu” zorientowałam się , że moja głowa znajduje się na wysokości górnej części drzwi , unosiłam się nad łóżkiem zachowując świadomość, ogarnęło mnie przerażenie. Problemy ze snem , niska samoocena oraz brak jakiegokolwiek wsparcia spowodowały że zaczęłam bać się ludzi, czułam się gorsza i nie wierzyłam że spotka mnie w życiu coś dobrego. Choć byłam lubiana w szkole to wolałam jak nikt nie zwraca na mnie uwagi. Zaczęłam wtedy słuchać audycji Pana Roberta Bernatowicza w Radiu Zet, zafascynowało mnie wszystko to co nie wyjaśnione – pamiętam audycję o piramidach egipskich. Przeczytałam wtedy wszystkie dostępne w bibliotece książki Ericha von Danikena , interesowały mnie książki popularnonaukowe. Pamiętam też że czytałam „ Kosmologię” Hellera i fascynowałam się ornitologią. To była moja odskocznia . Lubiłam też majsterkować i szyć ,pisałam wiersze.
Potem matura i studia, ciągłe zastanawianie się nad własną wartością, związki, które nie miały prawa przetrwać. W momentach spokoju i wydawałoby się szczęścia śniło mi się że latam , a może faktycznie opuszczałam ciało mimowolnie, leciałam niewysoko i nie za daleko ale wtedy czułam że mogę sterować swoim lotem, swoim życiem. Pamiętam bardzo dobrze taki epizod , wtedy moje dzieci miały już po kilka lat a ja uczęszczałam na grupę wsparcia dla ofiar przemocy w rodzinie i marzyłam o tym żeby definitywnie zmienić swoje życie i otoczenie, uwolnić się od przeszłości i traum. Mieszkałam wtedy w drewnianym domku po babci , obok rodziców, pewnej nocy jak zwykle to miało miejsce zaczęło się od wibrującego dźwięku, z czym zresztą zdążyłam się oswoić, ale tym razem wiedziałam że to będzie podróż.
Przeniknęłam przez ścianę tuż nad śpiącymi dziećmi i znalazłam się na podwórku , pamiętam że aby wznieść się wyżej i nabrać rozpędu potrzebna była siła woli. To było wszechogarniające poczucie wolności i błogości. Skierowałam się na drogę prowadzącą do głównej drogi asfaltowej biegnącej przez wieś. Minęłam piwnicę w ogrodzie i drzewa owocowe w sadzie. Dotarłam do głównej drogi i w jednym momencie znalazłam się z powrotem w łóżku. Wiedziałam wtedy że muszę wreszcie coś zmienić w swoim życiu, sama będąc matką wiedziałam że muszę uchronić swoje dzieci przed agitacją kościelną, chciałam żeby moje dzieci były szczęśliwe.
Zmieniłam otoczenie i próbowałam ułożyć sobie życie daleko od domu rodzinnego, to jednak nie uchroniło mnie od niepowodzeń. Teraz wiem że dopiero wyjaśnienie sobie dręczących spraw, które nosimy w sobie, pozwala na otwarcie się na nową drogę .To było latem tego roku, będąc w odwiedzinach w domu rodzinnym ponownie moja mama zaczęła namawiać mnie na chodzenie do kościoła, próbowała mi w mówić że bardzo źle postępuję nie uczestnicząc we mszach . Oczywiście moje argumenty że nie jestem przez to gorszą osobą i że modlić się można np. pracując w ogrodzie, nie dotarły do Niej , wypaliłam : ” czy znów usłyszę, że jestem diabła warta ? ”Moja mama była w szoku , nie spodziewała się że ja to pamiętam, tłumaczyła się że to było w nerwach i takie tam. Powiedziałam jej że te słowa zapamiętałam na całe życie . To one zawsze przypominały mi się w wyjątkowo trudnych chwilach , były jak klątwa. Nie wspomniałam o latach bezsenności i lękach , o tym jak często myślałam kim byłabym teraz gdyby moje skrzydła mogły się rozwinąć.
Ale co najważniejsze to był przełom- może za późno ,a może to właśnie tak miało być . Żyję w zgodzie ze sobą i przede wszystkim spełniam się jako matka i moje dzieci – jedno już dorosłe a drugie prawie, mają we mnie wsparcie jakiego sama nie doświadczyłam. Nie mogę tylko zrozumieć jak można w imię kościoła czy jakiejkolwiek religii tak się zatracić aby nie zauważać że się krzywdzi własne dzieci. Takiej religii mówię nie. Wieżę w siłę wyższą i w reinkarnację, nawet jeśli moje życie jest podróżą za karę, to jestem gotowa ją przebyć . Staram się rozwijać duchowo i dokształcam się. Nie dążę do posiadania zbędnych przedmiotów , czasem wolę towarzystwo zwierząt niż ludzi . Oczywiście moje przekonania i zainteresowania nie są mile widziane na forum rodzinnym , dlatego też zawsze gdy wybieramy się w rodzinne strony proszę dzieci , które zresztą mają taką samą wizję świata jak ja, żeby nie poruszały drażliwych tematów, ponieważ wszystko co odbiega od nauk kościoła jest odbierane jako dzieło szatana. Kocham życie mimo wszystko. Niedawno znów śniłam że latam, wyżej i dalej niż kiedykolwiek , pomimo trudnych czasów jakie obecnie nastały przepełnia mnie nadzieja że jeszcze będzie normalnie.
Moje motto życiowe :
Człowiek okrętem po falach życia przemierza morza i oceany,
Czasem podmuchem wiatru jest gnany,
czasem przeraża go bezkresna cisza.
Bo życie zmienne jest niezmiernie,
nieznane jak Diabelskie Morze,
czasem przeraża nas śmiertelnie,
czasem przyjmuje nas w pokorze.
Więc z białym żaglem ponad głową płyń poprzez uczuć oceany,
Nawet gdy maszt twój przez sztorm złamany – pamiętaj – bądź zawsze SOBĄ.
[dane do wiad. FN]
Pozdrawiam serdecznie zaloge Fundacji Nautiliusa a takze wszystkich zalogantow i czytelnikow.
Chcialbym Podzielic sie z Wami doswiadczeniem ktore dalo mi duzo do myslenia.
Bylo to kika tygodni temu.
Codziennie staram sie przesylac energie milosci dla tych ktorzy sa w potrzebie.
Pod koniec medytacji ukazal mi sie Aniol.
Stanal w niewielkiej odleglosci ode mnie i byl ustawiony bokiem.
Z wygladu przypominal troche Rzymskiego lub Greckiego wojownika.
Jego skrzydla byly zlozone.
W prawej rece trzymal cos co przypominalo troche wlucznie. Cala jego postac promieniowala zloto-sloneczna energia.
Stal tak jakby na warcie .
To wygladalo jakby pilnowal energii ktore przyjmuje moja dusza.
Zapytalem kim jest. Odpowiedzial Aniolem Strozem.
W miejscu mojej klatki piersiowej powstala pusta przestrzen ktora promieniowala delikatna purpurowo-fioletowa energia. Czulem ogromna moc od tej Postaci i bylo to w formie energii-wibracji .
Nikomu nie zyczylbym stanac na Jego drodze.
Wygladal On jakby ze starozytnego swiata lub innego wymiaru .
Kilka lat wstecz widzialem kilku Aniolow w kosciele podczas chrztu dzieci ale Oni wygladali jak normalne osoby.
Jednak bylo cos podobnego.
W czasie ich pojawienia caly kosciol wypelnil sie pieknym i bardzo delikatnym purpurowo-fioletowym Swiatlem.
Szukalem podobizny Aniola z mojej wizji na internecie ale bez skutku.
Pozdrawiam raz jeszcze serdecznie i dziekuje ze jestescie.
Rysiek
Ps. W najblizszym czasie postaram sie opisac wiecej doswiadczen.
From: [...]
Sent: Saturday, May 8, 2021 2:00 PM
To: NAUTILUS HD
Subject: Dobro powraca !
Witam znalazłem niesamowitą opowieść byłego więźnia obozu
KL -Sachsenhausen Pana Stafana Króla , który opowiada o przypadku gdy opatrywał SS-mana , a następnie o jego wypowiedzi na Gestapo , która to ostatecznie uratowała życie 40 więźniów.
Samo wydarzenie to nieostrożność SS-mana !
Opowieść zaczyna sie od około 23 minuty !
https://www.youtube.com/watch?v=y3bmsbE-d8A
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Witam FN! Bardzo lubię Wasz serwis, a najbardziej dział XXI PIĘTRO. Postanowiłem także ja opowiedzieć, a raczej opisać dziwne zdarzenie w moim życiu, które miało miejsce 7 lat temu. Gdybym tego sam nie przeżył to pewnie bym nigdy nie wpadł na to, że to może być prawda. Tego dnia usłyszałem pierwszy raz w życiu głos w głowie, który wymienił moje imię i powiedział coś bardzo konkretnego. Tu może zaznaczę, że wiem, że jest choroba zwana schizofrenią, kiedy ludzie zaczynają słyszeć głosy, które z nimi prowadzą konwersację, często dają im jakieś rady i tym podobne. Ale ja uważam, że natura tej choroby nigdy nie została do końca poznana i nie można wykluczyć, że w niektórych przypadkach te głosy mogą być efektem tego, że ktoś przeżywa silny syndrom opętania przez jakiś byt demoniczny. Ale może opowiem o mojej historii.
W 2014 pracowałem w firmie, która zajmowała się transportem, miała samochody i przewoziła różne rzeczy. Ja byłem kierowcą i tego dnia dostałem trochę dziwne zlecenie zawiezienia metalowych części do naprawy ogrodzenia na jednym z cmentarzy. To była miejscowość obok Kielc, a cmentarz dosłownie był w centrum miasta, co mnie nawet trochę zdziwiło. Było już ciemno, kiedy przyjechałem w to miejsce i od razu ekipa zaczęła rozładowywać wszystkie części, aby następnego dnia zacząć pracę przy ogrodzeniu. Ja postanowiłem zapalić papierosa i przejść się. Z braku lepszego pomysłu wszedłem na teren tego cmentarza. Byłem może 25-30 metrów od samochodu, więc bardzo blisko. Nagle usłyszałem w głowie super wyraźny głos męski, zdecydowany i nawet stanowczy:
- Mareczku, co ty tutaj robisz?
Dodam, że mam na imię Marek. Błyskawicznie rozejrzałem się wokół, ale nikogo nie było. Nie było ciemno, bo światła lamp od ulicy dawały wystarczająco dużo światła. Dosłownie stanęły mi włosy dęba na głowie. Rzuciłem się do ucieczki i uspokoiłem dopiero wtedy, kiedy stanąłem po drugiej stronie ulicy na chodniku. Wiem, że to było coś w rodzaju telepatii, a może nawet po prostu telepatia. Tam na tym cmentarzu było coś, co do mnie przemówiło i nikt mnie nie przekona, że uległem złudzeniu. Ta historia upewniła mnie, że jest życie po śmierci, a duchy nie są bajkami dla dzieci, ale rzeczywistymi bytami, które mogą przemówić do człowieka.
Mam nadzieję, że ta historia Wam się przyda do archiwum.
Pozdrawiam załogę i Kapitana okrętu!
[dane do wiad. FN]
From: [.]
Sent: Thursday, May 6, 2021 8:39 PM
To: FN
Subject: Moja historia ze słyszanym w głowie głosem
Dzień dobry .
[...] z tej strony
Chciałbym opowiedzieć Państwu moją historię która mi się przydarzyła .
O głosie który słyszałem w swojej głowie.
Opisuje to w wielkim skrócie ponieważ jest to bardzo dużo pisania:
Moja Historia:
Cała historia zaczęła sie w dniu 3 lipca 1998 Roku miałem wtedy 25 lat.
Brałem udział w Ogólnopolskim Festiwalu Polskiej Piosenki lat 60-70 organizowanym przez Świdnicki Ośrodek Kultury.
Był to pierwszy dzień Festiwalu i jako Gwiazda tego Festiwalu występował Zespół Chrząszcze. Grali muzykę lat 60 -70
Więc siedziałem sobie przy stoliku i przysłuchiwałem się muzyce którą grali ,obok mojego stolika przeszła Dziewczyna 19 letnia wtedy ,Pomysłodawczyni Festiwalu pod nazwą (.....).Zaznaczam ,że nie byłem pijany bo w ogóle nie piję alkoholu naćpany tym bardziej ponieważ nie używam żadnych tego typu środków. Nagle w mojej głowie usłyszałem głos. Nie wiem czyj to był głos ale powiedział do mnie tak.
"TO JEST TA DZIEWCZYNA KTÓREJ SZUKA TWOJE SERCE,
BĘDZIECIE SIĘ DOBRZE ZNALI,
ALE MUSISZ NA NIĄ UWAŻAĆ BO BĘDZIE CHCIAŁA CIĘ OSZUKAĆ"
Chciałbym dodać ,że wtedy nie znałem jej jeszcze w ogóle nawet nie wiedziałem jak ma na imię.
Dalej ten głos mówił:
"BĘDZIECIE GDZIEŚ RAZEM"
Więc w myślach zadałem pytanie? :
Gdzie będziemy razem?
Głos odpowiedział:
"ZAJDZIECIE RAZEM NA SZCZYTY"
26 Lipca byliśmy już w Szczytnie byłe województwo Olsztyńskie na Dniach i Nocach Szczytna.
Dalej ten głos mówił będziecie jeszcze gdzieś razem :
Więc znowu w myślach zadałem pytanie temu głosowi :
Gdzie będziemy jeszcze razem?
Głos odpowiedział pytaniem :
"A GDZIE BYŁA PIERWSZA STOLICA POLSKI???"
No wiadomo że w Gnieżnie.
I w tym momencie zobaczyłem w myślach obrazy ze szkolnej książki Orle gniazda i rycerzy LECH CZECH I RUS.
i już na zakończenie lata byliśmy na koncercie organizowanym przez TVP2 w Gnieznie.
Dalej ten głos mówił :
BĘDZIECIE RAZEM ,ALE POKŁUCICIE SIĘ,NIE BĘDZIECIE ZE SOBĄ ROZMAWIAĆ.BĘDZIESZ BARDZO CIERPIAŁ ,NIGDY NIE ZAZNAŁEŚ TAKIEGO BÓLU.
Więc zadałem pytanie w myślach dlaczego muszę tak bardzo cierpieć i jak długo nie będziemy ze sobą rozmawiać?
Więc głos odpowiedział:
"ABYŚCIE SIĘ SZANOWALI ,NIGDY NIE ZDRADZALI ABYŚCIE ZROZUMIELI ,ŻE NIGDNY NIE BĘDZIECIE SZCZĘSLIWI BEZ SIEBIE".
Nie pamiętam jak długo mieliśmy nie rozmawiać ze sobą ponieważ nie do końca w to wszystko wierzyłem ,ale wiem że miało być to bardzo długo i zacząłem się wtedy jakby kłócić z tym głosem. Więc ten głos powiedział wtedy ,że:
"MINIMUM 10 LAT NIE BĘDZIEMY ZE SOBĄ ROZMAWIAĆ, ALE ONA WRÓCI I BĘDZIECIE SZCZĘŚLIWI"
Widziałem wtedy jakby cała historie swojego życia aż do jej powrotu i założenia z nią rodziny widziałem dwójkę naszych małych dzieci jak wszyscy jesteśmy w Kościele Św. Wojciecha w Gnieżnie w tym samym w którym byliśmy podczas wycieczki do Gniezna.
Dodam jeszcze ,że ten głos mówił ,że będę grał w innym składzie z innym Gitarzystą, a wtedy grałem z innym kolegą w duecie graliśmy razem 16 lat a obecnie od 10 lat gram w innym składzie .
Dodam jeszcze ,że przez przypadek trafiłem na opowieść tej dziewczyny na youtube że też cierpiała przez 10 lat była nawet u Egzorcysty. Nie chce podawać jej imienia ani nazwiska bo jest to osobą bardziej publiczna a pewnie też by sobie tego nie życzyła. Dodam też że do dzisiejszego dnia ten głos nie daje mi spokoju ja do dziś pamiętam wszystko słowo w słowo co ten głos do mnie mówi widzę obrazy które wtedy widziałem jak ten głos mówił o moim życiu . Nie wiem dlaczego ? Co to był ? Kto do mnie mówił ?
Przez to wszystko nie ułożyłem sobie życia do dziś jestem sam .Po zakończeniu znajomości z tą dziewczyną nie mogłem się pozbierać przez ponad 10 lat.
Ta cała historia jest bardzo długa nie dałoby się tego opisać w kilku zdaniach.
Pozdrawiam serdecznie.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Hejka, Niedawno natrafiłam na Waszą fundację z czego bardzo się cieszę. Piszę do Was bo doświadczyłam czegoś niesamowitego pół roku temu.
Otóż podczas medytacji ujrzałam siebie w stroju kobiety ze średniowiecza. Widzę siebie od tyłu, nie widzę twarzy ale czuję, że to ja. Czuję odwagę, siłę i emocje takiej chwały i dumy. Trzymam za rękę dziecko, chłopca, którego twarzy też nie widzę ale mam poczucie jakbym uratowała to dziecko i siebie. Oboje stoimy na polu ....bitwy bo wszędzie jest czarna ziemia i płoną gdzieniegdzie ogniska. Jest noc.
To była moja wizja podczas medytacji.
Po kilku dniach od tej wizji musiałam udać się do osteoopatki, która zajmuje się też energioterapią i z powodu drętwienia mojej prawej ręki postanowiłyśmy zrobić sesję w której ona przechodząc dłońmi po moim ciele łączy się z moją energią i sprawdza co widzi.
Oprócz tego, że widziała mnie w łonie mojej mamy i doświadczyła lęku od dziecka (co by się zgadzało, bo moja mam była zestresowana w pierwszym trymestrze ciąży) to zobaczyła kobietę z dzieckiem i opisuje mi dosłownie scenę, którą opisałam wyżej.
Mówię jej czy widziała twarze kobiety i dziecka. Potwierdziła, że widziała twarz dziecka i miała poczucie że kobieta to ja. I teraz najlepsze...... Mówię jej że mam obecnie 3 synów i ona prosi żebym pokazała jej ich zdjęcia. A ona z całym przekonaniem potwierdza że twarz, którą widziała to mój najmłodszy syn Piotruś l. 6 (taki wiek przypisałabym również dziecku z mojej wizji) Pierwszy szok ale kolejny przychodzi gdy składam puzzle swojego życia.
Gdy byłam w nieplanowanej ciąży z 3 synem ( z Piotrusiem) moja druga relacja w której byłam, była bardzo toksyczna, zła, przemocowa. W pierwszych tygodniach po tym gdy dowiedziałam się o ciąży - moje myśli krążyły wokół usunięcia ciąży ale co ciekawe ciało "mówiło" co innego. Ignorowałam to bo logiczne wydało mi się nie mieć nic wspólnego z tatą dziecka. Już właściwie organizowałam konieczne kroki ........ i zatrzymało mnie. Nie mogłam. Coś mi mówiło - nie rób tego, będzie dobrze, poradzisz sobie a to dziecko musi żyć, bo to nie jest przypadek.
No więc urodziłam Piotrusia. Później potrzebowałam 3 lat żeby odejść od partnera i zrobiłam to gdy zostałam uderzona przez niego w twarz trzymając Piotrusia na ręku.
Po tym incydencie z wizją skojarzyłam to poczucie "uratowania dziecka i siebie" z tą sytuacją w moim obecnym życiu.....
Jak byście to wyjaśnili? Czy moja dusza potrzebowała doświadczyć tych emocji jeszcze raz? Albo ta wizja była wiadomością aby uratować to dziecko teraz? ciekawe prawda? Ja bardzo wiele czuję i działam zgodnie z intuicją. Dopiero od 3 lat rozumiem, że to dusza woła ;-) Do tej pory nazywałam to "bezmyślnością" czyli "najpierw działam a później myślę" ;-) ale gdy patrzę wstecz to wszystkie moje decyzje w życiu podjęte zgodnie z głosem duszy - były IDEALNIE właściwe. To oczywiście możemy dostrzec dopiero gdy patrzymy wstecz.
Jest tak wiele pozytywów w moim obecnym życiu odkąd pojawił się Piotruś. Jakby przypadkowe dziecko a jednak nie ;-)
Chciałam się z Wami tym podzielić, bo ta historia jest taka żywa we mnie i czuję całą sobą, że to wszystko zatoczyło jakieś koło i zaczynam dostrzegać sens swojego istnienia i moich dzieci. Zresztą wierze, że nasze dusze podpisały kontrakt. Uczymy się o sobie tak wiele poprzez kontakt z innymi duszami/ludzmi tylko trzeba być tego świadomym. Jesteśmy na tym świecie po to aby doświadczać to co nas spotyka aby móc wejść na wyższe poziomy wibracyjne i tym samym pewnie inkarnować na wyższe poziomy.
Mam na koniec taki cytat Ramana Mahariszi - indyjski mistrz duchowny:
"Najwyższy kieruje przeznaczeniem dusz zależnie od karmy każdej z nich, a co nie jest przeznaczone, nie wydarzy się, choćbyśmy się o to najusilniej starali. To co jest przeznaczone, stanie się, choćbyśmy starali się by tego uniknąć. To jest niezawodne i pewne. Najlepiej pozostać w milczeniu"
Można w tym zdaniu się przerazić lub .....odpocząć, zrelaksować i żyć normalnie, fajnie ;-) Ja odpoczywam. Czego wszystkim nam życzę z całego serca.
--
Pozdrawiam serdecznie,
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[..] Dzień dobry, wiem że państwo się zajmują takimi sprawami dlatego piszę ponownie. Już dawno temu pisałam, dzieliłam się przemyśleniami i swoimi snami. Ostatnio doświadczyłam chyba czegoś gorszego. Z tego co pamiętam, również mieliście podobne listy ale nie mogę ich znaleźć. Zacznę od początku.
Wprowadziłam się z chłopakiem do świeżo wyremontowanego mieszkania, mamy pokój na parterze. Od głównych drzwi wejściowych idzie korytarz bardzo krótki i po jednej stronie są 2 pokoje, jeden wolny drugi zajęty, są schody na kolejne piętro gdzie są kolejne pokoje itd ale to nas nie interesuje. są też drzwi które prowadzą do korytarzyka gdzie jest nasz pokój i obok jest salon z kuchnią i ogród.
Gdy wychodzi się z naszego pokoju idzie się prosto do kuchni, tuż obok jest zlew. W środku nocy słyszeliśmy kroki właśnie od naszych drzwi w kierunku zlewu - myślę że ja nawet częściej bo prosiłam chłopaka nie raz żeby poszedł sprawdzić a on otwierał drzwi mówi że nic nie słyszy ale sprawdzi. Ja słyszałam wyraźnie że ktoś chodzi o wraca i jakby rozpływa się mimo że powinien przejść jeszcze kawałek w kierunku drzwi na korytarz i albo iść do pokoju na parterze albo na piętrze. Może nie chciał mnie straszyć, nie wiem ale wiem że czasem sam z siebie też słyszał i sprawdzał. Oprócz tego w zlewie słychać było zlewana wodę. Gdy otwierałam drzwi automatycznie cisza. Podeszłam do zlewu, zlew jest suchy. Konsternacja.
Po którymś razie zaczęłam się zastanawiać co jest grane. W żartach powiedziałam do chłopaka, że chyba duchy, a tak naprawdę pomyślałam o tym, że prędzej mam schizofrenie, że wpadam w obłęd niż to się dzieje naprawdę. Potem, stopniowo doszły inne rzeczy. Siedziałam z papierosem przy oknie (mamy takie duże wyjściowe na ogród i pod tym stopień jeszcze więc nogi mi zwisaly) zamyślona patrzyłam w bok gdy nagle poczułam coś przede mną, czy to małego szczura nie wiem ale dotknęło nogi a ja w tym momencie automatycznie spojrzałam w dół i przed siebie i... Szok. Stoi facet ubrany na czarno, ręce spuszczone rozluźniona postawa, cały zarys było widać ale mimo światła nie zobaczyłam twarzy, cała czarna postać i tylko wlepione oczy we mnie. Z wrażenie wbiegłam do domu potknęłam się o kable i zamknęłam drzwi, zasłoniłam zasłony i w strachu siedzę, nie wiem co robić.
W końcu idę do kuchni gdzie też jest okno i widzę że nadal stoi. Spokojnie, nie agresywnie, normalnie stoi i patrzy na mnie, nic nie mówi. Po około 20 minutach usłyszałam skrzypnięcie drzwiczek. Najlepsze jest to że ciężko jest się do nas dostać wokół, za ogródkami jest puste pole, cegły gruz, i do ogrodu można wejść tylko Przez cudzy dom, nie wiemy jak on się dostał. Nie widziałam żeby się ruszał ciągle stał jak przedmiot i nagle zniknął. Mój chłopak wrócił, wystraszył się ze ktoś chce nas okrasc i napasc i zainstalowaliśmy kamery ale to na nic. Ostatnio stał sam na fajce w ogródku i patrzył na kuchnie, światło było zapalone. Ono automatycznie nie gasnie, nikogo nie było i nagle zgasło. Aż odskoczył, mówi jak to możliwe. Mało tego w końcu gdy ja zasnęłam a on nie, mówi że słyszał te kroki i wodę... I pukanie w szybę naszych drzwi od strony ogrodu. Obudziłam się gdy płakał. Była cisza, ja mam lepszy słuch i zawsze nawet mimo tv słyszałam a teraz on w końcu usłyszał to.
Tak samo usłyszeliśmy w tym samym momencie huk w kuchni i przesuwanie kartonów pod naszym łóżkiem , taki dźwięk ale fizycznie nic nie było widać. Widać było jedna rzecz w sumie 3 razy. Nigdy nie wychodzi nam ciasto. Raz poszliśmy na sekundę do pokoju, słyszeliśmy kroki wyszliśmy nikogo nie było a grzałka była przekręcona na 250 stopni (!!) i ciasto zaczęło się palić momentalnie! Innym razem byliśmy sami w kuchni stałam przy blacie obok i grzałka też się sama przekręciła na maxa ze 180 stopni!
W pokoju u nas też jest zimno mimo że grzejniki są na maxa włączone, wszystko zaczęło nam się składać w całość gdy ostatnio nasz współlokator przyznal się do morderstwa, gdy mój zauważył wybrzuszone panele w kuchni i nie chciał otwartego okna. Gdy otwiera się je, jest ok ale wystarcza 3 godziny i czuć smród. Tak samo z jego pokoju. [...] Pozdrawiam
i list kolejny
Dnia 28 kwietnia 2021 [...]
Oczywiście z powodu emocji nie dokończyłam. Chciałam jeszcze dopisać ze to wszystko działo się od 1 dnia do teraz, a jakiś tydzień temu inny współlokator wyskoczył z nożem i zaczął grozić śmiercią (zabije cie jak poprzedniego z twojego pokoju i nic mi nie zrobią! ) mojemu chłopakowi, zmroziło nas. Zaczęliśmy wszystko składać do kupy. Te kroki, woda, mężczyzna (postać w ogrodzie).. I to że współlokator zawsze pilnował czy okno w kuchni jest otwarte i drzwi w salonie też a gdy szliśmy podsłuchiwał nas, jego drzwi były otwarte. Tak samo jednej dziewczyny z góry która wg mojego chłopaka miał wzrok taki jakby chciała coś powiedzieć. Ta myślą podzielił się ze wspollokatorem
Być może się domyślił ze mój coś przeczuwa, bo też zwracał uwagę na panele w kuchni, lekko wybrzuszone i smród, a ja nie. Może pod wpływem emocji pękł.
Ciągle chodzi ubrany na czarno, nie wychodzi z domu.. Ta sprawa się rozwiąże ale dreszcze mnie przechodzą co sekundę.
[dane do wiad. FN]
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.